Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
„Kocham!”- wycedziła przez zęby, po czym łza spłynęła po rozgrzanym do czerwoności policzku. Teraz, gdy już jej oczy powróciły na ziemię z odległej orbity, spojrzała głęboko w znajome tęczówki zielone. Źrenice były pod wpływem emocji, ciśnienia, uczuć, powiększone do granic ludzkiej możliwości. Dziewczyna, przerażona widokiem ostatnich drobin zieleni, wpiła się w ciepłe, delikatne, pachnące zawsze tą samą słodyczą usta, jak gdyby chciała powiedzieć: „Zostań, zostań na zawsze”. Ich ciała połączone kropelkami potu, zdawały się tworzyć kompletną całość. Dłonie jej szybowały pomiędzy czarnymi włosami, co sprawiało, że pocałunek był nad wyraz erotyczny. Zmęczona już tym ogromnym wysiłkiem, położyła swą głowę i ciało na bijącym szybko i silnie sercu mężczyzny. Dźwięk ten sprawił, iż nie minęła chwila, a oboje już wtuleni zasnęli, głęboko oddychając i przez sen na nowo przeżywając każdą sekundę.
Wcześnie wstałam. Sama z siebie. Obudziła mnie nieodparta chęć zrobienia śniadania Piotrowi. Tak słodko spał. Nie odważyłam się nawet go pocałować, by nie zmącić tego zadowolenia i spokoju na twarzy. Jednak, gdy tylko podnosiłam się z łóżka, obudziłam go. Zamiast się zezłościć, czy chociażby mieć wypisane na twarzy „Jest za wcześnie na pobudkę”, on uśmiechną się do mnie. Z niewyobrażalnym szczęściem w oczach, chwycił mnie mocno za rękę i przyciągną do siebie. Leżeliśmy tak wtuleni, jeszcze chwil parę, po czym wstaliśmy razem. Nie ścięliśmy łóżka, wiedzieliśmy, że będzie nam jeszcze potrzebne, tylko poszliśmy od razu do kuchni. Musieliśmy zregenerować swoje siły, by móc dalej oddawać się miłosnym tańcom. Zrobiliśmy śniadanie. Każde z nas, zajęło się czymś innym. Ja zrobiłam kanapki, Piotrek zaparzył kawę. Potrafił zrobić przewspaniałą. Taką delikatną i aromatyczną. Niczego bym do niej nie dodała. Ewentualnie odrobinę, dosłownie szczyptę jego miłości. Gdyby ona jeszcze została dosypana, można by pomyśleć, że to ambrozja. Ten napój bogów, który nie przeznaczony jest do spożycia zwykłym śmiertelnikom, zostałby podany mi, bo przecież wg Piotra jestem boginką. Wypiliśmy wpatrzeni w siebie kawę i rozmawialiśmy tak, jak gdybyśmy wiedzieli, że musimy być razem. Do końca. A w mojej głowie, przymierzałam już suknię ślubną, odziana w pierścionek o dużym, lśniącym oczku i uśmiech, spoczywający delikatnie na mojej twarzy.
Wstałam dziś wcześnie rano. Postanowiłam zrobić śniadanie. Nauczyłam się już jak sprawić, by Piotra nie obudził skrzypiący dźwięk odkształcającego się materaca. Poszłam do łazienki, by dokonać porannej toalety. Przemyć twarz zimną wodą i sprawić, że będę wyglądać nieskazitelnie. Coś zakręciło się w mej głowie. Ledwo złapałam się umywalki. Oddycham głęboko, powoli. Zaraz powinno przejść. Zawsze przechodziło. Strasznie boli… Nagle poczułam nieodpartą chęć wydostania z siebie całej mojej treści pokarmowej. Po tym przykrym dla mnie początku dnia, wzięłam prysznic, umyłam włosy i ciepłą wodą pocieszyłam się, ukoiłam skołatane nerwy. Odliczałam w myślach dni od ostatniej miesiączki. Ostatecznie roztrzęsiona wyszłam z łazienki, podeszłam do łóżka, usiadłam tak, by obudzić ukochanego. Miała nastąpić poważna rozmowa. Nie wiedziałam przecież, jak zareaguje na taką nowość. Układałam w myślach, co powiedzieć. Wszystko nagle się rozsypało. Do tej pory nie rozmawialiśmy o dzieciach, choć bardzo chciałam mieć je właśnie z nim. Nie znam jego stanowiska w tej sprawie. Dlatego właśnie, jestem przerażona. Usiadłam na brzegu łóżka, pocałowałam Piotra w czoło, potem szyję. Postanowiłam porozmawiać o tym z wielkim zadowoleniem, by nie wystraszyć go. By nie dawać mu powodu do myślenia, że nie chcę tego. Zaczęłam:
-Piotruś, wiesz, tak strasznie Cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Wiem, że kiedyś będziemy siedzieć tacy ,cali w podeszłym wieku, na ganku naszego domu. Ja w fotelu bujanym, czytająca poezję, Ty spoglądający przed siebie, rozmyślający nad przemijaniem i całym tym obłudnym światem. Potem wpadnie do nas, jakaś „Basia” i usiądzie na moich kolanach. Będzie chciała bym jej coś „pocytała”- To będzie nasza wnusia.
-Ewka, do czego zmierzasz, kochanie?- odpowiedział, jakby się jeszcze niczego nie domyślał.
-Widzisz, czasem tak bywa, że nie wiesz co powiedzieć, a chciałbyś tak wiele. Nie wiem od czego mam zacząć…
-Najlepiej od początku, tak myślę.
-Piotruś, ja..ja.. okres mi się spóźnia. Chyba jestem w ciąży.
-Skąd Ty to możesz wiedzieć? Masz jakieś objawy? Robiłaś test?
-Nie, ale dziś miałam chyba pierwsze poranne mdłości i kręciło mi się strasznie w głowie. Wymiotowałam.
-To jeszcze o niczym nie świadczy, kochana. Chodź do łóżka. Jak wstaniemy, pójdziemy do apteki po test i się wszystkiego dowiemy. A tym czasem przytul się mocno, moja Ty królewno.
-A co jeśli jestem? Jeśli jestem w ciąży?
-To będzie dobrze, bo przecież się kochamy. Weźmiemy wcześniej ślub i do końca będziemy mu wmawiać, że było całkowicie planowane. A Ty, już nie będziesz miała wyboru. Będziesz musiała ze mną zostać…być ze mną na zawsze… Aż do tych czasów, gdy na własnym ganku będziemy razem siedzieć, popijając kakao lub naleweczkę z jarzębiny. Będziemy czytać, rozmawiać i myśleć, a czasem także opiekować się wnuczętami. Wszystko będzie dobrze, gwiazdeczko. Tylko niech gwiazdeczka zaświeci mi teraz świetlistym uśmieszkiem.- Powiedział z radością w oczach, przeczesując od czasu do czasu palcami moje włosy.
Wtuliłam się mocno, rozpłakałam ze szczęścia. Wiedziałam już, że jestem całkowicie bezpieczna. W jego ramionach, w jego marzeniach i naszej wspólnej przyszłości.
Leżeliśmy tak, trwając w miłosnym uścisku, muskając od czasu do czasu wargami nasze jedno ciało. W pewnym momencie, w tej ciszy łamanej pieszczotami, zrodziły się słowa:
-Kotek, wstajemy, ubieramy się i wychodzimy. Musimy zrobić parę tych testów dla pewności. ..Założę się, że zdałem, zawsze byłem dobry w pytaniach zamkniętych.
Nastała sekunda wpatrywania się w głębię oczu, potem kąciki ust obojga zaczęły unosić się ku górze. Wydobywał się przy tym dźwięk świadczący o komizmie wypowiedzianych słów . Po tej chwili, Piotrek pocałował Ewę, mrucząc przy tym łagodnie, jak kot, ogłaszają c dziewczynie czerpanie z tego ogromnej przyjemności.
Wstali nagle, w pośpiechu, niechlujnie się ubrali i wybiegli, jak gdyby nie mieli już czasu, czy byli spóźnieni. Czas w aptece strasznie się dłużył, a kolejka zakręcała aż za filar, tuż przy drzwiach. Nie zdziwiło to ich jednak, był to przecież okres wzmożonego zachorowania na grypę. Ludzie więc w aptece, to albo już chorzy, albo próbujący zabezpieczyć się na przyszłość, wzmacniając swoją i rodziny odporność. Piotrek, gdy tylko usłyszał kaszlnięcie starszej pani, odsunął na bok Ewę. Tak strasznie był przejęty tym, co się działo w tej chwili z nią i w jej organizmie. Cały czas w głowie pisał scenariusz ich życia. Wiedział, że będzie musiał teraz bardziej się starać o godziwe zarobki, by wystarczały one na wykarmienie wpierw żarłocznej Ewy, potem pieluszki, smoczki i inne potrzebne przybory . Był trochę tą wizją przerażony, ale jednocześnie pozytywnie podekscytowany. Już nie mógł się doczekać wyniku tych wszystkich testów.
-Następny- powiedział farmaceuta
-Dzień dobry.- Piotrek wyrzucił zawartość koszyka na ladę i czekał, aż zostanie rozliczony. Z uśmiechem na twarzy liczył, że mężczyzna zagai jakąś rozmowę. W końcu i tak, była to bardzo krępująca sytuacja.
-To wszystko?- przeliczył się. Przytakną tylko głową na znak zdecydowania:
-69,90zł. Zapakować?
-Tak, wezmę na wynos- Ewie zrzedła mina widząc szeroki uśmiech ukochanego, zarumieniła się z zawstydzenia. Wiedziała, że w zdenerwowaniu Piotrek dowcipkował. Pomyślała od razu, że prawdopodobnie boi się wyniku. Nie jest przygotowany jeszcze na rolę ojca. A jeśli ucieknie, jeśli zostawi ją z tym wszystkim samą? -Te myśli nie dawały jej spokoju. Potrząsnęła kilka razy głową, jak gdyby w powietrzu chciała je porzucić .Nieudolnie. Nadal myśli te drążyły dziurę w jej brzuchu, jak gdyby miały za zadanie usunąć piękno, które tam prawdopodobnie wzrastało.
-Chodźmy- Piotrek delikatnie chwycił rękę Ewy. Jak małe dzieci ,szli złączeni dłońmi przez łączący aptekę z ich blokiem park. Nastała już wiosna. Na drzewach rozkwitały pąki kwiatów . Wiosenny wietrzyk o zapachu młodych liści, hulał pomiędzy drzewami. Dawał uczucie niesamowitej świeżości i odprężenia. Od czasu do czasu , przebiegała od drzewa do drzewa ruda wiewiórka, czasami przystawała na chwilę, obserwując grupę ludzi wpatrujących się w jej zjawiskowe futerko. Po parku spacerowały szare gołębie poszukujące jedzenia, które dobrze znały dźwięk opadających na ziemię chlebowych okruchów. Była to ich codzienna melodia, zwoływała je do gromadzenia się przy sadzawce pełnej głośnych kaczek. Gdzieniegdzie przebijały się przez korony drzew, promienie słoneczne, które sprawiały, że Ewa na krótką chwilę przestawała się bać. Uspokoiło ją to ciepło rozprowadzane na wietrze, które dało jej momentalne poczucie bezpieczeństwa. Zostało ono odebrane wraz z kończącą się ścieżką parku. Wrócili do domu, by dowiedzieć się o następnym etapie ich życia, mieli poznać odpowiedź na nurtujące ich pytanie. Z każdym krokiem po schodach, przyszłość zdawała się być coraz bliższa. Obrazy jej, malowały się różnokolorową paletą barw pod zamkniętymi bezsilnie powiekami.
Wjechali windą na ósme piętro. Piotrek wyciągną klucze, by otworzyć drzwi do bezpiecznej przystani. Dźwięk przekręcanego klucza w zamku spowodował dziś jednak w Ewie drobny niepokój. Wiedziała dobrze, że zbliża się moment odpowiedzi. Gdyby mogła, rozwlekałaby tę chwilę w nieskończoność. Odpowiedzialność za drugiego człowieka, sprawiła jednak, że przełamała lęk i weszła do mieszkania. Panowała tam dziwna , gęsta jak mgła cisza. Jak gdyby nikt nigdy tam nie mieszkał. Jakby meble, po raz pierwszy chłodno witały lokatorów , pamiętając nadal o poprzednich mieszkańcach i użytkownikach. Właściwie, do pełnego obrazu opustoszałego domu brakowało jedynie nici pajęczyn zwisających tuż nad głowami i kurzu unoszącego się w powietrzu. W tym ciepłym, wiosennym świetle, przebijającym się pomiędzy smugami malującymi się na tafli szyb, przyczyniłby się on do tworzenia przytulnej atmosfery. Opadałby na przedmioty i przechodniów, otulając ich grubą warstwą wełnianego koca. Właściwie, Ewa właśnie takiego koca w tej chwili potrzebowała. Chciała ukryć się, przeczekać ten czas i wyjść, gdy tylko nabierze sił. W duchu modliła się ciągle o wybawienie z opresji.
Gdy tylko przekroczyli próg, Piotrek przytulił Ewę. Potrafił wyczuć moment, gdy tego tak bardzo potrzebowała. Pocałował i szepną:
-Nie bój się. Ja się nie boję- uśmiechną się. Tego grymasu nie widziała. Ewa nie musiała patrzeć. Tak dobrze go znała, że potrafiła usłyszeć, gdy jego usta wyrażają szczęście czy smutek. Rozpoznawała to doskonale. Nigdy się przy tym nie myliła. Jednego była zawsze pewna. Znała Piotra, a Piotr znał ją. To z początku irytowało Ewę. Zawsze była przecież zagadką. Tymczasem jedna osoba, dotarła tam, gdzie nikomu się jeszcze nie udało. Nawet ona sama, nie była w stanie powiedzieć, kim tak naprawdę jest. Dlatego właśnie, wiedziała jedno- nie może zrezygnować z Piotra, bo tym samym straci siebie. Drugą rzeczą, której była jeszcze bardziej pewna, to to, że nigdy nie będzie w stanie usunąć dziecka. Większy sens widziała we własnym nieszczęściu. Nie chciała nawet myśleć o takim, bezlitosnym rozwiązaniu.
Przed ostatecznym rozstrzygnięciem dzielił ich ostatni próg. Otworzyli drzwi łazienki. Dziewczyna, dość już miała tych etapów. Z ulgą patrzyła więc na zamykające się ostatnie drzwi, choć zostawiła za nimi ukochanego. Wciąż wierzyła, że to nie koniec. Marzyła i tęskniła za wspólnymi planami. Teraz, wszystko miał rozstrzygnąć test. Nie jeden test. Małe paski, przesądzają dziś o jej przyszłości. To wszystko zadecyduje dziś o szczęściu. Nie chciała powierzyć się losowi. Teraz, jak nigdy przedtem, wznosiła modlitwy do Boga. Tylko jego łaska była w stanie ją pocieszyć. Zrobiła wszystkie testy. Była cała roztrzęsiona. Teraz pozostało już tylko czekać. Zawsze była osobą, która odznaczała się ogromną cierpliwością. Dziś jednak nie była w stanie skupić się na niczym innym, jak na wyniku.
Zaskoczyło Ewę to, że myśl o dziecku, z każdą sekundą była coraz milszą. Może to zasługa Piotrka, który otworzył drzwi, gdy powiedziała „już”. Otulił dziewczynę zielonym polarowym kocem i ciepłymi, silnymi ramionami. Siedzieli tak wpatrując się z zegarek, który nieustannie przesuwał wskazówki do przodu. Piotrek z każdą sekundą stawał się czulszy. Całował dłonie, każdy paluszek z osobna pieścił delikatnie wargami. Co jakiś czas, spoglądał na przerażoną dziewczynę. Uśmiechał się wtedy, całował czoło i powtarzał jak mantrę „nie bój się”. To wszystko, jego postawa w tej sytuacji sprawiła, że odchodziło powoli jak zjawa to całe napięcie i strach. Pozostawało jedynie uczucie miłości i wiara, że wszystko będzie dobrze, do puki mamy siebie.
Chwilę tę magiczną i spokój, zmącił znajomy z poranków dźwięk. Straszliwie głośny i przebijający na wylot, który wwiercał się w umysł. Każdego dnia, sygnalizuje on porę wstawania, dziś jednak ogłasza stan pełnej gotowości. „Zostanę mamą, czy to jeszcze nie moja pora?”- to pytanie, było jak alarm - rozbrzmiewało teraz w głowie Ewy.
Piotrek pierwszy ruszył w stronę pralki, gdzie leżały poukładane chronologicznie testy. Dziewczyna postanowiła jednak się nie ruszać. Miała nadzieję, że zostanie w ten sposób niezauważona. Mężczyzna chwycił w dłoń pierwszy z brzegu wskaźnik, dobrał do niego opakowanie by być pewnym tego, że odpowiednio odczytał znaki. Ponad wszystko, chciał uniknąć pomyłki, gdyż każdy z wyników, przesądzał o losie kochanków.
Ewa zamknęła oczy. Nie chciała patrzeć na smoka, którego ani ona, ani jej partner nie są w stanie pokonać. Przeznaczenie dziś miało dać o sobie świadectwo. Stopniowo narastało napięcie, wraz ze zmniejszającym się dystansem pomiędzy wzrokiem chłopaka a pustym, pełnym odpowiedzi pudełkiem. W tej ciszy, słychać było jedynie szept ich dudniących serc i krew wzbierającą w żyłach pod wpływem ogromnego ciśnienia. Chłopak spojrzał. Nie mógł w to uwierzyć. Uśmiechnął się szeroko i stał tak dalej, jak wryty.
-i..? Jaki jest wynik? No powiedz coś wreszcie! – w tej chwili, dziewczyna pod wpływem emocji i wzburzenia, wstała na równe nogi. Miała ochotę rozszarpać chłopaka. Piotrek, kątem oka dostrzegł stojącą przy nim dziewczynę. Skierował głowę w stronę Ewy, widział jej oczy. Były takie zwierzęco przestraszone, jak gdyby, myśliwy schwytał ją w swoje sidła. Odparł:
-Pozytywny. Zostaniesz matką, kochanie. – Ewa wiedziała co to oznacza. Ona zostanie matką. Samotną matką, pomyślała, bo przecież w innym przypadku powiedziałby, że zostaną rodzicami. Czuła jak łzy napływają jej do oczu. Za wszelką cenę starała się je teraz powstrzymać. Nie znosiła, jak ktoś patrzył, gdy płakała. Dzisiaj jednak, nie udało jej się to, co trenowała latami. Opadła na kolana, zaczęła szlochać. Dźwięk ten był tak głośny, sprawił że mężczyzna rzucił następne opakowanie na ziemię. Usiadł przy Ewie, objął i powiedział:
-Czemu płaczesz? Ewa, wszystko będzie w porządku. Obiecuję. – Ewa podniosła głowę, z gniewnym grymasem na twarzy, warknęła:
-W porządku? Serio? Myślisz, że teraz będzie „w porządku”. Tak? Tak po prostu. No, pięknie! To jak Ty widzisz te swoje „ w porządku”,…No jak?
-Ewa, ale po co zaraz się tak denerwować? Ostatnią rzeczą jaka Ci jest teraz potrzebna – to nerwy. Będzie dobrze. Wiem, że nie mamy teraz pieniędzy, ale jakoś to wszystko załatwimy. Ja znajdę pracę i będę harował dzień i noc. Uda się nam. Nie martw się.- dziewczyna była już pewna tego, co sugerował Piotrek. Zaczęła jeszcze bardziej i głośniej płakać. Twarz jej przybierała różne kolory. Raz była trupio blada, zaraz potem- czerwona . Uniosła znowu głowę i dumnie, z odrobiną pogardy w głosie, odparła:
-Ale ja tego dziecka nie zabiję, rozumiesz!-wycedziła przez zęby – Rób co chcesz.. Serio. Dam sobie radę. Sama. Ale teraz, proszę, zostaw mnie samą... Wyjdź! – chłopak stanął przed dziewczyną. Był jakby skamieniały. Nie zrozumiał tego, co się właściwie przed chwilą stało. Wydawało mu się, że coś go ominęło. Chyba czegoś nie zdążył zarejestrować, bo to kompletne nieporozumienie. Zawsze chciał mieć rodzinę. Może niekoniecznie teraz, w tej chwili, ale chciał. Wydawało mu się, że nigdy nie dał odczuć Ewie, że jest inaczej. Przecież zawsze traktował ją poważnie. Nigdy nie lekceważył tego, co między nimi było. W owej chwili, nie wiedział, co tak naprawdę powinien zrobić. Jak się zachować. Jedyną rzeczą jaka mu wtedy przyszła do głowy, to powtórne zbliżenie się i wytłumaczenie nieporozumienia. Spotkał się jednak z zimnym odtrąceniem. Wiedział, że to kwestia czasu, by opadły emocje. Teraz czuł się bezsilny. Jakby cała energia, która przybyła wraz z wynikiem testu, została z niego wypompowana. Nagle Ewa stała się demonem, który wyssał ostatnie pokłady pozytywnych emocji. Piotrek osuną się na ziemię. Teraz siedzieli oboje w identycznej pozycji. Pomimo przypuszczań dziewczyny i konfliktu, zbliżyli się do siebie. Wpadli w objęcia, które mogły teraz mówić: „żegnaj”.
Piotrek chwycił mocno w dłonie twarz Ewy. Ze łzami w głosie powiedział:
-A teraz mnie posłuchaj, słyszysz? Nigdy Cię nie zostawię. To nasze wspólne dziecko. Co Ci w ogóle przyszło do głowy? Jak mógłbym chcieć je zniszczyć? To przecież Ty. Część Ciebie. Część mnie. Przecież mnie znasz. Jak nikt. Nie mógłbym. Nie. – mężczyzna spuścił wzrok, jak gdyby chciał upuścić z siebie parę kropel lśniących w kącikach oczu- łez.
-Bo ja myślałam… Tak mówiłeś, jakbyś… Nie płacz.. Proszę, Piotrek–Ewa zaczęła całować policzki, nos, brodę, czoło, usta. Słone łzy znajdywały teraz ujście w spierzchniętych wargach dziewczyny. Zamknęła oczy. Nie mogła pohamować tej rządzy prowadzącej do jednego celu. Chłopak odwzajemniał namiętność. Trzymał mocno za długie, czekoladowe włosy. Jego palce przedzierały się przez burzę loków. Agresywnie wpił się w usta, które nabierały teraz krwistego koloru, jak gdyby zaczęły na nowo oddychać. Piotrek zrzucił koc okrywający dziewczynę. Pod wpływem nagłego zimna i podniecenia, dostała gęsiej skórki. Chłopak delikatnie położył Ewę na brązowym łazienkowym dywaniku. Z niewyobrażalną żądzą w oczach, jak wygłodniałe zwierzę, rozpiął bluzę odkrywając miękkie ciało kobiety. Nieopamiętanie całował drobne piersi. Sutki stwardniały pod wpływem pieszczot. Ewa szybkim ruchem zdjęła koszulę Piotra. Dotknęła muskularnej, drżącej z podniecenia klatki piersiowej. Chłopak chwilę wpatrywał się w oczy Ewy , jak gdyby chciał doszukać się znaku na niebie. Głośno oddychał. Wzrok przesuną w stronę ust. Tam też powędrowały jego wargi. Dziewczyna w uniesieniu oplotła drobnymi dłońmi mężczyznę. Każdy ruch palców, odznaczał się czerwonymi dróżkami na plecach. Szybkim ruchem wyswobodziła się spod Piotra. Leżała teraz na nim. Delikatnie rozpięła guzik jego granatowych jeansów. Drugą ręką zajęła się od razu rozporkiem, który wydał charakterystyczny dźwięk. Zsunęła powoli spodnie, odsłaniając czarne bokserki. Poczuła pod nimi napięcie. Chłopak uniósł głowę. Chwycił w ogromne dłonie, porcelanowo - blade piersi Ewy. Zaczął je mocno ściskać, co bolało, jednocześnie podniecało dziewczynę. Chłopak zrzucił z siebie rozpaloną Ewę. Brutalnie zsunął z kształtnych pośladków majtki. Wszedł delikatnie, jak gdyby bał się, że ją uszkodzi miłością. Ich ciała złączyły się i igrały w emocjonalnym tańcu. Strugi potu spływały po twarzy mężczyzny. Odchylił lekko do tyłu głowę. Oczy zdawały się nieobecne, jakby uleciały w przestworza i szybowały w galaktyce uniesienia. Słychać było spotęgowany echem dźwięk rozkoszujących się chwilą kochanków. Dziewczyna po chwili, dostrzegła jedynie charakterystyczny błogi uśmiech, który pozostał na twarzy mężczyzny. Piotrek odgarną brązowe kędziorki, które przytwierdziły się do twarzy Ewy. Z tym samym uśmiechem, wpatrywał się z czułością w zielone oczy. One nigdy nie kłamały. Przytulił mocno dziewczynę. Miała wrażenie, że mówi tym gestem :„nigdy, nigdy Cię nie zostawię”.
The end
Bardzo proszę o komentarze i udzielenie rad.
Pozdrawiam serdecznie
Piszesz dobrze i swobodnie operujesz słowem, jednak temat jaki sobie wybrałaś jest, uhhh, może to tylko moja awersja do hepi endów, czekam na dalsze teksty, pozdrawiam