Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Nie wiem jak to dalej ruszyć :cry:
Nad ranem znaleźli zwłoki.
Siwy koń, na którym siedziała Nirvian, niespodziewanie stanął dęba, omal nie zrzucają dziewczyny z siodła. Żarżał nerwowo i potrząsnął łbem. Jego nozdrza rozszerzyły się, bezbłędnie wyczuwało nieprzyjemny, budzący strach, woń krwi. Nirvian pochyliła się w siodle i zaczęła głaskać ogiera po szyi, próbując go uspokoić. W tym momencie wzrok dziewczyny padł na, leżące na zaschniętej trawie w pobliżu wejścia do pobliskiego lasu, martwe ciało w kałuży krwi. Było poznaczone licznymi, paskudnymi ranami, pokrywającą całą powierzchnię klatki piersiowej. Na gardle również widniało paskudne rozcięcie ciągnące się od prawego ucha aż do lewego. Najwyraźniej sprawca tej straszliwej zbrodni chciał mieć pewność, że ofiara się wykrwawi. Nirvian zesztywniała, twarz momentalnie pobladła. Lodowaty dreszcz przeszył jej ciało. Zakryła usta ręką, by nie krzyknąć. Czuła nieprzyjemną suchość w gardle i dziwny, nieprzyjemny smak w ustach. Zemdliło ją, miała ochotę zwymiotować. Choć podróżowała już od czterech lat Fëardionem i jego niewielką drużyną, nadal nie potrafiła się przyzwyczaić do tak strasznych widoków, jak ten.
Obok dziewczyny znalazł się wysoki elf o przystrzyżonych na krótko brązowych włosach dosiadający potężnego karosza. W przeciwieństwie do wierzchowca Nirvian zachowywał się nad podziw spokojnie, jakby smród krwi nie robił na nim żadnego wrażenia. Dziewczyna poczuła na swoim barku ciepły, troskliwy uścisk ręki elfa.
- Spokojnie, Nirvian – powiedział łagodnie, melodyjnym głosem. – Oddychaj głęboko. Uspokój się. Przecież nie pierwszy raz oglądałaś takie widoki.
Dziewczyna uśmiechnęła się słabo.
- Do tej pory się do nich nie przyzwyczaiłam – powiedziała cicho. – Nie martw się, Fëardionie. Za chwilę powinno mi przejść.
Elf skinął tylko głową. Nadal przyglądał się bacznie twarzy Nirvian. W jego zielonych oczach była troska o samopoczucie przyjaciółki i towarzyski broni. Po chwili wzrok elfa przeniósł się na zwłoki. Pospiesznie zsiadł z konia i zbliżył się do martwej istoty. Przykucnął, przyglądając się im badawczym wzrokiem. Był to młody, ludzki mężczyzna, musiał mieć koło czternastu czy może piętnastu lat.
Taki młody chłopak – przemknęło elfowi przez głowę. Powoli spuścił wzrok; czując w sercu dziwną pustkę i obojętność. Zacisnął ręce w pięści, czując jak gniew pali mu trzewia żywym ogniem. – Muszę odnaleźć jego zabójcę. Przynajmniej tyle będę mógł zrobić dla niego – zadecydował nagle, patrząc w pokrytą na wpół zaschniętą krwią twarz chłopca.
W pewnej chwili, Fëardion dostrzegł leżący w trawię cienki sztylet o połyskliwym, czarny ostrzu. Elf sięgnął po tę broń bez wahania. Przez chwilę przyglądał się mu z uwagą. Ostrze powoli niszczało pod wpływem promieni słońca, jakby ta broń była na nie bardzo wrażliwa. Wiedziony dziwnym przeczuciem, Fëardion, ujął drugą ręką czubek ostrza i lekko je zgiął. Stal pękła bez większego oporu, niczym kruche szkło. Dopiero teraz dotarło do elfa, co zabiło tego nieszczęsnego chłopca.
- Drowy… – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Sytuacja jest poważniejsza niż wcześniej myślałem, Nirvian. To będzie bardzo niebezpieczne zadanie. Nie daruję im tego, co zrobili temu chłopcu. Zapłacą za to.
Nirvian przez chwilę milczała. Ogarnął ją taki ze strach, że nie mogła wydusić siebie choćby słowa. Miała wrażenie, że w jej gardle utkwiła ogromna gula lodu uniemożliwiająca mówienie, sprawiająca ból jednocześnie. Zbyt wiele słyszała o drowach, żeby nie czuć strachu. Jako półelfka, półmorvalatka wychowana wśród elfów wręcz nie mogła wiedzieć, kim były te istoty i jak bardzo się pogrążyły przez swoje okrucieństwo i agresję wobec innych ras. Zwłaszcza wobec jasnych elfów, których mroczni darzyli szczególnie zajadłą nienawiścią za wyrządzone krzywdy. Nirvian podejrzewała, że gdyby drowy dostały taką możliwość, wycięłyby w pień wszystkich elfów żyjących na kontynencie.
- Ustaliłeś przynajmniej, ilu ich było, Fëardionie? – spytała dziewczyna drżącym głosem.
Fëardion pokręcił przecząco głową. Uważnie badał trawę wokół ciała, jakby miał nadzieję, że znajdzie jeszcze jedną broń należącą do mrocznych elfów, lecz niczego więcej nie zauważył. Po chwili podniósł się z ziemi. Westchnął ciężko i spojrzał uważnie na zaniepokojoną, bladą twarz Nirvian. Wiedział, że jego towarzyszka się boi, widział to w cudownych, błękitnych oczach dziewczyny.
- Nie wiem, ilu ich jest – powiedział w końcu elf, podchodząc do towarzyszki podróży. – Poza tym sztyletem nie pozostawili po sobie żadnego śladu. Będziemy musieli od teraz bardzo uważać. Moi mroczni kuzyni z pewnością nie odeszli daleko i mogą znów zaatakować.
Nirvian powoli wypuściła ze świstem powietrze. Sprawa rzeczywiście wyglądała poważniej, niż początkowo się wydawało. Najbardziej przerażająca dla dziewczyny była myśl, że kompletnie nic nie wiedzieli o liczebności wroga.
- Gdzieś w okolicy musi znajdować się wejście do pomroku – zauważyła Nirvian, próbując bezskutecznie zapanować nad drżeniem głosu. – Powinniśmy poczekać na Northeima i Deranmortha, zanim zaczniemy podejmiemy jakiekolwiek kroki. Jeśli drowy naprawdę mogą na zaatakować, to ich wsparcie będzie bezcenne. Sami nie damy rady mrocznym elfom.
Fëardion nie zamierzał się kłócić z Nirvian w tej sprawie, bo wiedział zbyt dobrze, że dziewczyna miała rację.
Na początku pomieszanie z poplątaniem, sporo błędów interpunkcyjnych, kilka literówek, trochę potknięć ze składnią, ot, choćby: Jego nozdrza rozszerzyły się, bezbłędnie wyczuwało nieprzyjemny, budzący strach, woń krwi. - Jego nozdrza rozszerzyły się, bezbłędnie wyczuł nieprzyjemną, budzącą strach woń krwi.
Opisy trochę zbyt proste, mało plastyczne, zwłaszcza opis reakcji bohaterki na widok zwłok. Nuda.
Treściwie - lepiej. Dobry materiał na opowiadanie, można coś z tego utkać. Tylko nad bohaterami popracuj, bo na razie płytcy okropnie. No, ja wiem, że fragmencik krótki, ale nawet w tych kilkunastu zdaniach mogłaś zaznaczyć jakieś szczątki motywacji psychologicznej tego elfa o imieniu, którego nie powtórzę. Muszę odnaleźć jego zabójcę. Przynajmniej tyle będę mógł zrobić dla niego – zadecydował nagle - aż się ciśnie na usta: a po cholerę?
Generalnie na razie mało można powiedzieć, daj więcej, to się popastwimy konkretniej :)
(Cześć, ludzie, mały come back :D)
Nie wiem dalej jak to ruszyć, więc chyba napiszę ten fragment od nowa. I wywalę te głupotki, które palnęłam znowu ^^'. W każdym razie dziękuję za opinię i wytknięcie błędów. Postaram się, by w kolejnych tekstach było ich mniej.
Jak dla mnie trochę dużo błędów i to błędów różnego rodzaju. Tekst troszkę chaotyczny... I brakuje mi opisów :)
W sumie to był początek opowiadania, ale dziękuję za komentarze. Przydadzą się przy kolejnych tekstach :)