ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjacieleNabĂłr 12 kwiecień ŁódĹşReanimacja staruszkĂłw i co dalej z naprawą tłoczkaBardzo waĹźne!!!!Młodziutka BUBAZnicze dla zasłuĹźonych byłych zawodnikĂłw klubu...kącik trussie.WynikiHistoriaĹťYCZENIAParker Vector vs. Waterman Graduate ?
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

Cmentarz



Tuż za ogromną bramą z kutego mosiądzu rozciąga się ogromny cmentarz. Omszałe, na wpół leżące, poniszczone nagrobki pamiętają jeszcze czasy na kilka wieków wstecz. Można powiedzieć, że cmentarz dzieli się na dwie części. Starą i tę nowszą, w której chowani są najświeżsi denaci. W tej części panuje największy bałagan. Idąc pomiędzy rozwalonymi nagrobkami co rusz można natknąć się na jakąś rękę wystającą z ziemi, czy leżącą samotnie głowę. Tak, to jedno z ulubionych miejsc bestii. Wampiry, demony i inne nocne stworzenia wprost kochają ten cmentarz. Klimatyczne, omszałe nagrobki, wielkie posągi aniołów obrośnięte bluszczem. Powyginane drzewa przynoszące na myśl płaczących ludzi.





Za opis dziękujemy Satu Tähti! dnia Pią 20:03, 04 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy


Kiki siedział na murku oddzielającym straszą i nowsza cześć cmentarza, nad zbiorowym grobem ofiar cholery i rozmyślał - rozmyślał o MIŁOŚCI. Konkretniej o miłości do pewnej złotowłosej istoty w kostiumie cheerleaderki, którą widywał na lekcjach literatury; o miłości NIEODWZAJEMNIONEJ, tej najgorętszej, najbardziej dotkliwej odmianie. Jak uczą wszystkie piosenki miłosne, samotne życie nie jest warte pięciu pensów, Kiki doszedł wiec do wniosku, ze najwyższy czas zakończyć swoje cierpienia - zawędrował na cmentarz ze ścisłym postanowieniem zamarznięcia na śmierć. Apsik, apsik, coś wodnistego wypłynęło z nosa i pociekło po brodzie, a fuj, wytarł twarz brudnym rękawem swetra i po czym poddał go uważnej inspekcji - nic ciekawego. Podniósł z ziemi kawałek gruzu i cisnął nim w nagrobek niejakiego Eugenisza Clift. Śmierć nadchodziła bardzo wolno, chyba nie będzie na nią dłużej czekał - zaczynało burczeć mu w żołądku.
Śmierć, a przynajmniej jego własna, nigdy nie była celem podróży na cmentarz. Nie, a gdzież tam! Zwłaszcza w dni takie jak ten, Michael śmierci na myśli nie miał; i wcale, ów, nieco zmasakrowany, gołąb leżący na starym nagrobku ze śmiercią się nie wiązał. To była taka... rozrywka dla chorego psychicznie dzieciaka. Bo on do swej choroby przyznawał się wszem i wobec. Nie kłamał, to nie miałoby sensu. A tak, przynajmniej, każdy wiedział, że po nim można było spodziewać się wszystkiego.
Myślał, że na cmentarzy jest sam. Pomylił się, ale o tym zorientował się dopiero, gdy wpakował się w murek. Powinno zaboleć, nie zabolało. Ba! Było nawet w miarę miękko! Czyli coś było nie tak, albo znów zmysły płatały mu figle. Skłaniałby się bardziej, oczywiście, ku drugiej wersji, ale się pomylił! Znów... dość nieprzyjemne uczucie, zwłaszcza w ciągu niespełna kilkunastu sekund.
Upadł na ziemię i uniósł głowę marszcząc ciemne brwi. Na murku bowiem siedział ktoś. Chłopak, mianowicie.
W normalnym dla siebie, a dla innych już mniej, odruchu dźgnął go palcem w nogę.
- żywy... - powiedział bardziej do siebie i z taką miną, jakby co najmniej Amerykę odkrył.
Kiki odruchowo poderwał nogę, i ojej, chyba trafił Michaela w nos, ale należy mu wybaczyć, miał pełne prawo się przestraszyć - wśród ludzi zrównoważonych psychicznie wita się uściskiem reki nie bezceremonialnym dźganiem, w dodatku był z natury dość hm, cóż, powiedzmy, ze nieśmiały. Na szczęście nie widać było krwi.
- Ppprzeprm...! - wykrzyknal, zrywając się z miejsca, co miało oczywiście oznaczać "przepraszam", ale "szam" utknęło gdzieś na wysokości przełyku. Az zrobiło mu się niedobrze. Trzy ostrożne kroczki do tyłu, opracował już plan ucieczki - za tamte krzaki, w lewo i za płot. - Pub jest tam - wyjąkał i wyciągnął drżący paluszek w stronę centrum, chłopak wyglądał na pijanego, a może szalonego, chyba wolał tę pierwszą opcje, w każdym bądź razie może skusi go alkohol i nie zrobi mu żadnej krzywdy?


Trafiony w nos gwałtownie zamrugał oczami, aż białka zabłysły. Trochę go to uderzenie zdezorientowało. Nie na długo jednak. Zaraz podniósł się ocierając, bardziej odruchowo niźli z musu, nos wierzchem dłoni. Krwi nie było. To dobrze, nie lubił swojej krwi, choć jednocześnie strasznie go fascynowała. Głupie... Spodnie upaprane były ziemią, dłonie właściwie też. Nie zauważył tego. Wpatrzył się w chłopaka jak gdyby dopiero co go zobaczył.
- Jaki pub? - zdziwił się niepomiernie.
Cóż, często myślano, ze jest pijany, a on po prostu tak już miał. Zero normalności, ale kto w tych czasach jest normalny? Zwłaszcza w tym mieście...
- Nie wiem - rzucił szybko, poczerwieniał jak pomidorek i zbladł, jak biała kartka papieru, oba na raz z czego wyszedł całkiem przyjemny kolor szaro-różowy. Znowu palnął jakieś głupstwo, a nieznajomy wyglądał tak dziko z nierówną grzywką i krzaczastymi brwiami i takimi wilczymi oczami, wystraszył się nie na żarty, że na pewno za chwilę go zje. Zagrzebał w kieszeni i wyciągnął z niej chusteczke wyszytą kolorwymi bratkami i niezapominajkami - jego chusteczka na specjalnie okazje, na przykład gdyby musiał pomóc przejść damie przez kałużę, no ale cóż, wymagały tego okoliczności.
- Masz... jesteś w błocie - podał chłopakowi-wilkowi chusteczkę i czekał na werdykt, zje, czy nie zje, zje czy nie zje? - Nie jedz mnie - powiedział zupełnie przypadkiem na głos.
Nie bał się ciemności, nie istniały powody, wiedział, że Bóg ma go w swojej opiece. Ze spokojem, pogwizdując niósł swoje sztalugi, bo miał plan, że cmentarz to świetne miejsce do przeniesienia na uduchowiony obrazek.
Nie stronił od ludzi, gdy zobaczył, że ktoś się kręci, śmiało poszedł zaspokoić swoją ciekawość. Ujrzał, że chyba doszło do bójki, jeden z mężczyzn oberwał w twarz. Kto wie, może któryś chciał zerwać swój związek partnerski? W każdym razie winowajca zdecydowanie musiał zmartwić tego, co przyłożył, bo ten wyraźnie zdawał się roztrzęsiony. Szybko jednak ów się zreflektował i starał się zaradzić chusteczką, żeby cofnąć znaczenie brutalnego gestu.
Dam sobie spokój może na dziś z moją misją - pomyślał Vincent, ponieważ wolał nie zaostrzać konfliktu.
- O tej porze łatwo się pogniewać, zwykło się już być rozdrażnionym przez zmęczenie po całym dniu - powiedział próbując ich udobruchać. Mężczyźni zdali się zdziwieni jego słowami.
Chyba powiedział po polsku i dość prosto? Zawahał się.
- Może coś źle zrozumiałem. Vincent jestem, nie straszę tutaj, chcę namalować ten cmentarz. Może już zajmę się za swoje przyszłe dzieło.