Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Zły król
Nawia
- A słyszałeś już coś o naszym królu? – odezwał się znów jegomość z naprzeciwka. - Jest srogi jak siedem zim razem wziętych i gniewny jak letnia burza.
Maurycy bardzo się zakłopotał na te wieści, gdyż zamierzał właśnie udać się do króla w bardzo ważnej sprawie.
- Może nie jest taki zły za jakiego go macie? – spytał z nadzieją.
- Oj bratku, gorszego ziemia jeszcze nie nosiła – odpowiedział staruszek zajmujące miejsce tuż obok. – Kiedy ktoś znajdzie się w jego obecności, wysysa mu mózg, układa myśli po swojemu i oddaje z powrotem.
- Pomiesza mi zmysły? – przestraszył się nie na żarty.
- Oj bratku, jeszcze gorzej, jeszcze gorzej…
- Gorzej? A cóż jest gorszego?
- Oj bratku, gorsze jest pomieszanie myśli.
Maurycy musiał zrobić naprawdę tępą minę, gdyż na jej widok staruszek westchnął, pokiwał głową i stwierdził:
- To ja ci to może zobrazuje. – Tu zwrócił się do jegomościa z naprzeciwka: - Czy użyczysz mi swojej głowy?
- Jasne.
Po tych słowach staruszek sięgnął do głowy mężczyzny, a następnie otworzył ją niczym pudełko. Wyjął mózg i tłuste palce ociekające olejem z niedawno spożywanej pieczeni zanurzył w jego różowych zwojach. I mieszał, mieszał, mieszał. Wreszcie uznał za stosowne zakończyć ową czynność i odłożył pomieszany mózg na miejsce, nie zapominając o zamknięciu głowy.
- A teraz posłuchaj efektu. Mów waćpan!
- Król jest cudowny. Król jest wspaniały – odezwał się jegomość. Jego głos był inny niż przed chwilą, jakby sztuczny, pozbawiony emocji. Nieobecny wzrok wypatrywał czegoś, co było poza zasięgiem wzroku obecnych, a być może i poza zasięgiem całej ludzkości.
- Widzisz? – znów odezwał się staruszek. – Tak właśnie robi król z mózgami tych, którzy znajdują się w jego pobliżu. Zaraz, zaraz – przypomniał sobie coś nagle. - Czy ty chcesz do niego pójść?
- Tak, właśnie po to tu przybyłem, mam bardzo ważną sprawę do jego najwyższej mości.
- I nadal masz taki zamiar po tym, co tutaj usłyszałeś?
- Nie odwiedziecie mnie od tego planu! Przebyłam straszliwie długą drogę, żeby król pomógł mi w rozwiązaniu bardzo ważnej sprawy! Nie zabronicie mi!
Maurycy zerwał się na równe nogi i wybiegł z karczmy jak tylko mógł najszybciej. Nie mógł pozwolić, by słowa jakiś przypadkowo napotkanych ludzi pozbawiły go odwagi.
Biegł przez las, a drzewa spoglądały na niego szerokimi ze zdziwienia oczami.
- Gdzie on tak pędzi? – pytały między sobą.
- Podobno do króla. Tego, który manipuluje mózgami ludzi.
Maurycy nigdy wcześniej nie słyszał słowa „manipulować”, jednak przypominając sobie co staruszek robił z mózgiem innego gościa gospody, mógł to sobie ładnie wyobrazić.
- Król manipulant – zaskrzeczała wrona przelatująca tuż nad jego głową. – Król manipulant!
Od razu nie polubił tego słowa.
Biegł dalej, a po drodze spotkały go tak przedziwne przygody, że nie starczy wszystkich kartek świata, by je opisać, ani wszystkich mózgów świata, by je pojąć, dlatego poprzestańmy na tym i przejdźmy do momentu, w którym dotarł do stolicy.
Gdy tylko wszedł do miasta, zaczął kierować w stronę zamku, który oddalał się od niego z każdym jego krokiem. Wszyscy ludzie wytykali go palcami, komentując zamiar spotkania się z królem – wieści o szaleńcu rozeszły się po kraju w okamgnieniu. Dziecko przechodzące obok Maurycego rzuciło w niego dżdżownicą, którą właśnie jadło. Mim, zabawiający gawiedź na rynku, wziął go na ręce i zakręcił się w kółko tyle razy, że chłopak stracił zupełnie orientację i nie wiedział już w którą stronę ma podążać. Kiedy w końcu uznał, że idzie w złym kierunku i powinien zaraz dotrzeć do bram miasta przez które właśnie przeszedł, zamek nagle wyrósł przed nim jak spod ziemi.
Wziął trzy głębokie wdechy, zacisną pięści i podszedł do strażników.
- Jestem Maurycy, chciałbym się spotkać z królem – przedstawił siebie i swój zamiar.
Strażnik przeszył go wzrokiem z kamienną miną i przyglądał się przez kilka długich jak wieczność sekund. Chłopak już powoli tracił nadzieję i chciał odwrócić się i odejść. W ogóle co on sobie wyobrażał? Że wpuszczają tak z ulicy wszystkich wieśniaków którym nagle przyszła ochota zobaczyć się z królem?
- Tak. Proszę za mną. Król już na pana czeka – niespodziewanie odezwał się strażnik.
I teleportował Maurycego do sali jadalnej, gdzie u szczytu stołu siedział mężczyzna w dosyć skromnych purpurowych szatach.
Chłopak skłonił się tak nisko, że grzywką zamiótł posadzkę przed stopami.
- Wasza wysokość… - zaczął.
- Cześć Maurycy! – zawołał radośnie król. – Siadaj, przyjacielu! Doszły mnie słuchy o twojej podróży pełnej nieprzyjemnych przygód. Z pewnością jesteś bardzo zmęczony.
Tego zupełnie się nie spodziewał. To ma być ten straszny i zły człowiek, przed którym tak go ostrzegano? Złapał się za głowę, by sprawdzić, czy przypadkiem nikt jej nie otwierał.
Król taktownie zignorował ten gest. Bo niby co miałby on oznaczać?
- Niemniej podziwiam twój zapał. Przybyłeś tak długą drogę tylko po to, by się ze mną zobaczyć! Niesamowite. Przyznam, że cenię sobie o wiele bardziej aktywność nad biernością, dlatego też uważam za wartościowych ludzi podobnych tobie.
- Przyznam szczerze, królu, że sam jestem zaskoczony swoją wytrwałością. Zazwyczaj jestem leniwy jak kot na piecu.
- W takim razie sprawa, z którą do mnie przyszedłeś musi być bardzo ważna. Nie chciałbym cię dłużej trzymać w niepewności, jeśli taka twoja wola, przejdźmy od razu do rzeczy. Jaką to ważną sprawę chciałeś mi przedstawić?
I nagle, kiedy miał wypowiedzieć swoją prośbę dla której przebył długą drogę, wydała mu się ona tak błaha i niewarta wspominania, że chyba prędzej zapadłby się pod ziemię, niż wypowiedział ją na głos. I to jeszcze przy tak wspaniałym człowieku!
- Właściwie to… - zaczął, nie wiedząc nawet jak skończyć. – W tym momencie to straciło na wadze. Nie jest moja sprawa ani pilna, ani istotna, więc sam nie wiem co mnie tu przywiodło… Być może podświadomie czułem, że to właśnie tutaj powinienem się znaleźć?
Król zaśmiał się ciepłym basem.
- Ciekawość każe mi drążyć tą sprawę, jednak nie zamierzam zamęczać moich miłych gości.
Do komnaty wszedł sługa i pokłonił się nisko.
- Podano do stołu, mój panie.
- Maurycy, przyjacielu – zagadnął wesoło król. – Jak zapewne słyszałeś, wołają na wieczerzę. Będę niezmiernie rad, jeśli dołączysz do mnie.
- Z ogromną przyjemnością.
I przeszli do jadalni, gdzie długi stół był obficie zastawiony różnorodnymi potrawami wszystkimi zrobionymi z… ogórków.
- Może cię zdziwić fakt, że królewski stół zajmują przeróżnie przyrządzone ogórki. Tak, wiem, powinienem zajadać się kawiorem, a nie pospolitymi warzywami, ale, uwierz mi, ja bardzo przepadam za ogórkami. Mój medyk z resztą pochwala moje upodobania, podobno bardzo dobrze wpływają na cerę i wątrobę, ale to w zasadzie nie ma żadnego znaczenia – jadłbym je nawet wtedy, gdyby były trucizną. W końcu co jest warte długie życie bez ulubionych czynności? A ty, Maurycy, co najbardziej lubisz robić?
- Najbardziej to tutaj przebywać – odpowiedział bez zastanowienia. Ale trzeba przyznać, że powiedział prawdę, gdyż nigdy nie czuł się tak dobrze jak tutaj, w towarzystwie króla. Tu wydawało się, że wszystko jest na swoim miejscu i dokładnie takie, jakie powinno być.
- Bardzo mnie to cieszy, musisz być takim razie moim częstszym gościem – zaśmiał się serdecznie król.
- Te ogórki są naprawdę świetne – pochwalił Maurycy. – Nigdy nie myślałem, że musztarda może wydobyć z nich tak wspaniały smak. I one wszystkie są tej odmiany, którą uprawiamy w naszym kraju?
- Te same – uśmiechnął się szeroko król. – Prawda? Kto by pomyślał, że tego samego ogórka można przyprawić na tyle różnych sposobów! Aż trudno uwierzyć, że to jeden i ten sam ogórek.
- Niesamowite…
Tak samo jak to, że jem z królem obiad i rozmawiam o ogórkach, dodał w myślach.
Gawędziliby tak jeszcze długo, jednak nie zdążyli dokończyć obiadu, kiedy król został wezwany do niecierpiącej zwłoki narady.
- Jak widzisz, mój drogi przyjacielu, musimy się pożegnać – w głosie króla słychać było szczery smutek. – Niemniej jednak oczekuję odwiedzin, kiedy tylko będziesz w okolicy. Ciesz się spokojnie strawą, a kiedy skończysz, Jan odprowadzi cię do wyjścia.
I tak skończyło się spotkanie Maurycego z królem.
W samotności posiłek nie był już tak wyśmienity, dlatego poprosił obecnego na sali lokaja, by go odprowadził do wyjścia.
Zanim znalazł się na zewnątrz, pokonał długie i ciemne korytarze.
Kiedy tylko opuścił mury zamku, bardzo ważna sprawa na powrót zyskała w jego oczach na wartości. Nie mógł jednak teraz wrócić, król przecież był zajęty. Postanowił spędzić noc w gospodzie i nazajutrz ponownie złożyć krótką wizytę władcy.
Wszedł do pierwszej lepszej napotkanej gospody i zamówił pokój. Kiedy się położył, był jeszcze pod ogromnym wrażeniem, jakie zrobiła na nim osoba króla. Euforia ani na trochę go nie opuszczała, dlatego postanowił zejść na dół, gdzie była prowadzona karczma i posiedzieć przy zimnym trunku, co by ochoty do spania nabrać.
Kiedy tylko wszedł do sali, właśnie była prowadzona jakaś ożywiona rozmowa wśród gości.
- Zapytaj tego oto śmiałka, który właśnie wraca z zamku – dobiega go głos z drugiego końca gospody. – Powiedz, jaki jest ten nasz król?
To pytanie z całą pewnością było skierowane do Maurycego. Teraz im powie!
- Straszny jak dziewięć piorunów i wyniosły jak najwyższa góra, której wierzchołka nie dojrzy ludzkie oko – odpowiada, a potem dodaje w myślach: - gorszego ziemia nie nosiła…
***
Recenzja
Dagi
Krótkie opowiadanie, miniatura literacka wręcz. Przedstawienie ludzkiej natury.
Cóż - czas, miejsce, bohaterowie to elementy odrealnione, pokusiłabym się o stwierdzenie: fantastyczne. Nie to tutaj jest istotne, tak samo jak mało istotne jest dokładne wykreowanie bohaterów pobocznych. Zobrazowanie zabawy ludzkim umysłem jest tutaj celem samym w sobie i to ten właśnie cel powinien pozostać po przeczytaniu tekstu.
Król przypomina mi trochę Hitlera. (Aczkolwiek – tak, być może spowodowane jest to faktem, iż ostatnimi czasy zagłębiam się w historię II wojny światowej). Obydwaj byli wybitnymi manipulantami oraz, jakby nie było – również i mówcami. Król potrafił sprawić, iż człowiek zmieniał swój tok myślenia, podświadomie stawał się poddanym, odrzucał na bok swoją indywidualność i potrzeby. Sprawiał, iż ludzie się nim fascynowali, pomimo wszechobecnego strachu i złej opinii.
…noale, owszem – może to być także opowieść o ludzkiej plotce, która potrafi przedstawić człowieka w krzywym zwierciadle, z wręcz groteskowym obramowaniem. To, jacy jesteśmy naprawdę, nie oznacza tego, jak jesteśmy postrzegani przez innych ludzi.
Lubię odwracanie sytuacji tam, gdzie jest to konieczne – eksperymenty pisarskie pod tym względem zawsze wywołują we mnie uśmiech. Tutaj przykładem może być dosłowne traktowanie czegoś, co wypowiedziane zostało w przenośni – aż mam przed oczami staruszka, który otwiera mi mózg i grzebie w różowych zwojach szarych komórek.
Wątek ogórkowy wprowadza komizm i utwierdza jeszcze bardziej absurd sytuacji. Choć ogórka z majonezem w sumie jeszcze próbować – nie próbowałam, ogórek ukazuje króla jako osobę zwykłą, normalną, bliską przeciętnemu człowiekowi. Jest tacy, jak my wszyscy; poprzez jedzenia upodabnia się do społeczeństwa, nie pozostając „tym pajacem w purpurze, który patrzy się z obrazu i ma koronę na swym łbie”.
Tekst czyta się płynnie, lekko i przyjemnie, choć ma pewne zgrzyty ze strony technicznej.
Zauważyć można drobne potyczki w walce z interpunkcją, zwłaszcza jeśli rzecz tyczy się imiesłowów przymiotnikowych i oddzielania zdań złożonych. Podobnie jest z poprawnym zapisem dialogów – małą literą w opisie piszemy wszak tylko określenia sposobu mówienia.
Interesującym zjawiskiem jest zabawa czasami, aczkolwiek tutaj jest całkowicie nieuzasadniona. Czas teraźniejszy miesza się z przeszłym i wygląda na wesołą przygodę z czasownikami. Owszem, na upartego można stwierdzić, iż ma to na celu ukazanie, iż cały tekst to wspomnienie osoby, która w określonym momencie przenosi się do teraźniejszości – byłaby to jednak daleko idąca nadinterpretacja.
Pomimo tego, iż tekst jest krótki, należy zadbać o płynność przechodzenia z jednego wątku na kolejny. Bywa, iż dzieje się to zbyt chaotycznie w miejscu, w którym chaos jest niepotrzebny. Przejścia takowe można stosować zgrabniej, a i wszelakie zgrzyty podczas czytania na pewno się zminimalizują – albo wręcz znikną.
Zupełnie niepotrzebny wydał mi się akapit mówiący o tym, iż bohater nasz ukochany pędził przez dzicz do króla, ale przygody, które przeżył, nie sposób spisać. Jako czytelnik odebrałam to raczej jako: „tutaj powinno być dużo akcji i przygód, ale sorry, nie mam weny”.
Tekst mi się podoba. Jest utrzymany w specyficznym klimacie, pozbawiony zbędnych elementów, skupiający się na esencji treści. Noi, nie ukrywajmy, czytelnik może pobawić się w psychologa – król jest manipulantem? A może padł ofiarą strasznej zmowy milczenia? Może w tekście pojawiają się wartości uniwersalne, ponadczasowe – a może dotyczą tylko tego wydarzenia i tego faktu? Cóż, niejednoznaczność tak krótkiego fragmentu już wpływa na całokształt – pomimo jakiś-tam technicznych niedoskonałości, jest ona stosunkowo przyjemna w odbiorze.
***
(Tekst z naniesionymi komentarzami został napisany przez recenzenta i jest do wglądu tylko dla autora).
Na początek ślicznie dziękuję za recenzję i wytknięcie niedociągnięć :) Bardzo lubię poznawać opinię ludzi na temat własnej twórczości, jak chyba każdy twórca. W tym wypadku była dla mnie wyjątkowo ważna.
To tak, miał być chaos, ale nie miał być on wprowadzony błędami! Faktycznie, muszę jeszcze trochę posiedzieć nad tekstem.
„tutaj powinno być dużo akcji i przygód, ale sorry, nie mam weny” - muszę przyznać, że coś takiego własnie miało miejsce i nie wiedziałam jak z tego wybrnąć, dlatego napisałam to zdanie xD Inaczej pewnie leżałoby jeszcze zapomniane dobrych parę miesięcy. Dopiero teraz sobie uświadomiłam, ale można to bardzo prosto połączyć :P
Jeśli chodzi o interpretację, to myślę, że mogę zdradzić klucz do odczytania tego opowiadania, a raczej uchylić rąbka tajemnicy ;)
Napisałam je w prezencie dla pewnej osoby i miało ukazywać nasze relacje, a raczej moje chwilowe odczucia. To dosyć osobiste i sama się dziwie, że odważyłam się pokazać, ale musiałam sprawdzić jak ktoś inny może je odebrać, zanim zdecyduję się je jednak podarować ;)
Po prostu, jeśli nie ma się pomysłu na coś, nie należy tego ujawniać (chyba, że jest to jakoś zgrabnie, śmiesznie bądź bardziej poważnie wpisane w fabułę).
Hm, coś mi się wydaje, iż zawsze, gdy czytamy tekst, warto jednak znać genezę jego powstania. Teraz bym powiedziała, iż Twoja znajoma musi być osobą, która ściąga na siebie całą uwagę, olśniewa i jest duszą towarzystwa, do którego wszyscy lgną, a mimo wszystko w poszeptywaniach za plecami kreowany jest fałszywy jej wizerunek. (Albo manipuluje tak dobrze, że stawia siebie na pierwszym miejscu w hierarchii, na zerowy poziom piramidy strącając resztę bliskich jej osób). Ech, te interpretacje!... :))