Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
— Tego nie jedz, tego nie rób, na to uważaj! Czego jeszcze jej zabronisz? — Wysoki brunet podniósł głos do krzyku. — Przecież nic jej nie jest!
— Byłeś z nami u lekarza i słyszałeś, co powiedział…
— Tak, słyszałem, że jeszcze kilka lat musi dbać o siebie, tak jak do tej pory. Rozumiesz?! Wszystko było dobrze!
— Ale trochę lepiej nie zaszkodzi.
Brunet zignorował protesty żony. Mamrocząc pod nosem o nadopiekuńczości i głupocie, wyszedł z pokoju. Kobieta zakryła twarz dłońmi. Ciężko westchnęła. Mężczyźni, oni nigdy nie zrozumieją troski o dziecko…
Dziewczynka, o której była mowa siedziała spokojnie w pokoju na górze. Nos przykleiła do szyby, przyglądała się drzewom kołysanym przez wiatr i chmurom powoli wędrującym po niebie. Bardzo chciałaby wyjść i również zatańczyć z wiatrem, ale mama powiedziała, że się przeziębi, jeśli wyjdzie na dwór w tak mroźny wieczór. Faktycznie, nisko przy ziemi błyszczały kryształki lodu. Bardzo jej się podobały. Miło by było spojrzeć na nie z bliska — pomyślała. Usłyszała trzask. Gdzieś pod jej stopami ktoś gwałtownie zamknął drzwi. Na pewno mama znów zdenerwowała tatusia… Odeszła od okna, zrobiło jej się smutno, nie chciała już wesoło harcować na dworze. Szkoda, że tatuś wyszedł, może przyszedłby i pobawił się z nią Panią Alice, jej ulubioną lalką, a może opowiedziałby jakąś historię, które tak lubiła. Tylko tata się z nią bawił, bo mama mówiła, że nie powinna przebywać z dziećmi sąsiadów z naprzeciwka. Mówiła, że są niechlujni. Dziewczynka nie wiedziała, co to znaczy, ale mama zrobiła bardzo skrzywioną minę, gdy to mówiła, więc na pewno nic dobrego.
— Dzień dobry, Pani Alice, jak się Pani czuje? — Zdjęła zabawkę z półki i pogładziła po długich, jasnych włosach, podobnych do jej własnych.
„Bardzo dobrze, Klaudio, bardzo dobrze” — odpowiedziałaby pewnie Pani Alice, gdyby potrafiła mówić. Ale nie potrafiła, więc Klaudia spędziła tylko kilka chwil na monologu z lalką. Nawet ulubiona zabawa szybko się nuży.
— Chciałabym z kimś się pobawić, Pani Alice — szepnęła.
— Pobaw się ze mnąąąą… — Dziewczynka podskoczyła ze strachu, na dźwięk rozlegającego się w pokoju głosu.
Oczyma wielkimi ze strachu, a może i ciekawości rozejrzała się wokół siebie. Nie potrafiła zlokalizować skąd wydobywał się dźwięk. Popatrzyła na ściany, na których widniał namalowany las, na ponury kominek nierozświetlony płomieniami, na wielką szafę, do której jakby chciała, to mogłaby wejść, a zostałoby jeszcze całkiem sporo miejsca, na łóżko zasłane wesołym, różowym kocem i na maskotki siedzące na nim. Szybko przeniosła wzrok na okno, przecież ktoś mógł przez nie zajrzeć! Jednak żadna twarz nie majaczyła po drugiej stronie. Klaudia zauważyła, że zaczął padać deszcz. Krople mocno uderzały o metalowy parapet, wywołując nieprzyjemne uczucie. Uznała głos za przesłyszenie, to musiał być dźwięk wody spływającej po dachu.
Deszcz padał całą noc, a i następnego ranka otulał świat delikatną mgiełką. Na szczęście nie było już szaro i ponuro, na horyzoncie tańczyła bardzo wyraźna tęcza. Niestety
wielkie oczy dziewczynki spoglądały ze smutkiem, a nawet skrywaną urazą na zamknięte drzwi, zamiast obserwować niebo. Rodzice zostawili ją samą, przykazując uważać na siebie, nie wychodzić dopóki nie przyjdzie opiekunka (Klaudia wiedziała, że nie wyszliby przed przyjściem Ani, ale tatuś bardzo się śpieszył i był zły na mamusię, więc poszła) i nie przewieszać się przez poręcz balkonu, z którego mogła spaść.
Ale Ania długo nie przychodziła. Pani Alice, rzucona w kąt, martwym okiem obserwowała dziewczynkę bez zapału mażącą kredkami po ścianie. Zniechęcona brakiem towarzystwa nadawała rysowanym przez siebie postaciom z kresek smutne miny.
— Też tu kiedyś mieszkałem… — Ponownie usłyszała dobiegający zewsząd głos. Podniosła głowę, nie odzywając się. Strach pojawił się w niebieskich oczach. Głos kontynuował:
— Z pokoju obok jest ładny widok na latarnię morską… Zawsze tam siadałem, gdy układałem w myślach plany. To działa uspokajająco, wiesz? Twoi rodzice powinni robić to samo, gdy się kłócą.
— Znasz moich rodziców? — zapytała wiedziona ciekawością Klaudia.
— Nie znam, ale dużo słyszałem. Powinnaś częściej się z kimś bawić, musisz być smutna… Pobawię się z Tobą. Może zgadywanki?
— Klaudia!
Opiekunka dziewczynki przyniosła obiad z baru, przychodząc spóźniona nie miała już czasu przygotować posiłku samodzielnie. Nie uważała swoich spóźnień za niewłaściwych, twierdziła, że tak duże dziecko nie potrzebuje całodobowej opieki. Ale jedzenia oczywiście potrzebuje, więc już trzeci raz wołała, parujący posiłek czekał na stole. Odpowiedzi nie otrzymała.
Postanowiła pójść na górę. Szpilki, których nie zdjęła nawet w domu, stukały, stawiane na starych, drewnianych stopniach. Niektóre deski skrzypiały pod ciężarem opiekunki, która choć bardzo się starała, nie mogła pozbyć się dodatkowych kilogramów. Drzwi do pokoju dziecinnego były uchylone. Zdaniem Ani był to bardzo nieodpowiedni pokój dla siedmiolatki. Olbrzymi kominek sterczał i straszył, a okno wychodzące na wschód nie wpuszczało w ciągu dnia dostatecznie wiele światła.
Przeszła przez próg, imię dziewczynki cisnęło jej się na usta. Zamilkła jednak, widząc skuloną sylwetkę na łóżku, zwróconą twarzą do ściany. Śpi — pomyślała. Podeszła bliżej i dotknęła ramienia Klaudii. Nie zareagowała, więc potrząsnęła. Dopiero wtedy dziewczynka krzyknęła i odwróciła się. Oczy miała szeroko otwarte a na delikatnych policzkach widniały ciemnoczerwone pręgi.
— Co sobie zrobiłaś, kto cię podrapał? Na pewno jakiś kot, a twoja mama mówiła, że mam cię nie spuszczać z oka! — Krzyki zabrzmiały ostro. Opiekunka zdenerwowała się. Pracodawczyni nie będzie zadowolona. — Chodź, zjesz coś, żebyś jeszcze nie zemdlała, bo wtedy pożegnam się z wypłatą i nowymi butami.
Dziecko nic nie mówiąc powlokło się za opiekunką.
Ania miała rację, mama Klaudii była zdenerwowana. Siedziała teraz z dziewczynką w jej pokoju, a opiekunce przyszedł zapłacić mąż kobiety. Nie miał pretensji, przecież wypadki zdarzają się każdemu dziecku, a kilka zadrapań to nic strasznego.
— Nie chce się przyznać, gdzie bawiła się z kotem — powiedział. — Co więcej, twierdzi, że wcale się z kotem nie bawiła.
Ania pokręciła głową:
— Niemożliwe, żeby podrapało ją coś innego. Cały czas miałam ją na oku, oprócz chwili, gdy przygotowywałam obiad. Na pewno nie chce, żebyście zabronili jej zabawy z nowym przyjacielem.
— Tak, wspominała coś o nowym towarzyszu zabaw — zgodził się mężczyzna i otworzył drzwi wyjściowe, pragnąc pożegnać już opiekunkę. Po chwili jednak przypomniał sobie o co chciał zapytać, więc dodał:
— A właśnie, Aniu… Kto mieszkał tu przed nami? Klaudia mówiła, że pan, który tu mieszkał, też lubił latarnię morską. Oczywiście, nie może tego wiedzieć, ale zaciekawiło mnie to, pośrednik sprzedający dom nic nie mówił o właścicielu.
— Dziwak straszny, proszę pana… — zawahała się. — Twierdził, że poskramia upiory. W końcu poszedł je poskramiać gdzie indziej, dom na sprzedaż wystawili jego krewni. Więcej nie wiem, nie utrzymywał kontaktu z sąsiedztwem.
Ojciec dziewczynki nie kontynuował tematu, zamknął drzwi za Anią i zgasił światło przed domem. Zadowolony, że męczący dzień dobiegł końca udał się do sypialni.
To musiał być sen. Z kominka wychylała się czaszka, brudnobiała, a po chwili dołączył do niej cały szkielet. Kościste palce zbliżały się, chciały ją dotknąć. Ciche klekotanie kości rozbrzmiewało złowieszczo w uszach. Po chwili wychynął kolejny szkielet, żuchwa opadała, jakby śmiał się przerażająco. Klekot stał się chichotem, ręce zbliżały się do niej bardzo szybko. Śmiech stawał się głośniejszy, w miarę potęgowania się jej strachu. Dziecinne serce kołatało boleśnie, tłukąc się o żebra. Krzyk wydostał się ze ściśniętych płuc dopiero, gdy pochwyciły jej nogę. Klekocząc ciągnęły małą postać po podłodze, zabierając tam, skąd same przybyły.
— Babciu, opowiedz mi bajkę!
—Dobrze, wnusiu.
— Tylko straszną, bardzo straszną!
— Dobrze, już dobrze. Będzie straszna. Dawno temu, w tym domu na końcu osiedla, w którym nikt teraz nie mieszka, żył dziwny człowiek. Mówił, że prowadzi badania, a tak naprawdę starał się poskramiać upiory i demony. Pewnego razu demon był zbyt silny i człowiekowi nie udało się go schwytać i zniszczyć. Uwięził człowieka, żeby wykorzystać go do swoich celów. Obiecał, że zwróci mu życie i da wielką moc, jeśli złapie dla niego sto dusz, którymi będzie mógł się pożywić, a ciała nieszczęśników wykorzystać. Miał to być prastary rytuał, zwracający demonom panowanie nad światem. Bo kiedyś, dobry Bóg stracił panowanie nad światem, na którym zadomowiły się demony, wiesz? W domu ginęli ludzie, aż zaczęła go otaczać zła sława. Teraz stoi pusty i pewnie tak długo, jak ta historia będzie powtarzana takim urwisom jak ty, tak długo nikt tam nie zamieszka.
— Nie boję się, babciu!
Miło by było spojrzeć na nie z bliska. — pomyślała.
Wiesz, że tam nie powinno być tej kropy.
Wiem!