Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Chciałabym się podzielić króciutko swoim odrkyciem i może poprosić o interpretację.
Jestem leniem, to poza wszelką dyskusją, nie mam chęci do robienia tego, czego robić nie lubię i ociągam się. Oczywiście to co muszę robię, ale kompletnie bez entuzjazmu
W dni powszednie nie potrafię usiedzieć w domu, tylko wtedy gdy już wysoka gorączka i naprawdę fatalne samopoczuie mnie powali - to wytrzymam. W innym przypadku muszę iść do pracy, tam mi dobrze, bo w domu czuję niepokój wewnętrzny ( nie mam tego gdy jest weekend, święta).
Czasem zdarzy się dzień z wyjątkowym natłokiem spraw zawodowych, zasuwam, że nie wyrabiam na zakrętach, czasem rozciąga się to na jakieś nocne pisanie dokumentów i gdy po czymś takim wrócę wieczorkiem do domu, "obrządzę" dziecko ( coraz mnie tego obrządku, bo chłopak rośnie i usamodzielnia się powoli) i siądę mam wspaniały nastrój, niemal błogi, ręką nie mogę ruszyć, nawet pójść spać, bo jestem za bardzo na to zmęczona, ale jest dobrze, bo wreszcie nie mam poczucia winy za to moje lenistwo, jestem spełniona.
Co Wy na to kochani?
Cieszą się z Twojej radości
Hmm... Agnieszko. Twoje lenistwo jak wynika z opisu jest wybiorcze.
To co lubisz, potrafisz robic do zdechu.
I taki stan wyczerpania po wykonaniu tego, stanowi dla Ciebie rekompensate za zaleglosci w pracach za ktorymi nie przepadasz.
Ten sposob radzenia sobie z wewnetrznym poczuciem winy wszedl u Ciebie w stan nawykowy.
Sposob na to ?
Jest ich z pewnoscia wiele. Ja polece Ci taki, jaki zafunkcjonowal u mnie.
Nie znosilam gotowania, tak wiec w mojej ustalonej hierarchii nawet nie miescilo sie na liscie
Gdy pojawilo sie dziecko, a babc do gotowania zabraklo, ten codzienny stan przymuszania sie do robienia rzeczy nieznosnej stal sie sam w sobie tez nieznosny.
Nusialam cos z tym zrobic, bo bylo to nie do wytrzymania na dluzsza codzienna mete.
Musialam wiec jakosc przewartosciowac ocene tego co musze robic.
Weszlam wiec najpierw w poznawanie przypraw, ktore sluzyly mi w kuchni tak, jak igrediencje w labolatorium alchemika.
No a potem juz po-szlo !
Bo zainteresowalam sie nastepnie ziolami, ich wplywem na zdrowie, ich wlasna uprawa... i.... i....
Agnieszko
Od wielu lat gotuje w sposob jakbym uprawiala nauke tajemna. I ciagle eksperymentuje.
To baaardzo mily stan, a jesli uswiadomisz sobie jeszcze, ze ta kultywowana nauka tajemna sluzy podtrzymywaniu danego zycia... no to juz wogole to zajecie staje sie jednym z pierwszych w hierarchii wartosci
Milego pobytu w kuchni
Poniekąd kłania mi się Pollyanna, którą się za smarkatości zaczytywałam - znaleźć pozytywy w każdej sytuacji i plus motywacja.
mam sporo pracy - bo ja kilku rzeczy nie lubię z tych codziennych
Hi hi niedługo doby mi nie starczy na przemyślenia.
Ale najwięcej dobrych myśli przychodzi mi do głowy w wannie.
Teraz szczególnie, wiesz Jolu te kąpiele przy świecach ))
Cieszą się z Twojej radości
Dziękuję Mireczku
Jolu polecam Ci "Rewolucje kuchenne" z Magdą Gessler. Kiedy to się ogląda można pokochać gotowanie. Nawet mnie się udzieliło, choć gotować umiem, to nie za bardzo lubiłem
http://tvnplayer.pl/seriale-online/kuchenne-rewolucje-odcinki,114/najnowsze,1.html
0glądać to tak,też lubię
Dużo praktycznych rzeczy można się dowiedzieć i zabłysnąć w domu jak się coś sporządzi i uraczy podniebienie konsumujących
Mój synek jest tak wybredny, że kompletnie mnie zdemotywował do wysiłku i nowych pomysłów. Rozpuszczony kulinarnie przez babcię, absolutną mistrzynię jeśli chodzi o kuchnię
Acha trafiłam z ta kuchnia
Prócz eksperymentów, mam w swoim kulinarnym zestawie parę żelaznych przebojów kulinarnych kiedyś odgapionych od mamy, teściowej i babci. I ciągle zdarza się, że poznaję jakiegoś nowego pewniaka u przyjaciół, czy sąsiadów.
W Gliwicach jadłam niedawno właśnie u przyjaciół, świeżo odkrytą przez nich zupę brukselkową, którą jak widziałam na własne oczy zajadają się nawet ci, co całe życie nie znosili brukselki. Ja i synowie akurat ją lubimy.
A w Warszawie wcinałam jak głupia zrobioną przez Szkota Garrego specjalność jego babci : zupę-krem z naciowego selera (jeszcze trudny do dostania nawet w W-wie) z dodatkiem dużej ilości marchewki, gotowanych na małej porcji mięsnego wędzonego boczku...
Tak sobie myślę Ago : opanuj ze dwa, trzy przeboje/pewniaki babci, jako wstępną nić porozumienia smakowego z synkiem, a potem dołóż do tego pewniaka z zestawu innej mistrzyni... a potem następnej...
Gdy poczujesz się dzięki temu pewniej, to wtedy poeksperymentujesz nad własnym.
Pollyanna... sprezentowana mi niegdyś w dzieciństwie przez ciocię babcię... zawieruszona podczas paru przeprowadzek, albo przez kogoś nieoddana...
Wiesz, parę lat temu kupiłam jej wznowienie, także nieznaną mi wcześniej drugą część, by poczytać na raty synowi. Bardzo go wciągnęły te opisy tak nietypowych spotkań Pollyanny z ludźmi