Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Ja napełniam Parkera Urban (notuje nim w trakcie wykładów) za pomocą tłoczka, noszę w codziennie w plecaku buteleczkę z atramentem. Jeżeli mi się w trakcie zajęć skończy atrament to po prostu wyciągam na ławkę buteleczkę i napełniam - cała operacja trwa kilkanaście sekund.
Nieźle, ja bym zalała sobie torebke, łapki, stół, notaki swoje i sąsiada
Uważam, że nie ma w tym nic niezłego, ja też tak robię.
1) butelkę atramentu wkładam dla bezpieczeństwa w foliową torebkę, tzw. "śniadaniówkę", żeby w razie stłuczenia nic się nie zalało. Mój plecak jest dobrze pomyślany, ma sporo małych kieszonek, więc atrament nie lata luzem.
2) Zawsze mam chusteczki higieniczne jakby co. Prawdopodobieństwo poplamienia rąk jest znikome, chyba, że już końcówka atramentu w butelce wtedy można się trochę o szyjkę kałamarza pobrudzić, ale też jest na to sposób: podstawić coś pod niego, żeby stał pod skosem, wtedy atrament spłynie w jeden róg i automatycznie poziom atramentu jest wystarczający, żeby zanurzyć stalówkę.
3) Trzeba naprawdę chcieć tego, żeby poplamić stół. Po prostu należy skrócić do minimum czas, w którym jest odkręcony kałamarz, po napełnieniu pióra lekko dotknąć stalówką o brzeg kałamarza, żeby reszta niepotrzebnego atramentu spłynęła do butelki, a nie skapnęła na stół. Wytrzeć stalówkę chusteczką i po kłopocie.
4) Wiadomo jak to jest z frekwencją na wykładach, moja koleżanka przyszła na ostatni, żeby zobaczyć wykładowcę i wyczuć czego można się po nim spodziewać. Ach kim by był dzisiejszy student bez ksera? A więc przestrzeni w sali wykładowej aż nadto.
Łukasz.
Ty jesteś jak moja teściowa.
Przygotowany na każdą ewentualność.
Ja zresztą na studiach, też taki byłem, tylko zamiast flaszki atramentu miałem
0,5 flaszkę Johnnie Walkera kupioną za 10 $ w Pewexie.
zdrówka
Konis, powiedz szczerze - Jaś szybko wywędrował, czy też długo służył jako włącznik autopilota w najbardziej katastroficznych sytuacjach?
Karen, nie słuchaj Łukasza, bo jeszcze wiele cennych notatek zginie śmiercią męczeńską przyczyniając się do cierpień ich właścicieli i całej braci żakowskiej - kiedyś widziałem podobny przypadek, do dziś dzień zastanawiam się po nocach, czy to była egzekucja, czy też klęska żywiołowa.
Nieźle, ja bym zalała sobie torebke, łapki, stół, notaki swoje i sąsiada
Nie lubię jak coś mi miesza plany, zresztą chyba nikt tego nie lubi, jeszcze by tego brakowało, żeby mi notatki zalało. Człowiek naprawdę przyzwyczaja się do swoich notatek, to zadziwiające jak szybko się w nich odnajduje. Do tego stopnia lubię pisać piórem, że chodzę na każdy wykład.
A swoją drogą chyba wsiąkłeś porządnie w te pióra.
Ja: 1,5 roku na forum - 289 postów
Ty: 1 miesiąc - 136 postów.
Alkohol zdrówka nie doda, używam bardzo sporadycznie.
He. Średnio potrzebny był raz na tydzień. Jako starosta grupy na roku miałem zadanie neutralizować niespodziewane zagrożenia. Czasami się udawało, czasami nie. Niemniej kadra wiedziała, że w razie czegoś niespodziewanego, to jest u mnie, to co trzeba. Ale to były inne czasy. Nie było wtedy wyścigu szczurów.
Egzamin. Profesor z asystentem, na stole rozłożone małe karteczki z pytaniami tekstem do stołu i student. Proszę sobie wybrać pytanie - mówi profesor. Student bierze kartkę, czyta, krzywi się i pyta. A mogę panie profesorze wyciągnąć inne pytanie?. Proszę bardzo mówi profesor. Student bierze pytanie, czyta, krzywi się, odkłada je i pyta. A mogę jeszcze raz. Proszę mówi profesor. Student wyciąga pytanie, czyta, krzywi się, odkłada kartkę na stół i mówi. To może ja przyjdę w drugim terminie. Na co profesor. Dawaj Pan indeks i wstawia mu tróję. Dziękuję, mówi szczęśliwy student i znika. Oburzony asystent do profesora. Ależ panie profesorze, on na żadne pytanie nie odpowiedział. Na to profesor. Myli się pan. On coś wiedział, czegoś szukał.
zdrówka
Gdzieś już tą historyjkę akademicką słyszałem.
1) butelkę atramentu wkładam dla bezpieczeństwa w foliową torebkę, tzw. "śniadaniówkę", żeby w razie stłuczenia nic się nie zalało. Mój plecak jest dobrze pomyślany, ma sporo małych kieszonek, więc atrament nie lata luzem.
2) Zawsze mam chusteczki higieniczne jakby co. Prawdopodobieństwo poplamienia rąk jest znikome, chyba, że już końcówka atramentu w butelce wtedy można się trochę o szyjkę kałamarza pobrudzić, ale też jest na to sposób: podstawić coś pod niego, żeby stał pod skosem, wtedy atrament spłynie w jeden róg i automatycznie poziom atramentu jest wystarczający, żeby zanurzyć stalówkę.
3) Trzeba naprawdę chcieć tego, żeby poplamić stół. Po prostu należy skrócić do minimum czas, w którym jest odkręcony kałamarz, po napełnieniu pióra lekko dotknąć stalówką o brzeg kałamarza, żeby reszta niepotrzebnego atramentu spłynęła do butelki, a nie skapnęła na stół. Wytrzeć stalówkę chusteczką i po kłopocie.
4) Wiadomo jak to jest z frekwencją na wykładach, moja koleżanka przyszła na ostatni, żeby zobaczyć wykładowcę i wyczuć czego można się po nim spodziewać. Ach kim by był dzisiejszy student bez ksera? A więc przestrzeni w sali wykładowej aż nadto.
Dlatego wcale nie dziwię się Karen, że tak zareagowała.
Wrzuć na luz Łukasz.
zdrówka
Spoko jestem wyluzowany, dla mnie to się wydaje naturalne. Jeszcze nie zareagowała, bo to właśnie była odpowiedź na jej post.
Mając 1,5 h wykładu, myślę, że napełnienie pióra nie jest żadnym wysiłkiem. Co więcej, gdy się trafi na niezwykle nudnego wykładowcę, to chociaż człowiek może się czymś zająć. A jak!
Ja zresztą na studiach, też taki byłem, tylko zamiast flaszki atramentu miałem 0,5 flaszkę Johnnie Walkera kupioną za 10 $ w Pewexie.
zdrówka
Na lotniczej akademii wojskowej to jakby ktos nie mial, to by bylo co najmniej dziwne.
a ja mam takie pytanko, może nie dokładnie na temat, ale trochę związane z napełnianiem.
Otóż zakupiłem wkłady (naboje) do pióra Parker Quink (długie)
Przeczytałem, że wprowadzono w nich innowację - ink reserve - czyli gdy skończy nam się nabój, możemy wykorzystać jakąś ukrytą rezerwę.
Śmieszne pytanie, ale jak mam 'uwolnić' tą ukrytą moc atramentu ?
a ja mam takie pytanko, może nie dokładnie na temat, ale trochę związane z napełnianiem.
Otóż zakupiłem wkłady (naboje) do pióra Parker Quink (długie)
Przeczytałem, że wprowadzono w nich innowację - ink reserve - czyli gdy skończy nam się nabój, możemy wykorzystać jakąś ukrytą rezerwę.
Śmieszne pytanie, ale jak mam 'uwolnić' tą ukrytą moc atramentu ?
Czy przypadkiem sam nabój nie jest tą rezerwą?
trzeba pstryknąć zakończenie naboju, tam się zbiera kropelka na czarną godzinę
Ja napełniam Parkera Urban (notuje nim w trakcie wykładów) za pomocą tłoczka, noszę w codziennie w plecaku buteleczkę z atramentem. Jeżeli mi się w trakcie zajęć skończy atrament to po prostu wyciągam na ławkę buteleczkę i napełniam - cała operacja trwa kilkanaście sekund.
Dla mnie to o te kilkanaście sekund za dużo. Oczywista oczywistość - atrament kończy się, gdy coś piszemy, a wtedy nie mam czasu na takie zabiegi. Nawet wymiana naboju może skutkować niewiedzą o co chodzi, albo właściwie "co tam w ogóle jest napisane?/co on mówił przed chwilą?".
Teraz przerzuciłam się na pióro z tłoczkiem, bo szkoda, żeby leżało nieużywane. Zawsze napełniam je w domu i wystarczy, bo nie mam kilku wykładów pod rząd. Ewentualnie w poniedziałki może się wypisać, ale w zapasie mam drugie pióro, tym razem z nabojem. Ale jakbym nie chciała tej zmiany, to zabierałabym atrament (odpowiednio zabezpieczony, bo to strach nosić ) i uzupełniała braki na przerwie. Myślę, że to o wiele bezpieczniejsze. Jakby ktoś obok mnie wyciągnął kałamarz na wykładzie, to bym bacznie obserwowała tego użytkownika pióra i się spięła, w razie by trzeba było uciekać. Nie daj Boże atrament się ześlizgnie po pochyłym blacie i nieszczęście gotowe. ^^