Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Nic genialnego, znajomy skin przywołał mi wenę pewnym zabawnym zdaniem. Mlask mlask.- autorka.
No, to jak zwykle obudziłem się. To raczej czynność ciągła nieprzerwana, bardzo ciągła i niezwykle codzienna. Ludzie nie wstają tylko wtedy kiedy tkwią w stanie depresyjnym. Na depresję dobre jest bieganie.
- Ta, a na schizofrenię robienie pajacyków.
Eh, ta jak zwykle od rana będzie mnie denerwować. To też jest codzienność, czego bym nie zrobił to tam będzie siedzieć. Z moją szafą jest naprawdę bardzo nie w porządku. Rozległ się chrobot i: ŁUP! Lewe skrzydło dębowej szafy otworzyło się z rozmachem. Mam dosyć, ja idę się ubrać bo zwykłem sypiać nago, może przydałoby się też umyć, głowę ogolić bo zapuściłem się na cały centymetr- okropność.
Siedziałam sobie na obrotowym krześle, w kolorze kocich rzygowin, w podartych dżinsach i białej koszulce, wyglądałam przez okno i patrzyłam na Widelca. Jak zwykle, bo byłam tutaj codziennie, tylko nocami się wymykałam przez okno. Chuj wie jak on miał na imię, wszyscy mówili mu Widelec, może dlatego, że podczas bójek zostawiał w ciałach ofiar dziury i dziurki? Wydaje mi się to nawet prawdopodobne. No, obudził się, ponarzekał sobie na mnie, na stany depresyjne i wreszcie poszedł się umyć no i ubrać. Choć co do jego sypiania w stroju Adama nie miałam akurat żadnych zastrzeżeń. No, a na mnie mówi Łyżka, myślę, że to musi być jakąś symboliką powiązane z widelcem.
Odkręcam gorącą wodę, spływa po moich plecach, delikatnie rozluźniając zesztywniałe mięśnie. Golę łeb, jeszcze chwilę rozkoszuję się prysznicem i wychodzę tworząc na kafelkach mokrą kałużę. Zaparowana powierzchnia lustra przybrana w mleczną warstwę pary powoli ustępowała ukazując moje odbicie. Kurwa, znów się zaciąłem na łbie, no ale mówi się trudno. Łysy kształtny łeb, oczy w kolorze niewiadomym- albo po ojcu albo po listonoszu, w miarę muskularne ciało. Nic specjalnego, nic strasznego. Wciągam bokserki i dżinsy, po czym idę do kuchni.
- Kurwa, coś jakby mnie połamało- odezwał się głos z szafy. Mocny i głęboki męski głos.
No ten jak zwykle będzie marudzić pomyślała Łyżka.
- Ej Łycha, co ja wczoraj robiłem?
- Siedziałeś w tej szafie, a co innego mógłbyś robić?
- To nie moja wina, że Widelec jest już dorosły, już nie boi się czarnuchów. Jestem tylko murzynem, w przymałym kostiumie, który sobie siedzi i siedzi.
Faktycznie, miał na sobie przymałe spodnie typu „alladynki” w wyblakłym żółtym odcieniu w niebieskie grochy. Jeszcze mniejszą kamizelkę w kwiatki. Do tego, mocno kontrastując z jego nazwijmy to bezczelnie czarną jak asfalt karnacją, dwie kępki różowych włosów tuż przy uszach, ogromny oślepiający bielą uśmiech i zwisający smętnie na gumce- gdzieś w okolicy prawego obojczyka- czerwony nos ze styropianu, taki nos dla klauna.
- Posłuchaj Klaunie Nożu, bał się Ciebie jak był słodkim i małym dzieckiem. Teraz ma lat osiemnaście, ale pomyśl sobie, że Twoją zasługą jest to iż został wpierw patriotą potem nazistą, to, że nienawidzi inności rasowej i najchętniej by wszystkich powybijał. Nawet nosi taką słodką czerwoną koszulkę z jakimś powyginanym krzyżem.
- To swastyka kobieto!
- Oj jakoś tak, co mnie to obchodzi? Kurczaki!
- Jakie kurcz..znowu?! Wypierdol przez okno.
- Won! Won!
To, że ja siedziałam na szafie, a K. Nóż w niej, było całkiem w porządku, a nawet legalne, ale żeby kurczaki bezczelnie zajmowały sufit?
Dobra, kawę wypiłem, spaliłem trzy papierosy. Paczka w kieszeni, komórka, klucze, portfel? Wszystko mam, zakładam koszulę, kurtkę i marteny. Idę się pożegnać.
- Dobra ja wychodzę.
Kurczę on jednak ubiera się trochę monotonnie. Znów dżinsy, koszula w kratkę, czerwone szelki, białe sznurówki, nie wiem czy to jakaś dziwna moda?- myślała Łyżka obserwując go uważnie.
- Na suficie znów zadomowiły się kurczaki.- odezwał się K. Nóż.
- Stul pysk czarnuchu. Łyżka pilnuj go, tylko nie dotykaj bo się czymś nie daj Boże zarazisz. Będę wieczorem, chyba, że zasiedzę się w piwnicy.
Trzask drzwi.
- No nareszcie poszedł- K. Nóż powoli wyczołgał się z szafy, wokół jego głowy krążyły fioletowe iskierki a na wargach została mu zaschnięta krew sprzed wczoraj.
- Znowu żarłeś surowe mięso?!- zakrzyknęła Łyżka.
- Nie było Cię, a ja byłem głodny.- wzruszył ramionami.
- Eh, faceci. Dawaj, chcesz smażone, duszone, gotowane?
- Możesz podsmażyć i tak została tylko rączka z dłonią i kawałek dupy.
Trzask oleju na patelni. Smażenie w głębokim tłuszczu jest niezdrowe- myśli Łyżka. Jednak starannie kroi paprykę i pieczarki, mała rączka i kawałek niezidentyfikowanej masy mięsnej odmraża się w plastikowej misce w zlewie.
- „piosenki o miłości są takie banalne, ale to jak go rzuciłaś było banalne bardziej, ciągle nie mógł Cię zrozumieć” sialala, kurwa chyba się przypala- nuciła sobie smażąc.
- Ej a to co?- K. Nóż wskazał na filetową plamę na patelni roztapiającą się pod wpływem ciepła.
- Cholera, miała na ręce bransoletkę, zapomniałam ściągnąć, to był plastik chyba.
- I Ty kobieto śmiesz twierdzić, że potrafisz gotować.
- Stul pysk czarnuchu.
Dobra wracam, jest zimno, w święta śniegu nie było, a teraz zaraz przed lutym mu się padać zachciało. Dziwny świat, dziwny, Niemen miał rację. Mrużę te swoje niekolorowe oczy, świat wygląda jakby Bogu skończył się technicolor do wypełniania przestrzeni. Jakoś tak szaro i bezosobowo. Truchtem dobiegam do swojej klatki pogwizdując jakąś melodię. Szczęk kluczy, schodzę do piwnicy. Przede mną ciemny i wilgotny korytarz, znów padło światło, idę powoli i słyszę powolne kapanie wody z jakiejś nieuszczelnionej rury. Jest jakoś tak inaczej, chociaż smród kocich sików jest ten sam co zwykle. Kurczę. Po całym korytarzyku rozlega się lubieżne mlaskanie nagłaśniane przez słabe piwniczne echo. Otwieram drzwi od swojej piwnicy:
- ACHA! Tu Cię mam pieprzony czarnuchu!
Widok też dosyć codzienny. Podchodzę do postaci kulącej się w samym kącie, kopię ją i słyszę cichutki jęk. Skubana jeszcze żyje. Na środku kwadratowego pomieszczenia siedzi K. Nóż, a wokół niego leży siedemnaście butelek pojemności bodajże 0.7. Ułożone w idealne kółko wokół taboretu na, którym siedzi ten czarnuch. Podchodzę bliżej i przyglądam się butelkom. Skubany, w tej, która stoi najbliżej mojej lewej nogi jest osiem palców i trochę włosów, w drugiej dwie gałki oczne, język i dwa kciuki. W piątej jest cała głowa, jak on to zrobił? Zaczynam się śmiać, no bo proszę Was głowa w butelce?! Hahahahaha. Każda butelka jest zalana przeźroczystym płynem.
- K. Nożu co to za płyn w butelkach i co tak właściwie zrobiłeś z Łyżką? Po co ją zabutelkowałeś?
- Drogi Widelcu, w butelkach jest spirytus, a jak się bliżej przyjrzysz to i owoce. Panna Łyżka mnie zdenerwowała myśląc, że nie spełnię dawno obiecanej groźby.
- Jakaż to groźba była?
- Kobieta ponoć jest jak wino, najlepiej dojrzewa w piwnicy. A pomyślałem przy okazji, że szkoda Łyżkę zmarnować jak tę blondynkę- wskazał na dziewczynę leżącą w kącie, na co ona obróciła się z jękiem, zamiast oczu miała wszyte dwa niebieskie guziki – Może coś z tego wyjdzie- mówił mi, jednocześnie siedząc i bawiąc się zapałkami.
- A jeśli nie wyjdzie?
- No cóż, to będzie mi szkoda, że zmarnowałem tyle dobrego spirytusu- uśmiechnął się smętnie Klaun Nóż.
ja iwem, za długie, ale za przeczytanie naprawdę się nie obrazimy
Jak skończę pić to przeczytam, także nie czekaj
hahahahahahaaaha, to ja mam pomysł, też pójdę pić, a że z opóźnieniem w stosunku do Ciebie to moze się doczekam : D
Jak dla mnie za dużo chaosu i niedomówień.
mówisz? zawsze można to poprawić, chociaż zauważyłam, że chaos i niedomówienia to nieodłączny element mojego pisania, nawet taki.. odruchowy
możesz mi to dokłądniej rozpisać ; )
No właśnie w tym sęk. "Możesz mi to dokładniej rozpisać", wtedy zniknie chaos i niedomówienia.
Haha, niech więc zostanie nieporządek jako znak marketingowy
"obudziłem się" ... "siedziałam sobie na obrotowym krześle" , "Kurwa, znów się zaciąłem na łbie" Kto jest narratorem?
@ploszek, tak czytam Twoje komentarze jeden za drugim i mam wrażenie, że jesteś albo niebywale głupi albo niebywale upierdliwy. Wolałbym żeby to drugie, wtedy moglibyśmy się porozumieć. Jeśli jednak traktujesz to pytanie na serio, jak i tak samo poważnie podchodzisz do tematu powtórzeń w tekstach literackich, nie możesz przejść do porządku dziennego czytając o "domniemanym księdzu" to wątpię aby to forum spełniło Twoje wymagania intelektualne. Z drugiej strony liczba wielokropków, których używasz w opowiadaniach sugeruje, że masz coś z głową, więc może się nadasz.
Hej,
Wy wczoraj pisaliście o piciu a ja to realizowałem. Sorki, jeżeli uraziłem kogoś. I tak. Upierdliwy jestem strasznie. A co do wielokropków to uważam, że są może głupie, ale niezbędne... np.
" Całą noc uczyłem się" - to jest stwierdzenie
" Całą... noc uczyłem się" - to już jest wątpliwość, czy była to cała noc
" Całą noc uczyłem się..." - A to wątpliwość, czy uczyłem się
" Kochałem ją bardziej... niż jej siostrę" - dwuznaczność?
Jak inaczej krótko wyrazić w piśmie dwuznaczność i wątpliwość? Jak wiesz to podziel się
Co do "Domniemany ksiądz". Przeczytałem kilka tysięcy książek i nigdy nie spotkałem się z takim określeniem. Domniemanie niewinności to jest OK i wynika z języka prawniczego.
Jeśli kogoś uraziłeś to na pewno nie mnie. Chciałem Ci tylko zasugerować, że Twoje uwagi są dziecinne i od tego zacznijmy. Raczej się nie wtrącam w komentarze pod pracami, ale nie chcę by zmieniły się w dyskusję o brakujących kropkach. Jeśli takich błędów jest nad wyraz dużo można napisać "przejrzyj tekst jeszcze raz i popraw literówki". Są fora literackie, które się w tym specjalizują wręcz. Druga sprawa: powtórzenia, podwójna narracja etc. nie są błędami - nie jesteśmy już w podstawówce. Piszesz, że przeczytałeś tysiące książek i poprawiasz komuś powtórzenie w opowiadaniu? Był tu taki ostatnio i jak Boga kocham, Kafka przy nim straciłby głowę w ramach kary za błędy stylistyczne. Co do tego domniemanego księdza... Na prawdę nie wiem z której strony ugryźć tłumaczenie tego zakładając, że potrafisz posługiwać się językiem i znasz znaczenia słów "domniemany" i "ksiądz". To tak jakbyś kwestionował liczby powyżej 10 miliardów, bo nigdy ich nie widziałeś. Jeśli nie nauczysz się konstruować nowych zwrotów z wyrażeń, które posiadasz to czeka Cię ciężka droga do odzyskania integralności ze społeczeństwem. Staraj się po prostu zakładać, że autorzy skończyli podstawówkę, a ich drobne błędy są kwestią krótkiej edycji, a nie Twoich komentarzy. Nie wiem kto Ci przekazał takie funkcje wielokropka, ale ja ich nie dostrzegam, może dlatego mnie tak denerwują, bo nie rozumiem Twoich intencji.
a ja nie lubię wielokropków i chuj,
co do pytania Ploszka, ja charakteryzuję się chaosem i niedomówieniami, jednak narrator występuje tu w rozmnożonej liczbie, jest nim każdy po kolei