ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjaciele26.08.2012 r. PiłaWstąpienie do policjiZerĂłwka z Historii Polskidługopisproch - plonZdawalnośćIle czasu sprawdzane wam abo ?pustka/ maskiile sie czeka na wyniki z multiselect w wrocławiu??OB podwyĹźszone
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

Są to moje próby napisania czegoś "lżejszego". Zazwyczaj nie wychodziło mi to dobrze, ale trzeba się szkolić ;) Poniżej przedstawiam początek, czyli dwa pierwsze fragmenty.
W zasadzie nie wiem, czy dobrze utwór zakwalifikowałam, bo to opowiadanie bardziej przygodowe niż fantastyczne, ale elementy fantastyki będą występować, sam świat z resztą jest wymyślony.
Wszelkie rady i wytknięcia błędów mile widziane :)

Pechowiec

Najwierniejszym towarzyszem, jakiegokolwiek w życiu miałem, był pech. I nieważne, jak starannie bym coś zaplanował – zawsze zdarzy się opcja najgorsza z możliwych. Jakiegokolwiek nie podejmę się zadania – zawsze, dosłownie zawsze pójdzie coś nie tak. Można powiedzieć, że przy mnie „nie tak” nabiera nowego znaczenia.
Weźmy na ten przykład nie tak dawne zdarzenia z mojego nędznego życia – przyjechałem do miasta zrobić interes swojego życia, czyli kupić dwie mleczne krowy. Zamierzałem oświadczyć się całkiem niebrzydkiej Jagnie z wioski obok i rozpocząć zupełnie nowe życie, którym nie ma miejsca na pecha. Krowy podniosłyby mój statut w wiosce i jakże wzniosły plan miał jakieś szanse powodzenia (chociaż, biorąc pod uwagę moją osobę, szanse zapewne były marne), a tu masz – pal wszystko licho! Akurat w godzinę po moim przybyciu do miasta została ogłoszona kwarantanna i zamknięto wszystkie bramy.
Myślicie, że zapadłem na tą nieznaną chorobę od razu? A gdzie tam! Bardzo się starałem i pewnie dlatego nie wyszło. Były to chwile, w których miałem życia serdecznie dosyć, a popełnić samobójstwa nie mogłem – jestem człowiekiem wierzącym, dlatego choroba, która była przyczyną mojej zguby, mogłaby być jednocześnie moim wybawieniem.
Zachorowałem, a jakże. Nieważne, że prawdopodobnie jako ostatni na świecie nosiłem tę dziwną chorobę. Nie liczy się również moje cudowne i niewytłumaczalne wyzdrowienie (jedyny ocalały! Jedyny, który zginąć pragnął...). Kto by również zwracał uwagę na skutki choroby – którą ktoś żartobliwie, chociaż bardzo dosadnie, nazwał kurwią wysypką – znacznie komplikujące mi późniejsze życie. Chciałem zachorować – to proszę bardzo! A czemu nie! Śmieszniej będzie, wysłuchajmy jego prośby chociaż raz w życiu!
Bogowie z pewnością mają poczucie humoru.
Pamiątka po zarazie sprawiła, że ludzie omijali mnie szerokim łukiem, mimo że już przestałem zarażać. Osobiście najbardziej dotknęło mnie zachowanie Jagny, która uciekła na pole, gdy tylko dowiedziała się, że zbliżam się do jej wioski. Nie mając szansy w rodzinnym domu na normalne życie, ani na rychłą śmierć, postanowiłem zmienić miejsce swego bytowania. Wyruszyłem w podróż. Podróże, jak mawiają, kształcą. Częściej jednak opowiadają o niebezpieczeństwach, jakie można spotkać po drodze, które szybko skłoniły mnie do powzięcia decyzji – może gdzieś na rozstaju dróg znajdę upragnioną śmierć i zakończę mój marny żywot?
Już podczas pierwszego dnia podróży okradziono mnie ze wszystkich oszczędności, które wziąłem ze sobą oraz z płaszcza – jedynego mego okrycia przed zimnem i deszczem. Bandyci ranili mnie również w rękę i od paru długich dni nie miałem nic w ustach, ponieważ nie jestem zdolny do polowania. Ale kto wie? Może los się do mnie uśmiechnął – w końcu spotkałem poczciwych ludzi, z którymi właśnie tutaj siedzę. Podzieliliście się ze mną strawą, pozwoliliście ogrzać się przy ognisku. Być może pozwolicie mi ruszyć z wami w dalszą drogę. Czego chcieć więcej?
Feliks przerwał w tym miejscu swoją opowieść i zapatrzył się w ogień, grzebiąc patykiem po zjedzonym skrzydełku gołębia.
- No, to chyba jednak pech cię nie opuścił – odezwał się w końcu brodacz siedzący po jego prawej stronie. - Wiesz, dawno nie mieliśmy kobiety, od tygodnia podróżujemy przez ten las, a ty masz taką niewieścią urodę, że się tobą zadowolimy.
- Ale... ja nie... - zaczął Feliks, jednocześnie podnosząc się powoli.
- Spokojnie, młody – chwycił go za rękę rudy osiłek, znajdujący się po jego lewej stronie. - Jak się nie będziesz opierał, to nie będzie tak bardzo bolało. W końcu musisz jakoś zapłacić za swój posiłek, nic na tym świecie nie ma za darmo.
Trzeci z mężczyzn już okrążył ognisko i stał za plecami chłopca. Jednym ruchem rzucił go na kolana.

***

- A może teraz pech mnie opuścił? - zagadnął Feliks do swoich towarzyszy podróży, którym oddawał się w zamian za pożywienie.
- Że niby to dla ciebie szczęście, że z nami podróżujesz? - zaśmiał się rudy olbrzym, zwany Heilichem.
- Tego nie wiem. Ale miałem na myśli coś innego. Kiedyś naszą wioskę odwiedziła wędrowna wiedźma, która za niewielką opłatę odpowiadał na nasze pytania. Poszedłem do niej, a i owszem, i zapytałem o swojego pecha. No wiecie, czy go zawsze będę miał, czy może jest jakiś ratunek, przyczyna tego wszystkiego...
- I co powiedziała? Że się go pozbędziesz jak trzech facetów cię wyrucha w dupę? - zakpił Guste, barczysty brodacz.
- Nie zupełnie, ale byłeś blisko. Powiedziała, że opuści mnie wtedy, kiedy przestanę być prawiczkiem.
Trzech mężczyzn wymieniło zmieszane spojrzenia.
- To znaczy, że ty nigdy nie byłeś z kobietą i to z nami to był twój pierwszy raz? - upewnił się Rondo.
- Dokładnie.
Trzech brodaczy jednocześnie wybuchło gromkim śmiechem.
- Ej, chłopaki... - próbował ich po dłuższym czasie uspokoić Feliks. - Już może wystarczy...
Jednak jego błagania na nic się nie zdały – mężczyźni zaśmiewali się jeszcze z dobre dwa pacierze, zanim się uspokoili i powoli ruszyli w dalszą drogę przez las.
- To ci powiem, kolego – zagadał Guste z nieschodzącym z twarzy szerokim uśmiechem – żeś prawdziwie pechowy dzieciak!
- Wolę na to patrzeć z innej strony – obruszył się chłopiec. - Dopóki nic złego mnie nie spotka, będę uważał, że to moja ostatnia niefortunna przygoda z całego ciągu takich przygód w moim życiu. Przecież każdy ma prawo do odrobiny optymizmu...
- Czy to znaczy, że teraz będziesz miał do końca życia szczęście? - Rondo chciał się upewnić, czy dobrze zrozumiał wypowiedź.
- No...
Brodacze znów ryknęli śmiechem.
- … nie do końca.
Śmiech prawie całkiem ustał.
- Chodzi o to, że przynajmniej każdy mój czyn, każde w życiu posunięcie może już nie będzie prowadziło do nieszczęść – dokończył myśl. - Przecież nie oczekuję całkowitego odwrócenia się losu! Przestańcie, nie jestem zachłanny...
- A ja ci, chłopie powiem – zachrypiał Heilich – że ostatnio posunięcia z twoim udziałem powodują całkiem sporo radochy!
Znów zabrzmiał chóralny śmiech.
Feliks zdążył się już przyzwyczaić do ich rechotów i docinek. Uważał nawet, że należą one po części do uroku tej podróży i na swój sposób je polubił, jednak po tych słowach zmarkotniał. Zaczął się obawiać, że już z najbliższym wschodem słońca jego życie ulegnie poważnym zmianom. I to wcale nie na lepsze.
Złe przeczucia zazwyczaj były domeną kobiet, ale kto wie? Może dzięki takiemu traktowaniu przeszło na niego trochę tych zgubnych cech?
- Laluś! Coś tak spochmurniał! - zauważył Guste. - Chodź, dasz mi dupy to od razu ci się humor poprawi!
Po lesie znów rozległ się radosny śmiech. I z pewnością nie ostatni tego wieczoru.[/b



(...)i zapatrzył się w ogień, grzebiąc patykiem po zjedzonym skrzydełku gołębia.
- Nie zupełnie, ale byłeś blisko.
Niezupełnie pisze się razem.
Zaintrygowałaś od razu, natychmiast byłam ciekawa, na czym polega sytuacja bohatera, co to mu się za chwilę przydarzy. Boryna, czy dobrze poznaje? Częściową analogię można odnaleźć z osobą o tym nazwisku. Prawdopodobnie opowiadanie nie ma drugiego dna, po prostu tak się stało i ten chłopak niewiele miał na to wpływu. W każdym razie podszewka opowieści tak się kryje, że nikt nie próbuje jej szukać. Sprawnie dość napisane, czasem tylko nasuwała się Kresowa zaimkoza, ale to już przeczulenie na tym punkcie. Dobre ćwiczenie pisania, całkiem udana realizacja, w miarę zrozumiale napisane, czasem pojawiały się niewiadome, ale służyły raczej wspomnianemu już przeze mnie tworzeniu w czytelniku zaciekawienia. Opowiadanie może się nie wyróżnia, ale dobrze się czyta, taka historyjka na wolną chwilę.
Właśnie coś takiego chciałam napisać - coś lekkiego i przyjemnego. Do tej pory w ogóle mi to nie wychodziło XD
Nie, drugiego dna nie ma, jakiś niby sens planuję zawrzeć w całości, ale niezbyt głęboki ani patetyczny i nawet nie wiadomo, czy będę to kontynuować. Ale pisanie tego sprawia wiele radochy, więc bardzo możliwe.
Boryna? Ten z chłopów? Hmm... nie wiem w czym podobieństwo, czytałam tylko pierwszą części i za bardzo nie pamiętam :P Jeśli jest, to przypadkowo.
Hehe, czytałam Kresa i zauważyłam wiele tych potknięć, z których się śmiał u siebie, jednak jeszcze nie potrafię wszystkiego wyeliminować ;)