ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjacieleAnatomia wszechswiata cz.II Wspolna proba przyblizenia Dzieki Conchi, Mgielko i Proroku za Wasze pytania. Proroku i Newdem za linki. Piotrze, Mgielko, Freyu, Conchi, Proroku i Beato za uwagi. To juz nie jest dalej moja kosmogonia. To dzieki Waszym pytaniom, uwagom i prosbom powstala ta druga czesc w takiej postaci. W postaci wspolnej proby przyblizania sobie wygladu wszechswiata. Dlatego zmienilam tytul. Schemat trajektorii planet krazacych wokol swego slonca, na kartce papieru tworzy okregi lub owale. Jest ich tyle, ile jest planet. Tylko ze slonce nie stoi w miejscu. Tez krazy stale wokol centralnego slonca swojej galaktyki. Ciagle zmienia miejsce polozenia. Planety obracajac sie kolo niego - podazaja jednoczesnie za nim. Zataczaja wiec w rzeczywistosci nie okregi, a spirale. Buduja wokol niego tyle spiral, ile jest samych planet. Kazda z takich spiral tworzy kolejny torus. Te torusy o roznych srednicach, maja wspolny srodek obrotu, ktory miesci sie w geometrycznym centrum slonca. Sciany zewnetrznego torusa tworzy planeta najdalsza od slonca. Sciany ostatniego, wewnetrznego torusa tworzy odpowiednio planeta polozona najblizej slonca. Suma tych wszystkich scian torusowych tworzy warstwowy torus wokolsloneczny, ktory nie jest zamkniety jak opona kola, lecz rozwija sie w spirale. Jest to sloneczny torus podstawowy 1(S). Jego srodek nie jest jednak pusty jak w oponie, gdyz wypelnia go lina trajektorii slonca. Torus podstawowy 1(S) wyglada jak wijacy sie spiralnie obly waz o tylu skorach ile planet ma uklad. W srodku ma on trzon swego ukladu pokarmowego - slad podazajacego srodkiem i ciagnacego caly uklad slonca, ktore go tez zywi. Dlaczego ten waz tez wije sie spiralnie ? Bo slonce rowniez nie krazy po zamknietym kregu, gdyz z kolei samo podaza za swoim, tez wedrujacym centralnym sloncem galaktycznym. Analogicznie czynia inne slonca typu 1(S) w tej galaktyce. Tak wiec wszystkie slonca "opatulone" swoimi torusami typu 1(S), okrazajac swoje centralne slonce galaktyczne - tworza swoimi spiralnymi obrotami, wielowarstwowy torus drugiej generacji, torus galaktyczny typu 2(G). Ten typ torusa ma o wiele wiecej warstw. Ma ich tyle, ile ukladow torusowych 1(S) ma galaktyka. Czyli ile ukladow slonecznych wchodzi w jej sklad. Multiwarstwowy torus slonca galaktycznego typu 2(G), buduje z kolei wraz z innymi torusami galaktycznymi - torus megagalaktyczny 3 generacji 3(M). a warstw ma tyle, ile galaktyk wchodzi w sklad danej megagalaktyki. Analogicznie : suma torusow megagalaktycznych buduje torus 4 generacji 4(SG) - torus supergalaktyczny. Splatanie takich splotow w sploty kolejnych splotow ma postac fraktalna. Obraz tego ogromu latwiej sobie wyobrazic zaczynajac od nitki, a nie od razu od weza z upakowana gesto i skomplikowanie zawartoscia. Lepiej z poczatku zignorowac zawartosc nitek. Narazie skrecamy spiralnie nitki we wlokna. Te skrecamy w linki, a nastepnie w line. Gdy przekroi sie taka line - widzi sie poprzeczny przekroj fraktala. A w nim przekroje pojedynczych nitek, ktore zlozyly sie na line. Taki przekroj poprzeczny lodygi z widocznymi przekrojami jej wlokien. W koncu ona tez ma budowe fraktalna. Ale kazda z tych nitek, to rozwijajaca sie historia jednego ukladu slonecznego. A kazdy kolejny przekroj w gore, lub w dol - to czytanie w kronice Akaszy. Gdy wystarczajaca czesc danego ukladu fraktalnego zdola podwyzszyc swoje wibracje do okreslonej granicznej, to z fraktala wyrasta nowa galazka nowych mozliwosci. Gdy rozwija sie dalej, staje sie galezia, potem konarem. Tak moze sie dziac i w innych punktach pnia. Drzewa przynajmniej to potrafia. Oczywiscie konary i galezie tez moga sie rozgaleziac, gdy spelnione zostana warunki wzrostu. Gdy pierwszy raz zdolalam to sobie wyobrazic w calosci i w zwiazku z tym skojarzyc z prastarym okresleniem "drzewo zycia", to myslalam ze serce nie wytrzyma zachwytu. Nie trzeba ciac tego drzewa, by dostac sie do przekroju. Teoria strun dowodzi, ze energia rozchodzi sie nie ciagle, tylko porcjami, pomiedzy ktorymi sa przerwy. W okreslonych sekwencjach w dodatku. Stalych. Regularnych. A wiec od razu kazdy slad istnienia narasta warstwowo. Ale i regularnie, wedlug regul. Pomiedzy sladami istnienia pusto, i tam, w tych przerwach, mozna pakowac warstwowo inne swiaty, ktore buduja warstwy swego zaistnienia w innych sekwencjach. I tak mozna sie przenikac nie zahaczajac o siebie. Ba, nawet nie wiedzac o sobie. Mozna tez poszukiwac harmonii tych sfer, ich muzyki. Ale tak mozna i wedrowac po dokonanej juz historii (z naszego punktu widzenia), jak i jeszcze niby niedokonanej. I z tej wlasciwosci korzystac, wybierajac czasy wcielen. To tyle w tej czesci. Porcja jest dosc duza. Nie chce nikogo oszolomic iloscia nie do strawienia.Druga wyprawa 2012 do Centrum Planowania - ustalanie terminuEben Alexader - druga ksiażkaDruga próba TSFdruga próbakw szczecin czy od stycznia do kwietnia jest szansa?Szansa na nabór MARZEC 2016 - PytanieCzy jest jeszcze szansa na rekrutację w 2012?pzp druga szansaCzEśĆ
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

Stworzyłam to krótkie opowiadanie dzisiaj i ku mojemu zdumieniu spotkało się z wieloma pozytywnymi opiniami, dlatego też zdecydowałam się je tu zamieścić. Jestem ciekawa waszych opinii (;
Ach... Doliczyłam się jednego, ewentualnie dwóch ostrych zwrotów, toteż proszę o wybaczenie.

Trzecia w nocy. Przez otwarte na oścież okno wpadało jasne światło księżyca, oświetlając całą sypialnię, w której siedziałem. Ze wzrokiem wbitym w sufit odliczałem kolejne sekundy irytującej bezczynności, która nie pozwalała mi zasnąć. Już ponad dwa tygodnie nie miałem od niej żadnej wiadomości. Sam postanowiłem to przerwać, pomimo bólu wypełniającego mnie po brzegi. Każda czynność, każda myśl... wszystko prowadziło do rozpaczliwych myśli krążących wokół jej osoby. Nie mogłem tego dłużej znieść. Wiedziałem, że popełniłem błąd, pozwalając sobie na tak wielkie przywiązanie, jednak kto myśli racjonalnie, gdy serce bije mocniej na widok tej jednej osoby?
Usiadłem na łóżku, sięgając po leżący na stoliku obok telefon. Było zaledwie kilka minut po trzeciej. Zadzwonię, przeszło mi przez myśl. Wszedłem w kontakty i powoli odnalazłem jej numer. Chciałem zadzwonić. Zrezygnowałem. Odłożyłem telefon i wstałem, stając w oknie. Chłodne, nocne powietrze otuliło mnie szczelnie niczym puchaty szal, a gwiazdy zamrugały radośnie. Czas mijał i mijał, a ja wciąż stałem w bezruchu, wpatrując się w niebo. Zacisnąłem pięści na parapecie.
– Muszę chociaż usłyszeć jej głos – szepnąłem i wziąłem znów telefon do ręki. Tym razem nie cofnąłem się przed naciśnięciem słowa „Połącz”. Przyłożyłem go do ucha i wsłuchałem się w ciszę między kolejnymi sygnałami. Jeden... Drugi... Trzeci... Czwarty... Piąty... Straciłem już nadzieję na to, że odbierze. Miałem zamiar się rozłączyć, gdy nagle ciszę przerwał szmer i dźwięk włączanego światła.
– Tak, słucham? – Jej słodki, zaspany głos wypełnił moją głowę niczym przyjemny balsam, niczym ukojenie.
– Victoria... – szepnąłem. Nawet nie myślałem o tym co jej powiem. – Obudziłem cię. Wybacz.
– Nic... nic nie szkodzi – mruknęła, chrząkając cicho. – Coś się stało?
– Nie, nie. Nic... się nie stało – powiedziałem, opierając się łokciami o parapet. – Nie mogłem spać. – Na te słowa odpowiedział mi tylko jej miarowy oddech. – Chciałem po prostu usłyszeć twój głos – wyznałem tak cicho, że nie byłem nawet pewien czy udało jej się to usłyszeć. Sam przed sobą bałem się do tego przyznać.
– James...
– Tego właśnie mi brakowało – wymruczałem, uśmiechając się lekko.
– Śpij teraz spokojnie. Dobranoc... James – szepnęła, rozłączając się. Kilka chwil, kilka słów... Z początku moje serce wydawało się jakby lżejsze, uspokojone. Zaczerpnąłem głęboko powietrza i położyłem się do łóżka, wpatrując się w jej imię na wyświetlaczu telefonu. Wszedłem w wiadomości. Krótka chwila, krótka wiadomość... „Dobranoc”.

Obudziły mnie wpadające przez otwarte okno jasne promienie słońca. Niechętnie otworzyłem oczy i począłem szukać telefonu, z którym w nocy zasnąłem. Wiedziałem, że nie dostanę żadnej odpowiedzi na wysłanego SMS-a, jednak w głębi mego serca tliła się iskierka nadziei, że nie odbije się to jedynie głuchym echem. Iskierka ta została jednak zalana zimną wodą równocześnie z nadejściem poranka.
– Czego ty się spodziewałeś? – zapytałem sam siebie, gdy spojrzałem na ekran znalezionego pod poduszką iPhone'a. Zero wiadomości, zero połączeń... Zegar wyświetlał godzinę jedenastą. Z reguły nie śpię tak długo, jednak tym razem szczęśliwe zrządzenie losu pozwoliło mi wyśnić przepiękny sen, z którego nie chciałem się wybudzać. Śniły mi się brązowe oczy pełne miłości i promienny, acz skromny uśmiech posyłany mi w akompaniamencie nieśmiałych spojrzeń. Właśnie tak ją zapamiętałem. Właśnie tak malowała się rzeczywistość, nim postanowiłem zburzyć całą harmonię.
Przymknąłem jeszcze na chwile oczy, próbując sobie przypomnieć piękne obrazy, gdy nagle trzymany w ręku telefon zaczął wibrować. Moje serce podskoczyło, zerwałem się na równe nogi i z nadzieją spojrzałem na wyświetlacz. Mina mi zrzedła.
– James, kretynie! Otwórz mi te cholerne drzwi! – Usłyszałem krzyk przyjaciela gdzieś niedaleko i podchodząc do okna rozłączyłem połączenie. Pod bramą stał zniecierpliwiony Carlos. – I co się patrzysz? Otwieraj – powiedział, kręcąc z dezaprobatą głową, a ja, wywracając oczami zgarnąłem ze stolika klucze i bez ostrzeżenia mu je rzuciłem.
– Otwórz sobie. Zaraz zejdę – powiedziałem, odchodząc w głąb pokoju. Wyciągnąłem z szafki pierwsze lepsze jeansy i koszulkę i nie spiesząc się wciągnąłem je na siebie. Nie miałem zbytnio ochoty na gości ale jeżeli mój przyjaciel sam się wprosił... nie miałem wyboru. Z drugiej pocieszająca była myśl, że mam w kimś oparcie w każdej chwili.
Wsunąłem telefon do kieszeni i wyszedłem z sypialni, kierując się na dół, gdzie już zdążył rozgościć się Carlos.
– Zrobiłem ci kawę – powiedział, wskazując na parujący kubek. Siedział przy kuchennym stoliku, popijając zaparzony napój.
– Dzięki – mruknąłem, marszcząc brwi.
– Teraz mów co ty ze sobą robisz, bo ani ja, ani chłopaki już nie mamy pojęcia co z tobą zrobić chłopie – powiedział prosto z mostu, lustrując mnie spokojnym wzrokiem, nakazującym usiąść i po prostu się wygadać. Za to właśnie tak go ceniłem. Nie musiałem nic mówić, by wiedział, że potrzebuję rozmowy.
Westchnąłem cicho i usiadłem na krześle, obejmując dłońmi fioletowy kubek.
– Zadzwoniłem do niej.
– Kiedy?
– W nocy.
– Po co, James? – zapytał, przyglądając mi się uważnie.
– Nie mogłem spać. Chciałem usłyszeć jej głos – szepnąłem. Już dawno przestało mi być głupio, gdy mówiłem przyjaciołom o swoich uczuciach. Ufałem im we wszystkim, więc mogłem też wyznać każdą swoja myśl
– Kochasz ją?
– Kocham.
– Powiedziałeś jej to? – Jego pytanie wytrąciło mnie z transu.
– Nie mogę. Nie mogę z nią być Carlos, dobrze o tym wiesz – powiedziałem zirytowany. – Sam wiesz, że związek to nie zabawa. Nie chcę dawać jej złudnych nadziei.
– Więc myślisz, że powiedzenie jej, że to wszystko to pomyłka załatwiło sprawę? Człowieku, skoro nie chcesz dawać jej złudnych nadziei to do niej nie dzwoń. Zerwij kontakt i pozwól jej zapomnieć – powiedział, wstając. Włożył pusty kubek do zlewu i skierował się w stronę wyjścia. – Zastanów się nad tym jeżeli nie chcesz zniszczyć paru ładnych miesięcy i sobie i jej.

Słońce powoli chowało się za horyzontem, księżyc zaczął ujawniać swą obecność, a w domu zapanował mrok. Melancholijna atmosfera przybiła mnie jeszcze bardziej, więc bez większego celu siedziałem na tarasie, szarpiąc delikatnie czułe struny gitary. Pamiętałem, gdy szliśmy wieczorami nad pobliski strumyk, siadaliśmy na kamieniach i grałem jej wszystkie znane piosenki. Jej słodki głos, gdy momentami coś podśpiewywała wciąż rozbrzmiewał w mojej głowie, tnąc serce niczym żyletka. Zaśmiałem się gorzko, zastanawiając się nad tym co robię ze swoim życiem, gdy znów niemal o palpitacje serca przyprawił mnie dźwięk wibracji telefonu. Tym razem pilnując się, bez pośpiechu spojrzałem na wyświetlacz.
Moje serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Dzwoniła do mnie. Jej numer i imię wyświetliły się na ekranie niczym tęcza na niebie po wielkiej ulewie. Nie myśląc wiele odebrałem, przykładając telefon do ucha.
– Victoria... – powiedziałem na powitanie. Kochałem wymawiać jej imię.
– Cześć James. – Usłyszałem jej niepewny, drżący głos. – Pomyślałam, że dzisiaj oszczędzę ci nocnych cierpień. Mam nadzieję, że tym razem zaśniesz bez problemu.
– Poczekaj – niemalże krzyknąłem, wyczuwając, że chce się rozłączyć. – Dziękuję, że dzwonisz – szepnąłem. – Dużo... dużo ostatnio myślałem.
– To nic nowego – powiedziała delikatnie, jednocześnie dając mi do zrozumienia, że moje myślenie potrafi obrać złe tory.
– Chciałbym... Chciałbym się z tobą spotkać – powiedziałem, nim zdążyłem to przemyśleć. Musiałem podjąć ryzyko.
– Czego ode mnie oczekujesz? – zapytała nagle, bardzo poważnie. – Mówisz jedno, robisz drugie... myślisz trzecie. Nie rozumiem cię już. Chcesz urwać wszelki kontakt, jednocześnie nie pozwalając mi zapomnieć. Dzwonisz do mnie w nocy, przyprawiasz o szybsze bicie serca, chcesz się spotkać... Później znowu powiesz mi, że nie możesz tego ciągnąć?
– Nie, nie powiem ci tego. Ja... muszę...
– Musisz to wszystko przemyśleć. Tak, wiem. Zawsze musisz wszystko przemyśleć. Szkoda tylko, że nie potrafisz podjąć jednej, porządnej decyzji.
Jej słowa mnie dotknęły, jednak wiedziałem, że miała całkowitą rację. Chciałem z nią być ale twierdziłem, że nie mogę tego zrobić. Kazałem jej zapomnieć, a później do niej zadzwoniłem, wyznając, że potrzebuję jej głosu by spokojnie zasnąć. Co ze mnie był za facet?
– Wybacz – szepnąłem. W głośnikach rozbrzmiały trzy krótkie sygnały.
Piiip, piiip, piiip...
Rozłączyła się. Nie wybaczyła.

Dzwonek do drzwi wytrącił mnie z półsnu, w który powoli zapadałem. Rozglądnąłem się nieprzytomnie dookoła i przetarłem zaspane oczy. Zasnąłem na kanapie w salonie, a telewizor dalej grał. Leciał jakiś tandetny horror, starodawny zegar wybijał północ, a w mojej głowie nieziemsko huczało. Dopiero po chwili dotarło do mnie co tak naprawdę mnie obudziło. Niechętnie wstałem i ruszyłem w stronę drzwi, by sprawdzić kto był moim nocnym gościem. Spodziewałem się zobaczyć któregoś z chłopaków z zespołu, jednak ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, gdy nacisnąłem klamkę i wyjrzałem na zewnątrz ujrzałem stojącą przed furtką drobną, brązowowłosą osobę, wpatrującą się w ziemię. Na dźwięk otwieranej guzikiem bramki pchnęła ją delikatnie i podniosła wzrok, idąc w moim kierunku. Światło wylewające się z przedpokoju na zewnątrz oświetliło jej bladą, niemalże porcelanową twarz i błyszczące, wpatrujące się we mnie oczy.
– Victoria... – szepnąłem ze zdziwieniem.
– Nie powinnam tu przychodzić, ale chciałeś porozmawiać, a ja jestem zbyt uległa – powiedziała, odwracając wzrok.
– Proszę, wejdź – powiedziałem szybko, jakby w obawie, że się wycofa. Odsunąłem się, otwierając szerzej drzwi, a ona weszła niepewnie do środka. Zsunęła z nóg białe sandałki na obcasie i weszła dalej, do kuchni. Dopiero wtedy mogłem jej się dokładniej przyjrzeć. Miała na sobie zwiewną, białą sukienkę przed kolano ozdobioną czarnymi grochami, a cienki, w identycznym jak one kolorze pasek podkreślał jej talię. Wyglądała pięknie, jak zwykle, jednak zaniepokoiłem się faktem, iż wyraźnie schudła przez te dwa tygodnie.
– Napijesz się czegoś? – zapytałem, obserwując każdy jej ruch. – Kawy? Herbaty?
– Wody, jeżeli masz – mruknęła, starając się na mnie nie spoglądać. Dopiero kiedy odwróciłem się w stronę lodówki poczułem na sobie jej wzrok.
– Niegazowanej?
– Tak, niegazowanej – odpowiedziała, chrząkając cicho. – James... mógłbyś założyć coś na siebie? – zapytała niepewnie, a ja zdałem sobie sprawę, że miałem na sobie jedynie luźne bokserki, w których spałem. Zrobiło mi się głupio.
– Przepraszam cię, zapomniałem – mruknąłem ze śmiechem i stawiając na stole przed nią szklankę z wodą pognałem na górę, by się ubrać. Byłem tak zdziwiony jej nocną wizytą, że całkowicie zapomniałem o założeniu przynajmniej spodni. Ten widok musiał ją mocno krępować, więc szybko wciągnąłem na siebie pierwsze lepsze jeansy i zbiegłem z powrotem do salonu, gdzie zostawiłem koszulę. Zarzuciłem ją na ramiona i wszedłem do kuchni, trudząc się zapięciem guzików. Na mój widok na policzki Victorii wstąpiły rumieńce.
– Wybacz. Zaskoczyłaś mnie – powiedziałem, spoglądając na nią. A może by tak... Przez głowę przeszła mi pewna myśl. Zostawiłem zapiętą zaledwie do połowy górną część garderoby i usiadłem naprzeciw niej.
– To ja powinnam przeprosić. Obudziłam cię – mruknęła. Widziałem walkę, którą toczyła sama ze sobą, by czasem nie zjechać spojrzeniem poniżej mojej twarzy.
– Nie szkodzi. Ja zrobiłem to samo zeszłej nocy – powiedziałem z uśmiechem. – Myślałem, że jeszcze jesteś u mamy w Miami.
– Wróciłam trzy dni temu. Tata wyjechał w sprawach służbowych, więc ktoś musi zostać z psem – odpowiedziała, upijając trochę wody. Spojrzałem na jej różowe, mokre usta i poczułem jak w moim brzuchu coś gwałtownie się zaciska. Musiałem opanować szalejące emocje.
– James... Powiedz mi co chciałeś powiedzieć, a później wyjdę i zapomnimy o sobie już na zawsze. Nie przedłużaj tego – powiedziała po chwili krępującej ciszy. Jej słowa mnie zabolały. Myślała, że właśnie o to mi chodziło.
– Victoria... ja nie chcę o tobie zapomnieć.
Spojrzałem w jej czekoladowe oczy, w których malowało się olbrzymie zdziwienie.
– Już raz to usłyszałam z twoich ust. Kilka dni później...
– Nie myślmy o tym co było kilka dni później. Nie myślmy o tych dwóch pieprzonych tygodniach i o tym, co takiego powiedziałem. Bałem się jak cholera tego co będzie – wyrzuciłem, nie przestając się w nią wpatrywać. – Masz dopiero siedemnaście lat, a ja nie chcę zmarnować ci życia – powiedziałem. – Problem w tym, że nie potrafię długo bez ciebie wytrzymać.
Przełknęła ślinę, wbijając wzrok w blat stołu. Nie wiedziałem co myśli, nie wiedziałem czego chce i czy jej w ogóle na mnie zależy. Nie wiedziałem też dlaczego zdecydowała się przyjść. Jedyne co wiedziałem to fakt, że muszę to wszystko naprawić.
– James. Pamiętasz co ci kiedyś powiedziałam?
– Pamiętam wszystko co mi mówiłaś.
– W takim razie pamiętasz, że dla mnie wiek nie gra roli. Jeżeli dwóm osobom na sobie zależy... coś tak błahego jak wiek nie powinno tego zepsuć – wyszeptała, wciąż nie podnosząc głowy.
– Wiem. Pamiętam to. Mówiłaś też, że zdanie ludzi się nie liczy.
– Tak mówiłam.
– A teraz? Co myślisz teraz?
– Takie rzeczy się nie zmieniają James. Utrzymuję wszystko to co ci kiedyś powiedziałam.
Spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem.
– To ty musisz zadecydować co chcesz z tym dalej zrobić. Ja nie będę na twoje każde zawołanie. Nie możesz mnie nagle odwołać – powiedziała, wstając. – Przemyśl to.
Wstała, odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę przedpokoju. Słyszałem jak ubiera buty. Słyszałem, jak stuka obcasami i podchodzi do drzwi. Zerwałem się na równe nogi, niemalże do niej podbiegając.
Jeden ruch, jedno pociągnięcie... Uchylone już drzwi zatrzasnęły się z głuchym hukiem, a my stanęliśmy twarzą w twarz w odległości paru centymetrów. Serce mocniej mi zabiło, gdy poczułem słodki zapach jej perfum.
– Nie muszę nad tym myśleć. Nie tym razem – powiedziałem, unosząc w górę jej podbródek. Chciała coś powiedzieć ale nie dałem jej dojść do słowa. Delikatnie musnąłem wargami jej ciepłe, miękkie usta, przymykając z rozkoszy powieki. Przywarłem do niej całym ciałem, tym samym przyciskając ją do drzwi. Oddała pocałunek, obejmując mnie dłońmi za kark. Poczułem jak przeczesuje moje włosy. Jęknąłem z rozkoszy i szczęścia, zapominając o tym, co było. Liczyła się tylko ona i ta jedyna chwila. Nie przerywając pocałunków nachyliłem się, biorąc ją na ręce.
– James... – mruknęła w lekko wyczuwalnym proteście, odsuwając się lekko.
– Ciii, nic nie mów – wymruczałem prosto do jej ucha, przygryzając jego płatek. Zaniosłem ją na górę i usiadłem na łóżku, sadzając ją sobie na kolanach. – Dostanę drugą szansę? – zapytałem, patrząc w jej oczka.
– Już ją dostałeś – odpowiedziała, nieśmiało rozpinając guziki mojej koszuli. Zsunęła ją z moich ramion i wtuliła się w mój nagi tors, pozwalając, bym dłońmi błądził po jej plecach.
– Chodź – mruknąłem, unosząc ja znowu. Odgarnąłem kołdrę i położyłem ją na łóżku. Delikatnymi ruchami zdjąłem z jej stóp sandałki i sam położyłem się obok. Nie chciałem jej wypuszczać z objęć.

Rano obudziłem się tuż przy jej boku. Spała, wtulona we mnie, a na jej twarzy grał cień słodkiego uśmiechu.


Przyzwoite opowiadanie, ale, wybacz, nie moje klimaty. Jak dla mnie trochę zawiewa Harlekinami