Kobieta, mÄĹźczyzna, przyjaciele
Oto początek pierwszego rozdziału mojej mini powieści.
Co czułem gdy przeszywały mnie kule? Szczerze mówiąc nie pamiętam, podobno straciłem przytomność po pierwszym strzale. Obudziłem się następnego dnia w szpitalu, poprzyczepiany do dziesiątek rurek i kroplówek. Gdy teraz wracam pamięcią do tamtych dni, śmieję się pod nosem. Sam sobie byłem winny i w pewnym sensie zasłużyłem na to, co mnie spotkało. Lekarz prowadzący mój przypadek, niejaki Hans Gertfruth, mówi, że przeżyłem śmierć kliniczną. Najśmieszniejsze jest to, iż nic nie pamiętam. Żadnego światełka w tunelu, żadnych aniołów i świętych. Nic, po prostu ciemność. Opowiadam to moim znajomym, którzy zaprzeczają mówiąc, że zawsze miałem słabą pamięć. Ludzie wierzą w siły nadprzyrodzone i boski pierwiastek, ale czemu? Może jest to jakaś ucieczka od rzeczywistości? Może jest to próba wytłumaczenia naszego istnienia? Zapewne obie te rzeczy na raz i wiele innych. Teraz siedząc przy mahoniowym biurku w Londynie na Pleasant Way 62 rozmyślam, nad tym co mnie spotkało i o mojej przyszłości. Jednak gdybym mógł cofnąć czas nie zmienił bym wiele, a na pewno nie tamtego wypadku.
Las, domek, jezioro. To wszystko co pamiętam z tamtej okolicy. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Zalesiona wioska, kilka domów na krzyż no i ten mój. Była to chatka leśniczego, którą odziedziczyłem w spadku po dziadku Alfredzie. Był to miły starszy pan, jeden z tych co lubił usiąść zapalić cygaro i mieć wszystko w głębokim poważaniu. Niestety nie odziedziczyłem tej wspaniałej cechy, za to dostałem dom. Składał się z salonu, sypialni, kuchni i piwnicy. Meble były staroświeckie, kupione przed wojną. Najbardziej charakterystyczną rzeczą w całym mieszkaniu był dywan, który wzorem przypominał skórę tygrysa. Naprzeciwko tego myśliwskiego trofeum znajdował się kominek. To przed nim zwykle siadałem z książką w ręku, a obok mnie dziadek z fajką, na bujanym krześle. W całym kompleksie, tylko jedno miejsce zawsze mnie przerażało. Była to stara piwnica, pełna insektów ,pleśni i zdechłych szczurów. Wchodziło się do niej po kręconych, murowanych schodkach. W środku stał jeden wielki regał zapełniony od góry w dół konfiturami. Było tam też kilka nie przydatnych lub zniszczonych sprzętów AGD, których dziadziuś Alfred, za nic w świecie nie chciał wyrzucić. To wszystko składało się na wizję spokojnego, wyalienowanego domku. Gdy pierwszy raz od dwudziestu lat stanąłem przed dębowymi drzwiami, ogarnął mnie strach. Czemu? Teraz wiem, że bałem się demonów z przeszłości. Są to złe wspomnienia, które nawiedzają człowieka w określonym miejscu lub czasie. Tak było też i w tym przypadku. Położyłem dłoń na pozłacanej klamce i pchnąłem drzwi. Moim oczom ukazał się zagracony i zakurzony salon, ten sam w którym czytałem książki przy kominku. Wszedłem do środka, zamykając drzwi. Wszystko sprawiało wrażenie nienaruszonego przez czas, nawet zakonserwowana głowa jelenia, wisząca nad paleniskiem miała się dobrze. Zacząłem się rozglądać dookoła i iść przed siebie. Co chwile odpychałem ręką pajęczyny i komary. Po przejściu paru metrów, znalazłem się w zabrudzonej kuchni, obok której znajdowały się marmurowe schody. Zamarłem i przez kilka sekund stałem jak kamień. Z hipnozy wyrwał mnie dzwonek telefonu. Włożyłem rękę do jeansów i wyjąłem zniszczoną już Nokię C4.
-Kochanie, dojechałeś już? –zapytała kobieta o słodkim i ciepłym głosie.
-Tak. W domu w porządku. Co prawda trzeba by tu uprzątnąć, ale nie jest źle.
-Czyli ok?
-Ok.
-To już ci nie przeszkadzam. Pa.- rzekła i rozłączyła się.
Kate była cudną kobietą. Poznałem ją w trzeciej klasie liceum. Małżeństwem zostaliśmy cztery lata później. Miała cudną figurę i cerę. Jej piękno podkreślały długie, brązowe włosy i bajeczne, błękitne oczy. Zawsze miła i sympatyczna. Gotowa pomóc każdemu, nie licząc na nagrodę. Byłem pewny, że to ta jedyna. Byłem.
Gdy schowałem komórkę do kieszeni rozejrzałem się jeszcze po chatce. Wszedłem na strych oraz do sypialni, zamieszkanej przez wielkiego szczura. Gdy skończyłem rekonesans zamknąłem dom na klucz i wróciłem tu jakiś miesiąc później.
Bardzo dobrze pamiętam dzień przyjazdu. Była koszmarna pogoda, niebo zachmurzone i deszcz, strugi deszczu. Podróż zajęła nam jakieś trzy godziny. Po drodze zabłądziliśmy parę razy i zatrzymywaliśmy się by napełnić żołądki. Pod dom dojechaliśmy około siedemnastej. Zatrzymałem czteroletniego już Forda Galaxy na podjeździe. Kate ubrana była wówczas w zieloną sukienkę i przemokła do suchej nitki. Szybkim krokiem podeszliśmy do drzwi . Oczywiście zapomniałem kluczy i musiałem wracać się do auta. Po jakiś pięciu minutach w końcu znaleźliśmy się w środku. Ekipa sprzątająca sprawiła się bardzo dobrze. Z kątów zniknęły pajęczyny oraz truchła gryzoni. W powietrzu pachniało pastą do podłóg. Z sypialni pozbyto się szczura i zatkano wszystkie dziury pianką izolacyjną. A wszystko tylko za 200 $. Nie sprawdziłem wtedy tylko piwnicy, czego w czasie późniejszym gorzko żałowałem. Gdy Kate zachwycała się wnętrzem chatki, musiałem przytargać z samochodu dwie wielkie walizki. Weź spróbuj jechać gdzieś z kobietą. W końcu gdy wszystko było przyniesione rozpoczęło się wypakowywanie i suszenie mokrych rzeczy. Wieczór spędziliśmy przed telewizorem w skąpych strojach z butelką szampana.
Nawet fajnie się czytało. Zmieniłabym trochę to zdanie:" Kate ubrana była wówczas w zieloną sukienkę i przemokła do suchej nitki." Wynika z niego,że Kate dlatego zmokła, bo sukienka była zielona, a nie np. cienka:)
I jeszcze "Nie zmieniłbym wiele", a nie "nie zmienił bym wiele".
POzdrawiam.
...