Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Wiem, ze wszyscy lubimy opowieści przybliżające nam świat przeżyć duchowych, więc postanowiłam podzielić się moim przeżyciem z całą Polaną
Śmierć taty była końcem mego dotychczasowego świata.
Właśnie skończyłam 18 lat i z dnia na dzień wydarzenia wymuszały na mnie naukę bycia dorosłą, bez przeciwwagi posiadania na świecie bezwarunkowego wsparcia.
Zżerała mnie tęsknota, tak bolesna jak mróz sięgający na wskroś aż do szpiku.
Z tej tęsknoty polubiłam cmentarze, jako widzialne miejsce przebywania dla tych, do których dołączył tato. Nie bałam się już tych miejsc.
I tak oto, stary poniemiecki cmentarz nieopodal mojego domu i szkoły, stał się mym ulubionym miejscem pobytu. To na nim spędzałam wagary, czytałam książki, spacerowałam, umawiałam się na spotkania, a nawet... randki.
Któregoś letniego wieczoru zasiedziałam się tam z moim pierwszym chłopakiem aż do zmierzchu. Wraz z nim dotarł do naszej ławeczki w bocznej alejce, pierwszy, a potem następny poszum chłodniejszego wiaterku. Zaczynał swój szept od liści starych kasztanów w głównej alei, a potem mijając nas ginął w listkach jaśminu za naszą ławką.
Położyłam głowę na kolanach mego chłopaka i zapatrzyłam się w niebo zapełniające się coraz większą ilością gwiazd.
Czas jakby stanął. Milczeliśmy.
W pewnej chwili jakiś wyraźniejszy powiew, który dotarł od kasztanów, by musnąwszy mnie zaszeptać w jaśminie, wzbudził we mnie niesamowicie silne poczucie jedności z tymi wszystkimi drzewami, krzewami, usypiającymi w nich zwierzętami i gwiazdami ponad tym.
Zaczęłam mówić krótkimi zdaniami... z długimi przerwami... chłopak milczał.
Nagle poczułam jak niebo przybliża się do mnie, obniżając aż do ziemi tuż u moich stóp.
Po chwilce poczułam jeszcze jak sama rosnę rozszerzając się gwałtownie na boki i w górę sięgając już prawie gwiazd.
Zdążyłam jeszcze tylko powiedzieć, że Bóg to to wszystko razem, więc my i to wszystko co jest, jesteśmy w Nim i Nim...
Teraz już ilość i szybkość tego co do mnie tak rozszerzonej napływało była tak wielka, że przeraziła mnie. Poczułam, że od tej wielkości zaraz eksploduję.
Skoczyłam na równe nogi, krzyknęłam : "Boże proszę więcej nie, bo nie wytrzymam !" I nie oglądając się za siebie pobiegłam w stronę domu prawie nie dotykając ziemi.
Będąc dobra w szkole tylko na krótkich dystansach, pokonałam jak sarna dobre pół kilometra, wbiegłam po trzy schody na pierwsze piętro, otworzyłam drzwi i stanęłam zupełnie niezdyszana w przedpokoju, w którym stała mama i pytała zaskoczona : "Co się stało ?", a ja odpowiedziałam radośnie : "Stało się, ale sama nie za bardzo wiem co."
Po paru dniach zdecydowaliśmy się z mama i chłopakiem na seans z pomocą tabliczki Oui-Ja.
Zapytałam się taty : "Co to było na cmentarzu ?" Odczytaliśmy odpowiedź : "Mówiąc ziemskim językiem, dostałaś dowód osobisty."
Przez całe lata myślałam, że chodziło o dowód tożsamości dawany pełnoletnim.
Musiało minąć wiele lat moich poszukiwań wzbudzonych śmiercią taty i tym opisywanym wydarzeniem bym pojęła, że dostałam wtedy dowód rzeczowy osobistego przeżycia tego, jak moje istnienie połączone jest ściśle z Istnieniem Wszystkiego.
Gdyby nie ono, nie potrafiłabym wyobrazić sobie później jego wielowymiarowej i fraktalnej natury, możliwości poruszania się po osi czasu, a więc i głębokiej sensowności reinkarnacji i relatywności powierzchownych ocen naszego ziemskiego ego.
A chłopak ? Ten jedyny, który zdążył poznać swego potencjalnego teścia ?
Spotykam go czasem, jego żonę również Znamy swoje telefony. Do dziś zwraca się do mnie podobnie jak tato : "Jolik".
Proszę, pewne rzeczy bywają podobne.
Jakieś 2 miesiące temu, czyli 2 po śmierci mojego ukochanego, coś kazało mi wstąpić na stary, poniemiecki cmentarzyk, dość blisko naszego lotniska. Jak mi tam było dobrze, to niesamowite uczucie, nie wiem, gdzie ja się tak dobrze czułam, poza byciem w powietrzu, na ziemi. Tam byłam na miejscu i oczekiwałam jakiegoś znaku. Wracając z pracy przejeżdżam tuż obok tego miejsca. Więcej tam nie poszłam, ale gdy myślę o tym miejscu, tylko jedna myśl mi przychodzi do głowy - że je kocham. On setki razy przejeżdżał tuz obok, gdy jechał albo wracał z lotniska.
To nie smieci Thelemo... to wiatr z Twojego cmentarza do mojego...
Napisałaś o wietrze.
Jakieś 3 dni po wypadku, pojechałam na miejsce, gdzie spadł On. Byłam tak oczywiście na drugi dzień, ale kręciła się Policja, komisja ds badań wypadków lotniczych, prokurator. Chciałam być tam sama. Rozglądałam się za Nim, myślałam, że właśnie wyjdzie gdzieś zza drzew, zbierałam pozostawione drobne szczątki sprzętu, kawałek jego długopisu z napisem "powodzenia". Wracałam kasztanową aleją do auta, gdy już prawie z niej wychodziłam, zerwał się nagle wiatr, silny podmuch, liście wirowały wokół mnie... nie wiem
Grey , historia ciekawa, ale szczególnie zwróciłam uwagę na język, jakim się posługujesz. Pięknie opowiadasz.
Piszesz książki? wiersze?
Wiersze pisze i koncze, ksiazke pisze i skonczyc nie potrafie
W temacie "...i my jestesmy Tworcami..." jest pare moich tekstow. I nie tylko moich
aaaa czyli bingo!
ciekawe miejsce ta Wasza Polana.
Nie musisz mieć pieniędzy aby Ja wydać. Są przecież wydawnictwa.
Chyba nie do końca Mirku.
Kiedyś w grzejąc się w jacuzzi poznałam naukowca. Andrzej jest psychologiem z uniwerku w Poznaniu, zajmuje antropologią, zjeździł cały świat, mieszkał w puszczy amazońskiej w domku szamana. Sporo publikuje. Czytał kiedyś fragmenty mojej twórczości pisarskiej i stwierdził, że jak najbardziej nadaje się do publikacji, zaoferował, że we wszystkim mi pomoże, ale od razu powiedział, że pierwszą książkę niestety muszę wydać na własny koszt.
To Cię wprowadził w błąd. Przygotuj cały materiał, a pomogę Ci ją wydać bez nakładów finansowych.
Nie skończyłam jeszcze
ale poza wszystkim, to nie wiem czy kiedykolwiek bym się odważyła wyciągnąć ją tak publicznie z szuflady.
Ale gdy stworzę coś wartościowego, to się zgłoszę natychmiast, choć nie wiem czy znajdę czas tyle tu pisząc
Wyczuwam, że tak naprawdę podświadomie nie chcesz niczego wydać. Te koszta bardzo Ci pasują. Są wymowka i usprawiedliwieniem dla bezczynności.
Jeżeli się nie odezwiesz literacko, nikt cię nie zauważy.
Nie poznasz wartości swojej twórczości.
jestem okrutnie nieodporna na krytykę
W Twoim zawodzie powinnas być odporna.
Krytycy przyczyniają się również do reklamy.
powinnam,
ale nie potrafię, wszystko przyjmuję do siebie
nawet krzywe miny zaprzyjaźnionych współpracowników
zupełnie jak mimoza, okropność
a pro pos mimoz.
Żona mojego kuzyna z Wilna miała mimozy, strasznie lubiłam się nimi bawić, tycnęło się leciuteńko palcem, a ona już ciach i się zwijała
Oj, to musimy nad tym popracować. Co Ty na to?
pewnie dobrze by było
Dobrze by było? Czy tego chcesz?
Miruś, a Ty mnie tu psychologicznie ćwiczysz w niedzielny wieczór.
Pewnie, że nie zyje się z tym łatwo,
i nie chcę tego zamiast "nie chciałabym", jeśli o to chodzi
Tak, psychologicznie ale nie cwicze. Jeżeli mam Ci pomóc radzić sobie z krytyką jest potrzrbna Twoja zgoda i chęć przyjęcia pomocy. W przeciwnym razie nic z tego nie wyjdzie.
Pomoc wskazana i oczekiwana
Zaczniemy od jutra na PW. Oki?
oki, dzięki