Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
na początek z góry przeproszę za brak dużych liter, tak dużo wygodniej mi się pisze, mam nadzieję, że nie będzie to nikomu przeszkadzać.
nie licząc krótko "żyjącego" forum kierunku, który kiedyś studiowałam poliamoria jest pierwszym forum, na jakie się zarejestrowałam, więc zabieram się do tego przywitania mocno nieporadnie...
fakt, że istnieje forum polskiej poliamorii bardzo pozytywnie i optymistycznie mnie zaskoczył
spędziłam wiele czasu utyskując na konserwatyzm i "spięcie" w polskim podejściu do erotycznych i uczuciowych relacji międzyludzkich, na brak szacunku do niezależności drugiego człowieka, roszczenie sobie praw do wyłączności na niego, brak dialogu, otwartości itp., z którymi spotykałam się na co dzień, zanim wreszcie wpadłam na to, żeby zapytać "wujka googla" czy na pewno jest aż tak źle... i bardzo się cieszę, że wcale jednak nie jest i że nie jestem taka "dziwna" ze swoimi potrzebami i podejściem do sprawy
poznanie samej siebie zajęło mi sporo czasu. byłam w niejednym monogamicznym heteroseksualnym związku z mężczyznami, których naprawdę kochałam, jednak za każdym razem czegoś mi w tych "klasycznych" relacjach brakowało i nie czułam się do końca sobą. większość z tych związków kończyła się w nieciekawy sposób. nigdy nikogo nie zdradziłam, ale "dusiłam się" w tych relacjach i nie raz musiałam zmagać się z niezrozumiałą dla mnie zaborczością i histeryczną zazdrością "pro forma" moich panów. z drugiej jednak strony "niezobowiązujący" i przygodni seks też nie jest sposobem na życie, w którym się odnajduję.
i tak przez lata pomału zaczynało docierać do mnie, że ze wszystkich twarzy i rodzajów erotycznych relacji międzyludzkich (niezależnie od tego jakiej są płci i czy się kochają, czy łączy ich przyjaźń i więź intelektualna) jednym z bardziej nienaturalnych zachowań jest "chowanie kogoś w słoiku" tylko dla siebie.
fakt, że zaczynałam się interesować inną osobą nigdy nie zaprzeczał mojej miłości do mężczyzn, z którymi byłam. wręcz przeciwnie. nasze uczucie, a co za tym idzie związek niszczyły dopiero właśnie zazdrość i zaborczość...
nie raz zdarzało mi się również, że byłam zauroczona więcej niż jedną osobą, lecz zawsze wewnętrznie walczyłam z tym "wynaturzeniem" i wmawiałam sobie, że nie może to być prawdziwe uczucie, a mylenie zakochania z pożądaniem, brak zdecydowania czy inne takie.
dopiero po długim czasie zrozumiałam, że jest to nie tyle możliwe, co naturalne!
otwarte relacje i związki zdecydowanie nie są łatwe, ale w moim odczuciu są jedyną formą naprawdę satysfakcjonujących i partnerskich relacji, w których nie mam poczucia, że robię coś wbrew sobie lub innym.
w chwili obecnej mam stałego (biseksualnego) partnera, który również od dawna ma drugą stałą partnerkę. sporadycznie wszystkim nam zdarza się również spotykać z innymi osobami. wszyscy o sobie wiedzą i są zadowoleni! nie nazywam tego związkiem ponieważ nasza relacja, mimo iż stała, nie opiera się na miłości, a przyjaźni, szacunku i zaufaniu. z terminologią w tym temacie i w tym języku zawsze był problem
od jakiegoś czasu próbowaliśmy włączyć do relacji inne osoby, lub po prostu porozmawiać z kimś, kto myśli podobnie, ale większość prób była lekko mówiąc frustrująca...
tym bardziej niezmiernie miło Was tu wszystkich "spotkać"! to napawa optymizmem
mam również nadzieję, że poznamy się również "onlife"
pozdrawiam serdecznie!
mery
ps. o kurcze, dopiero teraz zauważyłam jak się rozpisałam...
Cześć
Cóż mogę powiedzieć (napisać)(?), doskonale Cię rozumiem (czytając to co napisałaś, czytałem i w wielu fragmentach o sobie) i podobnie jak Ty cieszę się, że ludzi nam podobnych jest więcej.
To miło, że tu trafiłaś.
Do przeczytania (a wszystko wskazuje, że niebawem i do zobaczenia)
Pozdrawiam serdecznie