ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjacielePostanowiłam umieścić na blogu fragmenty mojej książkiPoszukiwacz Gwiazd sierpniowych - fragmenty.krótki fragment mojej "książki"Fragment mojej książki .Fragmenty z mojej książki:)Pierwszy FragmentFragment SPPolowanie na mrocznego elfa (szkic do czegoś dłuższego)Czyste zło - prolog czegoś większego...Brak skierowania na KL po RK
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

Jestem nowy na forum więc witam was wszystkich. Poniżej zamieszczam fragment książki, którą od niedawna piszę o wstępnym tytule "Edward". Oczywiście proszę o jak najbardziej krytyczne i prawdziwe opinie.

EDWARD
POGRZEB
Otworzył oczy i wlepił nieprzytomny wzrok w szmatce leżącą przed jego twarzą. Powoli odzyskiwał świadomość. Zdarzało mu się to rzadko więc mógł poczekać. Szmata była czarna i nie stwarzała zagrożenia, a to było miłe. Stwarzała za to wrażenie, że to nie jest jej naturalny kolor. Od zezowania rozbolały go oczy więc ciężko przewrócił się na plecy i dla odmiany zaczął gapić się w sufit. Odmiany były przyjemne, a jemu nie zdarzały się często. Szczególnie sufit był miłą odmianą. Szary. Niemal czysty, a z pewnością bielszy niż otaczająca go rzeczywistość. Zamkną oczy by jeszcze przez chwile poczuć się jak w nocy. Zrobiło się ciemno ale sen nie przyszedł. Zrezygnowany uniósł powieki. Trzeba było wstać. Zbliżała się Pora. Podniósł się z trudem i chwiejnie doczłapał do ściany. Środek ciężkości nigdy nie był jego sprzymierzeńcem. W dodatku miał kaca. Oparł się a farba i tynk odpadły na podłogę. Ostrożnie zaczął sunąć w poprzek znajomych zacieków. Dotarł do drzwi i naparł na nie całym ciężarem. Był w łazience. Padł na kolana, wtulił się w kibel i zwymiotował, dławiąc się. Głównie krwią i żółcią. Krew, żygi, smarki, kał i uryna. To było normalne. Poczuł ból w brzuchu. Gdy skończył otarł usta i stanął na nogach, podpierając się o zlew. Oparł się o niego ciężko, spluną i przejrzał się swojemu zapadniętemu i śmierdzącemu obliczu.
- Nazywam się Edward – powiedział dla pewności.
Edward? A może jednak nie…
Przekręcił kran, z którego wylał się brązowy płyn. Woda. Nigdy jej nie lubił, była gorzka. I trzeszczała w zębach. Przemył drżące ręce i twarz. Piwo było lepsze, smaczniejsze i dbało o niego. Za puszki dostawali pieniądze, za które mogli kupować go więcej. Szuja wiedział co zrobić żeby zdobyć pieniądze. Pracował dla nich, a Edward dawał mu mieszkanie. Zakręcił kran, odwrócił się i wyszedł z łazienki. Stał w swoim pokoju. Mieszkaniu. Cztery ściany, podłoga, sufit, dwie szafy, dwa krzesła, połamany stół, kurz, puszki, śmiecie, brud, smród i czyjś palec, a z prawej łóżko Szui. Jego dom. Mieszkanie. Śmietnik. Wszystko było w porządku. Był tu gdzie powinien być. Na pewno. W miejscu swej dołującej egzystencji. Choć nie wiedział co to znaczy. Podszedł do łóżka i wyciągną spod niego butelkę. Zbawienny płyn wlał do suchego gardła i przełkną głośno. To było normalne, że tu był. Bo gdzie miałby być? Wiedział to dobrze ale przekonywanie samego siebie o rzeczach oczywistych było ważne. Czasem sam nie wiedział w co wierzy i czy to w co wierzy jest tym w co powinien wierzyć i tym w co wierzył przed chwilą. Pamięć go zwodziła, umysł go zwodził ale piwo odbierało konieczność korzystania z nich. Piwo. Zbawienny płyn. Rozejrzał się po pokoju. Jego wzrok padł na deski, którymi zabili okna. Pamiętał, że miały im się przydać. I nagle zrozumienie napłynęło i ugodziło boleśnie jego umysł.
Nie! Nic nie jest normalne! Nic nie jest jak trzeba!
Szuja nie żył. Ktoś zadźgał go gdy ten wracał do mieszkania. Pociął mu twarz, połamał ręce. Zabił. Edward długo płakał. I wymiotował. Potem razem z Innymi ukryli jego ciało w kontenerze by dziś je pochować. Zbliżała się Pora.

***

Inni już byli. Edward przyszedł punktualnie ale oni mieszkali przy kontenerze we własnoręcznie zbudowanych szałasach i mieli bliżej. Dominującym składnikiem szałasów był metal, głównie rury i mnóstwo śmieci. Nie chcieli przenieść się do bloku w imię autorskiej religii. Wokół walało się mnóstwo resztek jedzenia, głównie zgniłego ale im to nie przeszkadzało, a wybrzydzanie było nieopłacalne. Jeden z innych, najniższy, brodaty, siwy i najstarszy, zbliżył się do Edwarda. Ten wyciągną ku niemu rękę ale Inny ją zignorował.
- Jesteś pijany – warkną. – Miałeś być trzeźwy.
- Nie wytrzymałem.
- Debil.
Wyciągnęli Szuję z kontenera i przeszli ku przygotowanemu miejscu obrzędu. Ułożyli przyciągnięte zwłoki na kupie łatwopalnych śmieci i desek, które Edward wyrwał ze ściany. Ciało wyglądało okropnie ale zdążył się już przyzwyczaić. Inni polali je, jakimś sposobem zdobytym przez siebie paliwem. Jeden z nich rzucił na całość zapałkę i w górę buchnęły płomienie, a nad nie wzniósł się czarny dym. Ciało Szui zaczęło się palić. Edward odwrócił wzrok.
- Nieprzyjemne co? – Spytał stary. – Można przywyknąć. – Jeśli się zastanowić to prawie jak pieczenie świniaka.
Edward milczał. A potem wyciągną przed siebie puszkę z piwem, otworzył ją i wrzucił w płomienie. I stało się, Szuja miał swój wymarzony pogrzeb. No prawie. Nie było błyszczącej czarnej trumny, tylko szafa i to nawet nie w całych kawałkach. Nie było mnóstwa przyjaciół i rodziny, tylko pijany Edward i Inni, a i ci ostatni tylko dlatego, że obawiali się smrodu pozostawionych zwłok. Ale było piwo. Chociaż tyle. Edward wrócił do mieszkania.


Bardzo proszę napiszcie co o tym myślicie. Dla mnie to bardzo ważne żeby poznać wasze opinie.
Wiem, że trochę to dziwne i wulgarne ale w założeniu miało takie być. Chciałem napisać coś nieco innego.

Otworzył oczy i wlepił nieprzytomny wzrok w szmatce leżącą przed jego twarzą.
Szmata była czarna i nie stwarzała zagrożenia, a to było miłe. Stwarzała za to wrażenie, że to nie jest jej naturalny kolor.
Od zezowania rozbolały go oczy więc ciężko przewrócił się na plecy i dla odmiany zaczął gapić się w sufit.
Zamkną oczy by jeszcze przez chwile poczuć się jak w nocy.
Środek ciężkości nigdy nie był jego sprzymierzeńcem. W dodatku miał kaca.
Oparł się o niego ciężko, spluną i przejrzał się swojemu zapadniętemu i śmierdzącemu obliczu.
splunął i przyjrzał się

wyciągną wyciągnął i przełknął Można by się przyczepić jeszcze do kilku miejsc ale to chyba na razie tyle. Nie mam zamiaru cię dołować. Ogólnie nie jest złe ale styl odrobinkę szwankuje. To nic nie szkodzi. Zapraszam do dalszego pisania, bo tylko tak rozwiniesz się
CzarnaDamo dzięki za odpowiedź. Wszelkie braki liter i przecinków to po prostu moje niedopatrzenie (chociaż nie tylko moje bo Microsoft Word mógł mi powiedzieć ), to także przypomnienie żeby słuchać nauczyciela języka polskiego. Załamywać się nie mam zamiaru bo po to zamieściłem tu ten tekst by wiedzieć co jest nie tak.


Word ci tego nie poprawi, gdyż spluną, wyciągną, zamkną itp. To poprawne formy tylko nie w tym wypadku
Przykład
Dziewczyny wyciągną szampana z lodówki, gdy tylko przybędą goście.
ale już
On wyciągnął ciasto z piekarnika.

Słownik wordowski sprawdzi część błędów, ale musisz czytać swoje prace. Ja zawsze pierwsze piszę ręcznie, a później dopiero przepisuje do worda. To pozwala prześledzić je jeszcze raz. Pozdrawiam
Wiem wiem. To był taki żart. Sam zwykle piszę w zeszycie ale tym razem od razu siadłem do komputera. Jakoś na błędy nie zwróciłem uwagi (wynik chodzenia do szkoły jak myślę - nie jest czerwono więc jest dobrze ). Potem w poście poprawiłem dwa spore błędy ale mniejszych nie zauważyłem. Może podświadomość mi to utrudniła: wiem, że ma być zaczął więc czytam zaczął a nie zaczą heh.
Ale nie będę się już tłumaczył.
Nie myślałeś tego wydać? Ja właśnie wydaję swoją powieść - polecam Ci Wydawnictwo Psychoskok. Tanio i komfortowo!
Do mnie nie przemawia Twój styl... Czasami występuje zbyt wiele podobnie brzmiących wyrazów pod rząd, co mi burzy rytm i atmosferę, a jak na tak krótki fragment utworu jest tego typu "wpadek" dużo.
Pisz dalej, szkol warsztat i koniecznie korzystaj z krytyki - ja dzięki temu wyszłam na przyzwoity, moim zdaniem, poziom i jestem naprawdę zadowolona ze swoich obecnych tworów.