ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjacieleFilm - dokument o poliamorii - bohaterowie/ki potrzebni!Witam! Jesteśmy małżeństwem zafascynowanym poliamoryzmem.Teraz poliamoria także na Facebook'u! ;)Książka " Dlaczego myślimy to, co myślimy o życiu i śmiSwing i poliamoriapoliamoria.plMałżeństwo a poliamoriaNIEZALICZONY TSF - CO TERAZ????testy ishiharyPrzyjęcia do policji
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

Do założenia tego tematu skłoniła mnie (już kolejna) dyskusja z jednym z moich znajomych na temat poliamorii.
Chciałbym napisać kilka słów o tym czym poliamoria jest dla mnie i prosić chętne osoby o to samo.
Poliamoria nie jest dla mnie sposobem na życie, nie jest moją religią - bo nie jest religią (nie ma nic wspólnego ze światopoglądem) ani też nie dominuje - nie wypełnia bez reszty mojego życia. Dla mnie jest opisem mojej preferencji relacyjnej - polegającej na tym, że w tym samym czasie - jednocześnie kocham więcej niż jedną osobę (zatem dwie lub więcej), pozostając z nimi w związk(ach)u, relacj(ach)i - za ich zgodą i wiedzą (chyba, że nie chcą takiej wiedzy i taką chęć świadomie i wprost wyrażą - wiedząc o mojej poliamoryczności).


Nie umiem odpowiedzieć czym jest dla mnie poliamoria, ponieważ nie jestem w stanie jednoznacznie się określić. Zgodzę się oczywiście, że jest opisem preferencji relacyjnej; że nie jest sposobem na życie, że nie jest religią.

Ale czy poliamoria nie ma nic wspólnego ze światopoglądem...? Tu nie byłabym taka pewna...
Absolutnie nie neguję możliwości kochania więcej niż jednej osoby; lecz kwestia, co z tym zrobię - zależy już od mojego wyboru. Ten z kolei zależny jest m. in. od światopoglądu.
Przykładowo: będąc osobą konserwatywną także mogłabym zakochać się - mimo trwania w jakiejś relacji. Lecz prawdopodobnie wtedy prędzej wyparłabym te uczucia, lub zdradziła i okłamała partnera – niż stworzyła kolejną relację.
Będąc osobą mocno religijną również nie miałabym zapewne wpływu na powstanie uczucia takiego jak miłość – lecz nie podążyłabym tą drogą.
Właśnie ze względu na światopogląd. Dlatego nie zgodzę się z Tobą, że światopogląd nie ma wpływu na relacje poliamoryczne. Myślę, że ma. I to często większy, niż mogłoby się zdawać..

Od dziecka byłam dużo bardziej otwarta na jakieś innowacje w temacie relacji i seksualności - słuchałam opowieści bardzo bliskiej mi, a dużo starszej ode mnie kobiety (z rodziny) - opowieści o tym, jak tworzy bardzo silną relację wraz z pewną parą; a kilka lat później o tym, jak próbuje dzielić swoje życie między męża i dzieci a przyjaciela, którego także kocha. Patrzyłam także na kolejną bliską mi kobietę (również z rodziny), która odkrywa krok po kroku, że jest homoseksualna. Nie miałam problemu z akceptacją tego typu sytuacji, byłam dużo bardziej otwarta (niż moi rówieśnicy), choć gdzieś w sobie miałam przekonanie, że takie relacje są dziwne, inne, że lepiej głośno o nich nie mówić...

Ponadto patrzyłam na wiele relacji, przyglądałam się im i czujnie obserwowałam - i przerażała mnie ilość kłamstwa w związkach i bliskich relacjach. Nie mogłam zrozumieć, jak ludzie mogą zdradzać się, okłamywać, udawać. Jak mogą ukrywać, oszukiwać, manipulować faktami – czy nie prościej byłoby się przyznać, że jest jeszcze ktoś? Wtedy też sobie pomyślałam, że "jak będę duża to będę miała otwarty związek". Dopiero niedawno sobie przypomniałam swój tok myślenia z tamtego okresu.
Miałam w sobie wtedy wielki sprzeciw wobec takich reguł i takiego świata i wolałam raczej pozostawać sama niż powielać tę obłudną grę, którą obserwowałam na każdym kroku i każdego dnia wśród starszych znajomych. Później dorosłam i zdałam sobie sprawę, że nie tak prosto jest powiedzieć, że kocha się kogoś jeszcze; a jeszcze trudniej jest zaakceptować, że w życiu kogoś, kogo się kocha pojawia się ktoś inny.

Piszę o tym, ponieważ chcę pokazać, że z moich obserwacji i doświadczeń wyniknął pewien światopogląd, a ten z kolei wpłynął na moje decyzje i późniejsze relacje.
Gdyby nie te doświadczenia, obserwacje i wnioski wysnute może nazbyt wcześnie, zapewne dziś nie przyszłoby mi do głowy rozpatrywać nawet modelu poliamorii w życiu. I rozpatruję go nadal głównie ze względu na swój światopogląd niż swoją własną pewność (bo jej nie mam), że chcę i potrafię tworzyć poliamoryczne relacje.
"Ale czy poliamoria nie ma nic wspólnego ze światopoglądem...? Tu nie byłabym taka pewna... "
Pisałem o swoim jej odbiorze - nie odczuwam jej jako ideologii - pisząc "nie ma nic wspólnego ze światopoglądem" - miałem na myśli to, że jest to moje wewnętrzne odczucie nie związane z tym w jaki sposób postrzegam świat - jakiej teorii na temat jego powstania, trwania i praw nim rządzących aktualnie (bo te zmieniały się) hołduję...
Na marginesie znane mi są osoby poliamoryczne z trzech głównych światopoglądów (to mój "prywatny" podział - ktoś inny może mieć inny ): tzw.osób wierzących, ateistów i agnostyków.
To miałem na myśli.
Miłego Dnia
Teraz już rozumiem.
Pod pojęciem światopogląd zrozumiałam tutaj raczej osobisty sposób postrzegania, obierania, odczuwania świata, niż wizje i teorie snute na tematy ogólnoludzkie, globalne, duchowe.
Jasne, poliamoria sama w sobie ideologią (z mojego punktu widzenia) nie jest. Jednak może na niej bazować, z niej się w jakiś sposób wykształcić (ale o tym pisałam wyżej).

A co do marginesu – ciekawe, bo chyba nie znam poliamorycznej osoby wierzącej (oczywiście zależnie, co rozumiemy pod pojęciem ‘osoba wierząca’).
Wszystkie osoby poliamoryczne, które znam są ateistami, agnostykami, lub wierzące w bliżej niesprecyzowaną siłę wyższą, matkę naturę, los, ducha (itd., itd.); albo po prostu w siebie


"Jednak może na niej bazować, z niej się w jakiś sposób wykształcić (ale o tym pisałam wyżej)." Dla mnie poliamoria jest czymś naturalnym. Oczywiście wśród badaczy zdania na temat tego, czy człowiek jest monogamiczny, czy poligamiczny są podzielone. Jednak wystarczy wyjść poza nasz krąg kulturowy (w czasach obecnych) lub sięgnąć w przeszłość - choćby 1000 lat na ziemiach polskich...
Ja skłaniam się ku temu, że ludzie mają tu różne preferencje - raczej wrodzone niż nabyte (ryzykowna teza i kolejny spór naukowy). Dlatego zwykłem powtarzać, że "mono jest OK i poli jest OK". W sumie masz rację, można poszukiwać potwierdzenia dla swojej preferencji w jakiejś ideologii - osobiście takiej potrzeby nie odczuwam, raczej idę za własnymi odczuciami, poszukuję na własną rękę. To był przełom 2009/2010. Szukałem wtedy nazwy swojej preferencji, szukałem w necie - wychodząc z założenia, że nawet jeśli takich osób jest niedużo, to mało prawdopodobne jest bym był jedyny (i jak się okazało nie jestem) - tak też trafiłem na to forum - moje powitanie brzmiało:
"Witam serdecznie miło być na forum, które moim zdaniem, wypełnia dużą lukę.. - to b.sympatyczne spotkać ludzi myślących podobnie. Pozdrawiam serdecznie"
Zatem nie trafiłem tu z uwagi na jakąś ideologię, która mnie uwiodła a z powodu tego, że zauważyłem u siebie tendencję do kochania jednocześnie więcej niż jednej osoby (w tym samym czasie) a co nie przystawało do ogólnie przyjętych norm, rozwiązań. Czułem się z tym osamotniony .
Co do osób wierzących - co przez to rozumiem? Dla mnie osoba wierząca to ktoś, kto przyjmuje "coś" za prawdę, za istniejące, za rzeczywistość, żywi co do tego przekonanie, ale bez możliwości empirycznego sprawdzenia tego.
Jest takie powiedzenie "gdzie kończy się wiedza tam zaczyna się wiara" - jest dość trafne - bo jeśli o czymś wiemy, czegoś doświadczamy w rzeczywistości (to nie wierzymy a wiemy!) nie ma potrzeby wierzenia. Zazwyczaj takie przekonania związane są z jakąś religią, wyznaniem, światopoglądem, ideologią.

Natomiast wiara jako cnota moralna? - skłaniam się do następującej definicji i wg niej uważam się za osobę wierzącą .
Wiara - stan otwartość na prawdę (a nie na oczekiwania), bez względu na konsekwencje, bez względu na to, dokąd ona prowadzi i nawet jeśli nie wiadomo dokąd ona Cię zaprowadzi.
Dodam jeszcze, że dla mnie wiara, ufność i zawierzenie - to nie jedno i to samo.
Tak jak wspomniałem, wcześniej znam i osoby wierzące poli. Jednak chcę to już zostawić - wg mnie poliamoria winna być neutralna światopoglądowo. To termin już naukowy i nazwa jednej z kilku ludzkich preferencji relacyjnych.
„Dla mnie poliamoria jest czymś naturalnym. Oczywiście wśród badaczy zdania na temat tego, czy człowiek jest monogamiczny, czy poligamiczny są podzielone. Jednak wystarczy wyjść poza nasz krąg kulturowy (w czasach obecnych) lub sięgnąć w przeszłość - choćby 1000 lat na ziemiach polskich...”
=> Owszem. Moim zdaniem poliamoria jest dla nas zupełnie naturalna. (Bo czymże różni się poligamia, od tzw. seryjnej monogamii, którą tak wielu z nas(ludzi) na co dzień uprawia...?) Problem leży w kulturze, która od wieków wychowuje nas inaczej. A tą kulturą jesteśmy napiętnowani zbyt mocno, żeby nasze wybory odbiły się bez echa (mniejszego czy większego, bardziej lub mniej spektakularnego). Z tejże kultury również się składamy, niełatwo nam ją mimo wszystko odrzucić.

”Ja skłaniam się ku temu, że ludzie mają tu różne preferencje - raczej wrodzone niż nabyte (ryzykowna teza i kolejny spór naukowy).”
=> Ciekawi mnie to, odkryłeś tu jakąś regułę, zależność? Kiedy mówisz o preferencjach wrodzonych, kiedy o nabytych?
Ja widzę taką ogromną walkę – nie szukając daleko, choćby w samej sobie - między naturalnością poliamorii a wpływem kultury, że nie jestem w stanie się jasno określić. Zbyt mocno jesteśmy (nie wiem, czy wszyscy, nie mnie to oceniać) naznaczeni tą kulturą, żeby bez barier ją odrzucić, żeby POTRAFIĆ odrzucić ją bezproblemowo. Przykładowo moim zdaniem zjawisko takie jak chociażby zazdrość jest raczej ukształtowane kulturowo niż naturalne – a przecież w obecnych związkach poli również ona występuje.

„Dlatego zwykłem powtarzać, że "mono jest OK i poli jest OK".”
=> Tu chyba nie ma co się sprzeczać Uważam, że każda preferencja jest OK., dopóki nie krzywdzi drugiego człowieka.

”W sumie masz rację, można poszukiwać potwierdzenia dla swojej preferencji w jakiejś ideologii”
=> To chyba nie do końca tak… Dla mnie to raczej próba odnalezienia swojej preferencji, niż jej potwierdzenia. Ale także próba odnalezienia przyczyn, które mogły mnie do tej preferencji zaprowadzić – doszukanie się w sobie, co właściwie wynika ze mnie samej, a co z doświadczeń, z wychowania, z kultury.

”Zatem nie trafiłem tu z uwagi na jakąś ideologię, która mnie uwiodła a z powodu tego, że zauważyłem u siebie tendencję do kochania jednocześnie więcej niż jednej osoby (w tym samym czasie) a co nie przystawało do ogólnie przyjętych norm, rozwiązań. Czułem się z tym osamotniony .”
=> Widzisz, ja znałam (choć to może zbyt szumne słowo) takie relacje już w dzieciństwie, a ileś zdarzeń w moim życiu uwarunkowało wiele rzeczy – również próby relacji poliamorycznych. I właśnie tego próbuję dociec – na ile jest to moja ideologia wywodząca się z doświadczeń, a na ile moja natura.

A co do pojmowania wiary - rozumiem ją w podobny sposób, i również uważam, że temat należy zostawić.. Albo chociaż przenieść do innego wątku
Podniosłaś temat seryjnej monogamii - tu mam podobne odczucia. Na marginesie tego tematu - znam przypadki to nie żart – że ktoś z kimś rozstawał się, by przeżyć romans(y) jako singiel (płeć tu nie jest istotna) i być wolnym od zarzutu zdrady, po czym wracał do pierwotnego związku.
Masz rację człowiek jest konstruktem nie tylko swoich genów, ale i (środowiska) kultury w jakiej żyje - jaka go kształtuje, ale też i własnej kreacji. Zatem wyjaśnienia socjobiologii, świetnie uzupełni teoria memów i moim zdaniem coś jeszcze – osobiście czegoś mi tu jeszcze brakuje (kognitywistyki?), ale to nie ten temat – na tym skończę.
„Ciekawi mnie to, odkryłeś tu jakąś regułę, zależność? Kiedy mówisz o preferencjach wrodzonych, kiedy o nabytych?”
To w dość satysfakcjonujący sposób tłumaczy socjobiologia, polecam świetną książkę – napisaną dobrym, zrozumiałym językiem - „Wojny plemników” Kevin Baker.
To o czym piszesz – ścieranie się „instynktu” z „kulturą” (upraszczam) tak występuje. Kultura w jakiś sposób dosłownie mniej lub bardziej tresuje nas – to dobre słowo (dosadne, ale trafne) – przechodzimy taką tresurę, trening społeczny już w dzieciństwie. Nie negowałbym tego w całości – bo choćby dzięki temu zamiast przegryźć komuś gardło, gdy ktoś nas zirytuje – umiemy to wyrazić w tzw. sposób akceptowany społecznie – rozmawiamy spokojnie (choć czasem zdarza się też „łacina”, czy język „migowy”). Odrzucanie kultury w całości, nie wydaje mi się rozsądne - mimo wszystko. Co do samookreślenia – moje prywatne zdanie – nie należy tu się absolutnie śpieszyć a zaufać swojej intuicji. Przez intuicję nie rozumiem tu niczego magicznego a to co opisuje choćby w swojej książce Gerald Traufetter „Intuicja, czyli mądrość uczuć”. Moim zdaniem zazdrość nie jest lub nie tylko jest czymś narzuconym przez kulturę. Spotykamy ją przecież i u zwierząt (wystarczy wpisać w google „zazdrość zwierząt”, czy też „zazdrość u zwierząt”, by o tym przeczytać) – a dotyczy, przynajmniej części „gatunków społecznych” (poza Homo sapiens). Potwierdzam w związkach poli zazdrość występuje (przynajmniej w znanych mi) – było o tym w innym wątku „Zazdrość”.

„Tu chyba nie ma co się sprzeczać Uważam, że każda preferencja jest OK., dopóki nie krzywdzi drugiego człowieka. ” To moim zdaniem duży temat i wcale nie tak jednoznaczny. Rozpoczynając go zabrniemy w dyskusję na temat wolności odbiegając od tematu.

„Doszukanie się w sobie, co właściwie wynika ze mnie samej, a co z doświadczeń, z wychowania, z kultury.” Kolejny bardzo obszerny temat do dyskusji, jak ten o wolności - „kim, czym jestem?” - tzw. odwieczne pytanie filozofów, myślicieli... Co mnie tworzy, co składa się na mnie?
"Człowiek musi być trochę szalony, gdyż inaczej nie potrafi zerwać swoich więzów i stać się naprawdę wolny"
cyt."Grek Zorba" Nicos Kazantzakis