Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
A Autorka idzie na wódkę, miłego, żuczki moje.
Jego umysł był kłębowiskiem lęku i od dziecka bał się cyrków, bał się zapachu waty cukrowej i dźwięku prażonego popcornu. Otwierał szeroko swoje brązowe oczy i nucił pod nosem cokolwiek, czasami gwizdał, ale rzadko, bo gwizdania też się bał. Miało to zapewne jakiś związek z jego dzieciństwem, które ciągnęło się za nim niby długi lepki kawałek tego cukrowego puchu sprzedawanego na patyku. To musiało mieć związek, bo w wieku siedmiu lat zachorował. Poważnie zachorował, nieuleczalnie, na Wyobraźnię. Ta choroba to mała złośliwość losu, albo boga, wiesz?
Zwyczajnie budząc się kiedyś w nocy widzisz, że księżyc wisi nie w tę stronę co trzeba i, że łuna nieba nad dachami domów ma chorobliwie żółty odcień. Dojrzewając i odkrywając w sobie całe gówno, które sprawia, że się boisz, że krzyczysz, wyjesz, łykasz tabletki na ból i płaczesz nad własnym bezsensownym życiem, tracisz wiarę. Bo nagle w obliczu sztuki świata ty wydajesz się być tak nic nie znaczącym kłębkiem kurzu na scenie światowego spektaklu. No wiec rozdrapujesz dłonie do krwi lub się wieszasz, oczywiście niechcący. Jesteś artystą, to takie proste, unicestwiasz pędzlem i plamą farby, zabijasz piórem lub głosem, jesteś kolejną dziwką, która daje życiu dupy.
No muszę powiedzieć, że masz talent do krótkich form. Bardzo wciągają i pozostawiają taki niedosyt. pozdrawiam
niedosyt jako znak marketingowy