Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
PUNKTACJA:
- realizacja tematu (do dyspozycji 2 punkty dla obydwu stron)
- pomysł (do dyspozycji 5 punktów dla obydwu stron)
- poprawność* (do dyspozycji 4 punktów dla obydwu stron)
- styl (do dyspozycji 5 punktów dla obydwu stron)
- ogólne wrażenie (do dyspozycji 5 punktów dla obydwu stron)
Ogółem możemy przyznać 21 punktów, tj. suma przyznanych punktów dla jednego i drugiego autora musi być równa 21. Nie przyznajemy punktów cząstkowych (a więc nie ma połówek, ćwiartek itp.).
Oceny bez uzasadnienia i/lub komentarza nie będą brane pod uwagę.
*Uwaga - w związku z ograniczeniami forum NIE bierzemy pod uwagę techniczny aspekt w formie zapisu (tzn. entery, pogrubienia, kursywę).
Więcej szczegółów znajdziesz tutaj.Gdyby pojawiły się jakiekolwiek pytania i/lub wątpliwości odnośnie wystawiania ocen i pojedynków, proszę pisać właśnie tam.
Głosujemy do 22 czerwca 2012r.
***
TEKST A
BISTRO NOCĄ
SCENA I
Warszawa, kameralne bistro, przy stoliku siedzi samotna kobieta.
BRUNETKA:
Jakiż smutek mnie ogarnął, gdy wspomniałam miłość.
Nie jedną miłość, lecz wiele miłości.
Uczucia, pragnienie, tęsknotę i czułość,
Chociaż jeden człowiek w mym sercu długo nie zagościł.
No może Richard…
Zamyśla się. Do lokalu wchodzi młody człowiek. Ewidentnie hipster.
HIPSTER:
Głupota. Znowu muszę zmienić swój wizerunek.
Co roku to samo: co ja wymyślę, inni kopiują.
BRUNETKA:
I tak nikt nie zrozumie, że kominek…
Nie, dywan przed kominkiem
HIPSTER:
a i tak mnie wszyscy w końcu oplują.
BRUNETKA:
Brzydalu, wchodzisz mi w kwestię!
Gdy ja mówię, oskary, globy i lwy szykują,
Więc milcz do cholery!
HIPSTER:
Nie, paniusiu, to ja mam taką sugestię,
Byś wyszła stąd dopóki cienie się snują.
A w międzyczasie nieszczęśliwym ludziom nie
BRUNETKA:
Wachluje się jedwabną chusteczką.
Ty siebie masz za nieszczęsnego?!
Sądzisz, że możesz mieć lżej?!
Pomyśl o kobiecie, która spotkała bajecznego…
Nie, idealnego mężczyznę
I nie może go mieć.
HIPSTER:
[i]Ze śmiechem.
I ma wielką bliznę.
Co za tandeta!
Toś wymyśliła! Jak masz na imię?
BRUNETKA:
Jestem Taylor… Taylor Elżbieta.
HIPSTER:
Och!
Hipster otwiera usta i pada na ziemię. Umiera z zaskoczenia.
SCENA II
Brunetka próbuje wyjść na zewnątrz, szarpie klamkę.
BRUNETKA:
Znowu to samo… nawet imienia wymienić nie mogę,
Bo wiecznie och, ach i omdlenia.
Jak muchy padają na podłogę.
A ja tyle mam do opowiedzenia.
Drzwi się otwierają. Brunetka wychodzi w noc i spotyka łachmaniarza.
ŁACHMANIARZ:
Napiłbym się winka, wódeczki i piwka.
Czegokolwiek naprawdę, byleby grzało.
Przydałaby się też jakaś dziwka.
Jakakolwiek naprawdę, byleby dała.
BRUNETKA:
Cóż to za odrażający kloszard?
Jakiś łapserdak, łachmyta, obdartus.
Ach, gdzie jest moja piękna brosza?!
Jest, ukryta
Łachmaniarz przysłuchuje się.
BRUNETKA:
Nie rozumiesz żartu?!
A zresztą, zobacz, to od Richarda.
Piękny dar miłości tuż sprzed rozwodu.
Warta pewnie około miliarda…
Centów. Jaka ja byłam piękna za młodu!
ŁACHMANIARZ:
Starucha o piękności mówi!
Też coś! Takiego znawcy nie nabierze!
BRUNETKA:
Przyjrzyj się panie, tu, po raz drugi!
Nie poznajesz mnie za tym kołnierzem?!
Jestem Elżbietą Taylor,
Wielką aktorką i wspaniałą żoną.
ŁACHMANIARZ:
Drapie się po głowie.
Z Taylorów znam tylko Elizabeth Taylor,
Po drugie nie była małżonką cenioną.
BRUNETKA:
Z furią.
Głupcze! A nie słyszałeś ile ona lat wytrwała w związkach?!
Jak długo kochała i poświęcała życie,
By być zawsze dla mężczyzn w talii wąska
A i biodra mieć krągłe należycie?
Jej mężowie tego nie doceniali!
ŁACHMANIARZ:
Po prostu miała setki romansów.
BRUNETKA:
Wszyscy chcieli byś przez nią kochani.
Nic więcej.
ŁACHMANIARZ:
Po prostu miała setki romansów.
BRUNETKA:
Śniła o jednym takim, którego nie mogła mieć.
ŁACHMANIARZ:
Po prostu miała setki romansów.
BRUNETKA:
Kochała tego, który był daleko.
ŁACHMANIARZ:
Ze znudzeniem.
Po prostu miała setki romansów.
A nie kochała żadnego.
SCENA III
Brunetka wróciła do wnętrza bistro, usiadła przy stoliku i obserwuje tańczących. Nagle wstaje, podchodzi do jednej z par i odbija partnera.
PARTNER:
Dlaczego, głupia kobieto, odbiłaś mnie?
Tańczyłem z ukochaną i miałem się właśnie
BRUNETKA:
Oświadczyć? Nie nabierzesz mnie.
Przeżyłam już to i wiem, że twoja miłość gaśnie.
PARTNER:
Ze złością.
O czym ty bredzisz babo?! Wieczór mi niszczysz!
Nie znasz mnie ani moich uczuć.
BRUNETKA:
Znam cię lepiej niż ktoś najbliższy,
Proszę, wróć do mnie, wróć!
Łapie mężczyznę za klapy marynarki.
Pamiętasz nasz wspaniały dzień?
Jak bardzo byliśmy szczęśliwi?
PARTNER:
W mojej pamięci zapadł cień,
Szczęścia nie pamiętam, byliśmy drażliwi.
BRUNETKA:
Nie chciałeś drugi raz zostać moim mężem!
To był jedyny problem. Nie brak miłości!
Partner wypuszcza ją z objęć i odchodzi. Ostatnie słowa słychać z oddalenia.
PARTNER:
Nasz związek nie był skałą, ale szkłem.
Odejdź! Nie szukaj u mnie litości!
SCENA IV
Brunetka ponownie siedzi przy stoliku. Nie ma towarzystwa. Kryje się w półmroku i zaczyna mówić do podręcznego lusterka.
BRUNETKA:
Nie znałam tych, których kochałam.
Nie znam samej siebie.
Chociaż przy wielu złych decyzjach trwałam,
Nie zniszczyłam, moja piękna, ciebie.
Nagle coś jej odpowiada.
GŁOS:
O czym mówisz, lejdi?
Czy jakoś mogę panią wesprzeć?
BRUNETKA:
Ach, jak chciałabym widzieć, że znów ktoś mnie wielbi,
Jak pada mi do stóp i pragnie mieć.
Potrzebuję adoratora, który obudzi we mnie dawny ogień.
I nie będzie się bał diwy...
GŁOS:
…grozi podpaleniem. Czy widać już płomień?
Chyba nie, ale chce dolać oliwy…
BRUNETKA:
Chcę wrócić na piękne gale, wśród świateł i kreacji,
Być gwiazdą nawet wśród najbliższych,
Nie potrzebować powszechnej akceptacji,
Tylko żyć i nie kontrolować reakcji porywczych.
GŁOS:
Ewakuujemy wszystkich, spokojnie do drzwi!
Prosimy nie wyłączać świateł i nie wyrywać kabli!
BRUNETKA:
Proszę to wszystko zagasić, niech pan ze mnie nie drwi!
Jestem gwiazdą, choćby wszyscy zasłabli,
Mnie należy traktować odpowiednio.
Poproszę koniaku!
Podchodzi kelner z kieliszkiem.
KELNER:
Jeżeli obsłużę panią nieśrednio,
Może raczyłaby pani zrezygnować z zamachu?
BRUNETKA:
Wykonać moją wolę!
SCENA V
2 godziny później. Brunetka wypiła już kilka kieliszków koniaku. Chwieje się na krześle. Obok niej stoi dwóch kelnerów. Pod lokalem radiowozy policyjne i wozy strażackie.
BRUNETKA:
… no i wtedy moi panowie, spotkałam Richarda.
Wspaniale tańczył, był przystojny, zabawny.
Miał jedną wadę –z oczu biła pogarda,
Lecz młodej dziewczynie wydał się idealny.
Zachwyciłam się nim, lecz kochałam innego
Miałam też wtedy męża, który dawał mi każdy puch,
Ale po namyśle uwiodłam trzeciego.
Męża zostawiłam i zostało mi dwóch.
KELNER:
To się nazywa łakomstwo na miłość!
I oni wszyscy panią kochali?
KELNER DRUGI!
Okrucieństwo nie miłość!
Jakim cudem ci mężczyźni przy pani wytrwali?
BRUNETKA:
Z czasem każdy się wycofywał,
Na początku zachwycali się swoją Elżunią.
Potem nie wiem, kto na nich wpływał
KELNER DRUGI:
Może fakt, że dzielili się swoją Elżunią?
BRUNETKA:
Oczywiście każda miłostka była im znana,
Ale nieegoiści się na to godzili.
Przecież ja jedna byłam światu dana,
A oni nie chcieli tracić ani chwili
Na kłótnie.
KELNER DRUGI:
Unosząc ręce do nieba.
Absurd! Co za biedacy!
KELNER:
Wspaniałe życie zaiste miła pani miała!
BRUNETKA:
Nie wspaniałe, darzę je mianem nędznego,
Bo pośród wielu miłości
Nie znalazłam tego jedynego
Co w mym sercu od lat już gości.
Śniłam o nim od najmłodszych lat.
Widziałam go co noc,
Ale rzeczywistości on nie ujrzał spoza sennych krat.
A ja do poszukiwania co roku traciłam moc.
SCENA VI
Słychać syreny strażackie. Na zewnątrz jeden z policjantów bierze do ręki megafon i zaczyna mówić.
POLICJANT:
Prosimy pani Elżbieto o uwolnienie zakładników,
Nie warto też podkładać ognia.
Za kelnera policjant - użyjmy zmienników,
A ujrzy pani świt jutrzejszego dnia.
BRUNETKA:
Wstaje na nogi, rozgląda się.
O co chodzi tam na zewnątrz, na ulicy?
Czy jesteśmy uwięzieni?
Obiecaliście, że jesteśmy bezpieczni, nędznicy!
A ktoś mówi, że naprawdę zagrożeni.
KELNER:
Cały się trzęsie.
I co pani teraz zrobi? Ma pani jakiś plan?
Może nie trzeba nas tu podpalać?
A jeśli powiemy, jaki jest benzyny stan,
Pozwoli nam pani stąd szybciutko zwiać?
KELNER DRUGI:
Jest blady, ale się nie trzęsie.
Nie tchórz głupcze!
BRUNETKA:
Richard by wiedział co zrobić tu,
On by potrafił ocalić nas,
A mi już naprawdę brakuje tchu,
Czuję, że umrę tu zaraz.
Brunetka pada na ziemię. Kelnerzy zdziwieni na nią patrzą, a po chwili padają sobie w ramiona. W tym samym momencie policja wywarza drzwi do bistro i wpada do środka. Oficerowie gratulują kelnerom pokonania napastniczki i zabierają ich do szpitala. Brunetka, nadal nieprzytomna, zostaje zakuta w kajdanki i wepchnięta do karetki policyjnej.
SCENA VII
Szpital więzienny. Brunetka leży w łóżku. W sali nie ma nikogo oprócz niej.
BRUNETKA:
Gdzie ja jestem? Dlaczego? Ja żyję?
Ale jak oni mnie traktują? Mnie – gwiazdę?
I jeszcze okryta tym kocem po szyję,
I cuchnę przez niego jak zwierzę każde.
Zostawili mnie samą sobie,
Chcą bym umarła, odeszła,
A ja chyba na złość im zrobię,
I będę żyła – zemsta nadeszła!
Otwierają się drzwi do sali. Wchodzi córka brunetki – Liza w asyście strażnika. Kobieta podbiega do matki.
LIZA:
Mamo, mamo, co ty tu robisz?
Wzięłaś zakładników i chciałaś spalić bistro?
Nigdy nie sądziłam, że tak nabroisz…
Przekazałam twoją sprawę prawa magistrom.
BRUNETKA:
Jaką sprawę, o czym ty mówisz?
Przecież to mnie prawie zamordowano!
Jak zwykle nie po mojej stronie stoisz,
Ale robisz jak ci kazano.
Ty mnie nie kochasz!
Gdzie Michaś, gdzie Krzyś?
No i czego tak szlochasz?
Przyprowadź ich, słyszysz?!
LIZA:
Ze łzami w oczach.
Ale mamo, ty jesteś w areszcie,
Czeka cię sąd, proces, więzienie…
BRUNETKA:
Krzyczy zniecierpliwiona.
Idź po nich wreszcie!
Ile mam znosić te poniżenie?!
Liza wychodzi.
BRUNETKA:
Co tu się dzieje? Nawet dziecko moje…
Nawet dziecko jest przeciwko matce.
Spróbujmy…
Próbuje wstać.
Sama nie ustoję.
Ja nie chcę być w tej głupiej klatce!
Wchodzi Liza z lekarzem. Zbliżają się do brunetki, układają ją w łóżku i nakrywają po szyję cuchnącym kocem. Brunetka opiera się i stara wyrywać.
BRUNETKA:
Przestańcie! Przestańcie!
Michaś, Krzyś!
Liza, co ty robisz własnej matce?!
Pomocy, chcą mnie bić!
LEKARZ:
Ja tu widzę jeden ratunek.
Przysięgam na moje wąsy,
Że nie pomoże tu żaden trunek.
Trzeba elektrowstrząsy!
Brunetka zrywa się z łóżka, staje na ziemi i chce uciekać. Liza polewa ją wodą, a lekarz podłącza do prądu.
*************************************************************
TEKST B
Postacie:
MIECZYSŁAW – brunet, lat dwadzieścia, wrażliwa dusza
ADELAJDA – blondynka, piękna dwudziestolatka
ZUZANNA – starsza o rok siostra Adelajdy
MICKIEWICZ – jego przedstawiać nie trzeba
SCENA I
(Park. Wiosna. Ptaszki śpiewają. Na ławce siedzi MIECZYSŁAW i co chwila spogląda na zegarek.)
MIECZYSŁAW
(zamyślony)
Cóż powiedzieć jej mam?
Tak po prostu, kocham?
Powinienem okrasić ją komplementem,
By móc wspominać tę chwilę z sentymentem.
Słówka czułe lubią dziewczyny,
Usta twe słodkie jak maliny.
Tak! Tak jej powiem.
Jak zareaguje? Wkrótce się dowiem.
(Wtem ktoś siada obok MIECZYSŁAWA. Chłopak z lekkim przerażeniem spostrzega, że to ADELAJDA.)
ADELAJDA
Przyszłam tak jak chciałeś,
Coś ważnego powiedzieć mi obiecałeś.
Tak jakoś dziwnie wyglądasz,
Tajemniczo na mnie spoglądasz.
MIECZYSŁAW
(nieśmiało)
Cóż. Piękny mamy dzisiaj dzień.
ADELAJDA
Prawda. W domu siedzi jedynie leń.
Ale właśnie to miałeś mi do przekazania?
MIECZYSŁAW
(do siebie)
Pora przejść do działania.
(do ADELAJDY)
Nie. Nie. Oczywiście, że nie.
Uśmiechasz się tak cudownie,
Że mógłbym patrzeć na ciebie godzinami.
I mówiąc tak między nami…
ADELAJDA
Tylko mi nie mów, że…
MIECZYSŁAW
Kocham cię.
Myślę o tobie całymi dniami,
Przez ciebie nie śpię nocami.
ADELAJDA
Przestań. Dosyć. Proszę.
Dłużej tego nie zniosę.
Czyś ty postradał zmysły?
MIECZYSŁAW
Nadzieje me prysły.
I wraz z sercem na szubienicy zawisły.
ADELAJDA
Może skończmy tę rozmowę,
A raczej twą promienną przemowę.
(ADELAJDA próbuje wstać, ale MIECZYSŁAW chwyta ją za rękę.)
MIECZYSŁAW
Czyli nie czujesz tego co ja?
Nieodwzajemniona jest miłość ma?
ADELAJDA
Jaka miłość? To zauroczenie,
Przeminie jak słońca zaćmienie.
MIECZYSŁAW
Afekt mój najprawdziwszy,
Przy tobie jestem najszczęśliwszy.
Proszę więc nieśmiało,
By twe serce mnie wybrało.
ADELAJDA
Z pewnością nie wybierze,
Nie jest przecież żołnierzem.
Nie pomoże rozkaz, czy błaganie,
Nie marnuj czasu na czekanie.
MIECZYSŁAW
Nie mów tak kochanie.
Do łóżka przynosiłbym ci śniadanie.
ADEALAJDA
Marnujesz jedynie nerwy i czas,
Nigdy nie będzie nas.
(ADEALAJDA wstaje i odchodzi. MIECZYSŁAW próbuje ją zatrzymać, ale nieskutecznie.)
MIECZYSŁAW
(krzyczy)
Zrobię wszystko byś mnie pokochała!
SCENA II
(Pokój jak każdy inny. MIECZYSŁAW lekko już wstawiony siedzi przy stole, na którym stoi opróżniona do połowy butelka wódki i słoik ogórków konserwowych.)
MIECZYSŁAW
Nie kocha mnie, to żadna tajemnica.
Nie uda mi się pocałować jej ślicznego lica.
W sumie na co ja liczyłem?
Po nocach z miłości wyłem.
Ale ona nie moją będzie,
Wiedzą o tym wszędzie.
Będę się starał, bardziej jeszcze,
Będę pisywał jej miłosne wiersze.
Kupował kwiaty i prezenty,
To może poczuję się jak wniebowzięty.
Ale jeśli zdania swego nie zmieni?
Niewieściego serca nic nie przemieni.
Podobno kobieta zmienną jest,
Czekam na jeden gest.
A jeśli się nie doczekam?
Zabiję się. Przyrzekam!
(MIECZYSŁAW nalewa sobie kieliszek wódki i opróżnia go jednym haustem. Chce wstać
i wyjść z pokoju, ale słyszy hałas dobiegający zza drzwi. Czeka.)
MIECZYSŁAW
Co to za hałasy?
TAJEMNICZY GŁOS
(do siebie)
Co za czasy!
MIECZYSŁAW
Kim jesteś? Mówże już!
TAJEMNICZY GŁOS
(do siebie)
Wszędzie kurz.
MIECZYSŁAW
Pokaż się duchu!
(Do pokoju wchodzi ubrana w staromodny strój postać. Na pierwszy rzut oka przypomina dziewiętnastowiecznego romantyka.)
TAJEMNICZA POSTAĆ
Dlaczego stoisz bez ruchu?
MIECZYSŁAW
Ja ciebie znam,
Szanuję i podziwiam.
Tyś poeta wielki,
Bogu niech będą dzięki.
TAJEMNICZA POSTAĆ
Z Bogiem to nie ma nic wspólnego,
Mój młody, nieszczęśliwy kolego.
MIECZYSŁAW
(przeciera oczy)
U mnie dziś libacja,
U ciebie wielka improwizacja.
Tyś Maryli niedoszły mąż,
Lecz wygryzł cię bogaty wąż.
Czemuś mnie nawiedził?
TAJEMNICZA POSTAĆ
Odwiedził.
MIECZYSŁAW
Jak zwał tak zwał.
TAJEMNICZA POSTAĆ
Radę dla ciebie będę miał.
MIECZYSŁAW
Mickiewicz przynosi mi dobre słowo,
Historię trzeba napisać na nowo.
MICKIEWICZ
To nie będzie konieczne.
MIECZYSŁAW
Utwory twe wieczne.
Ale ty przecież nie żyjesz!
MICKIEWICZ
I w ziemi gnijesz?
To chciałeś powiedzieć?
Niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
MIECZYSŁAW
Co zatem masz mi do powiedzenia?
Czy żeś zauważył jakieś me przewinienia?
MICKIEWICZ
Samobójstwem podobno groziłeś,
I krew w mych żyłach zmroziłeś.
MIECZYSŁAW
To w twych żyłach płynie krew?
MICKIEWICZ
To raczej natury zew.
Ale ja nie o tym,
Wielkie masz kłopoty.
MIECZYSŁAW
Ja? Racja,
Pewnej pani gracja,
Nie daje mi spokoju.
MICKIEWICZ
Dlatego jestem w tym pokoju.
MIECZYSŁAW
Wciąż mnie zagadujesz,
A nie powiedziałeś co planujesz.
MICKIEWICZ
Tobie pomóc chcę,
Na twój rozsądek liczę.
MIECZYSŁAW
Ja już nie mam rozsądku,
Odkąd motyle latają po mym żołądku.
MICKIEWICZ
Każdy chłop tak mówi,
Nie wiedząc co go gubi.
MIECZYSŁAW
Niby co takiego?
MICKIEWICZ
Szczerze? Nie wiem tego.
Ale czy to mało kobiet na świecie?
A wy tylko tę jedną chcecie.
MIECZYSŁAW
Wy?
MICKIEWICZ
Romantycy!
(chwila ciszy)
MIECZYSŁAW
Przecież do nich należysz,
Chyba nie zaprzeczysz?
MICKIEWICZ
Oczywiście, że nie.
Ale uświadomić tobie chcę,
Że to zła postawa.
MIECZYSŁAW
Nie wiesz co sen, a co jawa.
MICKIEWICZ
Bardzo kochasz ją?
MIECZYSŁAW
O niej myślę wciąż.
Kocham to mało powiedziane,
Lecz serce me złamane.
MICKIEWICZ
Szczere twe uczucia,
Znam te w sercu ukłucia.
Ale to nie powód by się zabijać.
MIECZYSŁAW
Nie chcę obcych ludzi mijać,
Na każdej przecznicy,
Ani żyć jak nędznicy.
MICKIEWICZ
Służ zatem ludziom,
Zwalczaj krzywdę cudzą.
MIECZYSŁAW
Cierpiących jest wielu,
Ale w jakim celu,
Miałbym to robić?
Żeby sobie emeryturę wyrobić?
Albo ona, albo mogiła.
MICKIEWICZ
Adelajda nie będzie ci miła.
MIECZYSŁAW
Tyle to i sam wiem,
Chyba sobie ogórka zjem.
(MIECZYSŁAW zjada rzeczonego ogórka. Proponuje „kolejkę” MICKIEWICZOWI, lecz ten odmawia i MIECZYSŁAW zmuszony jest pić samemu.)
MICKIEWICZ
Alkohol nic tu nie pomoże.
MIECZYSŁAW
Łez już wylałem morze.
(ironicznie)
Wizyta twa nic nie dała,
Pomocna się nie okazała.
MICKIEWICZ
Skąd wiesz, że to już koniec?
Jestem niczym goniec.
MIECZYSŁAW
Że co, proszę?
MICKIEWICZ
Coś nowego do sprawy wniosę.
Znam ten ból, to cierpienie,
Nieszczęśliwej miłości utrapienie.
Dam jednak tobie coś,
Co zmieni uczucia jej na wskroś.
MIECZYSŁAW
To jakaś drwina?
MICKIEWICZ
Urocza twa mina.
Ależ skąd. Mówię szczerze,
Co wiem i w co wierzę.
(MICKIEWICZ wyjmuje z kieszeni fiolkę z czerwonym płynem i wymachuje nią przed twarzą MIECZYSŁAWA.)
MIECZYSŁAW
Tyś szarlatan!
MICKIEWICZ
Nie Bóg, nie szatan,
Wsparcie dla ciebie mają,
Nie oni eliksir miłości ci dają.
(MICKIEWICZ wręcza MIECZYSŁAWOWI fiolkę. Ten ogląda ją z zaciekawieniem.)
MIECZYSŁAW
To zadziała?
MICKIEWICZ
Cuda zdziała!
Gdy Adelajda się tego napije,
To rzuci ci się na szyję.
(MICKIEWICZ znika. MIECZYSŁAW nerwowo rozgląda się wokół. Następnie przygląda się fiolce i z uznaniem kiwa głową. Pije jeszcze jeden kieliszek wódki i zasypia z głową na stole.)
Scena III
(Pokój jak w Scenie II, tyle że po wódce i ogórkach nie pozostał najmniejszy ślad. MIECZYSŁAW nerwowo drepcze.)
MIECZYSŁAW
Czy ona się zgodzi?
Czy postępować tak się godzi?
Toć to mickiewiczowska rada,
Pora pomyśleć o układach.
(Do pokoju wchodzi ZUZANNA.)
ZUZANNA
Witaj drogi Mieczysławie,
O jakiej to sprawie,
Mówić ze mną chciałeś?
Tak nagle mnie wezwałeś.
MIECZYSŁAW
Siostra twa nie jest mi obojętna,
Lecz do związku nie jest chętna.
ZUZANNA
(figlarnie)
No ona nie.
MIECZYSŁAW
Chcę zmienić jej zdanie,
I tu zaczyna się twoje zadanie.
ZUZANNA
Czyli?
MIECZYSŁAW
W dogodnej chwili,
Sprawisz by to wypiła.
(MIECZYSŁAW wręcza ZUZANNIE fiolkę otrzymaną od MICKIEWICZA.)
ZUZANNA
I kuracji tej nie przeżyła?
Co ty kombinujesz?
Co takiego planujesz?
MIECZYSŁAW
Gdy Adelajda spożyje ten eliksir,
Wpadnie w miłosny wir.
Ze mną, oczywiście!
ZUZANNA
Mówisz tak uroczyście.
Coś ty taki rozochocony?
MIECZYSŁAW
Trochę jestem podniecony.
ZUZANNA
Chcesz bym ci pomogła?
MIECZYSŁAW
Jakbyś mogła.
ZUZANNA
Mogę wszystko,
Chcę zmienić nazwisko.
(ZUZANNA wypija zawartość fiolki i próbuje pocałować MIECZYSŁAWA. Ten się odsuwa.)
MIECZYSŁAW
(z rozpaczą)
Coś ty uczyniła?
ZUZANNA
Nie chcesz bym cię poślubiła?
MIECZYSŁAW
(krzyczy)
Nie, nie, nie!
Adelajdę chcę!
ZUZANNA
Ze mną byłbyś szczęśliwy,
Lecz afekt twój uporczywy.
Pragniesz wciąż niemożliwego,
Nie wiedząc co tracisz, kolego.
Głupiś jest i tyle.
(ZUZANNA wychodzi. MIECZYSŁAW krząta się po pokoju, ostatecznie siada na podłodze.)
SCENA IV
(Piwnica. MIECZYSŁAW czyni ostatnie przygotowania do tego by się powiesić.)
MIECZYSŁAW
Żyć tak nie chcę i nie mogę,
Sędzia Najwyższy wdziewa już togę.
Piekło lub niebo mnie czeka,
Nie dla mnie ziemska uciecha.
Miłość jest zbyt skomplikowana,
A nie mogę wieść żywota plebana.
Nie pozostaje mi nic innego jak się pożegnać,
Więc żegnam!
(Mieczysław zaciska pętlę wokół swej szyi. Zamyka oczy i wiesza się. Otwierają się drzwi piwnicy i…)
Koniec
dnia Pią 14:05, 01 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Realizacja pomysłu (2)
Tekst A: 1
Tekst B: 1
Wykonany w obu przypadkach.
Pomysł (5)
Tekst A: 2
Tekst B: 3
Ponownie, oba pomysły były dobre, jednak pomysł w Tekście B urzekł mnie nieco bardziej. Doceniam chęci przekazania cierpień Elizabeth Taylor w Tekście B, doceniam motyw ze swoistego rodzaju szaleństwem oraz uporem, jednak osobiście bardziej przemawia do mnie prosta historia z Tekstu B. Mickiewicz jest chyba ostatnią osobą, której pomyślałabym przydzielić rolę w takiej fabule, ale sprawdził się dobrze i spodobało mi się przedstawienie go jako "nie-romantyka", jako tego który próbuje zapobiec samobójstwu nieszczęśliwie zakochanego.
Lecz gdybym mogła, z chęcią przyznałabym obu tekstom równą ilość punktów za pomysł, gdyż oba są ciekawe i godne uwagi, a w dodatku, chociaż podobne, to jednak różniące się od siebie (tj. oba krążą wokół nieszczęśliwej miłości, jednak w Tekście A to nasza sława cierpi, w dodatku jej śmierć jest wynikiem decyzji kogoś inengo, podczas gdy w Tekście B sława próbuje pomóc, a śmierć nieszczęśliwie zakochanego nadchodzi z jego własnych rąk).
Poprawność (4)
Tekst A: 2
Tekst B: 2
Drobiazgi w Tekście A, jednak nie dość liczne ani dość znaczące, aby przechylić szalę na korzyść Tekstu B.
Styl (5)
Tekst A: 1
Tekst B: 4
Tu Tekst B zdecydowanie przeważa. Chociaż jego wykonanie jest dość proste, to rytm pozostaje dość konsekwentny, kwestie brzmią naturalnie, a całość wygląda na sprawdzoną i widać, że autor poświęcił tekstowi należytą mu uwagę. Tekst A wyglądał mi na o wiele bardziej chaotyczny, mniej zorganizowany i mniej dopracowany. Ponadto, chociaż autor Tekstu A próbował być nieco odważniejszym z formą, nie zawsze wychodziło to tak, jak powinno (rytm się chwiał, czasem z tekstu wychodziło coś nieco innego niż z kontekstu, a i widać, iż autor nie czuje się aż tak pewnie w liryce), przez co dopracowana prostota Tekstu B tylko zyskała na uroku, bo czytało się ją płynnie i lekko, nawet jeśli bez zachwytów.
Ogólne wrażenie (5)
Tekst A: 0
Tekst B: 5
Dość ostro, jednak Tekst A, poza nieco niestarannym wykonaniem, rozdrażnił mnie paroma rzeczami. Po pierwsze: spolszczenie imienia głównej bohaterki. Raz że kłóci się z zachowaną angielską wersją Richarda (nawet jeśli imiona dzieci również zostały spolszczone), a dwa - jaki to miało mieć cel? Bo w tekście się z niczym nie rymuje, chyba że z samym sobą przy okazji rymu "Elżunia - Elżunia". Wygląda na zwykłą fanaberię, której nie rozumiem. Po drugie: walnięcie na początkach tekstu słowami "Ewidentnie hipster" w didaskaliach brzmiało, jak na mój gust, zbyt potocznie. Co nie dość że w moich oczach kłóci się z ideą didaskalii (owszem, informacja o wyglądzie postaci była, ale dla mnie didaskalia powinny być neutralne, bez emocjonalnego nacechowania), to jeszcze nie znalazło poparcia w pozostałych fragmentach z tekstem pomocniczym, który był już napisany językiem prostym i poprawnym, bez "podwórkowości". I po trzecie: Partner. Skąd tak nagle Partner wczuł się w rolę? Na początku jej nie znał, zaprzeczał, chciał się jej pozbyć, po czym ni z tego, ni z owego mówi, że byli drażliwi, że "nasz związek był" itp.? Nie, nie kupuję tego. Jeśli tam miało być jakieś przejście, jakaś zmiana w postaci, to nie została odpowiednio wyraźnie zaznaczona, przez co wygląda, jakby facet miał rozdwojenie jaźni - albo gadał, co mu przyszło do głowy, żeby się Elizabeth pozbyć. Albo, co gorsza, gadał tak, bo taki był zamysł autora, albowiem owa rozmowa miała pchnąć Elizabeth do dalszego działania, podczas gdy zabrakło logicznego wyjaśnienia, skąd taka zmiana u postaci.
Stąd też Tekst A otrzymuje ode mnie zero. Tekst B, chciałabym podkreślić, nie był powalający, jednak dopracowane wykonanie sprawiło, że czytałam go z przyjemnością, pomysł również był miły, temat zrealizowany, błędów nie zauważyłam/nie pamiętam... Nie oczekiwałabym niczego więcej, tak naprawdę.
Podliczenie
Tekst A: 6
Tekst B: 15 dnia Wto 15:08, 12 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
Tekst A / Tekst B
Realizacja tematu:
Aż musiałam sobie odświeżyć temat, by sprawdzić, czy pierwszy tekst go realizuje.
„Dramat pisany wierszem osadzony we współczesności, ale wystąpi w niej choć jedna sławna postać, która obecnie nie żyje.” Cóż... Jest współczesność, jest obecnie już nieżywa, sławna Elżunia, jest melodyjność i rymy wiersza. W drugim tekście jest to oczywiste, wierszem, Adaś, współczesność (choć z tą współczesnością to i niekoniecznie, przecież mogło być też dwudziestolecie międzywojenne... Hm? Gdzieś jest jakikolwiek dowód, że to współczesność?).
Zatem:
1 / 1
Pomysł:
Tu zaczynają się schodki.
W tekście A pierw się gubiłam, o czym właściwie to jest, kiedy się dzieje? Co nie przeszkadzało czytać dalej, brnąć w wynurzenia „zakochanej”. Świetnie, że wprowadzono łachmaniarza z powtarzaną kwestią, urokliwa jest kłótnia z hipsterem oraz zachowanie kelnerów. Poza tym... Hm... Nie pomyślałabym, żeby podejść do tematu w taki sposób. Z drugiej strony, skąd ten babsztyl wziął się w Polsce, po co, i skąd znał polski (bo zakładam, że łachmaniarz nie znałby angielskiego)?... W ogóle świat przedstawiony budzi trochę wątpliwości.
Przy tekście B nasuwa się skojarzenie z poznanymi w szkole dramatami. Eliksir miłosny, wypity przez niewłaściwą osobę, nadwrażliwiec odrzucony przez kobitę, odwiedziny podziwianego idola i jego pomoc, chęć zabicia się i a nuż bycie uratowanym... To chyba już było. Jednocześnie zestawiono co całkiem zgrabnie, nie zgrzyta, ale i nie parodiuje.
Zatem:
4 / 1
Poprawność:
Błędów nie zauważyłam... No, może trochę przecinków. W obu tekstach. (I „te poniżenie” w A.)
2 / 2
Styl:
W tekście A odczułam chaos; jednocześnie melodia jest tam prawie cały czas, mimo w większości niedokładnych rymów i przeskakiwania wersów. Czyta się raczej gładko.
Tymczasem tekst B czyta się bardzo przyjemnie. Rymy wpasowują się w rytm, dialogi wyglądają naturalnie; z łatwością łyka się kolejne sceny.
Po namyśle, stwierdzam, że jeśli chodzi o przyjemność z samego stylu i dopasowania go do tematyki, tekst B ma nieznaczną przewagę.
2 / 3
Ogólne wrażenie:
Nie do końca rozumiem tekst pierwszy - chyba nie tylko dlatego, że o rzeczonej aktorce praktycznie nic nie wiem; ten zmienny Partner, o którym wspomniała Chiyo, i w ogóle pobyt Elki w Wawie, sam „zamach”. Jest w tym jakiś sens, poza chęcią przedstawienia postaci Taylor?
Łatwiej przyswoić tekst B. Poza tym jakoś wolę lekki styl i prostotę historii B niż udziwnienie w A.
0 / 5
Podsumowując:
Tekst A: 9
Tekst B: 12
REALIZACJA TEMATU - 2
Tekst A - 1
Tekst B - 1
Zrealizowano.
POMYSŁ - 5
Tekst A - 2
Tekst B - 3
Mickiewicz mnie zaskoczył zwyczajnie i tym od razu urzekł. Tekst B stanowi swoiste zaprzeczenie jego romantycznego portretu. Ponadto aluzje do znanych dramatów i motywów. Tekst A wydaje mi się nieco... nielogiczny.
POPRAWNOŚĆ - 4
Tekst A - 1
Tekst B - 3
Tekst A rozdrażnił mnie kwestią formy i treści didaskaliów. Ponadto „te poniżenie” nie powinno mieć tam miejsca. Dlatego też niezwykle subiektywnie taka, a nie inna punktacja.
STYL - 5
Tekst A - 1
Tekst B - 4
Tekst B jest znacznie lepszy. Czyta się go płynniej i przyjemniej. Zachowuje rytm i naturalność, które tekst A gubi.
OGÓLNE WRAŻENIE - 5
Tekst A - 1
Tekst B - 4
Tekst A był nieco nielogiczny, ponadto rozdrażnił mnie hipster i didaskalia. Zdecydowanie gubił rytm i był rwany. Dialogi zdawały się być nienaturalnie. Ponadto chciałbym wiedzieć, skąd spolszczenie imienia bohaterki... nie widzę uzasadnienia. Za „te poniżenie” miałem ochotę dać zero za poprawność w pierwszym momencie, ale się opanowałem. Nie do końca „ogarniam” również Partnera. A ponadto wszystko o czym wspomniałem wyżej. Ogólnie w tekście tym panuje jakiś chaos.
Tekst B ujął mnie Mickiewiczem – przedstawieniem romantyka jako nie-romantyka. Historia jest prostsza, przyjemniejsza, płynniej się ją czyta. Przede wszystkim był dopracowany, a przynajmniej sprawiał wrażenie starannego napisania.
RAZEM
Tekst A – 6
Tekst B - 15
Tekst A: 21 pkt
Tekst B: 42 pkt
Do finału przechodzi autor tekstu B - MICHAŁ GROD. Gratulujemy!