Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Na początku było Słowo. U jednych przybierało ono absurdalną postać, u innych natomiast - szarą, codzienną rzeczywistość. Jedni przyozdabiali ją bombkami humoru i radości, inni papierowymi łańcuchami żalu, smutku i rozterek. Na szczycie choinki siedział złocisty, gwiezdny Wen. Siedział i patrzył na środek pokoju, wdychając upojny zapach drewna, igieł, potraw i cynamonu. Leniwie przecierał oczka; wyglądał, jakby dopiero co się przebudził.
...spojrzał jeszcze raz na środek. Tam, obok kominka z iskrzącym, ciepłym i figlarnym ogniem siedziała grupka iście ciekawych i intrygujących osób. Pokój wypełniał śmiech, rozmowy i ogólny, zaraźliwy wręcz entuzjazm.
Wen wyciągnął lekko szyję, chcąc dostrzec - i usłyszeć - jak najwięcej.
Zdaje się, że trwała rozmowa o potrawach na wigilijnym stole. Albo - trwały, bo chyba było ich więcej niż jedna...
- ...Kutia! - mówiła jedna z dziewcząt z błyskiem w oku. - Już nie mogę się doczekać, mniami-mniami, jeeej! Znaczy, nie kutia, taka kutia, tylko makaron z kluskami. Tfu! Makaron z makiem. Kluski z makiem. Zawsze nazywamy to kutią.
- A po co nam karpie? - Inna odpowiadała na zadane pytanie. Charakterystyczny wyraz twarzy przypomniał, że mięsa - żadnego - nie jada, jak i zresztą rodzice.
Płomyk na świeczce zadrgał, gdy jeszcze inne dziewczyna podniosła się gwałtownie.
- A może chcecie spróbować, co jadają wtedy w Indiach? - Poprawiła okulary. - Namówiłam rodziców... Czekajcie, zaraz przyniosę troszkę na spróbowanie...
Podłoga zatrzęsła się, a Wen zatrzepotał; końcówka ciemnych włosów znikła za framugą i drzwi trzasnęły. Zapadła cisza. Milczenie przerwał pewien młodzieniec, szeptający dotąd z przyjaciółką w kącie.
- Napisałem wiersz o świętach. Chcecie posłuchać?
- Chcemy! - powiedziała Dagi, kiwając mocno głową. - Jasne, że chcemy!
Pomieszała łyżeczką w miseczce, którą trzymała w rękach.
- A to co? - spytała Ankeszu, wskazując na to palcem.
- Moczka. Pyszności! - Dagi oblizała lekko wargi, mlaskając cicho. - Morele, orzechy, śliwki, migdały wymieszane z piernikiem, czekoladą i kompotem. Obowiązkowa potrawa wigilijna!
Wszyscy zebrani z, początkowo pewną dozą nieufności, zaczęli próbować tegoż gastronomicznego cudu. I tak jakoś, w oczekiwaniu na wiersz Nadiela, wszystkim zebrało się na wspomnienia.
- Och, uwielbiam Wigilię, bo wtedy moi Rodzice zawsze wspominają młodość - powiedziała Dagi, a w jej oczach zaiskrzyły iskierki radości. - Podczas tegorocznej mój Tato powiedział historię o tym, jak to kiedyś w Boże Narodzenie rozebrał ktoś wóz czy sanie na części. Dało się rozebrać, bo to taki składany był, że tak to określę. No, w każdym razie - wóz został rozebrany i złożony z powrotem, ale... na dachu. Ha, wyobraźcie sobie minę właściciela, który staje rano, wychodzi na podwórko, przerażony szuka wszędzie swojego wozu czy sań i nagle patrzy w górę!...
Wszyscy roześmiali się wesoło.