Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Mój pierwszy projekt w fazie dalszej produkcji.
Jestem amatorem i nie znam się za bardzo na pisarce i wrzucam to tu by usłyszeć krytykę by się poprawić. W opowiadaniu mogą się zdarzyć błedy orto i składniowe, jeszcze nie zrobiłem korekty.
Dzięki za uwagę.
Zapomniane Opowieści Isteronu
Wpośród Cieni
Rodział 1. Czarny Las
Elfka Światła Maerdaew Kiras podążała ledwo widocznymi ścieżkami, próbując oświetlić ją zaklęciami światła. Las wyglądał tak jak by się ciągnął w nieskończoność. Długie, ciemne drzewa wykręcające gałęziami na różne strony, wyglądały niczym szpony jastrzębia.
- Teraz pewnie będą mnie szukać... Mam nadzieję że Lili się wszystkim zajmie. - Pomyślała.
Wielki księżyc posyłał włócznie światła przebijające czarne liście, nieznacznie oświetlając ścieżkę.
W ciemnościach, pomiędzy drzewami, dostrzegła mały promień światła. Gdy podeszła bliżej zauważyła że to ognisko a obok stał mały powóz z końmi. Była głodna i zmarznięta
i wahała się podejścia, bo nie widziała kto siedział przy ognisku w samym środku Czarnego Lasu.
Gdy podeszła trochę bliżej, nastąpiła na małą gałązkę która wywołała mały trzask. Szybko skryła się za drzewem. Niski mężczyzna. wstał i krzyknął:
- Kto tam jest?!
Niski człowiek nasłuchiwał jakikolwiek dźwięków lecz bez skutku, wzruszył ramionami i usiadł ponownie do ogniska.
Maerdaew lekko się wychyliła za drzewa by sprawdzić czy człowieczek mógłby się okazać większym zagrożeniem. Uznała że lepiej będzie jak go ominie, wykonała krok w tył i ktoś chwycił ją za ręce.
Maerdaew się wyrwała lecz została przyparta do drzewa. Spróbowała zobaczyć kto jest napastnikiem lecz było zbyt ciemno by dostrzec twarz. Wywołany hałas zwrócił uwagę niskiego mężczyzny, wstał i ruszył w stronę drzewa.
- Puść mnie! Natychmiast! Krzyknęła Maerdaew głosem który miał być stanowczy lecz wydał się bardziej piskliwy. Rozśmieszyło to napastnika.
- Do tego dojdziemy... Ale teraz powiedz mi kim jesteś co tu robisz? - Głoś był chrapliwy i nieco straszny.
- Jestem Maerdaew! Elfka Światła! teraz mnie puść!
Niski Człowieczek krzyknął zanim podszedł wystarczająco blisko by oświetlić napastnika.
- Co tym razem znalazłeś ciekawego?!
- Chodź i sam zobacz!
Niski Człowieczek podszedł bliżej, Pochodnia oświetliła twarz napastnika.
Elfką jękła. Jej oczom okazał się Darin, zwanymi też Mrocznymi Elfami. Był młody i szczupły. Miał ze metr osiemdziesiąt osiem wzrostu, długie biały włosy, przykrywające częściowo ramiona. Twarz miał smukła, kości policzkowe były wysoko uniesione, usta wykrzywiał lekki uśmiech. Mrocznych Elfów wyróżniało to od innych Elfów że mieli o wiele dłuższe uszy odstające do tyłu, i ciemną skórę, wśród innych Darinów skóra może być niemal czarna. Potem spojrzała na niskiego człowieczka. Był to krasnolud, ze metr pięćdziesiąt, krótkie czarne włosy i czarna broda sprawiały wrażenie że był starszy niż na to wygląda.
Maerdaew ponownie jękła, zaczęła się wyrywać z rąk Mrocznego Elfa. W tej chwili Mroczny Elf puścił jedną rękę elfki i wykonał ruch palcami przed jej twarzą. Pomiędzy palcami Mrocznego Elfa przebiegały fioletowe wstążki które prysnęły po chwili. Elfka straciła przytomność i runęła na ziemię.
- Super... Co zamierzasz z nią zrobić? - Spytał się krasnolud szturchając butem elfkę.
- Narazie nic. Może być kimś ważnym albo głupim skoro się tu zapuściła. Zazwyczaj świętoszkowate Elfy Światła nie lubią opuszczać swoich ziem. Zwiąż ją i wrzuć do powozu jutro się nią zajmiemy, akurat powinno przestać działać zaklęcie usypiające.
Słońce wzeszło nad horyzontem i powitało krasnoluda pomarańczowym blaskiem.
Mroczny Elf wcześnie wstał by pilnować Elfki leżącej na jednej z pryczy. czyścił swój miecz odwracając wzrok co jakiś czas by sprawdzić jak się miewa Elfka.
Zanosiło się na deszcz co dobrze nie wróżyło drogom i powozom przejeżdżających po nich.
Okolica była spokojna, żadnych zwierząt leśnych dookoła ani żywej duszy. Las wydawał się martwy, nawet ptaki gdzieś się skryły. Krasnolud nucił sobie krasnoludzki hymn wojenny do chwili aż nagle powóz się zatrzymuje.
Gdy Mroczny Elf zdał sobie sprawę z postoju chciał się dowiedzieć co poszło nie tak. Nie musiał sprawdzać bo krasnolud ubiegł jego wyjście z powozu krzykiem.
- Kurwa mać! bandytom się zachciało napadać!
Darin otwiera drzwi powozu z buta, rozgląda się i dostrzegł kilku bandytów w pobliżu. Wyczarował połyskujący czarny miecz i ruszył na jednego z bandytów.
Wziął zamach i uderzył z pełną siłą. Bandyta spróbował obronić się mieczem lecz ten się złamał i nie było już ratunku. Krew trysła na Darina a bandyta prawie rozdzielony wpół osunął się na ziemię. Drugi bandyta zachował zimną krew i zaszarżował na Mrocznego Elfa. Zamach i trach! Miecz Darina tak jak i bandyty spotkały się i nie chciały drgnąć. Rozpoczęła się walka sił, lecz Darin nie walczył fair. Oswobodził jedną rękę z rączki miecza i wyczarował plazmatyczną kulę która po chwili cisnął w podbrzusze bandyty. Kula wypaliła dziurę w bandycie na wylot, ten zmarł tuż po chwili.
Krasnolud też sobie nieźle radził zanim jeszcze Mroczny Elf zdążył zabić drugiego, Krasnolud kończył już z trzecim miażdżąc mu czaszkę swym młotem.
Maerdaew się zbudziła ze snu i wyjrzała przez okienko powozu co się dzieje.
Zza drzew wyszli następni, tym razem uzbrojeni w łuki.
- Zza powóz już! - Krzyknął Mroczny Elf po czym skoczył w bok omijając lecące strzały.
Krasnolud zrobił to samo. Po chwili obaj byli za powozem osłaniając się przed strzałami.
Konie były wystraszone i zerwały się z uprzęży i uciekły w głąb lasu.
- Widziałeś!? prawie mnie skurczybyki trafili. - Wydyszał Krasnolud.
- Lepiej się martw tym jak pojedziemy dalej bez koni.
- A może się pomartwimy tymi skurwielami z łukami co?
- Mhm... Zobacz jak się miewa nasz gość i weź tarczę Aktyńską.
- Ta która tak błyszczy?
- Tak ta. Ja trochę zajmę tych łuczników.
Sprawił że miecz przemienił się Tarczę Cieni, która pochłaniała każdy pocisk w czarną materię. Wyglądała jak czarny okrąg z latającymi smugami dookoła, zaś w środku była ciemna materia wyglądająca niczym żywe, czarne lustro.
- To czarnoksiężnik! - Krzyknął któryś z bandytów.
Krasnolud wszedł do powozu zepchnął Maerdaew z drogi i zebrał tarczę która była oparta o bok powozu.
- Hej! uważaj! - Skarżyła się Maerdaew.
Krasnolud wyskoczył z powozu i uklękł obok Mrocznego Elfa
- Masz tą tarczę?
- Mam!
- Użyj jej szybko!
Krasnolud wyszedł zza powozu trzymając wielką złocistą tarczę, która błysnęła złocistym światłem oślepiając bandytów.
W tej chwili Mroczny Elf wykonał ruch rękami i wszystkie strzały pochłonięte przez tarczę wystrzeliły w kierunku bandytów, zabijając dwóch spośród czterech.
Dwaj pozostali bandyci skryli się za drzewami w ostatniej chwili.
- Szefie teraz! - Wrzasnął bandyta.
W tej chwili Mroczny Elf runął na ziemię a Origrin gdy się odwrócił, zdążył zobaczyć tylko but zmierzający w jego stronę. Niebo wyszło mu na powitanie...
Krasnolud odzyskał przytomność, lecz obraz miał rozmazany. Widział dwie sylwetki mężczyzn opierających się o powóz i paląc Elfie Ziele.
Jeden z bandytów się zakrztusił i zaczął kaszleć.
- Mocny towar co nie? - Powiedział drugi po czym zaczął się śmiać.
Krasnolud właśnie zdał sobie sprawę, że jest sponiewierany przez więzy wraz z Mrocznym Elfem i Maerdaew.
- Michalius... żyjesz?
- Siedź cicho i nic nie rób - Wyszeptał Mroczny Elf.
- Co?!
- Szefie jeden się przebudził! - Wrzasnął jeden z bandytów.
Zza drzewa wyłonił się Człowiek, bogato odziany z długim wąsem i srebrną szablą, prawdopodobnie Herszt Bandy.
- Witajcie! co my tu mamy... Krasnoluda, Elfkę Światła - przystawia szablę do gardła Maerdaew, którą powoli osuwał w dół.
Po chwili jego uwagę zwrócił Michalius.
- Ooooo! Mroczny Elf! a to ci ciekawe...
Obudzić ich! jazda!
Po tym rozkazie bandyci przynieśli wiadro wody i wylali je na więźniów.
Maerdaew odrazu się ocknęła nie wiedząc co się stało, zaś Michalius się w ogóle nie poruszył.
Ała... moja głowa... Gdzie ja jestem? - Wymamrotała Maerdaew
- Cisza! teraz ja tu mówię! Ale gdzie moje maniery? Nazywam się Vilmir, Jonas Vilmir. ale możecie mi mówić Vil.
- Wy bandyci! jesteście wszyscy tacy sami! same szuje! - pogardliwie wykrzykuje Krasnolud.
- Cicho krasnoludek!
Hmmmm co ja zwami tutaj mam zrobić?
- Szefie mamy jakieś pudełko! Bogato zdobione! - mówi jeden z bandytów wychodzących z powozu.
- Pokaż mi je..
W czasie gdy Herszt był zajęty rozmawianiem z bandytą. Michalius zaś przygotował zaklęcie ognia to przepalenia więzów.
- Origrin... Zrób aferę. - Wyszeptał Michalius.
- Dobra!
Hej może podejdź tu bliżej żebym mógł widzieć twoją paskudną twarz?! - Krzyczy Origrin
Herszt się odwraca w stronę Origrina.
- Coś ty powiedział?!
- Co ty robisz? - zaszeptała Maerdaew
Herszt podszedł do Origrina i chwyta za podbródek.
- Powiedz to jeszcze raz!
- Z przyjemnością!
Michalius przepala więzy, i rzuca się na Vilmira. Próbował sięgnąć po szablę ale bez skutku, Vilmir się opierał jak nikt inny.
W tej chwili Maerdaew chwyciła kołczan od martwego bandyty i łuk. Powstała i napięła łuk tak mocno, że jak wypuściła strzałę to przebiła bandytę na wylot.
- Złaź ze mnie skurwysynu! - Krzyknął Vilmir i wziął kamień który leżał obok i ugodził nim Michaliusa.
Vilmir powstał i zamierzał zadać ostateczny cios swą szablą gdy nagle... Bum! strzała wypuszczona z łuku Maerdaew znalazła swe miejsce w czaszce Vilmira.
Upadł... a jego szabla upadła tuż przed Michaliusem wbijając się w ziemie.
- No to byłoby na tyle... zostało jeszcze dwóch... - Powiedział Origrin patrząc na dwóch bandytów którzy byli w stanie nie trzeźwym.
Origrin się z nimi ,,rozprawił'' bez żadnego problemu. idioci byli łatwym celem jak to powiedział.
Gdy wszyscy bandyci byli martwi, Michalius wstał i otrzepał swój płaszcz z kurzu. A po chwili zaczął przeszukiwać ciało Vilmira, znalazł parę srebrników lecz nic poza tym.
- Zaopiekuje się twoją bronią - Powiedział Michalius wyciągając miecz z ziemi.
Gdy Michalius chwycił za rączkę miecza Maerdaew powoli się oddalała.
- A ty gdzie?! - Michalius się odwrócił i wystrzelił z palców niebieskie plącze, które owinęło się dookoła nóg Maerdaew, ta upadła na ziemię.
- Puść mnie! - Krzykła Maerdaew próbując zerwać magiczne plącze z nóg.
- Uspokój się! nic ci nie zrobię. Chyba że będziesz się zachowywała tak jak teraz.
- Jesteś Darinem! skąd mam wiedzieć czy mogę ci ufać?!
Michalius westchnął, chwilę pomyślał i klasnął w ręce. Plącza z nóg Maerdaew opadły i roztopiły się.
- Dobrze... możesz sobie już iść.
- Co? od tak sobie mnie puszczasz?
- A czemu nie? nie wydajesz się zbyt groźna ani przydatna.
- Kto ja? O nie... Jestem Maerdaew Kiras! najlepsza łuczniczka wśród mego ludu!
- Skoro jesteś taka ważna i w ogóle to co robisz w tym lesie?
- Ja... Nie muszę ci niczego mówić!
- Skoro tak to żegnaj. Origrin! Pakuj do plecaka to co najważniejsze, będziemy musieli iść z buta!
- Jak ja tego nienawidzę!
- Stałeś się za wygodny Origrin, nie ma bata trzeba se radzić.
- Hej! a ja to co? - Zaskarżyła się Maerdaew.
- Jak już mówiłem możesz sobie iść.
- Zostawicie mnie tu samą?
- A co nas to obchodzi? - Warknął Origrin.
- Dobra... To może tak... Mam złoto.
- No teraz wypowiedziała magiczne słowo! - Powiedział Origrin.
- Jesteśnie najemnikami? To może dam wam 50 srebrników za doprowadzenie mnie do jakiegoś miasta?
- Zgoda!- Krzyknął Michalius zaś po chwili na jego twarzy można było dostrzec uśmiech.
To zrób korektę i edytuj.