Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Ja jestem "za"
Ania już w swoim wątku przeprasza, że zmienia "nasz" temat
Oki, w ciszy nocy ostrożnie wyłuskam wszystko. Grey
Dlatego osobiscie jestem zwolennikiem eutanazji , czy dotyczacej dusz wcielajacych sie w ciała zwierzat, czy dusz wcielajacych sie w ciała ludzkie
Mam inne zdanie na ten temat.
Nie można ingerować w to ,co załozyła sobie Dusza przed wcieleniem.Być moze wybrała sobie"taki rodzaj smierci, takie cierpienie".Ingerując w Jej decyzję, hamujemy Jej rozwój,i sprawiamy,że w nastepnym wcieleniu i tak będzie musiała przez to przejść.Czyli "pomagamy"jej tylko chwilowo,a w rezultacie przyczyniamy sie do trudniejszego następnego wcielenia.
Bardzo dokładnie pisze o tym w swoich ksiażkach Elisabeth Kubler-Rosss,podając przykład swojej matki, i uswiadamiając czytelnikom dlaczego(jako lekarz)nie skrócila jej cierpień ,choć ta ją o to prosiła.Pięknie jest to w jej książkach opisane i wytłumaczone.
W kwestii samego cierpienia:
Przecież te dusze cierpiące i tak swoje odcierpią, czy to ma znaczenie, że przeżywają męki np 3 miesiące zamiast 4? To znaczy, że to już się nie liczy, bo za krótko?
Jakoś mi to okrutnie i bezwzględnie brzmi.
A przede wszystkim, że jakaś idea jest ponad wszystko, ponad uczucia, ponad cierpienie.
To ja tej pani nie kupuję.
Co do samej eutanazji, to kiedyś byłam "za", potem byłam przeciw, ale tylko ze względu na lęk, że to może być w niecnych celach wykorzystywane. Teraz mając nowe spojrzenie na nasze plany w danym życiu, to nie wiem, muszę sobie to przemyśleć - pod tym kątem Freyo jest logiczne, co piszesz. Ale nawet kościół ma bardziej liberalny stosunek do samobójców, którzy odebrali sobie życie, bo nie mogli już znieść bólu. Chyba nie można traktować żywych istnień jak kamieni, co zniosą absolutnie wszystko. Choć ja to mam nawet wątpliwości, czy taki kamień nic nie czuje.
Dlatego osobiscie jestem zwolennikiem eutanazji , czy dotyczacej dusz wcielajacych sie w ciała zwierzat, czy dusz wcielajacych sie w ciała ludzkie
Mam inne zdanie na ten temat.
Nie można ingerować w to ,co załozyła sobie Dusza przed wcieleniem.Być moze wybrała sobie"taki rodzaj smierci, takie cierpienie".Ingerując w Jej decyzję, hamujemy Jej rozwój,i sprawiamy,że w nastepnym wcieleniu i tak będzie musiała przez to przejść.Czyli "pomagamy"jej tylko chwilowo,a w rezultacie przyczyniamy sie do trudniejszego następnego wcielenia.
Bardzo dokładnie pisze o tym w swoich ksiażkach Elisabeth Kubler-Rosss,podając przykład swojej matki, i uswiadamiając czytelnikom dlaczego(jako lekarz)nie skrócila jej cierpień ,choć ta ją o to prosiła.Pięknie jest to w jej książkach opisane i wytłumaczone.
Mysle, ze kazdą z sytuacji dot. eutanazji nalezaloby przeanalizowac oddzielnie ...
M. Newton w jednej ze swoich ksiazek załącza relacje z jednej z sesji regresji , podczas ktorej jego pacjentka opisywala jej rozmowę z pewna duszą przed nastepnym wcieleniem, podczas ktorej umawiała sie z nią ( a ta dusza miała byc jej bratem podczas tego wcielenia ) , ze pomoze mu skrócic cierpienia , dokonując sama aktu eutanazji ...I zyjac juz na Ziemi, zrealizowała ich wspólne plany ... .
Mysle, ze czasami cierpienia przezywane podczas 'umierania' jakiegoś ciala ludzkiego rzeczywiscie moga sie 'przydac' w lekcjach duchowych jakiejs osoby, niekoniecznie nawet 'legalnego uzytkownika' tego ciała .... I czytałam o takim przypadku , kiedy dusza, zajmująca ciało zajete bardzo rakiem , opusciła juz go, bo nie w jej planach było przezywanie tego bólu, a na chwile zajeła to ciała inna dusza , by doswiadczyc tego bolu ... ( bylo to nawet opublikowane chyba w 'Nieznanym Swiecie', i dotyczylo bardzo znanego wloskiego dziennikarza , który przekazał ta wiedze za pomoca channeligu swojej siostrze, pozostałej jeszcze na Ziemi )
W przypadku eutanazji dusz zwierzat, którym pomogłam decyzyjnie zmniejszyc cierpienia , prosząc o to weterynarzy, zawsze pytałam sie o opinie opiekujacych sie mna dusz , i decyzja wynikala zawsze z Najwyzszego Dobra wszystkich uczestniczacych w danej sytuacji
Ale oczywiscie mam swiadomosc istnienia innych sytuacji w których euatnazja nie jest wskazana , na swój prywatny uzytek mysle jednak, ze dotycza bardziej dusz wcielajacych sie w ciala ludzkie ( ale nie zawsze oczywiscie - czasami smierc ciała jakiegoś zwierzecia pomaga zrozumiec idee odchodzenia stad duszy takze ludzkich ..i wtedy dusza danego zwierzecia pomaga zrozumiec to zjawisko duszy jej 'wlasciciela' / opiekuna ...)
Dlatego tak wazna jest konsultacja z naszymi Opiekuna w kazdym z przypadków odzielnie .. Tak sobie mysle, ze osoby, uwazajace, ze nie umieją komunikowac sie z Opiekunami, w takich przypadkach po prostu czują , co bedzie wlasciwe dla danej duszy .. czyli słuchaja po prostu intuicji ....
Jakoś mi to okrutnie i bezwzględnie brzmi.
A przede wszystkim, że jakaś idea jest ponad wszystko, ponad uczucia, ponad cierpienie.
To ja tej pani nie kupuję.
Agnieszko, czy czytałaś jakąkolwiek książkę "tej pani"?
To naprawdę niezwykła, mądra osoba.
Chyba nie zrozumiałaś wypowiedzi Frei, może była zbyt skrótowa.
Dwa cytaty z "tej pani" - Elizabeth Kubler-Ross (Pytania i odpowiedzi na temat śmierci i umierania):
"Jaka jest pani opinia na temat eutanazji?
Jestem całkowicie przeciwna jakiemukolwiek rodzajowi zabójstwa z litości, ale jestem za pozwalaniem pacjentowi na umieranie jego lub jej własną śmiercią, bez sztucznego przedłużania procesu umierania".
"Czy pozwala pani pacjentom decydować, kiedy chcą umrzeć, czy kontynuuje pani podawanie leków i pomaganie im aż do końca?
Podaję im tylko tyle leków, ile jest konieczne, aby czuli się dobrze. Pomagam im aż do śmierci, ale kiedy odmawiają poddania się kolejnym dializom lub kolejnej operacji, która może przedłużyć ich życie o parę tygodni, a być może miesięcy, rozumiem ich życzenie".
Oczywiście, w przypadku zwierząt jest inaczej, one nie mogą wyrazić swojej woli słowami, tak więc należy brać pod uwagę przede wszystkim JAKOŚĆ ich życia, a nie DŁUGOŚĆ.
Osobiście jednak uważam, że ludzie często zbyt ochoczo sięgają po możliwość "uśpienia zwierzaka dla jego dobra" zamiast starać się mu pomóc - co oczywiście nie dotyczy Roszponki - cieszę się, że szczurzynce się polepsza
Ale nawet kościół ma bardziej liberalny stosunek do samobójców, którzy odebrali sobie życie, bo nie mogli już znieść bólu.
Mieszasz dwie rzeczy.Samobójca SAM decyduje ,ze chce odejsć.W przypadku eutanazji decyduje ktoś za kogoś.
Mam takie teoretyczne czysto pytanie do Agi:"Czy patrząc na cierpiącą osobę podałabys jej osobiscie zastrzyk śmierci?Skąd będziesz miała wiedzę,ze to jest właściwa i słuszna decyzja?"
Nie chodzi mi o usilne przedłuzanie życia- kazda Dusza ma prawo odejść kiedy nadejdzie jej czas( nawet Papież poprosił o nie podtrzymywanie Go dłuzej przy życiu), chodzi mi natomiast o świadome zabijanie celem skrócenia cierpień.
Co do Kubler-Ross polecam gorąco jej ksiażki.Jak przeczytasz,to zadecydujesz czy "kupujesz ją ,czy nie"
Roszponko sorry,że weszłysmy Ci w temat:)
Eutanazja (lub euthanazja, od gre. εὐθανασία, euthanasia – "dobra śmierć") – przyśpieszenie lub niezapobieganie śmierci w celu skrócenia cierpień chorego człowieka
Jestem całkowicie przeciwna jakiemukolwiek rodzajowi zabójstwa z litości, ale jestem za pozwalaniem pacjentowi na umieranie jego lub jej własną śmiercią, bez sztucznego przedłużania procesu umierania".
I chciałabym jeszcze raz podkreslic, ze pisząc w poprzednich postach o tym, ze jestem 'za eutanazją', miałam na mysli przypadki, skunsultowane z lekarzem jako 'beznadziejne', skonsultowane z WJ czy Opiekunem ( lub sprawdzona wielokrotnie, w wielu innych przypadkach ' intuicją ') , jako zgodne z wola tej duszy, i na dodatek , kiedy dana osoba poprosi nas o to juz tu, na Ziemi ........W przypadku zwierzat - niestety nie mogą mowic, wiec zostaja nam pozostałe zródla wiedzy , na bazie których mozemy zdecydowac ......
I chciałabym jeszcze raz podkreslic, ze pisząc w poprzednich postach o tym, ze jestem 'za eutanazją', miałam na mysli przypadki, skunsultowane z lekarzem jako 'beznadziejne', (...)
Saro- nie ma "przypadków beznadziejnych".Do konca może zdarzyc sie tzw.samouleczenie , cud, czy jak to nazwiemy.Lekarz nie jest Bogiem, i nie moze powiedzieć:" to już koniec , nie ma nadziei."Nie ma do tego prawa.
Czytam teraz ksiazke o takich właśnie "cudach" w medycynie.Ktoś, komu lekarze nie dawali tygodnia życia( ale nie mówili pacjentowi o tych rokowaniach)- wychodził z choroby i żyje ,innym gdy powiedziano :zostało ci 1, 2 dni życia- odchodzili w tym terminie.
Lekarz nie ma prawa wydawac wyroków i decydować kogo "opłaca się " leczyc ,a kogo nie...
Mysle, ze fragment zacytowany przez Za_Teczą mowił własnie o takim 'niezapobieganiu' ( w rozumieniu słowa 'niezapobieganie' jako 'sztuczne przedłuzanie' )
Tak, Saro, dokładnie.
Jeszcze jeden cytat z tej samej książki:
"Ważne jest, aby znać różnicę pomiędzy eutanazją w znaczeniu używanym w przeszłości, kiedy słowo to oznaczało dobrą śmierć, i w znaczeniu używanym teraz do oznaczenia zabójstwa z litości, którego osobiście nie mogę uważać za dobrą śmierć".
Co do zwierząt, każdy opiekun (niekoniecznie właściciel, bo zwierzęcia się nie posiada, moim zdaniem), który poświęca zwierzakowi wystarczająco dużo czasu i uwagi, jest w stanie ocenić jego stan. Po zwierzęciu widać, czy jest w nim jeszcze wola życia, jeśli bardzo cierpi, to też to widać. Wtedy moim zdaniem zakończenie jego cierpień jest konieczne - tylko nie w tak straszny sposób, jak opisała to Roszponka
Ale jak się komuś nie chce nawet spróbować wyleczyć zwierzaka, no to inna sprawa...
To ogromna odpowiedzialność. Roszponko kochana, pięknie piszesz o swoich szczurkach Nigdy bliżej nie miałam do czynienia z tymi gryzoniami, ale podobno są niesamowicie mądre i kochane
Każdy bezniuansowy sąd typu "białe lub czarne i nie ma nic pośrodku", jest tez wyrokiem.
Dotyczy więc takie niewyrokowanie nie tylko lekarzy, ale wszystkich.
I chciałabym jeszcze raz podkreslic, ze pisząc w poprzednich postach o tym, ze jestem 'za eutanazją', miałam na mysli przypadki, skunsultowane z lekarzem jako 'beznadziejne', skonsultowane z WJ czy Opiekunem ( lub sprawdzona wielokrotnie, w wielu innych przypadkach ' intuicją ') , jako zgodne z wola tej duszy, i na dodatek , kiedy dana osoba poprosi nas o to juz tu, na Ziemi ........W przypadku zwierzat - niestety nie mogą mowic, wiec zostaja nam pozostałe zródla wiedzy , na bazie których mozemy zdecydowac ......
Osobiście jednak uważam, że ludzie często zbyt ochoczo sięgają po możliwość "uśpienia zwierzaka dla jego dobra" zamiast starać się mu pomóc - co oczywiście nie dotyczy Roszponki - cieszę się, że szczurzynce się polepsza
Też tak myslę ...i to ochoczo proponują uspienie nawet sami weterynarze .
Kiedys zdumiałam się, kiedy jedna z ‘wetek ‘ zapytała mnie z marszu, bez podania swojej opinii medycznej , czy chcę uspic mojego 12-letniej króliczki, ktora zaczeła miec objawy padaczki .
Dlatego zapytałam ją " A jaka jest Pani opinia na ten temat, bazując na Pani doświadczeniu ? "
Jako ze jej opinia była niejednoznaczna, a mój wglad dawał wyniki, ze powinnam towarzyszyc jej do konca jej nieskróconego pobytu tutaj , dusza wcielona w kroliczke wyszła z ciała dopiero 1 miesiac pózniej, na moich rękach ….
Innym razem zdarzyło mi sie pojechac do weterynarza i wyrazic zgodę na uspienie gołebia, który lezał potracony na srodku drogi, z połową wnetrznosci na wierzchu, ktory próbował wstac co chwilę , gdy mijały go nastepne samochody , ale jelita i pewnie jeszcze inne przeszkody mu przeszkadzały ...
Zatrzymalam sie z boku tej drogi, i po chwili, gdy widzialam, ze jest jeszcze bardzo zywotny, wziełam go do weterynarza, ktory orzekł, ze nie ma szans na przezycie ...Po 'zagladnięciu' w siebie , i odsluchaniu intuicji, poprosiłam o pomoc w skróceniu jego cierpień ...wyszedł z ciala po 15 sekundach od zastrzyku ...
Ale juz innego gołębia, którego nieomal wypatroszyły moje dwa domowe koty ( zlapaly go na balkonie ) , zawiozłam w niedziele, na ostry dyzur do weterynarza, ktory po stwierdzeniu, ze gołab ma szanse na przezycie, w narkozie zaszył wielkie 4 dziury w ciele ....jezdziłam z nim chyba z dwa tygodnie na zastrzyki, po czym przy ostatnim z nich pani trafiła na nerw w jego nodze, i unieruchomila mu ją ....
I przez nastepne 3 miesiace przez iles tam czasu dziennie cwiczyłam z nim zginanie tej nogi, wizualizowalam zrastanie sie tego nerwu ( miałam na te zabiegi zgode z 'góry' ) , az zaczał ruszac ta nogą .... I po pół rocznym pobycie u mnie wypusciłam Rudaska na wolnosc ( zyje do dzisiaj )
Z kolei u mojej suni bernardynki zdiagnozowano -w stadium zaawansowanym- raka ..Podczas rozmowy z lekarzem usłyszałam , ze wg USG jest tak rozsiany, ze operacja moze wogole nie pomóc i nie wszystkie tkanki rakowe da się usunąc …
Na bazie swojego kilkudziesięcioletniego doświadczenia zaproponował mi rozwiazanie, na które po dokonaniu wglądów ‘w siebie ‘ zgodziłam sie, ze zoperuje ją, ale jezeli podczas operacji okaze sie, ze rak jest 'wszedzie', to po prostu jej nie wybudzi ....
I tego typu przypadki ‘eutanazji’ u zwierząt miałam na mysli w pierwszym swoim poscie, w którym poruszyłam ten temat …….I biore za te decyzje całkowicie odpowiedzialność .
Też tak myslę ...i to ochoczo proponują uspienie nawet sami weterynarze .
Już w zasadzie wychodzę z Cudaczynką, ale tak z biegu chciałam wytłumaczyć weterynarzy.. nie mówię, że wszystkich, ale jak miałąm praktyki, to przyszedł pan z suczką z ropomaciczem.. ale stadium początkowe..
facet chciał uśpić psa, ja się oburzyłam ( kiedyś byłam bardziej " pyskata" ) a ten na mnie nakrzyczał, że w takim razie, to on przywiąże psa do drzewa..
( skończyło się, że wet uśpił psa i poopowiadał o przypadkach , kiedy to weterynarze nie chcieli uśpić.. co się wówczas działo - jakie tragedie dopadały zwierząt.. )
a tu jeszcze inna sytuacja.. ja była wtedy bardzo mała, ale historia utkwiła mi w pamięci..
sąsiad miał starego psa i stwierdził, że skoro pies nie może chodzić, to go zabije..
wziął więc łopatę i walił psa po głowie tak długo, aż go zatłukł..
skowyt było słychać po całej wsi..
że też nikt nie zareagował..
no była inna mentalność, ale to jednak bestialstwo
więc może na wszelki wypadek weci proponują takie rozwiązanie, by nie dochodziło do takich sytuacji?
znów się rozpisałam...
spóźnię się do wet, ale po rozmowie z Jolą mam takiego powera, że masakra mogłabym pisać i pisać o zwierzaczkach..
cholerka.. może jednak powinna wrócić na tamte studia ..
sama już nie wiem..
dobra, idę, bo nijak w 10 minut nie dojadę, a kontrast przepłynie...
Się mi dostało.
Może fakt powinnam najpierw przeczytać, a nie odnosić się do autorki w kontekście komentarza Freyi, ale uderzyła mnie nie kwestia eutanazji jako takiej, tylko wskazanie konsekwencji skrócenia czyichś cierpień.
Kompletnie bezkompromisowo. Nie przekona mnie nikt takim stawianiem sprawy, bo już trochę lat żyję i wiem, że nie ma podziału na czarne i białe, w sumie tego jest najmniej, dominują różne odcienie szarości.
Co do cudów, ktoś musi się bez końca zamęczać bo cud się zdarzy? To trzymanie się na siłę tego ziemskiego życia. Jak dla mnie uzasadnione w przypadku osób, które są przekonane, że ich istnienie kończy się z ostatnim oddechem.
Eutanazja sama to generalnie temat rzeka z bardzo licznymi meandrami. Co zresztą widać po dyskusji tutaj.
Sama po prostu jestem przeciwnikiem fundamentalizmu w jakiejkolwiek dziedzinie życia, a tak mi zabrzmiało, być może subiektywnie. Na spokojnie poczytam wszystko jeszcze raz. Też bywam w gorącej wodzie kąpana.
Napisałaś Saro : "I tego typu przypadki ‘eutanazji’ u zwierząt miałam na mysli w pierwszym swoim poscie, w którym poruszyłam ten temat …….I biore za te decyzje całkowicie odpowiedzialność ."
I nikt z nas, nie będzie Cię za Twoje suwerenne decyzje tu rozliczał, wyręczając w tym pochopnie dużo wyższą i więcej wiedzącą od nas Instancję...
<przytul>
Roszponko Aniu : pójdzie Wam śpiewająco
Eutanazja, a nie podtrzymywani sztuczne przy życiu, to dwie różne rzeczy.
Wg mojego rozumowania, eutanazją jest podanie czegoś w celu wywołania zgonu. Tak jak to robią w szwajcarskich klinikach.
U Newtona jest przypadek o niepodtrzymywaniu sztucznie życia, a nie uśmiercenie na życzenie.
Choć ostatnie wydarzenia pokazały, że osoby będące w śpiączce, są świadome. Po "cudownym" wybudzeniu potrafiły zrelacjonować to co się wokół nich działo. Wbrew temu co myślało otoczenie.
Eutanazja, a nie podtrzymywani sztuczne przy życiu, to dwie różne rzeczy.
Wg mojego rozumowania, eutanazją jest podanie czegoś w celu wywołania zgonu. Tak jak to robią w szwajcarskich klinikach.
U Newtona jest przypadek o niepodtrzymywaniu sztucznie życia, a nie uśmiercenie na życzenie.
.
Eutanazja (lub euthanazja, od gre. εὐθανασία, euthanasia – "dobra śmierć") – przyśpieszenie lub niezapobieganie śmierci w celu skrócenia cierpień chorego człowieka
M. Newton w jednej ze swoich ksiazek załącza relacje z jednej z sesji regresji , podczas ktorej jego pacjentka opisywala jej rozmowę z pewna duszą przed nastepnym wcieleniem, podczas ktorej umawiała sie z nią ( a ta dusza miała byc jej bratem podczas tego wcielenia ) , ze pomoze mu skrócic cierpienia , dokonując sama aktu eutanazji ...I zyjac juz na Ziemi, zrealizowała ich wspólne plany ...
Jest to przypadek eutanazji dotyczący pacjentki o imieniu Sandy. Sta¬nowi on jeszcze jeden przykład sytuacji, gdzie pokazano scenę śmier¬ci odtwórcom głównych ról w przyszłym życiu.
Jak to się często dzie¬je w przypadku dusz, które zawczasu, przed rozpoczęciem życia, muszą być świadkami własnej śmierci, częścią umowy jest dobrowolny akces.
W trakcie wstępnego wywiadu dowiedziałem się, że Sandy była blisko związana ze swoim bratem Keithem i że oboje należeli do dużej rodzi¬ny.
W okresie dorastania, Sandy wraz ze swą młodszą siostrą opiekowa¬ła się nim jak matka. Keith był bardzo porywczy i jako nastolatek prowadził ryzykanckie życie, jeździł szybkimi samochodami i wielokrotnie wchodził w konflikty z prawem.
Sandy powiedziała mi, że Keith żył tak, jakby pragnął śmierci. Dodała, że skrzywdził po drodze kilku ludzi swym kapryśnym stylem życia, ale miał dobre serce, a jego pasja przeżywania w pełni każdego dnia była zaraźliwa.
Sandy zawsze przeczuwała, że jej brat umrze młodo.
U Keitha w dwudziestym siódmym roku życia rozpoznano stwardnienie zani¬kowe boczne (ALS); dwa lata później zmarł.
ALS jest zwyrodnienio¬wą chorobą narządów ruchu, która w ciągu paru lat rozwija się w za¬nik mięśni. Pod koniec, wielu pacjentów, aby móc oddychać, musi być podłączonych do respiratora i przyjmować wielkie dawki morfiny dla zwalczenia przejmującego bólu.
Kiedy Sandy podczas naszej sesji dostała się do swojej grupy du¬chowej, odkryliśmy że dusze brata i siostry są bliskimi towarzyszami. Keith był w tej grupie uwielbiającym zabawę wesołkiem i w ciągu wie¬lu poprzednich stuleci niewiele obchodziły go uczucia innych ludzi.
Po konsultacji ze swym przewodnikiem i członkami grupy, Keith zdał sobie sprawę, iż najważniejsze dla jego rozwoju jest nauczenie się po¬kory.
Będąc śmiałą duszą poprosił o życie, które będzie stanowiło eks¬tremalnie ciężką próbę umożliwiającą nabycie pokory, zamiast rozcią¬gać tę lekcję na wiele wcieleń. Ostrzeżono go, że takie przyspieszone życia bywają bardzo trudne. Keith oświadczył, iż jest na to przygo¬towany.
Gorzką pigułką stało się dla niego odkrycie podczas pobytu w Kręgu, że będzie musiał dobrowolnie przyjąć atletyczne ciało, które zostanie sparaliżowane przez ALS.
Sandy powiedziała mi, że był taki moment w sali wyboru życia, kiedy jej brat niemal się wycofał. W tym właśnie punkcie naszej sesji rozpocznę jej relacjonowanie.
Dr N. - Proszę, opowiedz mi tyle, ile możesz, o reakcji Keitha na zaproponowane mu ciało.
P. (poważnie) - Pokazano mu najgorszą rzecz-jego ciało przed i po zaatakowaniu przez chorobę. To, jak jego niezależ¬ność zostanie mu odebrana i jak stanie się uzależniony od na¬szej pomocy. Niczego przed nim nie ukryli. Keith zobaczył, że w początkowym stadium tej choroby będzie ogromnie uża¬lał się nad sobą i doświadczał wyrzutów sumienia, potem zaś wpadnie w straszny gniew, ale jeśli uda mu się go zwalczyć, czegoś się dzięki temu nauczy.
Dr N. (przenosząc się wraz z Sandy od obecnego życia do świata dusz i z powrotem) - I nauczył się?
P. - O, tak. Pod koniec Keith uspokoił się, zaakceptował i doceniał to, co dla niego robiliśmy.
DrN. - Czy jest coś, co chciałabyś wyjaśnić w związku ze sposo¬bem, w jaki Keith przygotował się na to życie z tobą?
P. (długie milczenie, wreszcie twarz pacjentki przybiera wyraz świadczący, że podjęła jakąś decyzję) - Opowiem ci o tym. Do¬brze będzie o tym porozmawiać... dotychczas nikomu tego nie mówiłam (zaczyna płakać, a ja staram się ją uspokoić).
Dr N. - Nie musimy o tym mówić, jeśli to jest zbyt bolesne.
P. - Nie, chcę to opowiedzieć, (bierze głęboki oddech) Kiedy przygotowywaliśmy się do wejścia w to życie, dowiedziałam się, że mam być najstarszym dzieckiem w naszej rodzinie i po¬jawię się pierwsza.
Tuż przed nadejściem mojego czasu odbyli¬śmy z Keithem długą rozmowę. Powiedział, że jest przygotowany na cierpienie, ale kiedy stanie się całkowicie bezwładny - kiedy nie będzie już mógł tego wytrzymać - mam wyłączyć jego system pod¬trzymywania życia i uwolnić go.
Dr N. - Miałaś zamiar zrobić to w szpitalu?
P. - Podczas tamtej rozmowy przygotowaliśmy się na to, ale potem okazało się, dzięki Bogu, że na ostatnie siedem tygodni Keitha odesłano do domu, co uprościło nasz plan.
Dr N. - Czy chodziło o ból? Z pewnością Keith dostawał środki przeciwbólowe.
P. - W grę wchodziła tylko morfina. Ostatnie siedem tygodni było straszne, pomimo respiratora i środków przeciwbólowych. Pod koniec jego płuca były tak zaatakowane, że nie mógł się ru¬szać ani mówić.
Dr N. - Opowiedz mi o tym planie, który obmyśliliście z Keithem w świecie dusz, przed rozpoczęciem życia.
P. (wzdycha) - Zaczęliśmy nasze przygotowania od stworzenia łóżka i systemu podtrzymującego życie, który Keith zobaczył pod¬czas pokazu w sali projekcyjnej. Pamiętał każdy szczegół.
Potem ćwiczyliśmy, bo przypuszczałam, że będę musiała wyprowadzić w pole lekarzy i pielęgniarki.
Uczyłam się obsługiwać to urządze¬nie i studiowałam rozwój objawów choroby Keitha. Przećwiczyli¬śmy znaki, które Keith miał mi dać, kiedy będzie gotowy na uwol¬nienie od cierpień. W końcu poprosił, bym mu przyrzekła, że nie zmienię zdania i nie zawaham się w kluczowym momencie. Chęt¬nie mu to obiecałam.
Gdy Sandy wyszła z hipnotycznego transu i odzyskała pełną świa¬domość, przedyskutowaliśmy rolę, jaką odegrała w śmierci brata.
Po¬wiedziała, że kiedy poczuła osobliwy zapach czy też „odór śmierci" z okolic gardła Keitha, wiedziała że nadszedł czas, by się przygotować.
Pragnę dodać, że ten cielesny symptom niekoniecznie oznaczał, iż zbli¬ża się śmierć Keitha.
Niemal bez zastanowienia Sandy szepnęła bratu do ucha: „Keith, jesteś gotów do odejścia?"
W odpowiedzi otrzymała ustalony wcześniej znak. Keith trzykrotnie zamrugał oczami, co ozna¬czało potwierdzenie.
Wówczas spokojnie wyłączyła system podtrzy¬mywania życia.
Przybyły później do domu lekarz zastał system ponow¬nie włączony i stwierdził zgon Keitha.
Przez resztę tamtego dnia nie doświadczała żadnego poczucia winy. Dopiero w nocy, gdy już leżała w łóżku, zaczęła mieć wątpliwości i za¬stanawiać się nad swoją automatyczną reakcją. Po długim wierceniu się i przewracaniu z boku na bok zapadła wreszcie w niespokojny sen.
Wkrótce przyśnił jej się Keith. Uśmiechając się z wdzięcznością oznaj¬mił, że zrobiła wszystko doskonale i że ją kocha. Kilka tygodni później, podczas uprawiania medytacji, Sandy miała wizję swego brata siedzą¬cego na ławce i rozmawiającego z „dwoma mnichami ubranymi w uro¬czyste szaty". Keith odwrócił się do niej, roześmiał i powiedział: „Wy¬trzymaj tam jeszcze trochę, siostrzyczko!"
Kochać to czasem pozwolić komuś odejść. Godnie odejść.
ps. 2 Jolu, tez mam taką nadzieję
Wczoraj jedna z naszych koleżanek napisała :
"Co do zwierzat...One nie rozumieją dlaczego cierpią, nie mają tej swiadomosci."
Wiedzę czerpie się ze źródeł zewnętrznych i z własnych przeżyć.
Póki w danym temacie nie ma się przeżyć własnych, polega się na zewnętrznych informacjach, a wybiera z nich te, które nam najbardziej osobiście odpowiadają.
Rozszerzyć własne źródło przeżyć można wtedy, gdy otwiera się na empatię... w ten sposób już od wieków ludzie porozumiewają się także i ze zwierzętami i tacy nie mają wątpliwości, że i zwierzęta wiedzą dlaczego cierpią i mają tego świadomość...
Roszponka otworzyła się wczoraj na empatię i porozumiała wprost ze swoją przyjaciółką, jaką miała wśród naszych Braci Mniejszych.
Gdy już się raz otworzy taką bramę, to chce się z niej potem czerpać nie mniej niż z lektur...
Serdeczności Aniu i Ago
Wczoraj jedna z naszych koleżanek napisała :
"Co do zwierzat...One nie rozumieją dlaczego cierpią, nie mają tej swiadomosci."
Wiedzę czerpie się ze źródeł zewnętrznych i z własnych przeżyć.
Póki w danym temacie nie ma się przeżyć własnych, polega się na zewnętrznych informacjach, a wybiera z nich te, które nam najbardziej osobiście odpowiadają.
Rozszerzyć własne źródło przeżyć można wtedy, gdy otwiera się na empatię... w ten sposób już od wieków ludzie porozumiewają się także i ze zwierzętami i tacy nie mają wątpliwości, że i zwierzęta wiedzą dlaczego cierpią i mają tego świadomość...
Bez komentarza
A co do - mam nadzieję - wygasłej już dyskusji, to myślę sobie tak.
Wśród siedmiomiliardowej populacji ludzi, od dziesiątków lat, tysiące uznanych autorytetów naukowych, religijnych, filozofów i etyków spiera się o to kto ma rację w poruszonym tu dziś temacie i do dziś nie zostało wypracowane jednoznaczne stanowisko.
Czy można zakładać, że ktoś z nas tutaj władny jest zmienić tę patową sytuację światową samym uporem dyskusyjnym ?
Po co nam więc, przecież robaczkom wobec tych wymienionych tuzów, bić w rezultacie tylko pianę na wodzie, której i tak po czasie pisane jest opaść ?
PS. A biciem piany na wodzie nazywam wszelkie uparte, stale powtarzanie tego samego argumentu, z gluchota na przedstawiane przez innych liczne niuanse danego zagadnienia.
To tak jak z tym krytykowanym tu przez nas wydawaniem wyrokow przez lekarzy. Mozna sie zapedzic za daleko w tym i samemu wlasnie wydawac wyroki...
Bez komentarza
Nawet rośliny mają swoją świadomość i wiedzą kiedy i dlaczego cierpią. Odkrywają to już najnowsze eksperymenty.
A tak właściwie, to skąd my możemy wiedzieć, co one wiedzą?
Pewnie, gdy boli je jakiś wewnętrzny organ, to psiak nie pomyśli " po tej stronie, oj to chyba wątroba", ale już gdy choć raz dotknie łapą gorącego, to doskonale będzie kolejny raz wiedział, że piecze łapa bo dotknął tego bardzo ciepłego.
Nie wiem może to można porównać do świadomości dziecka?
Z pewnością jednak zwierzę rozumie, że cierpi, gdy cierpi.
A tak właściwie, to skąd my możemy wiedzieć, co one wiedzą?
No tak tego do konca nie wiemy:)
Możemy tylko przybliżyc swoją wiedzę żyjac z nimi,obserwując ,doswiadczając różnych sytuacji. To jest dla nas największe źródło wiedzy:)
A zwierzęta potrafią uczyć , oj potrafią.
Najbardziej czystej bezwarunkowej miłości
[quote="Freya"]Najbardziej to nie lubie gdy ktos przekreca wypowiedzi innej osoby.
Mirku gdzie ja napisałam ,ze zwierzęta (i rośliny) nie mają świadomosci?. /quote]
Jak nie lubisz to czemu to robisz? Gdzie ja napisałem, że to Twoja wypowiedź? Nie rozumiem o co Ci chodzi. Odniosłem się do tekstu braku świadomości, a nie do Ciebie. Więc na jakiej podstawie tak nielogicznie skojarzyłaś, że to Twój tekst, jak nie ma podanego autora?
Freyu, Freyu znowu prowokujesz do niepotrzebnych dyskusji. Po co kochana. Nikomu to nie służy.
A tak właściwie, to skąd my możemy wiedzieć, co one wiedzą?
Pewnie, gdy boli je jakiś wewnętrzny organ, to psiak nie pomyśli " po tej stronie, oj to chyba wątroba", ale już gdy choć raz dotknie łapą gorącego, to doskonale będzie kolejny raz wiedział, że piecze łapa bo dotknął tego bardzo ciepłego.
Nie wiem może to można porównać do świadomości dziecka?
Z pewnością jednak zwierzę rozumie, że cierpi, gdy cierpi.
A jak wytłumaczysz fakt, że kiedy psu coś dolega zaczyna jeść zielsko na łące? Wielokrotnie obserwowałem takie zdarzenia. Na drugi dzień był zupełnie zdrowy. Czy to tak z braku jego świadomości sobie czyni? Może to my mamy ograniczoną świadomość w tym, że zwierzęta, czy rośliny nic nie wiedzą?
Mirku ,zawsze cos wypływa z czegos. Nie wykrecaj kota ogonem
Pod warunkiem, że jest ciecz
tez się kiedyś zastanawiałam jak to zachowanie zwierząt "podciągnąć"?
no bo niby nie myślą,ale chore same wiedza kiedy jeść,kiedy pościć a kiedy sięgnąć po lecznicze ziele;)
słonie przeżywają okres żałoby, łabędzie wierne do końca, mrówki, pszczoły ,termity maja tak zorganizowane swoje mrowiska, termitiery i ule ze aż się wierzyć nie chce ze to tylko instynkt czy przypadek.Pingwiny ze swoimi przedszkolami dla młodych i wiele wiele innych przykładów zwierzęcego świata-delfiny!
chyba jednak nasi młodsi bracia myślą.....o cale niebo lepiej niż ludzie!
A tak właściwie, to skąd my możemy wiedzieć, co one wiedzą?
Pewnie, gdy boli je jakiś wewnętrzny organ, to psiak nie pomyśli " po tej stronie, oj to chyba wątroba", ale już gdy choć raz dotknie łapą gorącego, to doskonale będzie kolejny raz wiedział, że piecze łapa bo dotknął tego bardzo ciepłego.
Nie wiem może to można porównać do świadomości dziecka?
Z pewnością jednak zwierzę rozumie, że cierpi, gdy cierpi.
A jak wytłumaczysz fakt, że kiedy psu coś dolega zaczyna jeść zielsko na łące? Wielokrotnie obserwowałem takie zdarzenia. Na drugi dzień był zupełnie zdrowy. Czy to tak z braku jego świadomości sobie czyni? Może to my mamy ograniczoną świadomość w tym, że zwierzęta, czy rośliny nic nie wiedzą?
A czy ja gdzieś przeczę świadomości? Nie wiem jak jest i właśnie napisałam w pierwszy zdaniu to, co Ty tutaj w ostatnim: że my nie wiemy, co one wiedzą.
Gdzieś wspomniałam, że nie mam pewności czy kamień nie czuje, bo sama mam takie podejrzenie, że nawet to co człowiek stworzy, to zaczyna żyć, łącznie ze złośliwymi czasami urządzeniami domowymi. Ja mam złośliwy telewizor, nie raz go wyłączę, z piulota oczywiście tylko, odłożę pilot, odwrócę się, a telewizor sam się włącza. Dzieje się tak chyba średnio raz na tydzień
Tak Dorotko
tyle że nie tworzą, poza swoimi domami, zresztą nie wszystkie gatunki i może przez to myślimy, że głupsze? Są po prostu inne niż my, a my odnosimy ich zachowanie i ewentualne postrzeganie przez pryzmat naszego ludzkiego rozumowania i postrzegania otaczającego świata.
Wczoraj jedna z naszych koleżanek napisała :
"Co do zwierzat...One nie rozumieją dlaczego cierpią, nie mają tej swiadomosci."
Wiedzę czerpie się ze źródeł zewnętrznych i z własnych przeżyć.
Póki w danym temacie nie ma się przeżyć własnych, polega się na zewnętrznych informacjach, a wybiera z nich te, które nam najbardziej osobiście odpowiadają.
Rozszerzyć własne źródło przeżyć można wtedy, gdy otwiera się na empatię... w ten sposób już od wieków ludzie porozumiewają się także i ze zwierzętami i tacy nie mają wątpliwości, że i zwierzęta wiedzą dlaczego cierpią i mają tego świadomość...
Roszponka otworzyła się wczoraj na empatię i porozumiała wprost ze swoją przyjaciółką, jaką miała wśród naszych Braci Mniejszych.
Gdy już się raz otworzy taką bramę, to chce się z niej potem czerpać nie mniej niż z lektur...
Serdeczności Aniu i Ago
Jaka zmiana tematu? To my tu się wtryniliśmy z inną bajką, a Ty dzielnie to znosisz.
Nie jestem adminem, ale sądzę, że skoro Twój wątek, to jesteś gospodynią tego miejsca
Sluszna uwaga.sorki,ze pociągnełam temat. Moze nas przeniescie gdzieś?
A jak wytłumaczysz fakt, że kiedy psu coś dolega zaczyna jeść zielsko na łące? Wielokrotnie obserwowałem takie zdarzenia. Na drugi dzień był zupełnie zdrowy. Czy to tak z braku jego świadomości sobie czyni? Może to my mamy ograniczoną świadomość w tym, że zwierzęta, czy rośliny nic nie wiedzą?
A jak, Mirku, wytłumaczysz, że potrafi zjeść stęchłą padlinę albo truciznę? Nie zdrowieje po tym, wręcz przeciwnie.
Gdyby MYŚLAŁ, nie zrobiłby tego.
Nie prowadzi też filozoficznych dysput, po prostu okazuje miłość.
Owszem, psy "kombinują" po swojemu (inne zwierzęta też, ale psy znam najlepiej), jednak moim zdaniem nie ma to nic wspólnego z myśleniem takim, jak my to rozumiemy.
Instynkt. Zbiorowa świadomość. Tzw. zew natury. Ale na pewno nie "myślenie".
Myślę, że zwierzęta są pod względem świadomości rzeczywiście bardzo podobne do małych dzieci.
Popieram też refleksję Ewy Fortuny, nie rozumiem, dlaczego opinie Frei są traktowane w taki sposób.
I myślę też, że ten wątek to nie miejsce na te rozważania?...
Ktos powyżej napisał,ze psy wiedzą ze cierpią,no bo ich boli ale faktycznie nie są świadomi ze to wątroba,nerki,ze to rak. Jestem tego samego zdania. Psa boli,patrzy na nas litosciwie ,bo tylko my mozemy mu pomóc.Sam nie pojedzie do weterynarza,nie kupi lekarstw.Jest świadomy ze mu cows dolega,ale nie jest swiadomy co.
W końcu ktoś zrozumiał o co mi chodzi
Freyu, ja też to zrozumiałam, już wczoraj. I się zgadzam.
Wiem, wiem Kochana
A jak wytłumaczysz fakt, że kiedy psu coś dolega zaczyna jeść zielsko na łące? Wielokrotnie obserwowałem takie zdarzenia. Na drugi dzień był zupełnie zdrowy. Czy to tak z braku jego świadomości sobie czyni? Może to my mamy ograniczoną świadomość w tym, że zwierzęta, czy rośliny nic nie wiedzą?
A jak, Mirku, wytłumaczysz, że potrafi zjeść stęchłą padlinę albo truciznę? Nie zdrowieje po tym, wręcz przeciwnie.
Gdyby MYŚLAŁ, nie zrobiłby tego.
Nie prowadzi też filozoficznych dysput, po prostu okazuje miłość.
Owszem, psy "kombinują" po swojemu (inne zwierzęta też, ale psy znam najlepiej), jednak moim zdaniem nie ma to nic wspólnego z myśleniem takim, jak my to rozumiemy.
Instynkt. Zbiorowa świadomość. Tzw. zew natury. Ale na pewno nie "myślenie".
Myślę, że zwierzęta są pod względem świadomości rzeczywiście bardzo podobne do małych dzieci.
Popieram też refleksję Ewy Fortuny, nie rozumiem, dlaczego opinie Frei są traktowane w taki sposób.
I myślę też, że ten wątek to nie miejsce na te rozważania?...
Pies zje truciznę tylko wtedy gdy człowiek mu poda. Padlina wchodzi w skład menu psa, dlatego mu nie szkodzi. Szkodzi mu wtedy gdy za mocno polega na karmie człowieka.
Pies kocha miłością bezwarunkową. Nie oczekuje za to nic w zamian. Jednakże jeżeli człowiek go skrzywdzi to, to pamięta.
Zwierzęta mają tzw.zbiorową świadomość.Za jej pomocą mogą np.porozumiewac sie na odległość.
My też to potrafimy. Nie robimy tego bo większość już w to nie wierzy, że jest to możliwe
Pies zje truciznę tylko wtedy gdy człowiek mu poda.
Mirku, zapraszam na forum w stylu Dogomania lub podobne dla psiarzy. Przeczytasz wiele historii o psach, które zjadły w nieświadomości truciznę - fakt, wystawioną przez człowieka, ale nieprzeznaczoną dla nich.
Zjadają też różne rzeczy w domu Niekoniecznie zdatne do jedzenia.
Czasem połykają kamienie.
Pies nie ma w sobie podejrzliwości, dlatego nie przewiduje, że może na niego czyhać podstęp.
I wiesz co, Mirku? Pies często potrafi kochać nawet swojego oprawcę.
Niestety.
A ja z taką małą sugestią:
skoro już wszystko jasne
to może już warto wszelkie toporki przysypać piaskiem chociaż? czy nie?
Freyu, bo nie łapię : podaj proszę przykład moich uszczypliwych uwag w tych dniach, a popracuję nad tym.
To może chociaż folią te toporki?????
Jeśli tu sobie pisaliśmy, że np. Ewa F. potrafi tak się otworzyć, że może dojrzeć wyjątkową ilość szczegółów z otoczenia ziemskiego życia osoby zmarłej, której nikt inny nie potrafił dostrzec - to czy cieszyliśmy się z tego, czy czuliśmy się dotknięci uszczypliwością ?
Każdy z nas ma gdzieś dar więcej rozwinięty na chwilę dzisiejszą, a gdzieś mniej. I uważam, że każdy z nas to "mniej" może w sobie powiększyć.
Prawie codziennie wyjaśniamy to komuś z nowych Przybyszy.
Czuć się więc z powodu dyskusyjnego napomknięcia o tym dotkniętym ? We własnym, lub cudzym imieniu ?
Poddaję się.
ej no, w moim wątku proszę się nie sprzeczać :/
Grey, wiec prosze przenies eskapady z tego tematu do odpowiedniego.
pozdrawiam
Ewa
Już nawet założyłam na to nowe miejsce dziewczyny, ale tego jest już dość sporo do wyłuskiwania, dlatego chcę łuskać "wśród nocnej ciszy"
skutecznego wyłuskiwania Grey.... spróbuje jeszcze pospać
No, wlasnie ostatnia fasolke wyluskalam o 2.31 spiochu
Jolka Fasolka
ciężki los admina
... dyskutantow...
Jak myślicie, może przenieść tu nasze nie związane ze tematem Roszponki posty ?
Tak sobie mysle, ze częśc z tych postow moglaby znalezc sie nie tutaj, ale wątku Eutanazji, jako dalszy wklad do toczacej sie tam wymiany pogladów ( bo są ewidentnie post po poscie na temat eutanazji ). Co Wy na to ?
Jolu, sorry, ze tak pózno o tym piszę
Gdy juz wszystkie posty wyluskalam spomiedzy postow glownego watku roszponkowego, to teraz bedzie latwo przeniesc je tam juz w calosci.
Co na to inni Polanoholicy ?
Niezamaco Saro
mysle ze to dobry pomysl
a teraz musze sie przespac deko bo juz zaczynam bredzic w realu i myle sie z kim gadam na fona uffff
wymiekam,ale jak dopne prace dlasynka to zlapie oddech i zaczne odpoczywac i ladowac spalone akumulatory,no i niech im praca klapnie
dziekuje))
Co do "odcinania się" to pozwól,ze będę to robić nadal.MW mi ostatnio dała piękną radę jak to robić.
Czytanie nie zrozumieniem... nie pisalam ZE NIE MASZ ODCINANIA STOSOWAC, sugerowalam jego KOMPLETNE, a nie połowiczne stosowanie...
Pisanie : "A teraz wracając do głównego wątku: ... itd... " jest błędnym nazwaniem faktycznej sytuacji. Jest to właśnie odejście do zupełnie innego tematu, który pozostał po uporządkowaniu w wątku Roszponki.
Dla znających trochę metody działań socjotechnicznych, przyczyna tego i cel są raczej oczywiste.
Co do "odcinania się" to pozwól,ze będę to robić nadal.MW mi ostatnio dała piękną radę jak to robić.
Proszę sie podzielić
Nie przytacza sie argumentu na dowod, ze zwierzeta pojmuja mniej od ludzi jako przyklad dajac, ze zwierzeta polykaja trucizny - jesli ludzie tez nieswiadomie takie polykaja, gdyz inaczej nie byloby w ludzkiej historii tylu przypadkow otruc przypadkowych i zatruc celowych.
I ze zwierzeta sa glupsze od ludzi, bo jedza byle co co im szkodzi. A kto zatrul cale ziemskie srodowisko ? A kto rozwinal "lecznicza" chemie lekowa juz tak absurdalnie ? A kto doprowadzil swe zywienie do takiej glupoty, ze powstala potrzeba powrotu do zdrowej zywnosci ?
Nie jest tez argumentem za roznica miedzy czlowiekiem a zwierzeciem fakt, ze zwierzeta /na przykladzie psa/ czesto przywiazuja sie do swego oprawcy. Ilosc przypadkow wieloletniego bronienia wlasnego oprawcy przed ponoszeniem kary za jego czyny i niezgoda na jego porzucenie przez zony i innych czlonkow rodziny jest zatrwazajaca.
Nie chcę już drążyć tematu, ale chcę sprostować moje wypowiedzi, bo nie odczytałaś ich, Grey, zgodnie z moją intencją - być może nie do końca faktycznie były jasne.
Po pierwsze, dorosły, myślący człowiek w pełni władz umysłowych, wychowany w określonej kulturze i uwarunkowaniach, nie wypije, dajmy na to, Domestosa, myśląc, że to coś pysznego. Bo WIE i ROZUMIE, że to trucizna. Nie biorę tu pod uwagę dzieci, osób chorych psychicznie i upośledzonych umysłowo.
Dorosły, inteligentny pies MOŻE to zrobić, no, może niekoniecznie wypije żrący środek, ale może zjeść inne paskudztwo.
Oczywiście, to przede wszystkim wina ludzi, którzy to wszystko wymyślili i zbyt mocno zaingerowali w życie na Ziemi.
Zwierzęta są mądre mądrością pierwotną, nie ogarniają natomiast naszych wynalazków. Może i dobrze.
Po drugie, to, że napisałam, że psy bardzo często kochają swoich oprawców, nie było żadnym argumentem w żadnej dyskusji. To było tylko stwierdzenie, odpowiedź na poprzedni post.
Dodam jedynie, że psy naprawdę tych oprawców potrafią KOCHAĆ, a przykłady podane przez Grey są w dużej mierze przypadkami chorego uzależnienia od drugiej osoby lub strachu.
Pozdrawiam i kończę mój udział w dyskusji na ten temat... Przynajmniej na razie
Bardzo dziękuję za wyjaśnienia.
Tylko jeden aspekt został
Dorosły inteligentny pies nie zje paskudztwa typu Domestos itp., a te inne które zjada - to tylko dla nas są paskudztwami, jemu nie szkodzą.
Resztę przypadków wyczerpały myślę nasze przykłady nieświadomego zjadania trucizn przez... ogólnie powiedziawszy ssaki
Tak, uzależnienie od osobnika alfa w ssaczym stadzie.
Wielu z nas ma w aurze kolor granatowy lub fiolet, oznaczajacy -miedzy innymi - potencjalnie dobrą komunikacje z wlasnymi Wyższymi Jazniami , lub Opiekunami duchowymi.
W praktyce oznacza to, ze wiele/wielu z nas, od pierwszych kroków jako Pomocnicy czy Opiekunowie innych dusz , byliśmy lub niejeden raz będziemy w sytuacji, gdy ktorys z naszych podopiecznych będzie zmierzał do zakończenia swojego wcielenia na Ziemi , co w praktyce często oznacza coraz gorszą prace organów w jego ciele ludzkim..a to z kolei wiaze się bardzo często z wielkim bólem, wielkim cierpieniem , które ta dusza w tym ciele wtedy odczuwa ….
Wielu/e z nas zapyta wtedy WJ tej duszy , jaki jest jej plan związany z doświadczaniem tych cierpień ….I wtedy będzie wiadomo, jak zachowac się wobec tej sytuacji …
Ale mogą się tez zdarzyc przypadki , ze dana dusza nie ma już na Ziemi swojego WJ, ze jej WJ opuściło już dawno ziemską szkole dusz ( o takich przypadkach pisal Moen w ‘Podrozy do Ojca Ciekawosci ‘, i powiem szczerze , poznałam wiele dusz w takiej wlasnie sytuacji ) lub – ze dana dusza nie ma jeszcze duszy na poziomach odpowiadających WJ , ze żadna z czastek tej duszy jeszcze nie zdazyła tam dotrzeć …i dana wcielona na Ziemi dusze nie prowadzi jej WJ, a tylko Opiekun duchowy przydzielony tej duszy od jej urodzenia się w Zaświatach , często posiłkując się przy tym swoimi Pomocnikami …. …
Może się tez zdarzyc sytuacja, ze w internacie okołoziemskim nie zostanie na tyle duza i swiadoma czastka danej wcielonej tu duszy , aby jej zapytac o decyzję dot. chęci doświadczania cierpienia w umierajacycm ciele ludzkim, a szczegóły tej śmierci nie zostały z nia uzgodnione przed jej wcieleniem…..a cząstka tej duszy wcielona na Ziemi może już nie umiec przekazać swej prosby o zmniejszenie cierpień, choc ból jeszcze będzie odczuwala ….
Może się zdarzyc sytuacja, ( i ponoc często się zdarza ), ze WJ danej duszy zostawia decyzje dot. śmierci jej wcielonej na Ziemi cząstki Opiekunowi duchowego tej cząstki ….
W takich sytuacjach czasami - będąc Pomocnikiem czy Opiekunem tej duszy - BĘDZIE TRZEBA SAMEMU PODJAC DECYZJE , co zrobic w takiej sytuacji …
Oczywiście wtedy dysponujemy większą niż na Ziemi wiedza, potrzebna do podjecia takiej decyzji, wiemy, co dana dusza doświadczyła w przeszłosci, i co ma do przerobienia przed soba ….mamy bardzo dobrze opanowana umiejętność jasnowidzenia, i wiemy, jak rozwinie się choroba , i co będzie dana dusza dalej odczuwała w tym jej umierajacym ciele ludzkim ….Mamy możliwość skonsultowania się tez z innymi Opiekunami dusz na Ziemi , którzy mogą nam pomóc podjac decyzję …
I tym samym sami podejmujemy wtedy ocenę/decyzje, ze tych ciepień już jest za duzo, aby śmierć była godna , aby nie była zbyt wielka traumą dla duszy, którą ona potem będzie musiała w odpowiednich ośrodkach w internacie okołoziemskim z siebie leczyc /oczyszczac , (choc oczywiscie koncową decyzje podejmuje kto inny , nie my )
Myśle, że prosząc Boga o skrócenie cierpień o niczym nie decydujemy.Nie mamy takiej mocy.
Nadal uwazam ,ze to Dusza, nasze WJ w pełni swiadomie decyduje kiedy odchodzi i w jaki sposób,czy Jej misja na Ziemi zakonczyła sie , czy ma TU jeszcze coś do zrobienia.Czasami decyduje sie na odejście wbrew przedwcieleniowym załozeniom- wtedy ponosi tego konsekwencje( np. wciela się ponownie w "trudne" wcielenie ,itp).To Dusza decyduje osobiscie jaka to bedzie smierc- lekka czy ciężka,czy odejdzie jako dziecko ,czy w wieku 90 lat.Często choroba i śmierc jest lekcją dla bliskich duszy.Często jest tak,że ludzie umierając na tą samą chorobę różnie przechodzą smierc- od postaci bezbólowej po kilkudniowe cierpienia-przy tej samej chorobie, tych samych objawach.Widać tu wyraźnie założenia Duszy ,czy było jej "potrzebne" cierpienie, czy nie.
Do nas zostających i towarzyszacych przechodzeniu należy pomoc, jak największa.Juz sama nasza obecnosć potrafi zdziałać cuda.Nasza miłość jest najlepszym lekarstwem.I oczywiście "pomoc" w stylu-Ty NIE MOZESZ umrzec, nie odchodź-jest najgorsza z mozliwych.
Kubler Ross opisała wszystkie etapy smierci ( od momentu dowiedzenia sie przez człowieka ,ze prawdopodobnie umrze).Nasza rola jest w tym ,aby najukochańszego bliskiego przygotować na to odejscie, a nie zatrzymywać go.Człowiek pogodzony( który przeszedł wszystkie etapy- od ostrego sprzeciwu,buntu, po zgodę na odejscie) jest szczęśliwy, potrafi zapanowac na bólem,po prostu go nie czuje.
Mysle ,ze nasza świadomosć na czym polega smierc powinna być na tyle dużą, bysmy mogli z całą swą wiedzą w niej uczestniczyć i w ten sposób pomagać swoim Ukochanym.
Gdybym wiedziała przy chorobie i śmierci Mamy, to co wiem teraz, gdybym miała tą świadomosć-moje i Jej przeżycia bylyby zupełnie inne.A przede wszystkim Jej stan po smierci( i wszystkie okolicznosci z nim zwiazane) bylby tez inny,mniej by było bólu zarówno po jednej jak i drugiej stronie.
Na koniec chciałabym przytoczyć 2 fragmenty z ksiażki Jamesa Van Praagh'a "Rozmawiając z Niebiem".
W pełni się utożsamiam z autorem
Niektórzy twierdzą ,ze eutanazja przerywa niepotrzebne cierpienia i nadaje śmierci pewnej godności.Lecz komu wolno odgrywać rolę Boga? A jeśli Dusza wybrała cierpienie,by wypełnić swą karmę?Np.odbierając sobie życie,dusza powróci w kolejnym wcieleniu ,by ponownie doświadczyc choroby i cierpienia,koniecznych dla rozwoju duchowego(...) W naturze Duszy leży ciagły rozwój ,dlatego na swej drodze napotykamy różne sytuacje i trudnosci, z których powinnismy wyciagnać odpowiedznie nauki.Gdybysmy tylko zrozumieli ,ze ból, czy to fizyczny, czy psychiczny, czy tez emocjonalny wspomaga rozwój duchowy(...)
Każda choroba, czy problem zdrowotny niosą ze sobą pewną naukę. Rozwój i doskonalenie medycyny pozostają cześcia tejże nauki.Zdobyliśmy wiedzę,pomagającą przedłuzyć nam zycie.Nowoczesna technika medyczna uratowała wiele istnień ludzkich,wynaleziono wiele nieznanych dawniej leków i szczepionek.Nauka powinna być dumna ze swoich osiagnieć, lecz lekarze nie powinni bawić się w Pana Boga, bowiem i tak by im sie to nie udało.Nie chciałbym rozstrzygać ,czy podłaczenie chorych do respiratorów i innych urządzeń podtrzymujacych zycie jest słuszne , czy nie,lecz przypominam,że jak juz wspomniałem ,człowiek rodzi sie i umiera w wyznaczonym sobie czasie.Naprawdę w to wierzę. Medycyna nie powstrzyma owego zegara, choćby nie wiem jak się starała i ufała w swoje mozliwości.
Wszelkie przeżycia mogą okazać sie pomocne dla rozwoju duszy.Być moze duch , na długo przed ziemskimi narodzinami,postanowił przejsć przez podobne doświadczenie, by spłacic dług karmiczny,lub pomóc rodzinie i przyjaciołom w poznaniu siły miłości i współczucia.Każda dusza jest inna,inaczej sie rozwija i innych potrzebuje lekcji, sama także wybiera sobie czas i miejsce odejścia. Nie ma decyzji dobrych i złych.Nie osądzajmy wyborów innych. Lecz w każdej sytuacji starajmy sie zachowac duchowy punkt widzenia.
Co do "odcinania się" to pozwól,ze będę to robić nadal.MW mi ostatnio dała piękną radę jak to robić.
Proszę sie podzielić
Ewcia, prześlę Ci na PW
Rzecz dotyczy konkretnej sytuacji ,ktorej nie chciałabym poruszac na Forum.
Teraz ,kiedy tak bardzo potrzebuję dobrej energii,ciepłych mysli,przyjacielskich gestów,muszę sie starać bronić przed niskimi energiami,które mnie bombardują
Doradztwo Marioli ( i nie tylko Jej dziękuję) pomogło mi
Teraz ,kiedy tak bardzo potrzebuję dobrej energii,ciepłych mysli,przyjacielskich gestów,muszę sie starać bronić przed niskimi energiami,które mnie bombardują
To tak jak ja. Popieram goraco, gdyz rady, a i pomoc o ktore poprosilam Mariole bardzo mi pomagaja.
Podobnie jak wielu innych.
Nikt na Polanie nie jest sam ze swoimi ciezkimi probami zyciowymi...
By uprzedzić wielu z czytających ten temat , ze kiedyś byc moze przyjdzie nam samym wziasc nie jeden raz odpowiedzialność za doświadczanie cierpień przez kogos innego … piszę, aby pokazac, ze są tez inne przypadki, oprócz wymienionych wczesniej w tym temacie , w których decyzja dotyczyła tylko zainteresowanej duszy ( ktorą to decyzje czasami niektorym z nas udaje sie juz tu, na Ziemi, poznac ) ..
Bedziemy jednak wtedy w posiadaniu zazwyczaj wiekszej wiedzy na temat lekcji danej duszy, niz teraz....
Byc moze po takim wyjasnieniu niektore z Twoich pytan przestana byc aktualne ....
I chcialabym na koniec tego postu cos na wszelki wypadek wyjasnic , czy moze zapytac : Frey'u, rozumiem, ze obie mamy prawo do pisania swoich opinii na temat tego, co pisza inni ? Czyli Ty masz prawo pisac swoja opinie do tego, co ja napisalam, i vice -versa ....
I mam nadzieje, ze pisanie moich opinii do Twoich postów nie uwazasz za
jakies atakowanie Ciebie niskimi energiami ? Bo ja Twoich postów odnoszacych sie do moich pogladów za takie ataki nie uwazam , choc przyznam szczerze, ze czasami na ich podstawie watpie w czystosc Twoich intencji wobec mnie .......
Powiem tez, ze gdybys wertowała moje posty tam i z powrotem, nie znajdziesz w nich ani jednego zdania, które by w jakimkolwiek stopniu zawieralo jakies aluzje, podteksty, które mogyby byc uznane za 'niskie', i moglyby byc uwazane za ' ataki' na Ciebie .....
Nawet nieczystej intencji w nich nie ma ....
Co do reszty pytan, wypowiem sie pozniej , pozdrawiam
I chcialabym na koniec tego postu cos na wszelki wypadek wyjasnic , czy moze zapytac : Frey'u, rozumiem, ze obie mamy prawo do pisania swoich opinii na temat tego, co pisza inni ? Czyli Ty masz prawo pisac swoja opinie do tego, co ja napisalam, i vice -versa ....
I mam nadzieje, ze pisanie moich opinii do Twoich postów nie uwazasz za
jakies atakowanie Ciebie niskimi energiami ? Bo ja Twoich postów odnoszacych sie do moich pogladów za takie ataki nie uwazam , choc przyznam szczerze, ze czasami na ich podstawie watpie w czystosc Twoich intencji wobec mnie .......
Powiem tez, ze gdybys wertowała moje posty tam i z powrotem, nie znajdziesz w nich ani jednego zdania, które by w jakimkolwiek stopniu zawieralo jakies aluzje, podteksty, które mogyby byc uznane za 'niskie', i moglyby byc uwazane za ' ataki' na Ciebie .....
Nawet nieczystej intencji w nich nie ma ....
Saro uwierz mi ,ze nie traktuję Twoich postów za jakikolwiek atak! Ani Twoich intencji za "nieczyste".
Każdy z nas ma prawo do wyrazenia swojej opinii, swojego zdania!
Jest to chyba podstawowe prawo Polanowe! Bardzo ważne!
Cieszę sie ,ze ktoś zabiera głos, i ze mogę wymienić uwagi i przedyskutowac różne tematy.I dopóki ktoś złośliwie nie skomentuje tych naszych uwag, to jest wszystko OK
Mam z kolei nadzieję,że jeśli wyrazam swoje zdanie przeciwne do Twojego, to że nie uważasz tego za jakiś mój "atak" na Twoją osobę.
I wcale nie uważam,że "moja prawda"jest prawdziwsza od Twojej.
Jest moja, jest inna...Każdy ma swoje doswiadczenia, swoje miejsce na ścieżce którą podąża.I super by było ,gdyby kazdy z nas dzielił sie swoimi przemysleniami, swoimi doswiadczeniami -szanując jednocześnie cudze.
Pozdrawiam Cię Saro i Wszystkich Forumowiczów.
Cieszę sie ,ze została podjęta dyskusja na temat eutanazji.
Dziekuję Saro za Twoje wyczerpujące zobrazowanie tematu.
~~~~~
A odnosząc sie do tego, o czym piszesz, mysle, Mgielko, ze fajnie byloby, abysmy wszyscy wyczyscili swoje intencje wobec siebie nawzajem, i wtedy bedziemy widzieli rzeczywistośc, taka, jaka ona jest naprawdę, a nie zniekształcona przez pryzmat swoich wzorców
( choc wszyscy jakies mamy, i pewnie dlatego prawda nikogo z nas nie jest i nie bedzie obiektywna ... a swoja 'prawde' tez traktuję tak samo, jak 'prawdy' innych , czyli tez jako subiektywna )
W dyskusji Frey'i z Jola widzę jedynie wielkie pragnienie sprawiedliwosci tej ostatniej, pragnienie, aby jej intencje i slowa kierowane do Frey'i były traktowane równie sprawiedliwie , jak intencje i słowa Frey'i wobec niej ....
Sama wspieram Frey'e energetycznie bez przerwy , stale i stale wysyłajac jej zyczliwośc, mając pod uwaga jej sytuacje, której jej naprawdę współczuje, ale przeciez z tego powodu nie mogę byc niesprawiedliwa wobec Joli .....
Obecne zadraznienia pomiedzy nimi zaczely sie, o ile pamietam, od pamietnych slow Frey'i , dwukrotnie powtorzonych ' "..ale przyszła Jola ..." i w domysle - 'było tak dobrze , ale jak przyszla Jola, to atmosfera sie zepsuła ' , co mogło poskutkowac tym, ze Jola poczułaby sie odtracona na forum , i odeszła by stąd ...a przeciez w tamtym okresie czasu Jola tez przezywala osobisty dramat, bedąc wczesniej w Polsce, i namacalnie dotykajac psychika temat spalenia sie jej domu w Polsce .....swojego miejsca na Swiecie ............
Przezywała to tak mocno, ze w rozmowie z nia wtedy , 'dotykajac 'jej rozpaczy, popłakalam sie w pracy, i krzyczalam na glos : 'Jolu, kocham ', aby przeslać jej CBM, po czym obmysliwiałam, jak by tu ja zaprosic na Swieta, skoro nie ma Domu .....
Poza tym działania Joli , ktore miały zburzyc spokoj na Polanie, miały wg mnie charakter porzadkujacy, byly zgodne z ustalonym przez nas wszystkich wczesniej Regulaminem .....
Jola po prostu przyszla, i zaczeła wypelniac swoje obowiazki administratora, do czego sie kiedys zobowiazala
Wiec mysle, ze nie ma w tym nic dziwnego, ze odczuwając niesprawiedliwośc , i bedąc dalej w stresie ( bo stres Joli przeciez tez sie nie skonczył ,w sytuacji, w której ona jest w Niemczech ) ,tez jest wrazliwa nie slowa innych...
.....Obie nasze dziewczyny są w sytuacji, gdy sie jest szczególnie wrazliwym na bolace slowa ........i pewnie dlatego z biegiem nieostroznych słów , zaczela sie ich wymiana pogladów, nie zawsze czysta wg mnie z obu stron ....
Jednak tak sobie mysle, ze aby atmosfera naprawdę była wyczyszczona, najpierw trzeba zrobic porzadki , czyli powywlekac brudy na wierzch .....i to wlasnie Jola zaczela robic, i to zaczelo byc traktowane jako ataki wobec Frey'i ...
Wiec jezeli rzeczywiscie Frey'a uwaza uwagi Joli do niej za posylanie niskich energii, to w takim razie nich tez postara sie miec czyste intencje wobec niej ....
Poza tym moze - biorąc pod uwagę sytuacją obu dziewczat, obie bysmy potraktowali tą samą miarka, czyli sprawiedliwie ?
Oczywiscie to wszystko to jedynie moja subiektywna prawda na temat tej sytuacji, i wiem, ze inni moga ja inaczej widziec ...
A w miedzyczasie chciałabym , aby moja zwykla normalna dyskusja z Frey'a , w której mam najczystsze intencje z mozliwych wobec niej, sprawdzane specjalnie wielokrotnie podczas pisania, i przed wysłaniem postu, dodatkowo posłane Opiekunom, była tez uwazana za taką przez innych, w tym przez Ciebie ...
A wiec Mgiełko- spokojnie.
ps. a ta wielośc zmian w niniejszym poscie, udokumentowana cyfrą 8, jest tez dowodem na to, ze staram sie jak moge, aby tak dobrac slowa, by nimi nikogo nie urazic ....
Jednak tak sobie mysle, ze aby atmosfera naprawdę była wyczyszczona, najpierw trzeba zrobic porzadki , czyli powywlekac brudy na wierzch .....i to wlasnie Jola zaczela robic, i to zaczelo byc traktowane jako ataki wobec Frey'i ..
PS. A biciem piany na wodzie nazywam wszelkie uparte, stale powtarzanie tego samego argumentu, z gluchota na przedstawiane przez innych liczne niuanse danego zagadnienia.
To tak jak z tym krytykowanym tu przez nas wydawaniem wyrokow przez lekarzy. Mozna sie zapedzic za daleko w tym i samemu wlasnie wydawac wyroki... Wink
Nie bardzo rozumiem, Grey, co miałaś na myśli? Możesz naświetlić?
Jaki argument jest stale i uparcie powtarzany? Kto na kogo wydaje wyrok? Czy forum nie jest po to, by przedstawiać własne przekonania?
Przepraszam, że drążę, ale nie bardzo rozumiem, co było złego w tamtej dyskusji, poza tym, że rozwinęła się w wątku Roszponki, przeznaczonym na inne rozważania.
A teraz co do dalszego "czyszczenia brudów'
Jako admin mam prawo do napisania wniosku o zmienienie postepowania osoby ,ktora ( w moim odczuciu) poprzez takie a nie inne zachowanie szkodzi Forum.Chyba ,ze mi to prawo komisyjnie odbierzecie,to nie będę sie wypowiadać.
Od roku próbuje Grey wytłumaczyc ,ze Jej działania w sprawie wprowadzania wątków CUiO na Polane, Jej reakcje na osoby wchodzące na Polane z CUiO( nie ważne jakie to są osoby- po prostu tam zarejestrowane), Jej śledzenie kto na CUiO sie zarejestrował i co o nas napisał ,dyskutowanie o tym i podgrzewanie atmosfery jeszcze ZANIM ten ktoś wogóle zaistniał na Polanie- no wiec to wszystko uwazalam za niewłaściwe działanie.I ktokolwiek by tak postepował też spotkał by sie z mojej strony z taka moją reakcją.Tlumaczyłam ,że po pierwsze takie działania są zupełnie niepotrzebne ,bo CUiO nie jest w stanie nam w niczym zaszkodzić, a po drugie- zaczynając przepychankę z kims z tamtad wprowadzamy niskie energie na Polanę i niepotrzebne słowne wzajemne obrazanie.
I TYLKO takie mam uwagi do Grey.
A teraz proszę Saro o przytoczenie choc jednego mojego postu ( w przeciagu ostatniego roku), który komentuje w jakikolwiek sposób wypowiedzi Grey odnosnie Jej pomagania, Jej światopoglądu, Jej dyskusji z innymi.Od roku celowo omijam wypowiedzi Grey ,gdyż nie chcę, nie mam takiej potrzeby z Nią dyskutować.Powodów nie chcę ujawniać.
Natomiast Grey w sposób złośliwy komentuje moje wypowiedzi, co zauważyly ostatnio niektóre osoby...
No wiec podsumowujac:
-Jeśli sprawa CUiO,przenoszenie z tamtąd emocji ,nakrecanie spirali ,komentowanie ,usuwanie postów z tamtad ,i tym samym zadrażnianie sytuacji- bedzie wykonywane przez kogokolwiek-to zawsze bedę reagować.
-Jeśli złośliwie bedą komentowane moje wypowiedzi-przez kogokolwiek-też będę reagować,w ostatecznosci żegnajac sie z Polaną.
Myśle,że sprawę wyjasnilam ostatecznie.
A moja sytuacja rodzinna nie ma tu nic do rzeczy.Moze tylko w takim aspekcie,że złośliwosci i niskoenergetyczne uczucia bardziej mnie bolą.
A teraz proszę Saro o przytoczenie choc jednego mojego postu ( w przeciagu ostatniego roku), który komentuje w jakikolwiek sposób wypowiedzi Grey odnosnie Jej pomagania, Jej światopoglądu, Jej dyskusji z innymi.Od roku celowo omijam wypowiedzi Grey ,gdyż nie chcę, nie mam takiej potrzeby z Nią dyskutować.Powodów nie chcę ujawniać.
Frey'u, nie jest moim zamiarem podejmowanie sie takiej roli .....
Dalsze poglebianie tego tematu nie powinno byc wg mnie toczone na ogólnym forum .
Co do wzajemnych uwag dotyczacych jakis szczegółów postepowania adminów na jakimkolwiek forum to uwazam, ze dopóki uwagi jednego z wielu adminów nie są poddane decyzji wszystkich adminów , i dopoki nie nastapiły zmiany w Regulaminie, dopóty tego typu uwagi pozostaja jedynie subiektywnymi uwagami jednej osoby w stosunku do drugiej ........
Pisze to tak ogólnie , bo zasada ta dotyczy wg mnie wszystkich for .
Chcialabym tez przy okazji zaznaczyc, ze nie piszę w swoim imieniu,jako adminki Polany, gdyz z tej funkcji sama dawno zrezygnowalam....
Co do tematu eutanazji, to postaram sie ustosunkowac do Twoich pytan, Frey'o, w najblizszym czasie
"Każdy ma swój punkt widzenia, jednakże nie każdy ze swojego punktu coś widzi".
Co do wzajemnych uwag dotyczacych jakis szczegółów postepowania adminów na jakimkolwiek forum to uwazam, ze dopóki uwagi jednego z wielu adminów nie są poddane decyzji wszystkich adminów , i dopoki nie nastapiły zmiany w Regulaminie, dopóty tego typu uwagi pozostaja jedynie subiektywnymi uwagami jednej osoby w stosunku do drugiej ..
Z moimi uwagami zgodziło sie kilka osób.Zaglądnij Saro proszę do odpowiedniej Zakładki.
"Każdy ma swój punkt widzenia, jednakże nie każdy ze swojego punktu coś widzi".
Możesz Mirku rozwinąć bardziej swoją złotą myśl?
"Każdy ma swój punkt widzenia, jednakże nie każdy ze swojego punktu coś widzi".
Możesz Mirku rozwinąć bardziej swoją złotą myśl?
Wtykanie szpileczek ma być moją specjalnością, proszę mi nie robić konkurencji
Myślę, że zamiast powoływać się od dłuższego czasu na ujawniane, nieujawniane i ZANIECHANE wypowiedzi Polan, lepiej zmień w końcu ten regulamin.
Przyglądam się tej dyskusji, nie włączając do niej, bo nie chciałabym dolewać oliwy do ognia, poza tym może nie byłabym do końca obiektywna, bo chociaż nie ma tu osób, których bym nie lubiła, na to by kogoś znielubić trzeba czasu i sposobności, poza tym ja nie lubię nie lubić. Jednakże są tu osoby, które już siedzą w moim sercu i to może zmieniać moją optykę. Nie mniej jednak widzę pomieszanie dwóch materii - kwestii związanych z osobistymi poglądami na temat eutanazji i spięcia na tle podejścia do tych poglądów i ich przedstawiania. Dyskusja przestała być merytoryczna i stała się sporem o samą dyskusję. Myślę, że to znacznie utrudnia dojście do konsensusu w obydwu sprawach, bo zbyt się przeplatają.
A jeśli na tę chwilę temat za bardzo się poplątał, to go sobie odpuścić? Może taka była jego rola żeby każde z nas coś sobie uzmysłowiło? każde bez wyjątku.
Gdyby ktoś miał chęć mnie zjechać, że się wtrącam, to trudno zniosę to z godnościom osobistom.
I przypomina mi sie sytucja z lata 2011 roku.
Zupełnie nie kojarzę .. Mgiełko, a cos bliżej ?
Frey'u, a ja z kolei bym Ci zaproponowala, abysmy zupelnie nie patrząc na poboczne wątki , które sie tu utworzyly, dyskutowaly sobie dalej , otwierajac sie na swoje poglady nawzajem jak najszerzej , jak tylko mozna , nie widząc w nich zagrozenia dla nikogo, bo wszak kazdy z czytajacych wybierze z tej dyskusji i tak jedynie to, na co znajdzie potwierdzenie w głebi siebie ...
Przeciez zadna z nas nie przekonuje drugiej, ze ma licencje na prawdę absolutną
Poza tym mysle, ze skoro zadna z dotychczasowych naszych dyskusji , mimo roznych czasem pogladów , nie zakonczyla sie 'nieprzyjemnie' , to i tym razem zakonczymy ja wzajemnym szacunkiem wobec swoich pogladów .......
Grunt to czyste intencje wobec siebie, i wzajemna zyczliwosc, a na to mysle, spokojnie nas 'stać'
ciepelko
Zaprowadziłam Psisko na zastrzyk 26 stycznia. Nawet go jeszcze nie opłakałam tak jak trzeba, bo płakałam już dużo wcześniej. Nie wiem czy dobrze zrobiłam i nawet gdyby ktoś mi powiedział "źle zrobiłaś" wcale bym się z taką osobą nie kłóciła. Przerosła mnie sytuacja, niewiedza, strach, bezradność, brak wiary, brak leków, "kolejna choroba".. Nie jestem ani pewna, ani dumna z siebie. Podjęłam decyzję, której nie można cofnąć.
I oby nigdy więcej.
Karteczko przede mną podobna decyzja.Mój 13-sto latek z dnia na dzień jest coraz mniej wydolny.Nie ma tygodnia bez weta.
Psina nie ma bóli,ale jest bardzo słaby,coraz częściej trzeba go podnosić ,bo nie ma sil wstać-a jest dość duzym i cieżkim psem...
Ale ma też lepsze dni-jest zadowolony, je z apetytem,wita nas.
Lekarz powiedział,że leczymy paliatywnie,i tyle mozna zrobic. To starość( niewydolność serducha i płuc).
Na razie nie wyobrażam sobie jeszcze decyzji,ze "jade z nim na zastrzyk".
Na razie walczę, o każdy dzień.
Hej Tęczo, nie poddawaj się, przetrzymaj złe dni, wszystko przemija i one też miną.
Gdyby eutanazja była dozwolona dla doliniarzy, to na świecie pozostaliby sami gruboskórni.
Wytrzymasz na pewno, wygrasz, a do życia zawsze znajdzie się dobry powód, wystarczy tylko się rozejrzeć.
Bywają okresy w ludzkim życiu chodzenia z takimi myślami...
Kiedyś pomogło mi przypomnienie sobie opowiadania mojego kolegi Henia. Otóż zwierzył mi się, że kiedyś w stanie przedsamobójczym wyjechał do małej chatki w Beskidzie - dostał klucze od właściciela.
Dużo chodził po lesie i łąkach. I dumał. Ciągle ten sam kołowrót tych samych myśli.
Aż kiedyś pomyślał coś innego : "Jestem już tak rozsypany i zredukowany, że mnie w zasadzie już wcale nie ma. Już nie żyję. A jak nie żyję, to mogę się urodzić na nowo, tylko od razu trzydziestoletni, bez tych pieluch, papek..."
I postanowił od tej sekundy na wszystko spojrzeć od nowa, ignorując pamięć przeszłości. I przeżył. I wrócił do miasta. A potem pisał jeszcze wiersze, układał własne piękne piosenki, wynajdywał małe techniczne wynalazki, znalazł ciekawszą prace i poznał swoją miłość. Zyje do dziś.
A u mnie ? Przyszedł taki dzień na samym dnie, wiele lat temu, w którym nagle usłyszałam w głowie tę opowieść Henia. I zrobiłam tak samo... I jestem
A co do i tak pewnego kiedyś przejścia na Drugą Stronę. Myślę, że jest w naszym zasięgu przejście z postanowienia. Tak jak to od pokoleń potrafią Indianie. I jak potrafią mędrcy w Europie. Jak odszedł nieuleczalnie ranny z pola walki Edgar Cayce w wcześniejszym wcieleniu, Jak potrafiła nasza Wisława...
Jeśli można też z postanowienia opóźnić moment przejścia, gdy się np. czeka aż ktoś kochany dojedzie z daleka, by pożegnać...
To można myślę i tak : gdy stwierdzi się, że już za dużo wysiada - nie trzymać się kurczowo ciała o zamierających funkcjach, tylko postanowić z niego wyjść. Trzy dni, tydzień, do miesiąca, i odejście we śnie...
Głupoty gadam... ? Pewnie tak...
A mi się przypomniało coś innego - związanego z nickiem "za tęczą".
kiedyś, nie wiem z 8 lat temu, byłam na wsi, zobaczyliśmy piękne 2 tęcze.
I wpadliśmy z tatą na głupi pomysł, dojechać do nich. Wsiedliśmy w auto i naszą wiejską drogą gnaliśmy przed siebie, aż w końcu je minęliśmy.
Zawróciliśmy więc i tęcze znów były przed nami.
Wystarczy się odwrócić, a tęcza będzie przed Tobą, a nie "za" i wszystko inne też
Trochę ciężki ten balast
Ślady na piasku
"Którejś nocy przyśnił się pewnemu człowiekowi dziwny sen.
Śniło mu się, że spaceruje z Panem Bogiem brzegiem morza, a na nieboskłonie rozbłyskują sceny z jego życia.
Z każdą odsłoną na piasku pojawiały się ślady stóp - jedne należały do niego, drugie do Boga.
Gdy zgasła ostatnia scena, mężczyzna obejrzał się za siebie i spostrzegł, że wielokrotnie na ścieżce widać jedynie ślady jednej pary stóp. Działo się tak w najtrudniejszych, najbardziej smutnych chwilach jego życia.
Zaniepokojony spytał Boga:
Panie, obiecałeś, że jeśli będę kroczyć twoimi ścieżkami, zawsze będziesz przy mnie. Tymczasem w najczarniejszych momentach mojego życia widzę na piasku tylko jedne ślady stóp. Nie pojmuję, dlaczego opuściłeś mnie, gdy potrzebowałem Cię najbardziej?
Najdroższe dziecko - odparł Bóg - za bardzo cię kocham, by cię opuścić. W chwilach próby i cierpienia, tam, gdzie widać jedynie pojedyncze ślady, niosłem cię na ramionach."
autorka wersji angielskiej jest Mary Stevenson
Freyu, mam nadzieję, że Bóg nie uzna, że byłoby dla mnie najlepiej skończyć pod przysłowiowym mostem...
Czy wiesz Kochana jak powstały "Rozmowy z Bogiem" Walscha?
To jest takie a'propos Twojego pytania
Przytulam!