ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjacieleczego nigdy nie powiem J, a chciałabym z siebie wyrzucićKażdy kto chciałby się sprawdzić ZAPRASZAM CHETNYCH RZSZÓWRozmawiałam z kolegą o śmierci...Jakimi pistoletami dysponuje Policja?PrĂłg punktowy KSP lipiecPrezentacje z Geografi PolitycznejCzy zło wynika z przeznaczenia09.02.2014 Lublin-LegionowoByliny ogrĂłdkoweNaboje do Lamy Safari
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

Jest godzina 6:15, głośnym dzwonieniem oznajmia mi budzik. Skupiam całą swoją wolę na tym, aby wyjść z łóżka. Wreszcie udaje mi się to. „ Cholera jasna, kolejny pieprzony dzień pracy” – przechodzi mi przez głowę. Idę pod prysznic zmyć resztki snu. Szum wody uspokaja mnie, zawsze tak było. Kolejne krople spadają na moje ciało. Po kwadransie wracam do świata żywych. Jak na kandydatkę do nagrody „pracownika miesiąca” przystało ubieram spokojny strój biurowy w kolorze écru. Jeszcze tylko pończochy i buty na grubszym obcasie. „Jeśli chcę cokolwiek osiągnąć, muszę spełniać wszystkie zachcianki tego dupka. Chociaż w sumie nie wiem, dlaczego on zabronił noszenia szpilek, że niby są bardziej wyzywające.”
Splatam kasztanowe włosy w niewielki kok, rzęsy delikatnie pociągam grafitowym tuszem, a usta bezbarwnym błyszczykiem. Godzina 6:55 – idę obudzić dzieciaki
- Marta, Julka pora wstawać do szkoły, śniadanie macie na stole.
Wybiegam z domu, po drodze łapiąc płaszcz, kluczyki i torebkę. Wsiadam do samo-chodu i próbuję zapalić. Przekręcam kluczyk w stacyjce, z silnika wydobyło się kilka jęków i nic. Próbuję drugi raz, niestety z tym samym skutkiem.
- Kurwa mać, nie mogę się spóźnić – mimowolnie krzyknęłam.
Próbuję jeszcze kilka razy, ale nie widząc efektów, postanawiam ruszyć na autobus. Łapię go w ostatniej chwili, kierowca niechętnie się zatrzymuje. Wchodzę.
- Jakby się szanowna pani tyle nie pacykowała, to nie musiałbym się dodatkowo zatrzymywać, przez panią będę miał opóźnienie – przywitał mnie ironicznie kierowca.
- Nic panu do tego, co ja robię – silę się na grzeczność. – Do centrum proszę.
Płacę, a czekając na resztę i bilet szukam wzrokiem miejsca siedzącego. Pozostało jedno, ale łysy wyrostek nie wydaje mi się zbyt dobrym towarzyszem podróży. „ Chyba przyjdzie mi stać”.
Jakimś cudem udaje mi się dostać do redakcji na czas. Szybko siadam za biurkiem i przeglądam papiery na dziś, zanim szef się zacznie czepiać. Jak zwykle mam nawał roboty. Czy te smarkule nie mają co robić, poza pisaniem listów do redakcji. Szef kazał wybierać tylko te odnoszące się do seksu, bo ponoć wtedy najlepiej się sprzedajemy. Wcale go nie obchodzi, że jest jeszcze mnóstwo innych problemów. „ Co to my, jakiś telefon zaufania?” – spytał mnie kiedyś, gdy zasugerowałam nieco inną selekcję. Ale niestety nie mam zbyt wiele czasu na zastanawianie się nad sensem mojej pracy. „Czas zacząć tę farsę.” Otwieram skrzynkę i już znajduję kilka rozbrajających perełek: „Droga redakcjo, jakiś czas temu na imprezie graliśmy w butelkę. Dostałam zadanie, żeby całować się z koleżanką, ale tak z języczkiem. Czy mogę być w ciąży? Proszę o szybką odpowiedź, mam 12 lat, Ania”. Jeśli widzi się to po raz pierwszy, to może i jest zabawne, ale w pracy to idzie zwariować.
- Gdybym wiedziała, że tak skończę, to nigdy w życiu nie poszłabym na psychologię. - zamruczałam. Kończę w myślach: „ Miałam się tu przyjąć tylko na staż i później zacząć gdzieś in-dziej, ale ja już 6 lat tkwię w tym gównie.”
Z nawału pracy i rozmyślań wyrywa mnie szef:
- Pani Anetko, czy już napisała pani artykuł – spytał, a ja nawet nie zdążyłam odpowiedzieć. – Jeśli nie, to proszę, ma pani 15 minut i ma się to znaleźć w moim komputerze.
Nie cierpię tego jadu w jego głosie. To jest taki dupek, któremu się wydaje, że jest lepszy od innych tylko dlatego, że ma bogatych rodziców. Niestety na czas obecny jestem na niego skazana.
Od momentu wstania z łóżka wydaje mi się, że dzisiaj prześladuje mnie pech. Szefuncio wyjątkowo się mnie uczepił, popsute auto, niemiły kierowca. Masakra po prostu. Na szczęście ten dzień dobiega końca i idę teraz do przystanku, który niestety jest ładny kawałek od mojej firmy. Myśląc o obiedzie dla małych, jedynej pociechy w moim życiu ( chociaż też potrafią dać popalić), przemierzam miasto.
- Ładną mamy dzisiaj pogodę, nieprawdaż – pyta mnie nagle jakiś stary dziad, odziany w łachmany.
- Panie, spadaj pan – nie wytrzymałam. – Co mi po pogodzie, skoro miałam taki dzień do dupy. Wziąłby się pan do pracy, a nie ludziom głowę zawracać.
Przez myśl mi przeszło, że stary chce wyciągnąć ode mnie kasę na piwsko, więc wyciągam portfel i daje mu trochę drobnych. On jednak nie przyjmuje, ale cały czas patrzy mi w oczy, czegoś szukając. Po chwili milczenia mówi:
- Pani, to nie umie się cieszyć drobiazgami życia i istnieniem jako takim też nie.


"- Nic panu do tego, co ja robię – silę się na grzeczność. – Do centrum proszę. "
Widzę autobus-taxi na życzenie Cała scena przywiodła mi na myśl pierwsze strony Roku 1984, na których Smith "aktualizuje prasę" dla Ministerstwa Prawdy.
No nie wiem ale u mnie to w autobusach wygląda tak, że się wchodzi i się mówi: Dzień dobry(opcjonalnie), Na dworzec, na twierdzę, koło spalonego, koło targu, koło kina, na kopalnię, do centrum, na złodziejówkę (potrzebne wybrać) proszę (opcjonalne). Pan z wąsem albo i bez wybija jakiś tam numerek i mówi ile trzeba zapłacić. Jak jest wyliczone to się cieszy jak głupi, jak nie to musi wydać resztę i daje bilet.
A to przepraszam, nie spotkałem się jeszcze z tym zwyczajem.


Urok małych miasteczek, że się tak przystanki nazywają. A i jest jeszcze jedna opcja, można mieć miesięczny. Wtedy przykłada się taką osobliwą kartę do takiego osobliwego czytnika. I jeśli wyda krótki sygnał dźwiękowy, to działa, a jeśli długi, to coś jest nie tak. Albo nie ta relacja, albo bilet nie ważny, albo ewentualnie ( czytaj najczęściej) maszynka odczytująca się popsuła. Pan z wąsem ( albo i bez) zaklnie cicho i wpuści cię do autobusu, a ty zyskujesz jeden darmowy przejazd
Nie chodziło mi o nazwy przystanków, tylko o to, że w ogóle się je podaje przy kupnie biletu. Zazwyczaj wystarczy "zwykły/ulgowy".
U mnie się podaje, bo zazwyczaj autobusy jadą do jakiejś konkretnej miejscowości, zahaczając o kolejne dzielnice i wioski. A że ja poruszam się pksem zazwyczaj po okolicy, to biorę wszystko z jakiegoś tam własnego doświadczenia
"Czy te smarkule nie mają co robić, poza pisaniem listów do redakcji. " Brak znaku zapytania. Ty pytasz, czy stwierdzasz?