Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Ten boi się śmierci, kto nie żyje, tylko podtrzymuje swoje ciało przy życiu.
"O ile pamiętam, NIGDY nie bałam się śmierci. Jestem nienormalna?
I jak to jest z tą śmiercią kliniczną - dlaczego tylko niektórym są dane doznania rodem z "Życia po życiu"? Od czego to zależy?"
A moze to stan trachu przed smiercia jest nienormalny ? Vide kultury, ktore tego strachu nie znaly/nie znaja...
Mysle ze to tez zalezy od wielu czynnikow : dostrojenia, wyznawanych przekonan i ewentualnego strachu, by sie na te niewiadome doznania otworzyc. Sa jeszcze przypadki nie wlaczone do statystyk dlatego, ze sa ludzie, ktorzy nie przyznaja sie do takich doznan, lub je wypieraja i zapominaja tym samym.
Jakby ten racjonalny kolega ignorowal wlasne naukowe wiadomosci, ktore przeciez musi miec, a ktore mowia, ze mamy dwie polkule, ze jedna z nich jest racjonalna, a druga intuicyjna, ze obydwie sa dla nas zrodlem informacji, i ze w obecnej epoce wiekszosc ludzi pracuje glownie na jednej polkuli - tej racjonalej -drugiej nie uruchamiajac, lecz glebokie przezycie potrafi ja uczynnic. Ufff...kropka
Też jestem nienormalna, może nie całkiem bo boję się momentu nagłej śmierci,a właściwie strachu przed strachem.
Chociaż dziś... jechałam do pracy, do małej wiejskiej gminy, ostatni odcinek to urocze zakręty, pagórkowaty teren. Na jednym, bardzo ostrym zakręcie z naprzeciwka wypakował TIOR z naczepą, jechał za szybko na te warunki, musiałam wiać na pobocze, na szczęście mam szerokie opony i nie było dużego spadku. Gdy wracałam - na tym samym zakręcie sytuacja się powtórzyła, ten TIR jechał jeszcze szybciej, właściwie wyglądało to tak, jakby naczepa miała się wywinąć w stronę mojego pasa ruchu, no i wyglądało na sytuację z dużym prawdopodobieństwem na wypadek i to z najgorszymi konsekwencjami. Udało się jak widać. Ale odkryłam:
1. że tak bardzo się nie bałam , gdy gibnęło tą naczepą,a widziałam już jak leci na mnie,
2. nie zaklęłam szpetnie, a zwykle za kółkiem to robię
3. wystraszyłam się o faceta i patrzyłam w lusterko wsteczne czy ciężarówka się nie wywróciła.
hmmm zaś mi w eter poszło....jak ja to robię?
nie boje się śmierci-znaczy nienormalna
po śmierci klinicznej nie pamiętam przeżyć,co nie znaczy ze w nie nie wierze;)
od tamtej pory kocham Anioły :zbieram i rozdaje;)
Ja również nie pamiętam przeżyć po śmierci klinicznej. Miałem wtedy 10 miesięcy
Za to mój ojciec pamiętał przeżycia i trochę o nich opowiedział.
Od pamięci. Czy jest dobra czy brak lecytyny.
Od pamięci. Czy jest dobra czy brak lecytyny.
Ha ha ,dobre
A mi sie wydajeze to Bóg decyduje,kto zapamieta a kto nie..
Ten co to pamieta,ma pewnie to pamietac z jakiegos powodu.Moze ma sie zmienić,moze ma to dalej przekazac?
A od czego może zależeć to, że jedni pamiętają takie doświadczenia, a inni wcale?
Sama zaczęłam się nad tym zastanawiać...
Wiesz, ja mysle,ze to zależy od "otwartości" na sprawy duchowe.Jeden jest bardziej otwarty, drugi mniej.To chyba zależy tez od poziomu rozwoju na jakim znajduje się Dusza( czyli od poprzednich wcieleń,przerobionych lekcji, itp).
Na pytanie czy wierzysz w reinkarnację-ludzie często odpowiadają - nie ,nie wierzę, bo cośbym pamietała z poprzednich wcieleń., Zawsze wtedy odpowiadam- a pamietasz , jak miałaś 2 miesiące, 1 rok, lub 2 lata? Albo - pamietasz jak byłaś w brzuchu mamy?
A byłaś , istniałaś przeżywałaś. Czy to ,ze nie pamietasz tych czasów oznacza że ich nie było?
Dlaczego jeszcze jako tako godzimy sie z tezą ze istnieje życie po smierci, a tak trudno nam uwierzyć ,ze istnieje też przed narodzinami?
A co do Twojego kolegi Tęczuniu to trochę go zal, bo jak wierzy że po śmierci nie ma NIC, to będzie miał NIC:(
Czyli powinienem wszystko pamiętać, a tu nic, pustak
A na poważnie powiedzcie mi czy ktoś z Was pamięta cokolwiek z wieku od 10 do 24 miesięcy?
Czyli powinienem wszystko pamiętać, a tu nic, pustak
Nic nie powinienes.
Chodzi o to ,że pomimo tego że NIE PAMIETAMY to BYŁO
Pamiętam pomieszczenia i parę migawek z wydarzeń podczas mego 2-miesięcznego pobytu w zabrzańskim szpitalu przeciwgruźliczym, gdy miałam 1,5 roku.
Gdy się kiedyś zgadało o tym gdy byłam już prawie dorosła, to rodzice byli zszokowani.
Pamiętam konstrukcję windy szpitalnej (taka kratowana klatka), cały wygląd pokoju w którym leżałam razem z umeblowaniem i ilością łóżeczek dziecinnych, mrożona szklaną szybę w jego drzwiach, duże i wysokie uchylane okna... długi stół pośrodku.
I incydent, jak wołam raz po raz że chce siusiu, by nie czuć się tak samotnie i jak - po tym, gdy pielęgniarka straciła już do mnie cierpliwość - wyrzuciłam pusty nocnik na podłogę z łóżeczka. A łóżeczko całe było białe, z opuszczanym z przodu bokiem, który to bok stanowiła pleciona miękka biała siatka z grubego sznura nanizana górą na biały metalowy pręt.
Nocnik był emaliowany, na zewnątrz czerwonawo-brązowy, a w środku niebiesko-szary, marmurkowy
I incydenty, gdy jacyś odwiedzający rodzice dziwili się, że taki żywotny grubasek z rumieńcami leży razem z dziećmi leżącymi bez ruchu... Złościło mnie to namolne przyglądanie i mówiłam : "Nie paczeć, nie paczeć".