Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Obyczajówki, proszę państwa. Obyczajówki czyli życie kolegi zza płotu, koleżanki z ławki, pani Heli z monopolowego na rogu czy tego rudego popaprańca z trzydziestki czwórki, który odjeżdża nam sprzed nosa zawsze, kiedy już dobiegamy na przystanek. Żadnych smoków, księżniczek, samurajów, elfów, królów, odcisków palców, ciał na dnie jeziora, krwi na podłodze i mózgów na ścianach. Generalnie - nuda. Nikt do siebie nie strzela, nikt się nie zabija, na nikogo nie rzucają uroków ani nie wieszają za jaja pod strzechą drewnianej karczmy. Co więc robić i na czym się skupiać, żeby nie wyszło mdło i nijako, a fabuła nie przyrównała się do 854 odcinka n jak na wspólnej?
Kiedy już utwierdziłam się w przekonaniu, że nie stać na mnie na napisanie czegoś ambitnego i błyskotliwego, a nie znalazłam w sobie na tyle samozaparcia, żeby wyrzucić zeszyt z pisaniną, wpadłam na następny najbardziej genialny pomysł w moim życiu - walnę obyczajówkę o młodzieży, a co mi tam! Najwyżej opublikuję pod innym pseudonimem, żeby nie było, że się szmacę, a jak już zapragną mnie wydać, to zbiję fortunę na naiwnych, zagubionych nastolatkach. O tak!
Zaczęłam więc pisać. Do dziesiątej strony jakoś szło. Potem przeczytałam to, co wypłodziłam, zamknęłam plik pod hasłem i starałam się zapomnieć o tej porażce j a k n a j s z y b c i e j. Do tej pory rozumiałam upadek ideałów i autorytetów, ale ja to już przegięłam totalnie.
Odgrzebałam ostatnio to opowiadanie i zaczęłam się zastanawiać, co właściwie poszło nie tak. Konstrukcja bohaterów? Taka jak zawsze, oparta na kontrastach, inspirowana znanymi mi ludźmi, postacie z przeszłością, różnymi doświadczeniami i dziwnymi nawykami. Dialogi? Żywcem spisane z rozmów znajomych. Wydarzenia, które przeżyliśmy, podkoloryzowane i zmodyfikowane tak, żeby pchać akcję do przodu (pokazałabym wam tego potworka, ale się wstydzę). Wniosek nasunął mi się jeden - mam jednak mocno kiczowate życie. Wniosek ten jednak nie bardzo mnie zadowala, także - jak pisać obyczajówki, żeby czytelnicy nie pomyśleli, że autorem jest trzynastolatka przed pierwszym okresem, marząca o tym, żeby TO ciacho z trzeciej ce zagrało z nią w słoneczko?
Więcej inwencji twórczej, mniej spisywania z własnego życia. Rozejrzyj się w obcych Ci kręgach, na pewno wpadniesz na coś ciekawego, żeby opowiadanie urozmaicić.
Ojej, Kay, napisałaś tak dużo i tak twórczo, ach... Aż odgrzebię stare obyczjówki. Jak rozumiem, nie chcesz chylić się ku romansom ani ku psychologicznych obyczajach?
Muszą być fajni bohaterowie. I jakiś motyw przewodni (nie pt. życie) - zmagania o rozwód, o pracę, whatever. Oglądałam swego czasu jakiś zabawny serialik 6 w pracy, młodzież zatrudniała się w centrum handlowym, może taka osnowa - pierwsze prace? Albo jakakolwiek inna. Coś, co będzie Ci hasłem przy pisaniu. Reakcje ludzi na plotki o romansie nauczycielki z uczniem? Albo coś związanrego z muzyką, na przykład marzenia o koncercie i zobaczeniu na żywo zespołu, który nigdy-nie-pojawia-się-w-Europie, a dziewczyna czyni wszystko, by się jakoś do tego zbliżyć - uczy się hiszpańskiego/angielskiego, grać na gitarze, odwiedza internet codziennie...
Więc... Hm, naprawdę sprowadza się do postaci, ciekawych i odpowiednio opisanych; żeby nie walić niczym wprost, ale jak w filmach, tworzyć klimat małymi szczegółami. I jak najwięcej naturalności, ach, to diablo ważne (nigdy więcej Margaret Feljan, przemyka przez mój łebek). Tak sobie myślę, że przy obyczajowych powieściach największą rolę gra styl, większą, niż w innych gatunkach. Dopasowanie narracji, opisy tam, gdzie trzeba, takie, jak trzeba. Jedno słowo za dużo i już zatrzaśniemy książkę.
Jak dokopię się do jakiejś fajnej obyczajówki-młodzieżówki, dam znać. I jak sobie coś przypomnę, też dam.
ech. przeglądam listę książek, które czytałam i lubię, i jednak ciężko którekolwiek nazwać obyczajówką... Poza tymi młodzieżowymi jak Szaleństwo Majki Skowron czy Sposób na Alcybiadesa. Jeszcze "Dziesięć stron świata" Onichimowskiej i "Urszula" w "Obok mnie" Siesickiej. Ale nie jsetem wciąż pewna, o jaki właściwie obyczaj Ci chodzi, Kay. Bardziej młodzieżowy, z grupą młodzieży? Czy taki kręcący się wśród dorosłych? Czy - pół na pół?
Właśnie, chyba już wiem, w którym momencie nawaliłam. W tym początkowym, kiedy pomysł zrodził się w moim chorym umyśle, a ja go nie oszlifowałam, tylko zabrałam się za pisanie, myśląc, że resztę wątków będę dołączać w trakcie. Znaczy, nie tak całkiem na świeżo, bo nosiłam się z zaczęciem tego opowiadania dobre kilka miesięcy, ale nie główkowałam nad nim jakoś specjalnie, czekałam jedynie na tę wyjątkową chwilę, kiedy słowa same się kleją do palców. Nie mam tego tematu przewodniego, tylko taką byle jaką zbieraninę, no i wyszło, co wyszło, jeden wielki kogel-mogel. A tak ciężko było to sobie uświadomić.
Taki obyczaj z grupką młodzieży, Ankeszu. Świat dorosłych jakoś mnie nie pociąga, a poza tym najłatwiej mi pisać o tym, co dobrze znam. No i obserwuję ostatnio szerzące się frajerstwo i upadek zasad jakichkolwiek, także lepiej czułabym się sama ze sobą, gdybym to jakoś ujarzmiła, choćby w kolejnym szmirowatym tekście. Trudno o artyzm, pisząc obyczaj, więc niech chociaż poczucie misji zostanie.
Co do książek obyczajowych, to ja też średnio kojarzę cokolwiek z tego gatunku. Co prawda za speca od dziedziny się nie uważam, bo czytałam tego raczej niewiele (generalnie mało czytam, chociaż wstyd się przyznać), ale nigdy żadna obyczajówka nie utkwiła mi specjalnie w pamięci. No, oprócz "Stowarzyszenia wędrujących dżinsów", ale czytałam to w najnudniejsze wakacje mojego życia, także to wiele wyjaśnia.
Miałam jeszcze problem z miejscem akcji, konkretnie problem kręcił się wokół wyboru: normalna szkoła czy szkoła z internatem. Wybrałam internat, bo pewne wątki łatwiej poprowadzić, kiedy bohaterowi mogą prowadzić dysputy nad kubkiem kakao, tudzież o czwartej nad ranem, ale z drugiej strony zwykłe liceum byłoby pewnie wiarygodniejsze, prawda? Generalnie muszę to chyba jeszcze porządnie przemyśleć.
Ha, oglądałam 6 w pracy i szkoda mi strasznie, że już nie puszczają (;
A Stowarzyszenie Umarłych Poetów to obyczajówka?
Nie wiem, czy liceum zwykłe czy z internatem byłoby wygodniejsze. Wszystko zależy od Twego pomysłu. W zasadzie oba stwarzają duże możliwości. I - czemużby na szkolnych przerwach nie mogliby dyskutować nad kubkiem kakao? Wystarczy sklepikarka z czajnikiem, pf!
Młodzieżówki... Ojej, ojej. *Wysila pamięć i biblionetkę.* Ewa Nowak, "Diupa" i tak dalej? Nic więcej z tego typu nie przychodzi mi do głowy. Zazębiające się losy kilku rodzin i kilku pojedynczych osób. Bohaterowie jako-tako stworzeni dobrze, gładko się czyta, dość mało tekstu. Cóż by tu jeszcze z tego wycisnąć. No - i ten jakiś motyw przewodni, czy to jakieś zdarzenie z życia grupki znajomych (np. wycieczka po Europie), czy to rozwój uczucia.
Do tego trochę Siesickiej (ale czy u niej bohaterami są grupki młodzieży? hm...).
Przeczytałam jeszcze, zdaje się, coś z cyklu Onichimowskiej "Samotne wyspy i storczyk", ale nie pamiętam już nic.
A 6 w pracy chyba można gdzieś w Internecie obejrzeć ;)
edit
Aaa! Jak mogłam pominąć Minkowskiego! Dolinę Światła, to najbardziej pasuje do młodzieżowego obyczaju z tych jego książek, co czytałam. A jakie jest? Bohaterowie są strasznie charakterystyczni i strasznie charakterystyczna jest sytuacja, w której się znajdują. Niby zwykła. Sanatorium i - do tej pory pamiętam dziewczynę, sierotę, która chciała być dzieckiem Cyganów; do tej pory pamiętam "zmagania o władzę". A czytałam to ile? Sześć lat temu? Minkowski tworzy strasznie wyraziste sytuacje. I tworzy świat, posługując się narracją pierwszoosobową, olaboga! To nieźle przybliża.
Ooookeeej, erm... zacznijmy od tego, ze o ile nie chcesz pisac scenariuszy do kreskowek, nie powinnas inspirowac sie kreskowka. Bardzo byla mila, ale nic sie z niej nie wycisnie.
A zeby napisac dobra obyczajowke, trzeba JAK NAJWIECEJ obserwowac ludzi, notowac co mowia, ale niekoniecznie urzadzeniem do mowienia, ale takze cialem i czynami. Bo obyczajowki tworza postacie, nic by sie nigdy nie dzialo, gdyby ciekawi ludzie, nie wpadali na ciekawych ludzi i gdyby nie dochodzilo miedzy nimi do tarcia. Obyczajowki nie da sie napisac zaczynajac od jakiejs historii, Krysia spala z Marcinem, chociaz chodzila z Piotrusiem i zrobilo sie cacy, trzeba sie najpierw dowiedziec kim byla Krysia, Marcin i Piotrus i dlaczego Piotrus bylo miekkim pantoflarzem i ja zanudzil na smierc. Albo dlaczego Piotrus byl nieczulym ogrem i odstraszyl ja swoim oddechem. I dlaczego z Marcina taki nierozsadny chlopak, ze ryzykuje znieksztalcenie nosa! Albo i nie, skoro ten Piotrus taki miekki? Watki poboczne, watki poboczne, watki poboczne! Coz z zycia Marcina, co zrobilo z niego takiego macho! Obyczajowki az prosza sie o watki poboczne, duzo, duzo, duzo, im wiecej tym lepiej, ale wszystkie ladnie w lancuszku z tym glownym, wkoncu tak jest wlasnie z nami, jestesmy takimi maszynkami i wszystko co sie nam przytrafia tlumaczy nasze zachowanie w przyszlosci. Matko, kiedy o tym pomyslec, to cala kopalnia zlotych pomyslow.
Od zawsze mam zdanie, ze zeby napisac dobra obczajowke potrzeba o wiele wiecej kunsztu, niz zeby napisac dobre fantasy, przynajmniej na tym stopniu naszego rozwoju, bo nie mamy do dyspozycji mieczy, skrzydelek i smokow, ktorymi mozemy zaslonic nasz lekko monotonny styl albo cokolwiek nam tam dolega.
Takie jest skromne zdanie Komatozony.
Ale najlepiej bedzie jesli pokazesz nam, co masz do tej pory (mamy do tego nawet osobna KATEGORIE, WOWOWOWOW, trzeba z niej korzystac) i na pewno wszyscy rzuca ci sie do pomocy. Jedni beda mili, inni wredni, ale o ile nie zaczniesz tupac noga i krecic nosem, z pewnoscia skorzystasz.
Ja w obyczajówkach stawiam przede wszystkim na wymieszanie postaci - dorosłych z młodzieżą. Sięgam po skrajne postacie i oryginalne, czasami wręcz przerysowane charaktery, które zapadają czytelnikom w pamięć. Lubię też obsadzać akcję w specyficznych miejscach jak np. deszczowy Londyn. I lubię mieć wiele postaci, żeby było ciekawie.
Pieron wie czy daje to dobry efekt, ale z pewnością daje mi ogromną radość pisania, więc jeśli jeszcze dopracuje styl może nie będzie najgorzej.