Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Witam, chciałabym zaprezentować wam napisaną przeze mnie historię, a przy okazji przywitać się bo to mój pierwszy post
Pisałam już wcześniej, ale raczej krótkie opowiadania, jest to pierwszy większy projekt.
Więc wstawiam dzisiaj wstęp. Mam nadzieję że wam się spodoba i nie zmieszacie mnie od razu z błotem
WSTĘP
13 sierpień 1989
Miasta są jak żywe organizmy o tkankach zbudowanych są z cegieł i kamieni, z własną, niepowtarzalną osobowością. Jak każda żywa istota rodzą się, dorastają, czasami chorują i w końcu umierają. Tylko w przeciwieństwie do wszystkiego co znamy ich życie nie kończy się w jednej chwili, one umierają niepostrzeżenie, przez dziesiątki lat. Dusza powoli z nich wycieka, aż nie pozostanie już nic poza martwą powłoką. Bo jak kol wiek by to trywialnie zabrzmiało miasta mają duszę. Zazwyczaj ciężko ją dostrzec, bo zagłuszają ją ludzkie bodźce. Ujawnia się ona jedynie nocami.
Uśpionego nocą miasta zawsze miały w sobie coś niepokojącego. Pustość uliczek przepełnionych zazwyczaj krokami setek stóp wydaje się być nienaturalna, jakby burzyło to ustalone prawa. Każde miasto posiada swoją własną martwą godzinę, kiedy skazane jest jedynie na towarzystwo pustych ulic i milczących kamieniczek. To jest jego pora snu, pora oddechu kiedy każda przypadkowa istota wydaje się być intruzem.
Zegar na ratuszu wybił drugą godzinę. Po uśpionych ulicach rozlały się dwa potężne uderzenia dzwonów przerywając cisze nocy. Wówczas otworzyła oczy.
Mój Boże… gdzie ja jestem?
Próbowała zaczerpnąć powietrza, ale coś w jej gardle blokowało dostęp tlenu do płuc. Owinęła dłońmi opuchniętą szyję i zakaszlała czując, że za chwilę wypluje cały układ oddechowy.
Nie mogła oddychać.
Wbiła paznokcie w szyję, gotowa rozerwać skórę byle tylko oswobodzić ściśniętą krtań. Jej ciałem zawładnęła fala paniki. Wirowała wraz z krwią w żyłach, docierając do każdego mięśnia i przejmując nad nimi kontrolę. Czuła się jak szmaciana marionetka przyczepiona do sznurków, za które ciągnął długie palce strachu.
Ciemność rozlała się w jej oczach. Czuła łaskotanie oddechu śmierci na karku, który z każdą chwilą stawało się coraz silniejsze, przemieniając się w pożądliwe dyszenie.
Umieram.
Wątłe nogi nie były już w stanie utrzymać ciężaru jej ciała. Padła na ziemie, boleśnie uderzając kolanami o kamienny bruk. Poczuła jak niewidzialna obręcz zaciska się wokół jej żołądka. Fala wymiocin wylała się z jej ust prosto na chodnik. Dopiero wtedy zdołała odetchnąć. Powietrze wdarło się do jej płuc, rozjaśniając pogrążony w cieniu śmierci umysł. Łapczywie łapała każdy oddech jakby robiła to po raz pierwszy w życiu.
Żyję.
Z odrazą odsunęła się od zielonkawej breji, która jeszcze kilka sekund temu była w jej żołądku. Wierzchem dłoni wytarła z brody resztki wymiocin. Dopiero teraz poczuła chłód nocy oplatający jej nagie ramiona i stawiający na baczność drobne włoski.
Gdzie ja jestem?
Opierając się o pobliski kamienny murek podniosła się ciężko z ziemi. Świat zawirował przed jej oczami i musiała się mocno trzymać barierki, żeby ponownie nie upaść. Kiedy zawrót głowy minął, podniosła wzrok i spojrzała przed siebie. Dopiero teraz widząc rozbijające się o wały brzegi rzeki zdała sobie sprawę, że stoi na moście. Drżąc z zimna rozejrzała się dookoła. Zabytkowe kamieniczki i wysadzane brukiem chodniki wydawały się być znajome…
Tak… gdzieś już to widziała… znała to miejsce.
Odwróciła głowę i zobaczyła dokładnie to czego się spodziewała. Drewnianą, potężną konstrukcję, która zupełnie nie pasowała do ceglanej scenerii miasta.
Żuraw.
Stała na moście nad Motławą. Była w Gdańsku.
Jak ja się tu znalazłam do cholery?!
Spokojnie… tylko spokojnie. Musisz się uspokoić. Postaraj sobie przypomnieć, jaka jest ostatnia rzecz jaką pamiętasz…
Dziewczyna zamknęła oczy i starała się uspokoić przyśpieszony oddech, którym wciąż jeszcze nie mogła się nacieszyć. Próbowała się przedrzeć przez gęstą mgłę spowijającą jej umysł i wyrwać na powierzchnie zapomniane obrazy.
Co pamiętasz?
Słodkawy zapach morza, białe bałwany fal delikatnie rozbijających się o brzeg, stukot butów na drewnianym podłożu…
Molo.
Uniosła gwałtownie powieki i wlepiła wystraszone spojrzenie w niespokojną tafle rzeki.
Pamiętała, że była w Sopocie. Czekała na Sebastiana. Przyszła znacznie wcześniej, więc poszła się przejść na molo. A potem…
Ciemność.
Wspomnienie wiatru wijącego się w jej włosach, było ostatnią rzeczą jaką pamiętała. Spojrzała na zegarek, dwie cienkie wskazówki wskazywały piętnaście po drugiej. Łzy bezradności boleśnie paliły ją w oczach. Zagryzła mocno dolną wargę, by powstrzymać się przed ich wylaniem.
Nie wpadaj w panikę. Na pewno jest jakieś wytłumaczenie. Tylko nie panikuj.
Nie było to łatwe. Nie pamiętała ostatnich dwunastu godzin swojego życia
Do jej gardła wdzierał się krzyk przerażenia. Przycisnęła dłoń do ust by wepchnąć go z powrotem do płuc. Wtedy poczuła na wargach słodkawy, znajomy smak. Oblizała koniuszkiem języka usta i spojrzała na swoją rękę tak, jakby widziała ją po raz pierwszy w życiu. Uniosła dłoń do góry, by przemycić ją w słaby okręg światła pobliskiej latarni.
Dziki krzyk wyrwał się z jej gardła.
To była krew.
26 czerwiec 2002
Przycisnął rozgrzany policzek do chłodnej szyby, dysząc ciężko. Przestraszonymi oczami obserwował przechodniów na ulicy, ale nie potrafił na nich skupić swojej uwagi. Jego umysł pochłaniało teraz zupełnie coś innego.
Ona.
Wiedział, że przyszła. Czuł jej milczącą obecność.
Dostrzegł ją jedynie kątem oka, zanim zdołał odwrócić się plecami i przycisnąć twarz do okna. Siedziała na zielonej, obdartej przez myszy kanapie, która została w mieszkaniu jeszcze po poprzednich właścicielach.
Czekała na niego.
Wiedział, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Bał się go, a jednocześnie podświadomie czekał na jego przyjście. Być może był to jedyny powód dla którego wciąż jeszcze żył. Teraz kiedy ta chwila nadeszła, całkiem niespodziewanie owładnął nim strach, który kazał mu się od niej odwrócić. Bał się spojrzeć w jej oczy i tego co w nich zobaczy.
W dłoni wciąż trzymał kubek ze świeżo zaparzoną kawą. Powoli odłożył go na parapet. Dłonie tak mu się trzęsły, że kilka kropel brunatnej cieczy przelało się przez krawędź parząc boleśnie skórę ręki. Ale on nawet tego nie zauważył. W jego głowie kłębiło się zbyt wiele myśli.
Zamknął oczy i wciągnął powietrze nosem. Poczuł zapach żywicy... tylko ona zawsze roztaczała wokół siebie tą woń. Słodkawą, zmysłową i kuszącą, która wiele lat temu go opętała i wyzwoliła w nim najgorsze demony.
Targały nim sprzeczne emocje. Z jednej strony chciał się odwrócić i spojrzeć na nią. Jeszcze raz nacieszyć oczy jej gładką jasną cerą, przeczesać palcami jej długie włosy i zacisnąć ramiona wokół wąskiej talii. Ale jednocześnie bał się tego. Doskonale wiedział co się stanie jeśli to zrobi. Nie chciał rozbudzać w sobie dawnych niespełnionych pragnień. Tyle czasu zajęło mu, żeby pogodzić się z tym co się stało.
Zabawne, przez te wszystkie lata wydawało mu się, że w końcu zdołał rozliczyć się z przeszłością. Naiwnie wierzył, że jest w stanie znów czuć się bezpiecznie, a wystarczyło tylko, żeby ona znów się pojawiła, by zasłona głupich złudzeń opadła. Znowu był tak samo bezbronny jak wcześniej. Miał ochotę roześmiać się nad swoją własną głupotą. Ale minęło już tyle czasu od kiedy śmiał się po raz ostatni, że nawet nie pamiętałby jak to zrobić.
Znieruchomiał słysząc lekki szmer dobiegający z wnętrza pokoju.
-Odejdź- powiedział błagalnie zaciskając jeszcze mocniej powieki.
-Nie mogę.
Słowa wdarły się do jego uszu i zakołatały we wnętrzu czaszki. Jęknął cicho. Jej miękki i delikatny głos, który tyle razy szeptał jego imię znów powrócił przynosząc ze sobą słodycz o której nie chciał pamiętać. Podniósł dłonie i objął rozbrzmiałą od bólu głowę.
- Odejdź- powtórzył błagalnie przez zaciśnięte zęby.
-Musisz mnie wysłuchać- powiedziała tym samym, delikatnym głosem.
Niechętnie rozsunął zasłony powiek i powoli odwrócił się w jej stronę. Kiedy jej widok uderzył w jego oczy wstrzymał na chwilę oddech. Wyglądała dokładnie tak samo jak ją zapamiętał. Ostatni raz widział ją trzynaście lat temu, a ona wciąż pozostawała nietknięta biczem czasu. Nieświadomie podniósł dłoń do twarzy i przebiegł palcami po suchej skórze pokrytej zmarszczkami. Dla niego czas nie był tak łaskawy. Przez chwilę starał się zobaczyć siebie jej oczami. Co też ona teraz widziała? Chudego, przygarbionego starca. Gęste kiedyś włosy przerzedziły się, świecąc siwymi pasmami. Pokrytą zmarszczkami, zapadłą twarz oplatała gęsta, zaniedbana broda.
Nie był już nawet cieniem człowieka, którego ona kiedyś znała. Nic w nim nie pozostało takie same, gdy tymczasem ona...
Kobieta siedziała nieruchomo z dłońmi splecionymi na kolanach. Jej schludność i elegancja kontrastowały z ciemnym, zagraconym mieszkaniem. Nie pasowała tu. Ale jej zdawało się nie przeszkadzać otoczenie w jakim się znalazła. Wbiła w niego spojrzenie bladych oczu, jakby nic poza nim nie istniało.
-Musisz mnie wysłuchać- powtórzyła spokojnie.
Wciąż stał przy oknie przyciskając plecy do szyby. Nadal nie mógł się zdobyć na to by się do niej zbliżyć. Próbował coś powiedzieć, ale z jego gardła nie zdołał się wydobyć żaden dźwięk. Ponownie zamknął oczy starając się uspokoić przyśpieszony puls, który w szaleńczym tempie pompował krew do złamanego serca. Potarł dłońmi twarz, jakby starał się z niej zdjąć maskę zmęczenia i bólu.
- Czego ode mnie chcesz?- wyszeptał w końcu. Podniósł głowę i wlepił zaszklone oczy w sufit nie znajdując w sobie dość siły by na nią spojrzeć- Odebrałaś mi wszystko… już nic więcej nie zostało…- zamilkł, nie mogąc wypowiedzieć ani jednego słowa więcej.
Uśmiechnęła się pokazując rząd białych, prostych zębów.
-Diabeł patrzy- odparła spokojnie.
Przerzucił na nią przerażone spojrzenie.
-O nie…
co do pierwszej części "13 sierpień..." przeczytaj raz jeszcze, jest trochę literówek, powtórzeń oraz niegramatycznych zdanek. I jedno co mnie uderzyło to to, że dziewczyna po przebudzeniu wymiotuje i ociera dłonią wymiociny, a potem dopiero zauważa na tej dłoni krew, o wiele potem. Zauważyło mi się, ale nie martw się ja tak mam, ze potrafię sobie ubzdurać jakiś szczegół. W części drugiej jest lepiej jeśli chodzi o błędy, ale ogólnie nie widzę rewelacji, ucięte fajnie, podświadomie czytelnik myśli "kurwa co bedzie dalej?" no więc czekam na ciąg dalszy oraz pozdrawiam
Dziękuję za odpowiedz. Zdaję sobie sprawę, że popełniam literówki, ale z jakiegoś powodu nie jestem w stnie ich wyłapać. Mogę przeczytać tekst kilkanaście razy i tak tego nie widzę
Dziś wstawiam kolejną część.
1 sierpień 1971
Stukot kół pociągu rytmicznie uderzających o metalowe szyny delikatnie usypiał jego zmysły i przynosił ukojenie zmęczonemu ciału. Lubił ten dźwięk. Zawsze kojarzył mu się z dzieciństwem. Właściwie było to jedyne wspomnienie ze szczenięcych lat na myśl, którego nie dostawał dreszczów.
Pociągi.
Wielkie, masywne, dumnie jadące przed siebie, nie zwracające uwagi na kamienie, czy butelki, które niegrzeczni chłopcy ustawiali na szynach, by potem obserwować jak miażdżą je koła.
On nigdy tego nie robił. Zawsze czuł szacunek do tych potężnych, ciężkich machin.
Wychował się na przedmieściach Torunia. Niewielki, ceglany dom wybudowany przez jego pradziadka stał zaledwie dwa metry od torów, po których każdego dnia toczyły się pociągi towarowe. Kiedy przejeżdżały obok szyby w oknach i szklanki w szafkach drżały jak szalone. Rodziców doprowadzało to do szału. Jemu to nie przeszkadzało.
Jako gówniarz uwielbiał wdrapywać się na pobliską jabłoń i patrzeć na dachy wagonów. Tysiące razy wyobrażał sobie jakby to było skoczyć na jeden z nich i pozwolić się zawieść do całkiem innego świata. Każdego ranka budził się z silnym postanowieniem, że tego dnia na pewno to zrobi.
Ucieknie.
To przecież nie byłoby takie trudne. Jedna z grubszych gałęzi drzewa unosiła się całkiem blisko nad przejeżdżającymi wagonami, z łatwością mógłby z niej zeskoczyć. Pociągi towarowe jeżdżą znacznie wolniej niż osobowe i na pewno by się utrzymał na dachu jednego z nich. Tak właśnie wszystko sobie planował.
Ale nigdy się na to nie odważył.
Nagle z odrętwienia wyrwał go dźwięk rozsuwających się drzwi wagonu. Drgnął lekko zaskoczony, ale nie otworzył oczu. Często podróżował pociągami i miał tego pecha, że dosiadali się do niego zapijaczeni menele z dziurawymi spodniami, albo grube sześćdziesięciolatki, które w kółko gadały o swoich dzieciach lub wnukach. Jaką to szkołę skończyli, w którym szpitalu pracują, ile zarabiają i jak wdzięcznie umieją chodzić po wodzie. Rzygać się chce.
O nie, za nic nie otworzy oczu, niech ten niechciany towarzysz podróży pomyśli, że śpi. Ale wtedy jego nozdrza połaskotał słodki zapach perfum.
Więc była to kobieta. Niewątpliwie musiała być młoda. Postanowił zaryzykować i otworzyć oczy.
Pierwsze co zauważył to burzę rudych włosów oplatających zaokrągloną twarz o lekko dziecinnych rysach. Spod grzywki przypatrywały mu się ciekawie niebieskie oczy. Były nieprawdopodobnie duże, ale idealnie komponowały się z drobnym zadartym nosem i pełnymi wargami.
- Pan chrapie- powiedziała przekrzywiając głowę i marszcząc lekko brwi w zalotnym spojrzeniu.
Chrząknął by stłumić uśmiech, który mimowolnie wdarł się na jego wargi. Przyjrzał się uważnie nieznajomej.
Kłamała. Dobrze wiedział, ze nie chrapał, przecież wcale nie spał. Najwyraźniej dziewczyna próbowała rozpocząć rozmowę. To nawet dobrze się składało.
Teatralnym gestem przeciągnął się i ziewnął głośno.
- Pani wybaczy, mam nadzieje, że to pani nie przeszkadzało- powiedział zerkając ukradkiem na jej zgrabne nogi.
Próbował odgadnąć jakiego koloru może mieć bieliznę. Hm... prawdopodobnie białą... tak zdecydowanie białą. Jeszcze dziś zamierzał się o tym przekonać.
- Nie skąd, że znowu- zaprzeczyła zmieszana, kręcąc głową tak mocno, że kilka niesfornych rdzawych kosmyków wpadło jej wprost do oczu. Odgarnęła je niedbale ręką i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Nazywam się Ewa- odparła wyciągając do niego rękę.
- Mirek- powiedział ujmując jej dłoń i potrząsając nią lekko. Zaskoczyło go to, że na tak wysoką kobietę ma takie drobne ręce.
Po tym geście poznania oboje milczeli przez dłuższą chwilę obserwując krajobraz przemykający za szybą pociągu. Mirek ukradkiem przyglądał się jej, bacznie uważając by tego nie zauważyła.
Miała dosyć ciemną karnację, ale z pewnością nie należała do dziewczyn które przez wiele godzin prażą się na letnim słońcu.
Kolor jej skóry kontrastował z głębokim błękitem oczu, okalanych długimi rzęsami, delikatnie podkreślonymi kredką. Dziewczyna uśmiechnęła się, rozchylając lekko wargi. Właśnie te pełne usta były jej największym atutem. Kuszące i zmysłowe. Mirek mimowolnie wyobraził sobie, jak cudownie byłoby je całować.
- Dokąd pani jedzie?- zapytał.
- Och! Proszę mi mówić Ewa- powiedziała- Do Krakowa, zaczynam właśnie studia na uniwersytecie.
- Pierwszy rok?
Ewa skinęła głową uśmiechając się z dumą. Mirek zmarszczył brwi próbując oszacować wiek dziewczyny. Nie było to łatwe. Była ubrana jak dopiero co upieczona absolwentka liceum, ale ostre rysy twarzy i stalowe, poważne spojrzenia błękitnych oczu mówiły, że jest starsza niż mogło się wydawać przy pierwszym wrażeniu. Zdecydowanie nie mogła mieć mniej niż 25 lat. Powinna więc właśnie kończyć studia, a nie je dopiero zaczynać. Kusiło go, żeby wprost zapytać ile ma lat, ale w ostatniej chwili uznał, że byłoby to wyjątkowo nietaktowne pytanie. Dziewczyna mogła się przestraszyć i uciec, a on przez resztę długiej podróży siedziałby sam.
O nie... za bardzo podobało mu się towarzystwo młodej dziewczyny, by tak ryzykować.
Zresztą czy wiek ma aż tak ważne znaczenie?
Zastanowił się przez chwilę. Zawsze odruchowo wybierał dwudziestolatki. Jego ojciec, stary pijak o ciężkiej dłoni, przez całe swoje żałosne życie udzielił mu tylko jednej rady.
Pamiętał to dokładnie. Miał najwyżej trzynaście lat. Razem z ojcem siedzieli przy kuchennym stole i cierpliwie czekali, aż matka poda im śniadanie. Ojciec przyglądał się kobiecie krzątającej się przy kuchence. Przebiegł spojrzeniem po jej wysuszonym ciele, ziemistej cerze i obwisłych piersiach. Następnie cmoknął z niesmakiem i pochylając się do syna powiedział szeptem:
- Posłuchaj rady ojca, gówniarzu. Bierz się tylko za młode dziewczyny i nigdy nie zostawaj z nimi na tyle długo by się zestarzały. Najlepiej niech mają... no nie wiem... tak ze dwadzieścia lat. Wtedy ich ciała wyglądają idealnie.
Chociaż wtedy w pełni jeszcze nie rozumiał słów ojca, gorliwie zapewnił go, że zawsze będzie umawiał się tylko z młodymi i ładnymi dziewczynami. Ojciec swoim zwyczajem trzepnął go w ucho i śmiejąc się powiedział, że to nie jest takie łatwe.
No cóż, dla niego było.
Czasami żałuje, że ten stary skurwiel już nie żyje. Gdyby chociaż na chwilę mógł wyrwać się z piekielnych ogni i spojrzeć na swojego syna z pewnością byłby z niego dumny.
Kiedy Mirek w końcu wyrzucił z głowy obraz ojca przeżuwającego leniwie jajecznice, zobaczył, że na twarzy dziewczyny rozlał się jaskrawy rumieniec. Zdał sobie sprawę, że przez cały ten czas kiedy zapuszczał się w ciemne zakamarki swoich wspomnień, tępo wpatrywał się w Ewę. Współtowarzyszka podróży była wyraźnie zaniepokojona jego spojrzeniem.
Cholera Mirek, co ty wyprawiasz?!
- Przepraszam, zamyśliłem się- tłumaczył się pośpiesznie, starając się wesołym tonem rozluźnić atmosferę- Czasami tak mam, że całkowicie odrywam się od rzeczywistości. Mam nadzieję, że cię nie przestraszyłem?
- Nie skąd- odparła dziewczyna i uciekła spłoszonym wzrokiem w stronę okna.
Oczywiście, że ją przestraszyłeś idioto. Wystarczy na nią spojrzeć. Musisz się bardziej kontrolować. Chcesz już wszystko popsuć na starcie? Wcześniej już raz zdarzyła mu się podobna wpadka. Pamiętasz? Tamta dziewczyna prawie mu uciekła... Prawie.
Postanowił milczeć i dać dziewczynie czas na ochłonięcie. Nie jest tak źle, przecież nie chwyciła swojej walizki i nie wybiegła z przedziału. Więc może jest jeszcze szansa na zawarcie bliższej znajomości. Cierpliwie poczeka i pozwoli jej się pierwszej odezwać. Niech przejmie inicjatywę. Da jej czas, żeby na nowo poczuła się swobodnie.
Cisza ciągnęła się coraz dłużej. Kolejne minuty płynęły, a ona wciąż milczała.
Mirek z coraz większym zniecierpliwieniem czekał na dźwięk jej głosu. W pewnym momencie nie mógł już wytrzymać i już otworzył usta by się odezwać, ale widząc zaciśnięte wargi dziewczyny i jej nerwowy wzrok wbity w szybę, zrezygnował. Rozpaczliwie szukał w głowie sposobu by ponownie zaskarbić jej przychylność.
- Apsik!- kichnął głośno zasłaniając ręką usta.
- Na zdrowie- powiedziała łagodnie Ewa.
Mirek uśmiechnął się do siebie świadomy swojego zwycięstwa.
- Dziękuje- odparł wyciągając z kieszeni spodni pogniecioną chusteczkę- O tej porze roku zawsze dopada mnie alergia- dodał wycierając nos.
Umyślnie nie wspomniał o sprawcy swojego uczulenia, licząc, że dziewczyna go o to zapyta i w ten sposób na nowo nawiąże się rozmowa. Nie mylił się.
- Głównie na kurz- powiedział niedbale z dzielną miną- Niby nic wielkiego, ale taka dolegliwość może być strasznie irytująca. To ciągłe kichanie i łzawiące oczy... Przykro mi, że skazuję cię na taki widok.
- Nic nie szkodzi- odparła Ewa kręcąc głową i obdarzając go delikatnym, przyjaznym uśmiechem- Prawdę mówiąc nie wygląda pan, aż tak źle- dodała rumieniąc się.
- „Pan”?- powtórzył unosząc lekko brwi- Myślałem, że będziemy już mówić do siebie po imieniu.
Rumieniec na twarzy dziewczyny rozjaśnił się jeszcze bardziej i przyznając Mirkowi rację spuściła zawstydzone spojrzenie. Mirek z zachwytu odetchnął głęboko. Jaka ona była piękna. Delikatna, nieskazitelna i łagodna, a przy tym niesamowicie nieśmiała, jakby nie była świadoma swojej urody. Z pewnością była dziewicą. Będzie prawdziwą perłą w jego kolekcji.
Dalsza rozmowa potoczyła się już swobodnie. Mirek opowiadał dziewczynie zabawne, wymyślone na poczekaniu historie, które rozśmieszały ją do łez. Okazało się, że Ewa pochodziła z małej wsi w pobliżu Kalisza i po raz pierwszy jechała do dużego miasta. W Krakowie mieszkała jej ciotka, do której miała się wprowadzić na czas studiów.
- Naprawdę pochodzisz ze wsi? Nie obraź się ale wyglądasz jak miastowa, światowa dziewczyna – wyraził swoje zdumienie Mirek. Ewa wyprostowała się, wyraźnie zadowolona z komplementu.
Podobał się jej. Bez problemu odczytywał sygnały wysyłane z jej lekko rozchylonych warg i sposobie w jaki bawiła się włosami.
Nie zdziwiło go to.
Był młodym, przystojnym mężczyzną o doskonale wyrzeźbionych mięśniach i miłym usposobieniu. Jadł tylko zdrową żywność, nie palił ani nie pił, ćwiczył codziennie by doprowadzić swoje ciało do perfekcji. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak działa na kobiety. Szczególnie te młode, niedoświadczone ptaszyny, którym rosną piórka gdy zwraca na nie uwagę dojrzały mężczyzna.
Mimo to był trochę zawiedziony Ewą. Nigdy nie przepadał za „łatwymi” dziewczynami, do których uwiedzenia wystarczy kilka gładkich słów i szeroki uśmiech. O nie… on lubił wyzwania. Uwielbiał dziewczyny trudne do zdobycia. W końcu i tak zawsze ulegały jego urokowi i zawsze robiły to co chciał. Były niczym marionetki w jego rękach.
Rękach lalkarza.
Rękach Boga.
Ale Ewa... tak, mógł przymknąć oko na jej łatwowierność. Nie mógłby się gniewać na tak piękną istotę. Poczuł rosnące wybrzuszenie w kroku spodni.
Jeszcze nie teraz Mirek. Bądź cierpliwy. Jeszcze trochę i będzie twoja. Tylko twoja.
Słońce już zniknęło z horyzontem, kiedy pociąg leniwie wtoczył się na brudny peron. Fala ludzi wypłynęła z wagonów i rozlała się gęsto po dworcu.
-Na jaką ulicę jedziesz?- zapytał kiedy wysiadali.
-Na Marszałkowską- odpowiedziała.
Mirek podał jej rękę kiedy schodziła ze schodków. Napięcie wirowało w jego żyłach, kiedy czuł pod palcami jej gładką skórę. Coraz ciężej mu było z tym walczyć. Nie mógł już doczekać się chwili kiedy zedrze z niej sukienkę i nacieszy oczy pięknym, młodym ciałem.
-Jadę w tym samym kierunku- powiedział uśmiechając się- Może weźmiemy jedną taksówkę? Wyjdzie taniej.
Starał się by jego głos brzmiał jak najbardziej lekko i naturalnie, jednak blade drżenie strun głosowych przedarło się słabo między jego słowa. Na szczęście dziewczyna tego nie zauważyła.
-Pewnie- powiedziała wzruszając ramionami- Dlaczego nie.
Mirek odetchnął z ulgą. Teraz pójdzie gładko.
Przeciskając się przez tłum ludzi, wyszli z dworca i odetchnęli świeżym powietrzem nocy. Uśmiechając się do siebie jak para nastolatków ruszyli w stronę parkingu.
-Oj, przepraszam.
Wysoki blondyn wyrósł jak spod ziemi i zderzył się barkiem z Ewą. Dziewczyna zachwiała się i cofnęła się do tyłu.
-Bardzo mi przykro, nie chciałem- powiedział blondyn patrząc na nią dziwnym wzrokiem- Wszystko w porządku?
-Tak, wszystko ok- przytaknęła Ewa rozprostowując fałdy sukienki.
-Na pewno wszystko w porządku?- powtórzył pytanie. Tym razem jego głos brzmiał znacznie nachalniej co nieco zdziwiło Mirka.
-Tak, naprawdę nic mi nie jest- odparła zaniepokojona dziewczyna wycofując się w stronę Mirka. Ten uśmiechnął się widząc jak szuka w nim obrońcy. Nie przeszkadzało mu to. Objął Ewę opiekuńczym ramieniem, jednocześnie mierząc blondyna groźnym spojrzeniem.
-W takim razie zmywam się- nieznajomy wzruszył ramionami i ruszył dalej w swoją stronę. Po kilku krokach odwrócił głowę i Mirek mógłby przysiąc, że puścił do Ewy oko. Po chwili zniknął w gęstym tłumie ludzi.
-Już wszystko w porządku.
Mirek niechętnie zdjął rękę z ramienia dziewczyny.
-Dzięki za pomoc. Myślałam, że już się nie odczepi- odparła zamyślona wpatrując się w tłum w którego objęciach zniknął blondyn. Najwidoczniej uległa jego wysportowanej sylwetce i przystojnym rysom. Zdenerwował się. Te piękne błękitne oczy powinny być teraz zwrócone w jego kierunku.
Mała szmata.
-Idziemy? Taksówka nie będzie na nas czekać- powiedział trochę ostrzej niż zamierzał.
Dziewczyna zamrugała nerwowo, jakby właśnie wybudził ją z głębokiego snu. Skinęła lekko głową i ruszyła za Mirkiem w stronę taksówek.
Wsiedli do pierwszej z brzegu. Duży błąd. W dusznym wnętrzu samochodu roztaczał się odór potu grubego kierowcy. Mirek z obrzydzeniem spojrzał na fałdy tłuszczy rozlewające się po jego bokach. Gardził takimi spaślakami.
-Dokąd jedziemy?- zapytał obracając wielką głowę i patrząc lubieżnym spojrzeniem na Ewę.
-Na plac Poniatowskiego- rzucił Mirek- Tylko szybko- dodał marszcząc nos.
-Plac Poniatowskiego...- mruknęła w zastanowieniu Ewa- To niedaleko ulicy Marszałkowskiej?
-Tak całkiem blisko- skłamał Mirek.
Zauważył, że kierowca przyglądał mu się uważnie we wstecznym lusterku. Wiedział, że kłamał. W rzeczywistości Marszałkowska znajdowała się na drugim końcu miasta. Na swoje szczęście spaślak nie wyprowadził Ewy z błędu.
Silnik zawarczał groźnie i po chwili samochód włączył się w ruch miejski.
-Słuchaj to twoja pierwsza noc w mieście, może jakoś to uczcimy? Powiedzmy małym piwem? Znam świetną knajpę obok Placu Poniatowskiego- zaproponował.
-Sama nie wiem, powinnam jechać do ciotki. Będzie się martwić- odpowiedziała Ewa odrywając spojrzenie od przemykającymi za szybą budynkami. Mirek wyłapał w jej głosie nutę wahania i postanowił nie ustępować.
-Och, będzie jeszcze mnóstwo wieczorów, które będziesz mogła poświęcić starszej cioci. Dziewczyno! Należy ci się chwila relaksu po takiej męczącej podróży!
-Kto powiedział, że była męcząca- odparła zalotnie, przekrzywiając na bok głowę. Twarz Mirka rozpromienił uśmiech. Już była jego.
-Daj spokój dobrze wiem, że moje towarzystwo jest strasznie męczące i nie próbuj pocieszać mnie, że jest inaczej- zażartował robiąc smutną minę. Ewa zachichotała- Dlatego muszę ci jakoś zrekompensować te męczarnie i postawić ci piwo.
Dziewczyna przycisnęła palec do policzka i uniosła spojrzenie do góry, wzdychając ciężko.
-Hmm...- zamruczała- Masz rację należy mi się to piwo.
Mirek zaśmiał się fałszywie. Mimo że sam zaczął żartować poczuł się urażony, gdy rudowłosa ślicznotka zadrwiła z niego. No cóż... zdołał jakoś przełknąć tą gorzką pigułkę.
-Proszę się tu zatrzymać- powiedział do kierowcy.
Uregulowali rachunek i wysiedli z samochodu. Po chwili taksówka odjechała zostawiając ich samych w objęciach ciemnej nocy
-To na pewno tu?- zapytała z niepokojem Ewa rozglądając się po obdrapanych budynkach- Wygląda jak getto- dodała z niesmakiem.
Mirek musiał przyznać jej rację. Dzielnica do której trafili była jedną z najgorszych w mieście. Stare przedwojenne budowle z powybijanymi oknami były schronieniem dla alkoholików i narkomanów. W takie miejsca lepiej nie zapuszczać się samemu. Ale Ewa o tym nie wiedziała.
Szli trzymając się pod rękę i śmiejąc się głośno. Dziewczyna zapomniała zabrać ze sobą płaszcza, przez co chłodny powiew wiatru wywołał na jej skórze gęsią skórkę. Przyległa blisko do ciała Mirka by się rozgrzać i zatopiła w jego oczach ufne spojrzenie. Nawet nie zauważyła, gdy pokierował ją do odosobnionej ciemnej uliczki. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem. Pozwalała mu się prowadzić jak pies na smyczy.
Żałosne.
Dopiero kiedy skręcili do ślepego zaułka Ewa wyrwała się z jego objęć i rozejrzała niepewnie.
-Gdzie jest ten pub?- zapytała – Tu przecież nic nie ma.
-To tam- odparł Mirek wskazując palcem na zakratowane drzwi jakiegoś magazynu.
- Wygląda jakby było zamknięte...
-Na pewno jest otwarte...- powiedział niemal nie słysząc własnego głosu. Sznur w kieszeni jego kurtki strasznie mu ciążył. Poczuł znajome słodkie napięcie, za którym tak bardzo tęsknił. Nadszedł czas by powiększyć swoją kolekcję. By dodać do niej tą słodką ptaszynę. Czuł już smak jej oliwkowej skóry na swoich wargach, ciekawe czy smakuje tak samo jak to sobie wyobrażał? Zaraz się o tym przekona...
Znajome wybrzuszenie na spodniach powróciło. Tym razem z tym nie walczył.
Krew coraz szybciej pulsowała w jego żyłach przyśpieszając bicie serca i oddech. Tak... nadszedł czas.
Powolnym ruchem wyjął z kieszeni sznur i owinął jego końce wokół dłoni.
-Nie jestem pewna czy patrzysz na te same drzwi, bo te które ja widzę wydają się być zamknięte na cztery spusty- powiedziała Ewa nie świadoma tego, że za jej plecami Mirek napina sznur.
Zbliżał się do niej jak cień. Silny powiew wiatru rozwiał rude włosy dziewczyny odsłaniając krawędź długiej szyi, na której zaraz miały się zacisnąć mordercze kleszcze.
Nadszedł czas.
czytałam pierwszą część i bardzo mi sie spodobała. Na pewno przeczytam dalszy ciąg
Rozwija się coraz fajniej, co do literówek, radziłabym pisać w Wordzie na autokorekcie.
faaaaajne! Bardzo mi się spodobało. A imię "Sebastian" skojarzyło mi się z pewną postacią z Kuroshijitsuki, którą bardzo lubię
co do pierwszej części "13 sierpień..." przeczytaj raz jeszcze, jest trochę literówek, powtórzeń oraz niegramatycznych zdanek. I jedno co mnie uderzyło to to, że dziewczyna po przebudzeniu wymiotuje i ociera dłonią wymiociny, a potem dopiero zauważa na tej dłoni krew, o wiele potem. Zauważyło mi się, ale nie martw się ja tak mam, ze potrafię sobie ubzdurać jakiś szczegół. W części drugiej jest lepiej jeśli chodzi o błędy, ale ogólnie nie widzę rewelacji, ucięte fajnie, podświadomie czytelnik myśli "kurwa co bedzie dalej?" no więc czekam na ciąg dalszy oraz pozdrawiam
Zgodzę się z tym w każdym punkcie.
Masz bardzo ciekawy styl. Oryginalny. Czyta się przyjemnie i nie ma tu tej trudności z niemal niemożliwym dla czytelnika dotarciem do końca danej akcji, co jest plusem - wszystko ładnie się komponuje i miałam chyba tylko raz ochotę dokładniej ocenić, ile mi jeszcze zostało do przeczytania, ale tego nie zrobiłam, tylko czytałam dalej. Czekam na kolejne części, tylko proszę, pisz z jakąś autokorektą lub betą, bo literówki i błędy gramatyczne skutecznie mnie zniechęcają.