Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Generalnie chodzi mi o kochanie siebie jako osoby, jako całości:) i ciała i duszy i każdej cząsteczki siebie:))) w ten sam sposób w jaki próbujemy kochać drugiego człowieka,zwierzaka.
No więc widzisz- zapytałam w poscie wyżej celowo,gdyż:
Ja na samą siebie nie umiem popatrzec z perspektywy obserwatora,tak jak patrzymy na drugiego człowieka.
Tak na prawdę nie utozsamiam sie ze swym ciałem, bo WIEM,ze nie jestem swoim ciałem.
Wiec do swojego ciała i wszystkich związanych z nim uwarunkowań psychicznych i fizycznych podchodze z dystansem,bo wiem ,że zarowno to ciało, jak i wszystkie zwiazane z nim odczucia są chwilowe i tymczasowe.
Staram sie nie przywiazywać do niego, nie scalać z nim,nie łączyc...
Zresztą to ciało jest tak zmienne,ze nie mozna sie z nim utożsamiać.
Inne było jak miałam 5 lat, inne gdy było ich 20, 30, teraz też jest inne, i jutro będzie inne,i za 10 lat inne...
No wiec po co je kochac?
Natomiast mam chwile, kiedy czuję i odbieram SIEBIE,tą SIEBIE w Środku.I wtedy czuję do TEJ SIEBIE ogromną miłość,czuję spokój,czuję wspólnotę,łącznosc,akceptacę.I to jest wspaniałe uczucie.Bo jednocześnie z tej Głębi ,z tego Środeczka płynie do mnie miłość. A wiec to działa w dwie strony:)
No wiec tak- tą siebie w srodku kocham i akceptuję bezgranicznie
Witaj Piniu
Wszyscy, którzy w wieku dziecięcym nie czuli się akceptowani, byli nadmiernie krytykowani i przeżywali momenty odrzucenia przez ważne osoby i grupy z najbliższego środowiska - mają ten problem. Problem z pokochaniem samego siebie...
Większość światowych religii przyczynia się do ugruntowywania tego zjawiska (czy ja ZASŁUŻYŁEM na coś w oczach Boga ?).
Takich ludzi jest na świecie miliony... pewnie większość populacji zmaga się z tym.
To dlatego źródła duchowe i psycholodzy przywiązują do wyjaśniania tego tak dużą wagę.
Pozdrawiam serdecznie
Moi Kochani
Chciałabym Was troszkę przesondować Zagadnienie na, którym ostatnio się skupiam tak mnie frapuje,że postanowiłam Was zapytać:
Czy kochacie samych siebie? Proszę o uzasadnienie:)
(
Najkrócej, jak sie da, odpowiedziałabym : staram się kochać 'siebie '
Z uzasadnieniem bedzie juz dlużej , he, he, he ...
No cóż, staram się jak mogę, aby kochać siebie , choć nie zawsze jeszcze mi się to zawsze udaje …
Kiedyś zaczełam się jednak zastanawiać, kim w istocie jestem ?
To, co napiszę, nie bedzie pewnie niczym nowym dla nikogo, bowiem w odpowiedzi na to pytanie uświadomiłam sobie , ze w istocie jestem sobie Duchem, Jestestwem, Jaznia, Świadomością , która – aby poznac siebie, aby zdobyc wszystkie możliwe doświadczenia, jakie tylko można sobie wyobrazić, ‘wcieliła się’ w kolejne ciała energetyczne , zbudowane z energii o róznej gęstości i ‘działające’ na planach o róznej gęstości .
Czyli w sumie ‘trochę’ energii z Pola Czystej Niezorganizowanej Świadomości zostało kiedyś – można powiedziec – ‘otoczone’ /’ograniczone’ ciałami energetycznymi o róznej gęstości, ot co. I część z tego 'troche' to cała 'ja' - obecna w tym ciele ludzkim .
Mam świadomość, ze każde z tych ciał nie jest mną, jednak kiedys sobie uświadomiłam ,ze tylko dzieki nim mogę zrealizować swoje Cele.
I dlatego staram się, kiedy tylko sobie to przypomne, dziękować , przekazując swoja miłośc, każdej malutkiej duszyczce , która wcielona jest w cząstki o róznej gęstości tych moich ciał duchowych : dziękuję duszom, wcielonym w mikropierwiastki, które zasilają kazdą komórkę mojego ciała człowieczego, dziekuje komórkom, tkankom, i troche bardziej starszym ‘duchowo’ duszom, wcielonym w narządy tego ciała ( tak sa już wcielone dusze na 2 stopniu gęstości ) …
Dziekuje im, bo dzieki tym wszystkim duszom i całemu cialu ludzkiemu wiem, co to jest ciepło promyków słonca, wiatr we włosach , co to deszcz , ogień , dotyk, smak .......
Czasami sobie przykładam przy tym ręce do ciała ludzkiego , i mowie do tych dusz wcielonych do niego : ‘ kocham Was, dziękuję Wam.’
Po jakimś bardziej ‘ nerwowym’ dla mnie momencie, w którym opanowują mnie emocje, których nie umiem jeszcze nie podlegać, przykładam ręce do zoładka, do watroby czy trzustki, i mowię do dusz tam wcielonych : kocham Was, i przepraszam, ze przeze mnie przezywacie taka huśtawkę emocji ( bo dusze na 2 stopniu gęstości już uczą się odczuwać emocje – bo przecież maja już ciało emocjonalne, i już poznaja jego możliwości )
Ktos z Was by pomyślał, ze jak tak robie, to pewnie okaz zdrowia ze mnie, bo pewnie tez staram się tym komórkom , tkankom zapewnic jak najlepsze warunki doświadczania się.... jednak jeszcze tego nie umiem cały czas … Nie pamiętam 'w biegu' o dostarczaniu im tylko zdrowej zywności, o odpowiednim odpoczynku, czy fizycznej aktywności …
Ale z dnia na dzień staram się coraz bardziej …
Mam też nadzieje, ze przesyłając miłość do komórek ciała ludzkiego, dociera ona też do czastek, tworzących kolejne ciała energetyczne, tylko rzadziej ‘upakowane’.
Bo ciała emocjonalne, mentalne, empatyczne, atmiczne, monadyczne , boskie są tez takimi samymi ciałami, jak człowiecze. One tez sa zbudowane z cząstek, w które wcieliły się dusze… odpowiednikiem narządów w ciele ludzkim są nasze meridiany czy czakry , i w nie też wcieliły się odpowiednie ‘gęstością ‘ dusze….
Im też mam za co dziekowac, bo dzieki cialu astralnemu wiem, co to jest radośc i smutek, dzieki emptycznemu mogę sie dowiedziec, co moze czuc czastka wody, gdy paruje z masy oceanu w słoneczny poranek, dzieki atmicznemu mogę materializowac swoje marzenia, a dzieki monadycznemu wiem, co to jest fraktal ...itp ....
Wszystkie nasze ciala duchowe zbudowane sa z zywych istnień, tyle, ze na róznym stopniu swiadomosci ...…
My jesteśmy dla tych cząstek jakby ‘bogiem’, one stanowią nasze ciało, tak jak my jestesmy z kolei częścią ciał ‘ Nas- ‘Tam’‘ ( czyli kolejnych Wyższych Jazni, lub kolejnych generacji Inteligencji Planujących )
Uświadamiam sobie, i staram się pamiętac, ze tak samo, jak my otwieramy się i pobieramy energię Miłości od tego tzw. ‘Boga’ , tak samo potrzebują jej te dusze, które chwilowo są złączone z nami ….to my jestesmy bogiem dla nich... dookoła nas jest wszechswiat, i w nas jest wszechswiat ...
Ale nie zawsze o tym pamietam , bo jestem jeszcze niedoskonała w tym doskonałym planie ‘Nas- Tam ‘ …
I dlatego siebie sama tez staram się kochać …swoją nieporadność, brak umiejętności opanowywania w każdej sytuacji emocji, brak wiedzy w tak wielu tematach, niedoskonałośc tak wielu potrzebnych mi w zyciu cech…
Ale już się nie’ łaję’, nie ‘wyzywam’od głupich ‘, ‘kretynek’, nie karzę się, nie niszczę , jak mi się cos nie udaje, jak to ongiś bywało… ….
Bo już mam wiedze, dlaczego taka jestem, i ze mogę być taka, jaka pragne, i ze jestem na jakims szczebelku do wybranego przez mnie ‘na dziś’ Celu …
Staram się tak samo ‘popatrzeć’ na innych : staram się ‘widzieć’, jakie lekcje przerabiają , co czują, tak, jakbym sama to czuła w sobie ….pomaga mi to zachować ciepło do tych osob nawet w chwilach, gdy są agresywni czy pełni złości wobec mnie ….
A jak mi się nie udaje, to w chwili wyciszenia staram się potem posłac takiej osobie przebaczenie i miłość ….
Ale wiem, ze jeszcze duzo przede mna pracy i starań …
Polecam każdemu kto nie czytał książkę Anthonego de Mello "Przebudzenie".
Żyjemy w bardzo "ciekawym" kraju...gdzie niestety "nic tak nie cieszy jak kłopoty sąsiada"
Kochajmy siebie:) a wtedy kochanie wszystkich wokół będzie tak naturalne jak oddychanie:)
A ja napiszę przewrotnie :
Kochajmy innych, bo wtedy tak na prawdę kochamy samych siebie.
Czyli z której strony popatrzec na jedno wychodzi
Polecam każdemu kto nie czytał książkę Anthonego de Mello "Przebudzenie".
Do tego Sisson - "Wewnętrzne przebudzenie"
De Mello to poezja; Sisson to podręcznik
A tak naprawdę każdy kocha siebie, ale niektórzy, a może większośc z nas, myśli, że siebie nie kocha. A ponieważ myśli, że siebie nie kocha, to także gdzieś w podświadomości myśli, że świat go też nie kocha i niczego mu nie da.
W następnej kolejności taki ktos myśli, że w tekim razie musi to, czego mu trzeba, od świata i innych wydrzeć siłą lub podstępem, i tak, z niekochania siebie rodzi się egoizm.
Prawdziwe Ja, zawsze kocha i siebie, i wszystko, co istnieje, ale jest szczelnie przysłonięte programami, przekonaniami, myślami, osądami i tym, co Sisson nazywa ministrami - małymi ja, wykreowanymi do konkretnych celów, ale niezdolnymi do kochania kogokolwiek i czegokolwiek... a wspomniane przez obu powyższych autorów przebudzenie polega na uświadomieniu sobie całej tej otoczki. Wtedy ona znika, a pozostaje właściwe Ja; to, które kocha.
Proces ten jest i łatwy, i trudny. Łatwy, bo wystarczy trochę pooddychać, trochę pobyć w chwili teraźniejszej i nagle wszystko staje się inne. Trudno jest jednak, przynajmniej dla mnie, utrzymać ten stan dłużej w tym świecie pełnym dołujących informacji na każdym kroku, bo sie nauczyłem, tak jak większość z nas, reagować na nie negatywnymi osądami. Automatycznie. A wtedy miłosć znika i zastępuje ja strach.