ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjacieleUśmiechnięta matematyka dla zwykłych ludzi PostNapisane: 21 wrz 2010, o 12:45 Posty: 0 Lokalizacja: Kraków Wiek: 50 Zapraszamy 24 września o godz. 17.00 na spotkanie z Panem Krzysztofem Cywińskim autorem książki Matematyka dla humanistów, dyslektyków i innych przypadków beznadziejnych do Auli Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie ul. Podchorążych 2 <<Książka " Dlaczego myślimy to, co myślimy o życiu i śmiBazarek książkowy + kilka innych drobiazgów OTWARTE do 26.02Lambrou pisze nową książkę o piórach europeiskich-Kawuska?KSIĄŻKI NA PODHALANY Z FUNDACJI BONO DO 26.05.2011Bazarek na Facebooku- książki, psie akcesoria, perfumyksiążki do 4.08.13 do godz. 22,00Książka " POTĘGA PODŚWIADOMOŚCI " Joseph MurphyKsiążka Tomasza rekomendacją miesiąca w NŚksiążki których jeszcze nie wydano w Polsce
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

Złota, polska jesień. Tak naprawdę wcale nie jest złota, jest za to typowo polska: szara, ponura, zimna i mokra. Gdy o niej myślała przed oczami miała wielki, wiejący chłodem budynek Pałacu Kultury, jedną z pamiątek po ciemnych czasach socjalizmu. Widziała przemokniętych ludzi biegających w tą i spowrotem, w pośpiechu wskakujących do tramwajów. Gdzieniegdzie przemykających pomiędzy naszymi rodakami skośnookich przedsiębiorców dźwigających torby, które zdawały się być niewiele lżejsze od nich. Czasem też wyobrażała sobie Grechutę, który w strugach deszczu przemierza ulicę Gołębią. Mijała go piękna kobieta w czerwonym płaszczu, a jesienny wiatr rozwiewał jego poły tak, że w pewnym momencie zaczepiały one o zamyślonego przechodnia. Wiele jeszcze potrafiła sobie wyobrazić siedząc w swoim przytulnym pokoju z kubkiem herbaty, gdy za oknem lał mrożący deszcz. Jednak te porównania zdawały się być wystarczającym dowodem na to, że jesień nie kojarzyła jej się z niczym przyjemnym. Niby zdarzały się słoneczne dni, gdy drzewa mieniły się barwami złota, żółci i brązu. Zdecydowanie jednak wolała kolor zielony, gdyż miał on w sobie tą niewyobrażalną radość życia. Bo czy jest coś piękniejszego niż stary, solidny dąb kryjący w swych dostojnych konarach i zieleni swej korony gniazdo piskląt, które już niebawem wylecą pod niebo? Niestety, jesienią i tak nas opuszczą. Tętniąca życiem Afryka, zlana żarem słońca jest z pewnością ciekawszym miejscem niż zimna, uboga w pożywienie ziemia polska. Dopijając herbatę doszła jednak do wniosku, że tak naprawdę to nie chłód, czy też ptaki były powodem jej jesiennej melancholii. Było coś więcej. Ponoć każda opowieść jest bardziej nurtująca, gdy posiada drugie dno. Niech i tym razem tak będzie.

Czekam na wasze opinie, jestem przygotowana na krytykę pozdrawiam!


A co tu krytykować? Nienaganny styl, płynny, ciekawy opis, niechęć narratora do socjalizmu. Wszystko na swoim miejscu! Tylko jakby trochę mało tego wszystkiego.
mało, bo wrzuciłam to, że tak powiem "na spróbowanie". Mam tego więcej, ale nie chcę zaśmiecać forum, dlatego założyłam bloga. W sumie pierwszy raz zdecydowałam się upublicznić moją twórczość, oczywiście z czystej ciekawości czy to się w ogóle przyjmie. dzięki za odpowiedź
To wrzuć jakieś obszerniejsze fragmenty, wtedy pogadamy.


Ok. Jestem zwolenniczką pisania na papierze więc jak tylko przepiszę na komputer to wkleję
Zanim Justyna poznała swojego pierwszego chłopaka, nigdy specjalnie nie zabiegała o to, by kogoś mieć. Była wtedy dość młoda, z pewnością dużo młodsza niż teraz, uczyła się jeszcze w liceum. Lubiła swoją wolność, cotygodniowe wypady do ulubionego klubu, spotkania z przyjaciółmi. Jak to często bywa w tym wieku, miała określone idee, żyła z ułożonym w głowie planem na kolejne lata, który, jak wówczas sądziła, z pewnością zrealizuje. Z perspektywy czasu zaczęła myśleć o tym z rozbawieniem. Było to rozbawienie czysto sarkastyczne, gdy analizowała jak jej zasady, plany upadały jeden po drugim. Bowiem stworzona przez nas moralność ma często strukturę samochodowej szyby. Jeden kamyk na naszej drodze wystarczy, by rozleciała się na setki kawałeczków. Gdy podnosisz z ziemi ten mały fragmencik szkła, widzisz w nim swoje odbicie, ale to już raczej widok niczym w krzywym zwierciadle niż czyste odbicie lustrzane.

- Jednym z najbardziej znanych bajkopisarzy antycznych jest Ezop... - senny głos nauczycielki wypełniał całą klasę. Jako że była to ostatnia lekcja słowa zamiast trafiać w uszy uczniów odbijały się pustym echem o ściany i powracały powoli do pani profesor, która jak gdyby uginana ich ciężarem mówiła co raz senniej i wolniej. Nic w tym jednak dziwnego, każdy z obecnych w sali, a już z pewnością ona mieli dość dzisiejszego dnia. Justyna jednak odpływała myślami zupełnie w innym kierunku. Telefon w jej kieszeni zawibrował nerwowo, chowając go pod ławką odczytała wiadomość: "Dziś o 19 zbiórka na przystanku, zaczynamy weekend!" Kasia zawsze wiedziała jak poprawić jej humor, była w końcu jej najlepszą przyjaciółką. Uśmiechnęła się szeroko do swoich myśli, zadowolona, że ma już plany na dzisiejszy piękny, majowy wieczór. W tym samym momencie dobiegł ją z korytarza zbawczy dźwięk dzwonka. Chwyciła torbę i jak zwykle poszybowała w stronę przystanku, z zadowoleniem układając w głowie plan dzisiejszego wyjścia.
Gdy dotarła w końcu do domu z kuchni dobiegł ją głos mamy, która jak zwykle o tej porze oglądała swój ulubiony serial:
- Na patelni masz kotlety, ziemniaki w garnku, chyba jeszcze ciepłe.
Justyna z apetytem zerknęła na te pyszności, jednak zdrowy rozsądek szybko wygrał z nieziemskim zapachem obiadu i sięgnęła do lodówki po jogurt. Była jedną z tych dziewczyn, które całe życie liczyły kalorie. Z zazdrością patrzyła na koleżanki, które mając talię osy zajadały się słodyczami na szkolnych przerwach. Dawno już jednak pogodziła się ze swym losem.
Nie chcąc dłużej drażnić nozdrzy aromatem kotletów ruszyła prosto do swojego pokoju mijając po drodze młodszego brata, który zaaferowany nową grą nawet nie zauważył jej obecności. Robert był w zasadzie dziwnym człowiekiem. Cały swój wolny czas spędzał przed monitorem wbijając kolejne "levele" gry, której nazwa niewiele jego siostrze mówiła. Mama zawsze powtarzała, że gdyby poświęcał tyle czasu nauce to byłby z niego nie lada geniusz. Rzeczywistość była jednak taka, że gdy braciszek wracał z zakończenia roku mama oglądała tylko pierwszą stronę świadectwa. Widniejące tam zapewnienie: "Robert Kostrzycki został zakwalifikowany do klasy n-tej" w zupełności ją satysfakcjonowało. Drugiej strony nigdy nie sprawdzała, chyba po prostu nie chciała się stresować. Zupełnie inaczej było z Justyną. Jeszcze w gimnazjum mama wracała z zakończenia roku dumna jak paw, dzierżąc w ręku świadectwo z czerwonym paskiem i list gratulacyjny. Lubiła chodzić na tego typu wydarzenia, kupowała wtedy nową garsonkę, by paradując przez całą salę gimnastyczną zaprezentować się jak najlepiej.

z góry przepraszam za błędy ort i literówki ale piszę w wordpadzie i nie podkreśla mi błędów. Nie jest to pewnie też dość spójne, ale mam trochę dziwny system pisania i nie bawiłam się jeszcze w posklejanie tego w logiczną całość
To już jest trochę lichsze od wstępu szczerze mówiąc. Nic konkretnego nie mam tu na myśli, to raczej kwestia gustu. Mimo wszystko z chęcią przeczytam części dalsze, może wtedy napiszę coś konkretniejszego.
wiem że to jest słabsze, ale nie chcę pisać jedynie "głębokich przemyśleń". Chciałabym połączyć lekki, strawny obyczaj z czymś głębszym. Wciąż piszę i powiem szczerze sama nie wiem co z tego za potworek wyjdzie