Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Witam serdecznie.
Temat poliamorii nie jest mi obcy od dłuższego czasu, ale na forum trafiłam przypadkiem.
Kiedyś na blogu napisałam notkę dotyczącą relacji poliamorycznych i tak się złożyło, że trafiło na nią dwóch użytkowników tego forum. Pomyślałam, że może warto byłoby dowiedzieć się czegoś więcej, wymienić doświadczenia z innymi, poznać ludzi podobnych sobie.
Cóż mogę powiedzieć? Jestem poliamoryczna, w dodatku biseksualna. Nie ułatwia mi to życia, bo niestety wbrew obiegowej opinii nie każdy facet marzy o trójkącie, a kobiety "są bi" jedynie na imprezach. ;/ Póki co od prawie 2 lat trwam w stricte monogamicznym związku z jednym mężczyzną (kocham go nad życie, jest cudowny). To, co inne kobiety uznałyby za niezaprzeczalną zaletę (całkowita wierność- on nawet nie umie spojrzeć na inną), mnie utrudnia sprawę- moje Kochanie jest lojalne, w porządku, ale wymaga ode mnie tego samego. A ja, cóż... Nie odczuwam zazdrości, potrafię kochać kilka osób, łatwo ulegam fascynacjom. I to nie jest kwestia nudy. Kocham go, ale chciałabym też mieć przy sobie jakąś piękną dziewczynę i może innego, równie niesamowitego faceta. ;> Większość ludzi uzna to za chore, ale wiem, że Wy doskonale mnie rozumiecie.
Kocham ludzi i ciężko ograniczyć swoje wielkie pokłady uczuciowe, ukryć fascynację seksualną. Z pewnością nie jestem monogamiczna. Myślałam, że związki uczuciowe z drugim człowiekiem to w ogóle nie dla mnie- kiedyś nie umiałam się powstrzymać, więc zdradzałam na prawo i lewo. ;/ Teraz tego żałuję, bo to było nie w porządku, ale ciężko tak tłumić popędy, jak ktoś wymaga wierności. Dlatego pobyłam w kilku związkach, a później "swingowałam", preferowałam przyjacielski seks, niezobowiązujące relacje- żeby móc być z kilkoma osobami, nie ograniczać się do jednej.
Mojemu obecnemu mężczyźnie jestem wierna- nie tknęłam innej osoby, choć czasem tak mnie kusi, że to jest nie do wytrzymania! Zawsze miałam duże powodzenie, więc tym bardziej jest mi ciężko. No ale- kocham go okrutnie, więc w sumie póki co się poświęcam... Większość nie zrozumie jakie to wyrzeczenie dla poliamorystki, bo uznają wierność jednej osobie za coś całkowicie normalnego, no ale- Wy wiecie o czym mówię. ;]
Jest jeszcze inna rzecz, która mnie zastanawia... Taki pomysł rzucił jeden z moich byłych kochanków. O ile poliamoria to ZWIĄZEK MIŁOSNY, kilku ludzi o tyle równie ciekawa byłaby relacja miłosna pomiędzy dwiema osobami + zapraszanie osób z zewnątrz tylko do seksu. Co o tym myślicie? I czy takie coś również ma swoją nazwę?
Choć jakby nie patrzeć- gdyby ta osoba z zewnątrz była piękna i miała fascynującą osobowość, to ja i tak pewnie bym się zakochała...
Z resztą- póki co to sfera marzeń, mojego mężczyzny do niczego nie da się przekonać. Jest strasznie uparty i to chyba jedyna jego "poważniejsza" wada... Eh.
Dobra, zaczynam za dużo pisać, jak zwykle nie umiem się streścić. Już kończę.
Tak czy inaczej- cieszę się, że istnieją ludzie podobni mnie i że tacy nie boją się ujawniać. Zawsze jakoś raźniej. Może kiedyś ktoś w końcu zrozumie, że poliamoria to preferencja jak każda inna- a nie chore zboczenie.
Witamy na forum Cieszę się, że udało mi się Cię "zwerbować". Masz rację, że tutaj nie trzeba się tłumaczyć i nikt nie będzie Cię krytykował za to chore zboczenie ;P Tak już mamy, możemy i chcemy kochać więcej.
Pozdrawiam
Cześć
Zastawiałem się nad Twoim wpisem, pojawiło mi się kilka refleksji, kilka spraw odżyło w pamięci. Moim zdaniem i wśród poliamoryst(ek)ów są różnice jednak kilka elementów jest (lub wydaje się być) wspólnych. To umiejętność kochania kilku osób jednocześnie i jawność tych relacji (wobec/wśród osób w nich pozostających)... Być może kładziemy nacisk(akcent) na różne elementy relacji - nie oceniam, piszę jedynie o swoim odbiorze Twojego wpisu, nie mam zamiaru nikogo pouczać - wymieniamy tu na forum myśli, dzielimy się swoim odbiorem świata (tak to w każdym razie odbieram).
Twoja obecna relacja/związek mono-poli - to jest trudne - bardzo dobrze to rozumiem. Może jestem sentymentalny, staroświecki... przypomina mi się zawsze wtedy fragment "Dezyderaty" M.Ehrmann'a
"Neither be cynical about love;
for in the face of all aridity and disenchantment
it is as perennial as the grass. "
co w wolnym tłumaczeniu brzmi następująco
"Nigdy nie bądź cyniczn(a)y wobec miłości
w obliczu... itd" Wiesz, wg mnie dużo trudniej znaleźć jest miłość-przyjaźń niż miłość-zakochanie, nie mówiąc już o kochanku/kochance (z tym jest najłatwiej).
W poliamorii osobiście podoba mi się (cenię) to, że osobę, którą kocham, kocham mimo tego, że s(na)potykam w życiu kogoś, kogo pokocham, tak (mi) się zdarza. Nie zamieniam wtedy nikogo na nową osobę a dołączona ona zostaje do osób, które darzę miłością. Moja preferencja seksualna jest heteryczna (nie postrzegam mężczyzn jako obiektów/podmiotów seksualnych dla mnie), nie mniej kocham (darzę miłością) również i mężczyzn. Dla mnie przyjaźń - dojrzała przyjaźń(sprawdzona życiem) jest rodzajem miłości - odkryłem to przed laty kiedy okazywało się, że w wielu aspektach z moimi męskimi przyjaciółmi mam bliższe (poza seksem) relacje niż z osobami z którymi łączył mnie seks. To też mam zaszczyt być w przyjaźni (również ale przecież nie tylko) z mężczyznami i co może nieczęste - mówimy sobie wprost - "kocham Cię". Podobne miłosne relacje - przyjaźni mam z kobietami i tu również łączą mnie z nimi specyficzne więzi (miłości-przyjaźni) pozbawione seksu (choć darzymy się miłością). Tu nie chodzi o to, że jest to wyrzeczenie, akurat w tych relacjach seks nie występuje. Dlaczego to piszę? By ukazać Ci kawałek mojego świata i moje pojmowanie miłości. Dla mnie (ktoś inny może mieć /i często ma/inaczej)- seks nie jest niezbędny bym darzył kogoś miłością, ale za to miłość odbieram jako warunek konieczny acz nie wystarczający do tego bym się z kimś kochał. Wspominałaś w innych wpisach o BDSM - tu powiem...nie czuję tego jest to już w samych założeniach... to nie dla mnie. Osobiście wyznaję zasadę, że partner(zy)ki winn(i)y wyrazić aprobatę dla kochania się przeze mnie z innymi (kolejnymi)osobami ale nie dla tego faktu, że kocham (darzę miłością) inne osoby. Z moich doświadczeń, rozważań wynika, że miłość jest poza bezpośrednim oddziaływaniem woli (i z tego względu było by to absurdalne). Wierność w relacji to dla mnie dotrzymywanie umów. Z perspektywy ostatnich lat stwierdzam, że bycie poli nie jest łatwe )) - jednak czuję się szczęśliwy (mimo trudności), a forum i ludzie, których dzięki niemu poznałem - pozwalają mi na patrzenie z większym optymizmem w przyszłość.
Pozdrawiam serdecznie
Witaj raz jeszcze
Miło, że zechciałeś wypowiedzieć się tak obszernie.
Cóż- oczywiście, że znacznie trudniej jest znaleźć prawdziwą miłość niż kochanka. Rozumiem Twój sposób postrzegania sprawy i być może rzeczywiście- jeśli przyjaźń uznajesz za rodzaj miłości, to nie przeszkadza Ci to być w związku i kochać innych. Masz rację z tym naciskiem na różne elementy relacji- ja przyjaciół cenię podobnie jak tych, których kocham (uwielbiam ich, kocham jak rodzeństwo, są niesamowicie ważnymi osobami w moim życiu), ale miłość ROMANTYCZNA jest dla mnie czymś, w czym zawiera się przyjaźń, pożądanie i coś, co trudno mi bliżej zidentyfikować. Czasem fascynuje mnie w kimś i umysł i ciało, a jednak jakoś nie ma "chemii". Tak czy inaczej- u mnie też przyjaźń jest rodzajem miłości. Tyle, że braterskiej. A poliamorię rozumiem bardziej w kategoriach miłości romantycznej. Mogłabym być zakochana w kilku osobach na raz (byłam- niejednokrotnie) i to już dla mojego monogamisty byłoby okropne. Natomiast fakt, że kocham ich jak siostry i braci mu nie przeszkadza.
Racja. Ciężko jest być poli. W końcu kochamy tylu ludzi i tylu chcielibyśmy zatrzymać przy sobie... Szkoda tylko, że oni nie potrafią zaakceptować "konkurencji". Eh. ;/
Doprecyzuję. Pisałam nieco "szerzej" o miłości - nie tylko o poliamorii.
"Miłość romantyczna' - ja odczuwam ją i rozumiem, jako przyjaźń doprawioną zakochaniem(namiętnością) lub namiętność(zakochanie) doprawione przyjaźnią a to wszystko jeszcze z czymś co określiłbym jako poczucie jedni (jednoczesności, złączenia...). Dodatkowo dochodzi do tego aspekt cielesności - czuję wtedy zachwyt (to chyba najlepsze słowo). I szereg innych odczuć (z pewnością nie wymienię tu wszystkich): "jestem i nie ma mnie", chcę być z tą osobą do końca /jej lub mojego/; mam ochotę przysporzyć światu z nią dzieci i wspólnie z nią je wychowywać; wspólnie tworzyć, budować, zarabiać; wspólnie zmagać się z przeciwnościami losu; wspólnie odbierać piękno; dawać i brać siebie i tą osobę; czuć/rozumieć ją i być przez nią odczuwany/rozumiany; patrzeć jak doświadcza radości; wzruszać się, śmiać się i płakać; fantastyczne są odczucia związane z miejscem i czasem - zostają one niejako wykrojone ze świata lub też cały świat sprowadza się do nich...
Tego typu relacja (tak) określona jako "miłość romantyczna" jest/bywa moim udziałem w stosunku do więcej niż jednej osoby. "Ciężko jest być poli." Cóż... łatwo nie jest, nawet w relacjach "mono" . Jednak podkreślić należy, że zarówno preferencja relacyjna "poli" jak i "mono" są OK. Ja podchodzę do tego jak do zmagań w "imię lepszej sprawy" ("walczę" o miłość do/od osób, które kocham, ale i o siebie, te osoby), tym bardziej jest to trudne, że praktycznie nie ma od kogo się uczyć, czy też czerpać z cudzych doświadczeń - w dużej mierze człowiek(lub partnerzy i super(!) jeśli tak jest) zdan(i)y jest(są) tu na siebie. Dopiero w najbliższych latach pojawią się publikacje i tłumaczenia na język polski - nie czekając, sam zaczynam szukać źródeł, nie do przecenienia jest też nasze (tworzące się właśnie) środowisko polskich poli.
Trzymam kciuki za Waszą (Twoją i Twojego partnera) umiejętność, możliwość ułożenia sobie tego - to może być niezwykle trudne i warto zdawać sobie z tego sprawę(b.trudne, ale nie znaczy, że niemożliwe).
Pozdrawiam serdecznie