ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjaciele"Moc wiary i strachu" 1. opowieśćZapomniane Opowieści IsteronuPolanowa Opowiesc WigilijnaOpowiesci o perzuParker Sonnet Silver Plated Cascadeprzecudna Mysza u mnie na DTBezaDo ludzi zabierających ludzi:)KWP Gdańsk nabĂłr listopad/grudieńNowy dowĂłd osobisty
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

Zacząłem to pisać dla jaj, ale potem okazało się, że może wyjść z tego coś fajnego. Oto moje wypociny:

Ania była 10-letnią dziewczynką z patologicznej rodziny. Ojciec pił bez umiaru, podobnie jak matka, która dodatkowo paliła i znęcała się nad Anią. Pewnego razu wepchnęła jej w rękę listę zakupów, mówiąc:
-Ty mała smarkulo, tutaj jest to co masz kupić, masz 30 minut, ruszaj się! – krzyknęła – a jak nie będziesz tu za pół godziny z zakupami w ręku, to nie masz po co wracać – dodała.
Ania spojrzała na 30-centymetrową kartkę.
-5 bułek, masło, olej, 30 deko szynki… Jejku, zanim dojdę do sklepu minie 10 minut, jak ja zdążę kupić to wszystko? Muszę mieć przecież jeszcze czas by wrócić, no i są kolejki… - pomyślała.
Jednak co miała zrobić, ubrała się i ruszyła szarą ulicą do supermarketu „Auchan”. To jedyne miejsce, gdzie mogła kupić wszystko o co prosiła… co kazała jej kupić matka.
Gdy weszła do środka, spojrzała na wiszący na ścianie zegar.
-10 minut, co do sekundy – powiedziała z lekkim uśmiechem.
Wzięła koszyk, wrzuciła do niego torbę i po kolei z listy zaczęła wrzucać do niego towary. Po jakimś czasie spojrzała na zegar.
-O jejku, muszę wrócić za 13 minut, a nie mam kupionej nawet połowy towarów! – krzyknęła.
Proszek do prania, leżał na najwyższej półce, na szczęścia obok była drabina dla pracowników. Bez namysłu i ostrożności Ania wspięła się po niej. Na ostatnim progu potknęła się jednak i zaczęła spadać z drabiny. Wysokość 2 metrów dla Anii mogła mieć przykre skutki. Zamknęła oczy i zaczęła krzyczeć. Krzyk strachu przebiegł przez cały pawilon, jednak było już za późno by ktokolwiek z kupujących mógł zareagować. Nie spadła jednak, ktoś jak się wydało wyrósł z ziemi i ją złapał. Mężczyzna ten miał chude, kościste ręce, szarą skórę, podarte ubranie, pomarszczoną twarz, jednak z jego oczu tryskała radość i ciepło.
-Dziękuję panu – powiedziała Ania.
-Nie ma za co dziewczynko – odpowiedział nieznajomy – jestem Bogdan, a ty?
-Ja jestem Ania.
Bogdan zrobił szeroki uśmiech a następnie dodał:
-Gdzie są twoi rodzice?
Wtedy Ania opowiedziała mu o wszystkim.
-To okropne – powiedział Bogdan – ale nie martw się, pomogę ci.
-Dziękuję, ale wątpię byśmy wszystko kupili i abym wróciła w… - spojrzała na zegar – 9 minut!
-Spokojnie, pomogą nam moim przyjaciele.
I jak na znak ziemia zaczęła się trząść i z ziemi wyłoniło się kilku ludzi w podobnych obdartych ubraniach jak Bogdan.
-To moi przyjaciele – Zbigniew, Andrzej, Stanisław… i reszta, ale nie traćmy czasu. Czego szukamy?
-Zostało 12 rzeczy – jajka, ryby…
-Łącznie jest nas 12, dobrze się składa! – powiedział jeden z nieznajomych – Powiedz każdemu czego ma poszukać a ty idź zająć kolejkę. Zaraz do ciebie przyjdziemy.
-Dziękuję wam – odrzekła Ania i ruszyła w stronę kasy.
Po 4 minutach w koszyku Anii wylądowały wszystkie potrzebne rzeczy.
Gdy w kasie nadeszła jej pora nagle przypomniała sobie na głos:
-Dobry boże, przecież ja nie mam pieniędzy!
Na to Bogdan odparł:
-To nic, ile potrzebujesz?
-243 złote, 38 groszy – powiedziała kasjerka, jednak pewnie zrobiła to z przyzwyczajenia, nie słuchała ich rozmowy.
-To koniec… - powiedziała smutno Ania.
-Jaki koniec – powiedział wesoło Bogdan – Mam 15 złotych w monetach, moi koledzy na pewno też coś mają, prawda?
U już po chwili na kasie wylądowało równo odliczone 243 złote i 38 groszy.
-Dziękuję! – krzyknęła uradowana Ania.
-Dziękuję – odpowiedziała kasjerka, nie wiedząc, że to nie do niej a do nowych przyjaciół Anii.
Nieznajomi pomogli jej spakować rzeczy do dodatkowych dwóch toreb. Uśmiech momentalnie zniknął z jej twarzy, gdy uświadomiła sobie, że to „Godziny W” pozostały niecałe 4 minuty.
-Tylko nie to! Wszystko na nic! – krzyknęła Ania.
-Spokojnie – powiedział Bogdan wskazując na niezbyt nowego, zardzewiałego beżowego Trabant’a zaparkowanego na sklepowym parkingu. – Nie wygląda najlepiej, ale zasuwa lepiej niż bolid Roberta Kubicy. Wrzucaj rzeczy do bagażnika i wsiadaj.
-Dzięki wam, przydaliście się, teraz możecie wracać spać na dół – dodał.
-Do zobaczenia Aniu – krzyknęli chórem.
-Żegnajcie – odpowiedziała.
Bogdan nie kłamał, już po 3 minutach byli pod starym budynkiem, w którym mieszkała Ania. Bogdan pomógł jej wypakować rzeczy i wnieść je na górę, po czym schował się za zaniedbaną rośliną w doniczce.
-Możę lepiej, żeby mnie nie widzieli - zasugerował.
-Zdecydowanie - odpowiedziała, po czym zapukała do drzwi.
-No nareszcie jesteś! – krzyknęła matka - wnoś to do kuchni, szybko!
Ania zarzuciła na siebie torby i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę kuchni. Oglądnęła się za siebie i zza zamykanych drzwi zobaczyła jeszcze machającego jej Bogdana.
Wieczorem Ania dużo myślała nad tym co zaszło w sklepie. Nie widziała kim był tajemniczy Bogdan i jego przyjaciele, ale była im naprawdę wdzięczna. „Do zobaczenia”, powtarzała w myślach. Dzisiejsze wydarzenia naprawdę ją zmęczyły, więc wbrew krzyków kłócących się jak zwykle rodziców zasnęła bez trudu.


Hahaha, nie wiem czemu ale opowiadania pisane tak lekką ręką zawsze wprawiają mnie w dobry humor, uwielbiam taki styl pisania