ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjacieleZapraszamy na bazarek do 31.01.2013 do godz 21.00II liga grupa ABluzy Pogonito malutkie rasy, ale teĹź psy ... moĹźe uda się im pomĂłc ...dodatkowe badania po komisjiNabĂłr wrzesień 2013 Wrocławwarunkowe umorzenie.InterwałyPraca a tatuazZakon (Nazwa Robocza)
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

To moje pierwsze opowiadanie.
Chodzę dopiero do gimnazjum, więc proszę o wyrozumiałość.

Wstęp

Zaczęło się- liceum.
Nowa szkoła, nowi ludzie.
Pierwszy dzień w nowej szkole, następny etap mojego daremnego życia. Może teraz będzie lepiej.
Po dwóch miesiącach wakacji, trudno było mi się obudzić o wyznaczonej godzinie. Przyznam, że moje wakacje nie były zbyt dobre. Nie pojechałam na wczasy, ponieważ musiałam zostać z siostrą, bo rodzice chcieli zabawić się sami. Bez dzieci, bez zobowiązań. No więc codziennie musiałam wychodzić z Mają, bo tak ma na imię moja siostra na spacer. Musiałam się nią opiekować, wymyślać jej codziennie inną rozrywkę. Codziennie gotowałam dla niej śniadanie, obiad i kolację. Można powiedzieć, że było jej lepiej niż z naszą matką. Każdy pomyślałby, że mam 19-20 lat, ale nie. Ja mam 16.
Przyjaciółka mnie olała, a przyjaciel znalazł sobie inną dziewczynę do zwierzeń.
Ale przejdźmy do mojego pierwszego dnia w nowej szkole. Poprzedniego dnia starannie przygotowałam sobie to co ubiorę na rozpoczęcie roku.
Mój wybór padł na czarną plisowaną spódniczkę, białą koszulę z falbanami oraz szpilki na 6 cm obcasie.
Przyznam, że nie jestem zbyt chuda, więc starałam się zatuszować moje niedoskonałości.
Rano szybko przebrałam się w wyznaczone ciuchy i przeszłam do czynności związanych z włosami. Zostawiłam je takie jakie są, czyli lekko pofalowane. Nałożyłam na nie tylko odżywki, która miała dodać im połysku.
Nie lubię makijażu, więc zastosowałam tylko tusz do rzęs. I to by było na tyle.
Wyszłam zmartwiona z domu, rozmyślając nad tym jak potoczy się mój pierwszy dzień w liceum.

Rozdział I

Stanęłam przed szkołą. Zatkało mnie. Budynek był wielki. Podeszłam do jednego z czterech wejść i spojrzałam na żółtą kartkę. Widniał na niej spis klas, wychowawców oraz ich uczniów. Powoli zaczęłam szukać mojego imienia. Nie było mnie ani w pierwszej
A, czyli u pani od historii ani w pierwszej B oraz w pierwszej C. Znalazłam się dopiero w klasie D. Wychowawczynią była pani ucząca francuskiego.
Francuski był moim ulubionym przedmiotem w gimnazjum. Kochałam go. Kochałam nawet naszą starą panią od francuskiego, która potrafiła nauczyć nawet największego osła.
Miałam nadzieję, że teraz też tak będzie.
Pod spodem znajdowała się informacja o przydzielonej danej klasie sali lekcyjnej.
Moja była prawdopodobnie na trzecim piętrze w czwartym skrzydle.
Pomyślałam, iż zapytam kogoś o drogę. Nie mogłam być dalej taka nieśmiała. Musiałam zrobić dobre wrażenie. Zagadnęłam do pewnej dziewczyny. Wydawała się być miła, ale taką nie była.
- Przepraszam. Czy wiesz może gdzie jest sala nr. 210?- zapytałam trochę nieśmiało.
- Może wiem, a może nie. I tak bym ci nie pomogła pierwszaku.
I poszła sobie.
No i zaczął się pechowy dzień.
Postanowiłam, że sama znajdę salę. Ku mojemu zdziwieniu, udało mi się to. Nacisnęłam lekko na klamkę i weszłam do sali .
- Dzień dobry- speszyłam się, kiedy wszystkie głowy zwróciły się na mnie. Usiadłam w pierwszej, lepszej wolnej ławce.
- Dobrze. Możemy zaczynać.- nauczycielka się przedstawiła. Jedyne co zapamiętałam, to
to, że ma na imię Anastazja. Kobieta wydawała się być bardzo miłą i uczynną. Na moje oko miała około 30 lat. Była piękną, wysoką kobietą o doskonałych kształtach oraz długich blond włosach. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej nauczycielki.
Była zbyt piękna jak na ten zawód...
- Elizabeth Arrow- przerwała moje rozmyślenie wywołując mnie.- Czy dobrze przeczytałam nazwisko?
- Tak.- odezwałam się przy okazji uśmiechając się do nauczycielki. Ona odwzajemniła uśmiech. Nauczycielka wyczytywała następnych uczniów. Moją uwagę przykuł jeden chłopak.
Nazywał się Matt. Szczerze mówiąc miałam uraz do tego imienia, ale ten chłopak wydawał się być inny. Miał duże, zielone oczy. Jego krótkie włosy były całkiem rude. Jego twarz była cała w piegach. Za każdym razem gdy na niego spojrzałam, on wychwytywał moje spojrzenie i się uśmiechał. Ja od razu robiłam się czerwona i odwracałam wzrok żeby to ukryć. Po skończonym spotkaniu. uczniowie klas trzecich oprowadzili nas po szkole. Ja jak zwykle miałam pecha.
Wychodząc z jednej z klas, potknęłam się o wystający próg i runęłam z hukiem na ziemię. Prawie cała klasa, zamiast mi pomóc zaczęła sie śmiać. Jedynym wyjątkiem był chłopak o rudych włosach- Matt. Podszedł do mnie z wielkim uśmiechem na ustach i podał mi rękę. Pomógł mi wstać. Kiedy włożyłam swoją dłoń w jego poczułam dreszcze. Nie takie negatywne, kiedy jest komuś zimno, ale takie kiedy coś się stanie. Uśmiech zniknął z twarzy chłopaka. Odwrócił się i odszedł. Nie zdążyłam mu nawet podziękować.
I tak oto minął mi cały dzień. Najbardziej było mi wstyd mojego upadku. Po głowie chodził mi uśmiech Matta. Zastanawiałam się czemu on tak po prostu odszedł. Czy coś się stało? Pewnie znowu zrobiłam coś źle.
Zmęczona po całym dniu położyłam się do łóżka i zasnęłam ze słuchawkami na uszach.

Rozdział II

Następnego dnia wstałam o 5 nad ranem. Nie mogłam zasnąć, ponieważ Maja rozpaczała przez cała noc, że boli ją paluszek. Jak zwykle moja matka zamiast wstać do dziecka, wysłała mnie. Nasza codzienna rutyna.

Byłam w szkole już o 7. Pierwszą lekcją był francuski z naszą oszołamiającą wychowawczynią. W sali lekcyjnej znalazłam się jako pierwsza. Zajęłam miejsce jak najbliżej biurka nauczycielki. Przez 15 min siedziałam i patrzyłam na każdego kto wchodził do klasy. Parę sekund przed panią do klasy wbiegł rudy chłopak. Zostały mu do wyboru tylko dwa miejsca- jedno obok mnie, a drugie obok chłopaka w różowych włosach. Przynajmniej mi się wydawało, że są różowe. Matt wybrał miejsce obok mnie. Myśl dziewczyno. Przywitaj się. Mój mózg próbował coś wymyślić. Zrób dobre wrażenie.
- Hej! Tak w ogóle to jestem Mateusz. Zapomniałem się wcześniej przedstawić. A ty zapewne jesteś...- wyprzedził mnie Matt, witając się. Zachowywał się tak jakby czytał mi w myślach. Dziewczyno opanuj się. Za dużo książek fantasy.
- Elizabeth... Mam na imię Elizabeth.- wtrąciłam i podałam nu rękę. Miałam ochotę jeszcze raz poczuć ten dreszcz. Chłopak po chwili wahania podał mi swoją rękę. Spojrzałam na niego, nasze oczy się spotkały. Pomiędzy nami przeszedł ten sam dreszcz co ostatnio, tylko, że był on potężniejszy, przeszedł od palców prawej ręki, przez całe ciało, aż do stóp. Tą wspaniałą chwilę przerwała nam nauczycielka. Uczucie znikło.
- Dobrze. Wszyscy są, więc zaczynamy lekcję. Najpierw chciałabym się dowiedzieć, kto z was uczył się francuskiego w gimnazjum.- poprosiła Anastazja. Nieśmiało się podniosłam. To trochę dziwne, że jako jedyna uczyłam się francuskiego w gimnazjum
- Wspaniale Elizabeth. Może powiesz nam coś? Przedstawisz się?
Byłam zdenerwowana. Z trudem udało mi się przedstawić, powiedzieć skąd jestem, gdzie mieszkam, ile mam lat i jakie są moja zainteresowania, a to wszystko po francusku.
Po minie nauczycielki można było wywnioskować, iż była ze mnie zadowolona. Zadzwonił dzwonek kończący lekcję. Wszyscy oprócz mnie i Matta wybiegli z klasy. Nauczycielka złożyła mi propozycję chodzenia na dodatkowe kółko. Przyjęłam ją. Myślę, że w tej szkole nie będzie jednak aż tak źle.
- Jeśli mogę się zapytać, gdzie masz teraz lekcje?- zapytał nieśmiało, przy okazji drapiąc się po głowie Mateusz.
- Oczywiście, że możesz się zapytać. Przecież nie gryzę. Następną lekcję mam w sali 51.
- To może pomogłabyś mi się odnaleźć w tej szkole? Jestem trochę nierozgarnięty, jak zdążyłaś już zauważyć.
- Chodź ze mną a na pewno się nie zgubisz.- zażartowałam i pociągnęłam Matta za kawałek koszuli.

I tak oto spędziłam cały dzień w towarzystwie Mateusza. Muszę przyznać, iż było wspaniale.

Rozdział III

Nadszedł weekend. Jak zawsze w sobotę poszłam z Mają do parku, ona bawiła się między ławkami, a ja czytałam książkę. Wchodząc do parku zauważyłam, iż moja ławka jest zajęta. Siedział na niej chłopak o czarnych włosach i brązowych oczach. Ubrany był w skórzaną kurtkę i czarne obcisłe spodnie. Wyglądał gdzieś na około osiemnaście- dziewiętnaście lat. Słuchał muzyki. Usiadłam na drugim końcu ławki i wyciągnęłam książkę.
- Co robisz?- zapytał zdziwiony chłopak.
- Siedzę i czytam. A co? Nie wolno?- odpowiedziałam zadziornie. Udało mi się zakończyć naszą niemiłą rozmowę. W końcu mogłam zacząć czytać moją książkę. Była to "Zbrodni i kara" Dostojewskiego. W życiu przeczytałam wiele książek, ale ta najbardziej przypadła mi do gustu.
Po chwili czytania byłam już na piętnastej stronie, kiedy nagle przybiegła od mnie Maja. Była cała zapłakana.
- Maja! Co się stało? Nie płacz już.- przytuliłam ją mocno do siebie.
- Tamten pan zniszczył mi samochodzik i powiedział, że tylko grzeczne dzieci zasługują na takie zabawki. Ale ja przecież jestem grzeczna.- rozpłakała się jeszcze bardziej i wskazała palcem starego mężczyznę, który stał nad szczątkami jej zabawki. Posadziłam Maję na ławce, dałam jej książkę i powiedziałam żeby na mnie czekała.
Podeszłam do faceta i wydarłam się na niego, lecz do niego nic nie docierało. Gadał coś o dobrych i złych dzieciach. Powiedziałam mu, że jest rąbnięty. Zamachnął się na mnie. Zamknęłam oczy, bojąc się nadchodzącego bólu. Nic się nie stało. Usłyszałam tylko, iż ten stary mężczyzna upada na ziemię. Otworzyłam oczy. Stał przede mną chłopak, który wcześniej siedział na ławce. Bił starego mężczyznę i krzyczał coś o tym jak można atakować kobietę. Chwyciłam go za nadgarstek, jednocześnie powstrzymując go od zadania następnego ciosu.
- On już zrozumiał. Przecież nie chciałbyś doprowadzić do tego, aby ten mężczyzna wykrwawił się na oczach dziecka.- powiedziałam i wskazałam palcem moją siostrę.
Zauważyłam, że mężczyzna wstaje. Nie mogłam się powstrzymać. Byłam taka zła, że aż przywaliłam mu z pięści prosto w twarz. Muszę przyznać, że nigdy tego nie robiłam, więc nie miałam zbyt dużego doświadczenia. Mężczyzna znowu upadł na ziemię. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Trzymał on na rękach Maję. Popatrzył mi prosto w oczy. Jego spojrzenie było takie kojące. Od razu się uspokoiłam.
- Dziękuję.- odrzekłam po chwili namysłu, odbierając od niego moją siostrę.
- Nie ma za co. Na następny raz bardziej uważaj. Tu często kręcą się takie typy jak ten. Muszę już iść, ale może się jeszcze kiedyś spotkamy.
I odszedł. Zdziwiona usiadłam na ławce.
- Eliza się zakochała!- Maja zaczęła się ze mną kłócić.
- A właśnie, że się nie zakochałam.- odpowiedziałam spokojnie.
- A właśnie, że tak.
I tak na zmianę, dopóki rozmowy nie przerwało nam powitanie rudowłosego.
- Elizabeth. Bo ty tutaj robisz? Nigdy cię tu wcześniej nie widziałem.
- To znaczy, że nie patrzyłeś za dobrze. Przychodzę tu co sobotę, ale to się chyba zmieni.- ostatnie zdanie powiedziałam przyciszonym głosem.- Musimy już iść. Do zobaczenia w szkole.- szybko wstałam z ławki i ruszyłam w stronę domu.
Jeszcze jeden ostatni raz popatrzyłam się na Mateusza. Jednak on już tego nie zrobił.

Rozdział IV

Przez cała niedzielę rozmyślałam nad tym co się stało.
W głowie miałam obraz tajemniczego chłopaka o czarnych włosach.
Jego oczy. Jego oczy były wspaniałe.

Do drzwi zadzwonił dzwonek, przy okazji przerywając moje rozmyślenia. Nie chciało mi się wstawać, więc go po prostu zignorowałam. Drzwi otworzył tata.
Zastanawiałam się kto mógł odwiedzić nas w niedzielę.
Ktoś zapukał do mojego pokoju.
- Proszę.- odpowiedziałam lekko zdziwiona.
- Hej. Zostawiłaś w parku książkę, więc postanowiłem, że ci ją przyniosę.- odrzekł zdenerwowany Matt.
- Dzięki. Z nadmiaru wrażeń aż o niej zapomniał. Może chcesz coś do picia?- zaproponowałam.
- Nie dzięki. Przyszedłem tylko na chwilę. Chciałem się zapytać czy może poszłabyś ze mną na koncert na rynku. Nie możesz przesiedzieć całego dnia w domu.- wyciągnął do mnie rękę. Po chwili namysłu zgodziłam się.
Znowu to uczucie, ten sam dreszcz. Jedyne co mnie zdziwiło, to to, że zamiast myśleć w tej wspaniałej chwili o Mateuszu, myślałam o czarnowłosym chłopaku z parku.

Powiedziałam rodzicom, że idę na imprezę. Nie wiedziałam kiedy wrócę do domu.
Oni chyba byli zadowoleni. No w końcu ich nieśmiała córeczka poznała jakiegoś chłopaka.

Rozdział V

Po trzydziestominutowym spacerku znaleźliśmy się już na rynku. Wszędzie kłębili się ludzie, młodzież, dorośli, a gdzieniegdzie również ci starsi.
Szczerze mówiąc zawsze lubiłam takie imprezy, chodź nie zawsze miałam na niej z kim pójść.
Wśród tego tłumu starałam się znaleźć czarnowłosego chłopaka. Przyznam, że nie było to łatwe. Miałam zamiar jeszcze raz spojrzeć w jego oczy, jeszcze jeden raz.
- Chodź. Zapoznam cię z kimś.- kompletnie zapomniałam o obecności Mateusz. Ciekawe kogo chce mi przedstawić. Pociągnął mnie za rękaw od mojej starej, skórzanej kurtki. która kiedyś należała do mojej mamy i poprowadził w stronę ławki.
Ku mojemu zdziwieniu, siedział na niej chłopak o czarnych włosach, ten sam, którego miałam okazję poznać wczorajszego dnia.
- Elizabeth, to jest Kol. Kol poznaj Elizabeth, która chodzi ze mną do klasy.- było to trochę oziębłe powitanie, no, ale co z tego, skoro w końcu miałam okazję go poznać.
- My już zdążyliśmy się poznać.- odrzekł Kol, tajemniczo się uśmiechając.
Oni są przyjaciółmi...
- Jednak jeszcze się spotykamy.- zorientowałam się, że wypowiedziałam te słowa na głos. Kol skierował swoje spojrzenie na mnie. Nasze oczy się spotkały. Znowu poczułam, iż robię się zrelaksowana i spokojna.
Nie. Nie mogłam znowu poddać się temu uczuciu, mimo, iż wprowadzało mnie w stan błogości i otępienia.
- Będziecie tak siedzieć i nic nie robić, czy idziecie ze mną posłuchać koncertu?- odwróciłam się na pięcie i powoli odeszłam w stronę sceny. Kol podążył za mną, a Matt został na ławce. Myślę, że był zażenowany całą tą sytuacją.
- Co tam u twojej siostry?- zapytał Kol.
- Dobrze. Kupiłam jej nową zabawkę.
- Twój prawy sierpowy był nawet dobry jak na nowicjusza.
- Skąd wiesz, że jestem nowicjuszem?- odrzekłam niezbyt zadowolona.
- To da się poznać. Uwierz mi, że ja mam już w tym jakieś doświadczenie.- zaśmiał się.

Koncert skończył się o godzinie pierwszej następnego dnia. Razem z Kolem staliśmy przez cała noc pod sceną. Śpiewaliśmy, wygłupialiśmy się, tańczyliśmy, piliśmy jakieś tanie piwo. Było bardzo gorąco, więc Kol rozpiął koszulę.
Przez ponad minutę wpatrywałam się w jego umięśnioną klatkę piersiową. Pewnie musiałam
wyglądać strasznie głupio.
Podczas którejś z kolei piosence rockowe, Kol, już trochę upity, chwycił mnie za talię
i podniósł do góry. Nie sprawiło mu to żadnego wysiłku.
- Widzisz wokalistę?- zapytał.
- Tak. Jest jeszcze ładniejszy niż na plakatach.- wykrzyczałam specjalnie.
Chłopak zaczął się śmiać. Matt zmył się już po pierwszej piosence.

Upici wracaliśmy razem do domu. Nie był to mój pierwszy raz kiedy się tak upiłam, ale nigdy nie zdarzyło mi się to aż tak bardzo.
- Było zajebiście...- wydusiłam z trudem, z powodu zbyt dużej ilości alkoholu we krwi.
Zatoczyłam się, już miałam upaść, więc przygotowałam się na ból, lecz ten znowu nie nadszedł. Kol zdążył mnie złapać.
- Ufff...- odetchnęłam z ulgą.
- Alkohol nie jest dla ciebie.
- No wiem, ale przecież jeden raz nikomu nie zaszkodzi. Ooo, to już mój dom. Dziękuję za eskortę.
- Proszę bardzo.- Kol ucałował mnie lekko w policzek i odszedł.
Oniemiałam z wrażenia.

Rozdział VI

Cały tydzień minął mi spokojnie i bez większych wahań nastroju. Matt był na mnie zły, więc nie rozmawiał ze mną zbyt dużo. Odzywał się do mnie tylko wtedy, gdy nie umiał zrobić jakiegoś zadania na francuskim. Nie spotkałam również czarnowłosego. Nie wiedziałam gdzie mieszka oraz gdzie chodzi do szkoły.
Dopiero w sobotę, gdy rano poszłam pobiegać po parku, bo poprzedniego dnia stwierdziłam, że jestem za gruba, zauważyłam Kola. Siedział na tej samej ławce co ostatnio.
- Hej. Co u ciebie?- wydyszałam z trudem- Bieganie stanowczo nie jest dla mnie.
- Miałaś pewnie astmę w dzieciństwie.- odrzekł spokojnie Kol.
- Tak. Skąd wiedziałeś?
- Nie wiem. Strzelałem.- odpowiedział, ignorując mnie.
Postanowiłam, że nie będę tego ciągnąć i że już sobie pójdę. Miałam zamiar zostawić go w spokoju, ale on chwycił mnie za rękę. Spojrzał w moje oczy i powiedział
- Zostań ze mną.
Ale ja byłam na niego zbyt zdenerwowana. Nie posłuchałam go i ruszyłam w stronę domu.
- Ok. To ja pójdę z tobą.
Zdziwiona, ale jednocześnie zadowolona z siebie postanowiłam zapytać o Matta.
W końcu sie przecież przyjaźnili.
- Wiesz co się dzieje z Mattem? Chyba się na mnie obraził.
Kol zatrzymał się i spojrzał mi głęboko w oczy. Przez chwilę myślałam, że mnie pocałuje, ale to nie było to.
- On obraził się na mnie. Nie zauważyłaś, że mu się podobasz?
Zrobiłam zdziwioną minę. Nie, to na pewno nie może być prawda.
- Nie, nie podobam mu się.
Kol chwycił mnie za podbródek. Przechylił moją głowę tak abym popatrzyła mu w oczy, ale ja spuściłam wzrok. Wiedziałam, że jeśli jeszcze raz to zrobię to wpadnę, rzucę się na niego i zacznę go całować.
- Popatrz mi w oczy.- powiedział.
- Nie.- odpowiedziałam stanowczo.
- Dobrze. Zrozum w końcu, że jesteś piękną kobietą, o wspaniałych kształtach, pięknych włosach, dużych oczach. Masz talent do dzieci. Jesteś zabawna, zadziorna, ale jednocześnie urocza.
Oniemiałam z wrażenia. Ostatnio zdarzało mi się to często w obecności Kola.
Zrobiłam błąd. Popatrzyłam się mu w oczy. Dziwne było to, że jednak się powstrzymałam, nie wybuchłam. Zaczęłam kontrolować swoje hormony.
Jednak Kol chyba tego nie robił. Przysunął mnie do siebie tak, że nasze ciała się stykały. Mogłam dotknąć jego umięśnione ciało. Przesunęłam ręką po jego torsie i podniosłam głowę do góry, aby móc na niego spojrzeć. Nagle Kol przysunął swoje usta do moich i zaczął mnie całować. Nie był ta taki pocałunek jak pierwszy w życiu każdej dziewczyny. Ten był inny. Kol włożył mi rękę we włosy, a drugą położył na mojej talii.
Czekał aż odwzajemnię pocałunek. Postanowiłam, że nie będę mu dłużna. Zawinęłam ręce wokół jego szyi i przejęłam kontrolę, przynajmniej tak mi się wydawało. Kol przywarł ze mną do ściany. Zorientowałam się, że ta ściana to ściana mojego domu. Całowaliśmy się pod moim domem, a ja nie umiałam przerwać. Chłopak chyba zauważył przerażenie w moich oczach, więc zakończył pocałunek.
- Nie powinienem był tego robić.- odpowiedział lekko zaniepokojony.
Na nieszczęście drzwi od mojego domu się otwarły i na zewnątrz wyszła mama.
- Elizabeth. Chodź do domu.- powiedziała zdenerwowana.
Zażenowana weszłam do domu, odpowiadając na pożegnanie jedynie "hej".
Drzwi się zatrzasnęły. Aby uniknąć krępującej rozmowy z mamą powiedziałam jej, że jestem zmęczona i chcę odpocząć. Wzięłam gorącą kąpiel. Siedząc w wannie, rozmyślałam nad tym, dlaczego Kol powiedział, że nie powinien był tego robić.
Wiedziałam, iż posiada on jakąś tajemnicę, a ja postanowiłam ją odkryć.

Rozdział VII

Niedziela, rodzice pojechali w odwiedziny do ciotki, która mieszka jakieś dwie godziny
drogi od nas. Na szczęście wzięli ze sobą moją siostrę, więc mogłam odpocząć.
Zrobiłam sobie relaksującą kąpiel z bąbelkami. Założyłam słuchawki na uszy i całkowicie oddałam się piosence.
Po wyjściu z wanny nałożyłam na twarz maseczkę i usiadłam przed telewizorem, w skupieniu oczekując na początek mojego ulubionego programu.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdenerwowana zeszłam na dół. W duchu miałam nadzieję aby był to Kol.
Jednak za drzwiami stał Matt. Dziwnie mi się przyglądał.
Kompletnie zapomniałam, że miałam maseczkę na twarzy.
- Hej. Mogę wejść?- zapytał.
- Proszę. Może chcesz się czegoś napić?
- Nie, dzięki. Muszę z tobą porozmawiać.
- Tylko poczekaj, bo muszę zmyć maseczkę.
Będąc w łazience, rozmyślałam nad tym jak wydusić od Mateusza adres zamieszkania Kola.
Postanowiłam, że użyję podstępu, Jeszcze nie wiedziałam jak to zrobię, ale musiałam coś wymyślić. Zmyłam zieloną maź z twarzy, przebrałam się i zeszłam na dół.
Matt siedział na ulubionym fotelu taty i czytał jakieś kolorowe pisemko, które leżało na ławie.
- A więc, o czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Uważam, że nie powinnaś spotykać się z Kolem. On nie jest bezpieczny. On jest inny.
- Co rozumiesz pod pojęciem inny? Może fajniejszy od ciebie.- byłam wściekła.
Myślałam, że go rozszarpię. Jak on mógł wygadywać takie rzeczy?
- Proszę cię, nie zadawań pytań, po prostu zerwij z nim kontakt.
Przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
- Dobrze. Zakończę tą znajomość, jeśli pozwolisz mi się z nim pożegnać.- powiedziałam, udając smutną.
Po chwili namysłu Matt dał mi adres.
Powiedział tylko, że musi już iść. Wychodząc trzasnął drzwiami.
Udało się.
Postanowiłam, że pójdę do Kola do domu i zmuszę go do powiedzenia mi prawdy...


No dobra to tak: zgrabnie i lekko piszesz, i pisz sobie dalej na zdrowie wyjdzie, temat tematem no tak zwyczajny, ze bardziej się nie da, ale może to tylko moja awersja do opisywanie dni codziennych(wybacz). Mam dobry humor to Ci się tu rozpiszę. Po pierwsze, czemu tytuł nie jest w naszym pięknym ojczystym języku? Wciskanie angielszczyzny wcale nie pomaga i nie podnosi atrakcyjności tego co piszemy, gdzieś tam mi się wyłapały ze dwie literówki i interpunkcyjne ale to się zdarza najlepszym, po za tym czekam na jakiś zwrot ciekawej akcji bo na razie to bazuję na pulchniejszej dziewczynce na 6 centymetrowych obcasach, która czuje dziwne dreszcze gdy dotykają ją rudzi chłopcy, pozdrawiam : )
Ona nie jest taka pulchna! Jest dziewczyną o zwyczajnej figurze, a nie taką chudą szkapą. Ale dzięki za skomentowanie.
Eh, zareagowałaś na najmniej istotną część mojej wypowiedzi, która była w sumie połowicznym żartem. Nie ma co dziękować od tego są fora, czyta się, komentuje, poprawia, pomaga, opieprza, i pisze


Hahah.
Możesz opieprzać, bo dodałam następną część.
Jest nieźle. W każdym razie... Jak przypomnę sobie książki dla nastolatek, które zdarzało mi się czytać w gimnazjum, ze sztandarową Meg Cabot, to akcja prezentuje się nieźle. Trochę szybko się rozkręca, ale to w końcu opowiadanie. Trochę wieje sztampą, ale dla tego typu opowieści to raczej standard - jest dziewczyna, jest szkoła, to musi być i chłopak (prędzej czy później).
Jedyne czego się obawiam, to że wzorem Zmierzchu, Pamiętników z Wampirów i jakiegoś Miasta wampirów, albo czegoś w tym klimacie, pojawi się ten właśnie motyw.
Z kolei jedyne co mi się zdecydowanie nie podoba, to brak konsekwencji w nadawaniu imion. Bo mamy Matta, który zamiast Matthew okazuje się być Mateuszem (ewidentnie polskim), Anastazja w tej wersji to regiony Europy Wschodniej, na Zachodzie jest to Anastasia albo Anastacia. Mamy Kola, który o ile się orientuję jest imieniem o pochodzeniu skandynawskim i w wersji angielskiej powinien mieć dodane "e" na końcu. No i Maja to powinna być Maia.
Jeśli są to magiczne, mlekiem i miodem płynące Stany Zjednoczone, to takie zróżnicowanie niby jest dopuszczalne... ale czy w takim nagromadzeniu?

Co do imion polecam stronę:
http://www.behindthename.com/
Bywa przydatna.

Kiedy następna część?
Dziękuję bardzo za poradę. Myślę, że strona się przyda. Zawsze miałam problem z wymyślaniem imion.
Dodałam następną część. Zapraszam do komentowania.
Niestety, nie zaciekawiłaś mnie tą mikor-powieścią tylko dlatego, że temat szkolnych pierwszych dni, jest dla mnie czym abstrakcyjnym. Polecam zapoznać się ze słownikiem wyrazów bliskoznacznych i będzie ekstra. Jest dobrze, styl masz lekki, doskonały na początek, ale nie trzymaj się tego stylu przez całą swoją pisarską karierę. A masz talent i rozwijaj go. Warto, bo rośnie nam nowa Maja Lidia Kossakowska.