ďťż
Strona Główna Kobieta, mężczyzna, przyjacieleCzy mogę zostać policjantem ?Witam wszystkich, prĂłbujących swoich sił!Szkoła Policji w SłupskuOsoby z pobliĹźa Rudy Sląskiejsiedziba rodowaBezłapek - podhalan w WojtyszkachABO, a szkolenie z informacji niejawnychRekrutacja Olsztyn WAĹťNEDługośc procedury rekrutacjiSala do ćwiczeń Kielce Legionowo 23.06.2013
 

Kobieta, mężczyzna, przyjaciele

Może na początek parę słów ode mnie. Przede wszystkim chciałbym uprzedzić, że w tekście znajduje się nieznaczna ilość słów które uznawane są za niekulturalne. Jednak taki był zamysł tego tekstu. Zacząłem to pisać czerpiąc inspirację z dzieła pod tytułem "Życie z idiotom". Niewątpliwie nie będzie to tekst dla wszystkich ale mam nadzieję, że znajdzie się choć jedna osoba która uzna to za coś ciekawego.
Szanowni czytelnicy, gorąco proszę was o szczere opinie. Przypuszczam, że znajdzie się parę błędów, gdyż już około roku nie mam najmniejszej styczności z językiem polskim, jednak sądzę, że najlepszym przypomnieniem będzie pisanie tekstów i czytanie krytyk. Pozdrawiam bardzo gorąco i życzę miłej lecz niecodziennej lektury.
(Język potoczny i niechlujny który pojawia się w niektórych momentach, zastosowany jest celowo)

Na pozór dzień jak co dzień, nie wiele słońca, chmur również nie za dużo, typowa wschodnioeuropejska jesienna szarość. Stałem zupełnie nagi, wpatrzony w drzewo znajdujące się przy ulicy "Dalekiej". Dlaczego? Sam nie wiem, ale tak to już czasem bywa. Niby nic w nim specjalnego, zwykły dąb, nie duży, nie mały, z oschłymi już liśćmi, jednak stałem i patrzyłem weń jak w najpiękniejsze dzieło sztuki, które człowiek zobaczyć może tylko raz w życiu. Za drzewem rozciągało się ogromne pole, było szare jak cała reszta otaczającego mnie świata. Na owym polu znajdowały się kartofle, kartofli setki, było ich tyle, że nikt nie rozumiał po co komu w takim miejscu taka ilość kartofli! Znajdowało się tam tylko jedno miejsce, w którym mogłem zobaczyć coś innego niż rosnące bulwy. Nie rosło tam nic, a kolor ziemi był wyraźnie inny. Ponoć, niegdyś znaleziono tam zwłoki starej kobiety, kobiety zbesztanej przez życie. Miała połamane nogi, ucięte ręce, skręcony kark. Tak jakby stopniowo odbierano jej wszystko na czym sie opierała, filary jej całej egzystencji. Choć sądzę, że to tylko opowieść, wzięta z jakiegoś dużego miasta i przeniesiona do naszego wypiździewa, tak, aby nieokrzesana hołota miała o czym rozmawiać, to czasem myślę, że gdyby to była prawda, to dlaczego ktoś zabrał tej kobiecie nie tylko życie, którego i tak większość z nas nie docenia, ale zabrał jej też dumę.
Doszedłem do wniosku, że czas wrócić do naszego nędznego świata i wraz z nim ruszyć w całą tą stertę gówna, jakim jest miejsce, w którym mieszkam. Poszedłem do łazienki. Muszę się pochwalić, że łazienkę mam ładną. Podłoga składająca się z lśniących, kremowych, ceramicznych płytek, które po wejściu wbijają się w człowieka i pokazują, że to miejsce, to coś w czym zachowanie niekulturalne będzie srogo karane. Na jednej ze ścian stoi brązowa szafka z dwoma drzwiczkami, klamki są złote, a drzwi zrobione z drewna dębowego. Trzymam tam ręczniki i produkty chemiczne służące do utrzymywania higieny, bo nienawidzę, gdy ktoś stawia np. żel do mycia intymnych części ciała przy lustrze! Czy to ma służyć pochwaleniu się, że ja myje sobie jaja? Ile ludzi tyle odpowiedzi, i z tym już się pogodziłem. Na szafce stoi umywalka, zwykła, biała, która emanuje skromnością, przecież w mej łazience nie wszystko musi być najdroższe. Jak w większości łazienek, nad szafką znajduje się lustro. Jest ono duże, ułożone w grubej, drewnianej ramie, na której widzimy najróżniejsze obrazy z Biblii. Nie jestem wierzący, ale lubię oglądać sceny z bajek, które tak pochłonęły znaczną część ludzkości, oraz które na siłę wpajane są tej drugiej części. Na przeciw rzeczy które już wymieniłem, znajduje się sedes. Widzę pewne podobieństwo pomiędzy nami, a kiblem, bo przecież ilekroć już udaje nam się zmyć z siebie gówno, którym ktoś przed chwilą nas ubrudził, w kolejce już stoi kolejna osoba, która na nas narobi, bo w dzisiejszych czasach to nowe ludzkie hobby, cały czas sramy, czasem bo tego potrzebujemy, a czasem po prostu, aby szybciej minął nam czas. Po prawej stronie od sedesu są drzwi, po lewej zaś prysznic. Niewątpliwie rzecz, którą cenię najbardziej. Jest on proporcjonalnie duży do średniej wielkości łazienki, ma czarną, wysoką kabinę, na której aktualnie wisi ręcznik. Teoretycznie nie powinno go tu być, ale pozwalam sobie na wieszanie owego skrawka materiału w ten sposób. Na wewnętrznej części kabiny znajduje się półeczka, a tuż nad nią radio, które i tak nie odbiera żadnej stacji, zresztą, po co mi radio podczas kąpieli? Wsłuchuje się w dźwięk spływających ze mnie obelg i złorzeczeń, które rzucali dziś na mnie moi znajomi. Znajomi, bo raczej trudno nazwać kogoś takiego przyjacielem, choć ostatnio człowiekowi łatwo się pogubić, kto jest przyjacielem, kto wrogiem, a kto po prostu udaje, że zlizuje z ciebie brud, żeby w końcu na twoich plecach uzbierać go tyle, abyś padł bezwładnie na ziemie mówiąc: "Mieliście rację".
Jak co dzień stanąłem przed lustrem, przetarłem oczy, spojrzałem weń, odkręciłem wodę i jeszcze raz przetarłem oczy, tym razem mokrymi rękoma. Robię tak od lat, można to uznać za dziwne, ale człowiek najpierw lubi pewne rzeczy, potem je kocha, a na koniec się do nich przyzwyczaja. W tym przypadku pominąłem dwie pierwsze zasady, bo postanowiłem sobie po prostu codziennie rano w ten sposób przecierać oczy. Wszedłem pod prysznic, odkręciłem wodę. Najpierw dostałem bardzo zimnym strumieniem cieczy, która z czasem robiła się coraz to cieplejsza. Przeraża mnie to, że wszystko co mnie otacza to chemia. Nigdy nie byłem dobry z nauk ścisłych, a jednak jako człowiek mądry powinienem mieć choć średnią wiedzę w każdym zakresie, więc uczę się na temat związków chemicznych, atomów, pierwiastków i szokuje mnie to wszystko, szokuje mnie to, że żebym mógł to pojąć potrzebowałbym drugiego mózgu. Wyobraźcie sobie, jakież by to było piękne, gdybyśmy mogli dowolnie wymieniać nasze mózgi. I nie mam tu na myśli tylko używania jednego do nauki nauk ścisłych, a drugiego do humanistycznych, ale również do uspokajania się. Przypuśćmy, że jak co rano zmyłem z siebie brud, a już dwie minuty po tym dzwoni telefon, który po raz kolejny powoduje, że z czystością nie mam nic wspólnego. Wtedy zamiast chodzić ze świadomością, że już od samego rana jestem brudny, a nie mam czasu by to z siebie zmyć, po prostu przesyłam odpowiednie zapisy pamięci do drugiego mózgu, wkładam ten który uznaję za potrzebny dzisiejszego dnia i jestem w pełni gotowy do dalszego funkcjonowania.
W końcu woda osiągnęła idealną dla mnie temperaturę i jak co rano zacząłem swój rytuał. Po około 20 minutach delektowania się napawającym mnie dumą dźwiękiem, wychodzę z pod prysznica, chwytam ręcznik, dokładnie się wycieram, zakładam czystą bieliznę i rozpoczynam dzień, przygotowany na serie nowych ciosów.
Wszedłem do salonu. Salon urządziłem skromnie. Sosnowa podłoga, komoda z tego samego materiału. Na północnej ścianie rozciąga się wielkie okno z widokiem na... szopę sąsiadów. Na ścianie wschodniej stoi biała, jak futro polarnego niedźwiedzia, kanapa, a tuż obok niej fotel w tym samym kolorze . Na przeciwko znajduje się nieduża, ciemnobrązowa, niczym piórka wróbelka, świeżo zdjęte z jego główki, ława. Naturalnie, na ścianie zachodniej wisi wielki telewizor, który emituje obraz, w który każdego ranka wpatruje się jak biolodzy w ameby, jak matematycy w sinusoidy. Obok telewizora wisi nieduży, pomarańczowy zegar wskazówkowy. Mimo, że jest to najbrzydsza rzecz w moim domu, to trzymam go w widocznym miejscu. Pamiątka po przyjacielu. Spojrzałem na dowód braku poczucia stylu mojej pokrewnej duszy. Przedmiot ten wskazywał godzinę 7:48, co znaczy, że do rozpoczęcia pracy mam ponad 2 godziny. Włączyłem telewizor i poszedłem do kuchni, w której ku mojemu zdziwieniu siedział kot, wielki niby 3 koty oraz czarny niczym myśli moje, gdy widzę kolejnego człowieka, który zajmuje się: aktorstwem, śpiewem, pisarstwem, polityką, tańcem, a żadnej z tych rzeczy nie wykonuje chociażby na przeciętnym poziomie. Cholera! W XXI w. przyszło mi oglądać ludzi niepotrafiących nic, a robiących wszystko, zamiast, tak jak było niegdyś, robiących jedną rzecz, a wybitnie.
Kot spożywał w najlepsze moje niedopite mleko. Pomyślałem, że nie będę mu przeszkadzał, w końcu ja je wyleje do zlewu, czym dodatkowo ubrudzę już ubrudzone do granic możliwości rury kanalizacyjne, a on może tym nieprzydatnym dla mnie produktem napełnić swój, jak przypuszczam, pusty żołądek. Otworzyłem jeszcze szerzej okno, którego wczoraj wieczorem z roztargnienia nie zamknąłem i zbliżyłem się do czajnika. Wlałem do niego odpowiednią ilość wody, do szklanki nasypałem kawy, a po chwili zalałem wrzątkiem. Chwyciłem moją gorącą porcję napoju niwelującego moc magii piaskowego dziadka i powolnym krokiem udałem się do salonu, gdzie czekała już na mnie kanapa. Moja miękka, jak futro młodego zajączka, który radośnie przemieszcza się po zielonej od swobodnie rosnącej trawy łące, kanapa. Usiadłem nań i popijając kawę oglądałem porcję porannych wiadomości. Standardowo te same tematy: ropa drożeje, Anna Mucha zmieniła fryzurę, rząd fałszował śledztwo w Smoleńsku oraz krzyż z sejmu musi zniknąć. Boże! Czemu ja to oglądam? Stek bzdur, który napełnia mnie tylko jeszcze większym zażenowaniem do naszych mediów.
Wiem! Poczytam książkę. To mnie uspokoi, wyciszy. Sięgnąłem po powieść rosyjską. Opisy, które napełniają moje serce pozytywną energią, są mi teraz potrzebne jak taca księżom. Zacząłem. To czego doświadczałem jest prawdziwą ekstazą, mentalny orgazm! Gdyby tylko mózg wydzielał spermę, był bym nią zalany od uszy, aż po kolana. Moje uniesienie nie trwało jednak zbyt długo, ponieważ nagle dobiegł mnie dźwięk miałczącego kota. Miałczy, jakby go ktoś szpadlem walił po łbie! Ruszam do kuchni, ale widzę, że mój czarny przyjaciel dalej siedzi i popija wczorajsze mleko, wniosek jest prosty - to nie on! Więc wracam do salonu, wyglądam przez okno i moje oczy widzą obraz, którego nie zniosę! 10 latek ciągnie kota za ogon, jakby to była zabawka! Cholera! Co sie dzieje z tymi dziećmi?! Gdy widzę coś takiego to serce mi pęka, nie tylko ze względu na biednego kota, ale również dlatego, że ktoś taki w przyszłości może być istotną postacią w całej tej niedorzecznej hierarchii, więc zakładam buty, wychodzę na dwór i drę się do dzieciaka:
-Co robisz temu biednemu zwierzęciu?!
-Spieprzaj staruchu! - Odpowiada bez grama szacunku.
Cóż ja biedny mam począć w tej sytuacji? Ojca dzieciaka znam, to pijak, którego zupełnie nie obchodzi to, co dzieje się z jego potomkiem, a matka niestety zmarła kilka lat temu. Wracam do domu, wstrząśnięty tym nędznym widokiem, którego doświadczyłem przed momentem, chwytam za telefon, wybieram numer na policję. Dzwonię. Po około 10 sekundach pewien funkcjonariusz odbiera. Głos ma tak niski, że bardziej go czuję niż słyszę, a sposób w jaki się do mnie odzywa pokazuje mi, że nawet jeśli byłoby to morderstwo, miałby to zupełnie gdzieś, jednak próbuję swoich sił - a nuż się mylę i przy udoskonalonej wersji wynalazku Antonio Meucci'ego siedzi mężczyzna pełen zapału.
-Dzień dobry Panu, z tej strony Adam Miński, chciałem zgłosić, że przy ulicy dalekiej dziesięciolatek znęca się nad kotem.
-Zaraz pojawi się tam patrol - Usłyszałem tonem, który jasno dawał mi do zrozumienia, że w rzeczywistości patrol się nie pojawi.
-Dziękuję, życzę miłego dnia.- Odpowiedziałem, bo mimo, że człowieka tego nie interesowała sytuacja, która właśnie miała miejsce, to ja muszę zachowywać się kulturalnie.
Zdołowany siadłem i starałem sie kontynuować czytanie książki, jednak hałas, który powoduje dzieciak i kot, nie pozwala mi na to.
Spoglądam na zegarek, godzina 8:30. Do wyjazdu do pracy pozostała mi jeszcze godzina, więc czas zmrużyć oko na jakieś 30 minut. Padam na kanapę i błyskawicznie zasypiam. Moja podświadomość zaczyna tworzyć niesamowite obrazy, w takich sytuacjach myślę, że jestem prawdziwym geniuszem i łudzę się, że moje marzenia dalej mogą się spełnić, ponieważ kto jak kto, ale geniusz może wszystko.
Czarne tło, a na nim ludzkie twarze przepełnione bólem, snujące się od kąta do kąta, mierzące mnie swoimi zimnymi spojrzeniami, patrzą się na mnie jak bym był przyczyną ich bólu. Może tak jest? Może to wszyscy ludzie, których skrzywdziłem lub ofiary efektu motyla? Jedna z twarzy jest bez oczu, ta twarz jest najwyraźniejsza i jednocześnie najbardziej przerażająca. Mimo, że wszystkie fizjonomie wyglądają jakby marzyły tylko o wywołaniu u mnie cierpienia, to jedynie ta przykuwa naprawdę moją uwagę, tylko ta jedna powoduje u mnie prawdziwy strach. Jest coraz większa, jej puste oczodoły robią się coraz wyraźniejsze, widać w nich białe kropki.
-Co to jest? Te kropki się ruszają.
Teraz już nie widzę nic, poza tą jedną twarzą, wszystko inne zniknęło, jesteśmy tylko ja, ona i jej sojusznik, czerń, pustka, moja podświadomość.
Twarz zaczyna wyraźnie drgać, białe punkty zaczynają robić się coraz większe, twarz jednak zostaje tej samej wielkości. Wyraźnie punkty zbliżają się do mnie. Z oczodołów twarzy zaczyna wylewać się krew, aż nagle wszystko znika. Po raz kolejny zostaję tylko ja, pustka i strach przed nieznanym. Wiem, że za chwilę wydarzy się coś, co będzie mi zagrażać. Błysk! Na ułamek sekundy robi się jasno, tak jasno, że jasność ta nie pozwala mi dostrzec czegokolwiek. Światło zniknęło równie niespodziewanie jak się pojawiło, a kiedy moje oczy zdołały już odnaleźć się w otoczeniu, zobaczyłem obraz z przed chwili! Blada, poraniona jak po walce z tygrysem twarz, z oczodołami w których znajdują się tłuste larwy... Larwy z moją twarzą. Widzę jak moja podobizna pożera resztki gałek ocznych. Pożera to z takim apetytem, że nie zważa na otoczenie. Z miejsc, gdzie znajdowały się oczy, krew zaczyna płynąć bez opamiętania, jednak biali towarzysze nic sobie z tego nie robią. Twarz otwiera usta, grymas bólu przeszywa mnie całkowicie. Niesamowite uczucie, strach jakiego jeszcze nigdy nie odczuwałem, ale i podniecenie, co wydarzy sie dalej? Gęba powoli wysuwa język, z którego spływa krew zmieszana z ropą. Czuję, że zastygłem, nie mogę robić nic poza czekaniem, czekaniem na to co nieuniknione. Głowa zaczyna się trząść, krew tryska na wszystkie strony, otoczenie już nie jest tylko czarne, w pewnym miejscu pojawia się biała barwa. Z krwi, która leciała w tamto miejsce powstaje napis "Oto twoje szczęście". Twarz zaczyna krzyczeć, krzyczy tak, że larwy w miejscach, gdzie niegdyś miała oczy, eksplodują. Po chwili krzyk zamienia się w lekki sygnał, który wyrywa mnie ze snu. To budzik, czas ruszyć do pracy.


Mnie najbardziej interesuje nazwisko którym przedstawia się główny bohater. Bo przypadkiem mam takie samo. Znajomi myślą, że to ja napisałem ten tekst. Napisz proszę skąd je wziąłeś - adam@jaknajdalej.pl
ooooh proszę zmień avatar na mniejszy bo straszliwie się czyta tak długi tekst!